Mongolia diuny

now browsing by tag

 
 

W objęciach Gobi po raz kolejny

W objęciach Gobi Servey Balandalay 20-22 października 2015

 

 

 

 

 

 

Gobi znów postanowiła zaprezentować się przed nami w kolejnej odsłonie. Pojechaliśmy z gościnnego Servey w kierunku Balandalay tym razem drogą południowej stronie masywu górskiego – 130 km.

Na początku pustynia gościła nas swoją nieprzebraną przestrzenią czerni.

Zobacz swój cień – szeptała…

Twój cień to również Ty , popatrz jak czerń oświetla słońce, pozwól mu się rozpuścić w słońcu.

Nocleg pod bezkresnym morzem gwiazd, gdzie cały wszechświat przenika nas swoim jestestwem.

 

Uwalniam się wybierania swojego cienia, wypierania części siebie.

 

Jestem jednością sama z sobą

 

 

 

 

 

 

 

Radość spotkania przenikała nas całkowicie.

 

A Gobi jak to Gobi zdecydowała pokazać nam się jeszcze piękniej

 

Uwalniam się zakazu pokazywania innym mojego piękna

 

Pokazuję innym moje piękno z radością i miłością

 

 

 

 

Tak , kolejne odsłony tej niesamowitej przestrzeni gdzie ludzie bogowie spotykają się w jedności w tym samym miejscu, bez podziałów, tylko wolna wola decyzji – czy chcę stać się jednością z Bogiem.

 

Po bezkresnych czarnych przestrzeniach wjechaliśmy w pustynne góry gdzie czerń mieszała się z kolorami czerwieni, bordo, zieleni znów wszystko grało i tańczyło.

 

Nie ma separacji z całym stworzeniem

 

Gdzieniegdzie pojawiały się słone rzeczki czy jeziorka, lekko wyschnięte które swoją niesamowitą czystością rozświetlały krajobraz wydobywając z niego jeszcze więcej światła.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wszystko działo się poza umysłem, słowami – w przestrzeni serca, czy już Boga gdzie człowiek jest, jednak nie zawłaszcza przyrody, tylko stara się żyć z nią w harmonii z tym co robi.

 

Już niedaleko przed Balandalay spotkaliśmy dzieło człowieka, buddyjską stupę, informującą nas w przestrzeni jakich wpływów religijnych jesteśmy.

 

 

 

Tak, tak to dzieje się wszędzie i w każdej religii. Religia to potężniejsze narzędzie niż Państwo – bo zazwyczaj dużo większe i w mające potężne duchowe (a co za tym idzie manipulacyjne ) zaplecze.

 

My przywitaliśmy się z tym miejscem radośnie, pokarmiliśmy duchy i gdy zjeżdżaliśmy już do Balandalay spotkaliśmy mężczyznę z wielbłądami, przypominając nam o tym, żeby działać skuteczne bez przesadnego wysiłku ( symbolika wielbłąda ).

Takie spotkanie światów starych i obecnych, mieszających się w jednej przestrzeni.

 

 

 

 

 

Słowa to za mało, aby opisać co działo się w przestrzeni Gobi, w przestrzeni tej drogi przez swoje cienie.

Zapraszamy do uważnej obserwacji zdjęć i w słońcu wydobycia swojego cienia.

 

A my po wizycie w miasteczku i zatankowaniu wody ułożyliśmy się do snu opodal sycąc się kolejną cudowną nocą w objęciach wszechświata.

 

 

 

 

Kolejne odsłony Gobi

Gobi w kolejnej odsłonie 16 październik 2015

 

 

 

 

 

Gobi dalej postanowiła wdzięczyć się przed nami w kolejnej odsłonie. Po magicznej, wyjątkowo ciepłej, zachmurzonej nocy, zaprosiła nas na wycieczkę wzdłuż diun dalej na zachód.

Pojawiły się złote diuny osadzone na czarnej pustyni. A czarna pustynia zapraszała do spacerów. Pamiętam ten czas 2.5 miesiąca temu, kiedy samo wyjście na czarną odbijającą słońce pustynię było nie lada wyzwaniem. Teraz wszystko było przyjazne, zapraszające.

 

 

 

 

– Nigdy nie myślałem, że pustynia będzie tak nas gościć – powiedział Bartek.

– Że pustynia w ogóle może gościć – dodał .

Tak, takie łamanie schematów, druga wizyta na Gobi, i po raz drugi niesamowita gościnność przyrody, która pokazuje nam się najpiękniej jak my możemy to przyjąć.

 

 

 

 

Koleje kwiaty, kolejne stada koni, wielbłądów dodawały jej uroku, informując, że gdzieś niedaleko (gdzieś do 10 km) można spodziewać się ludzi, jurt rozrzuconych w przestrzeni tej magicznej krainy, dodając jej tym bezpieczeństwa.

 

 

 

 

 

 

 

 

Gdzieniegdzie do złota i czerni przestrzeń dodawała czerwone klify, pozwalając nam sycić się niesamowitym kontrastem barw w ciepłej aurze ok. 20 stopni, przy lekkim wiaterku. Dziękujemy za to kolejne zaproszenie, za możliwość sycenia się pięknem kolorytem jesiennej barwy.

 

 

 

 

 

Przejechaliśmy z 30 km od ostatniego campu pod diunami i prawie każde miejsce zapraszało na zatrzymanie się w nim na dłużej, aż nie mogliśmy się zdecydować.

Duchy miejsca pomogły nam podjąć decyzję wyboru miejsca, gdyż przy końcu wianuszka diun, gdzieś w oddali zauważyliśmy parę gazel przebiegających nam drogę. Tak jesteśmy na swojej drodze…….

 

Czytam znaki z przestrzeni i idę za nimi.

 

 

 

 

Najpierw znaleźliśmy miejsce, gdzie czarna kamienista pustynia, spotykała się ze złotą piaszczystą, a może już piaszczysta spotykała się z mieszanką czarnej i złotej. Miało się wrażenie, że na górze złotego piasku usypane są czarne granulki, a linia podziału między złotem, a czernią dziś wydająca się ostra jutro może usypać się w innym miejscu.

 

 

 

 

Uwalniam się od przymusu stawiania ostrych granic

 

Granice są tylko wytworem naszego umysłu

 

Wszystko jest jednością, jesteś innym mną

 

Gdzieś wszechświat sam dopowiadał do tego co widziały oczy

 

Na mapie zaznaczone w tym terenie źródła wody, więc i przyroda była tutaj bardzo bujna (jak na pustynne warunki) tworząc coś w rodzaju oazy – gdzie zapewne mieszkają gazelki.

 

 

 

Wszystko gdzieś zlewało się w jedności.

Na noc ulokowaliśmy się naprzeciwko diun, obserwując niesamowity spektakl zachodu słońca.

– Spektakl trwa – jak mówi Bartek, gdy pojawia się magia.

 

 

 

A on trwał i trwał, najpierw słońce oświetliło diuny, a potem chowając się za horyzont podświetliło całą jego linię pomarańczowym światłem na jeszcze niebieskim niebie. Miało się wrażenie ( zresztą to tak jest na całej pustyni), że ziemia spowiła się w mroku nocy – przy niebieskim niebie.

Gdy siedzieliśmy urzeczeni kontemplując przestrzeń – dopełniając spektaklu. Z nieba zaczęły znikać chmury i znów pojawiło się czysty niezmącony błękit.

Dziura w inne wszechświaty, galaktyki w nieograniczoność tego co wydaje nam się ograniczone.

Gwiazdy powoli wypełniały przestrzeń od tych bliższych po bardziej odległe ( na nie do końca czarnym niebie).

Spektakl trwa…….

 

 

 

 

 

 

Przez śpiewające piaski Gobi

Spacer po diunach 15 października 2015

 

 

 

 

Diuny Park Narodowy Gobi Gurwansajchan tylko częściowo zaprosił nas w swoje progi ostatnim razem, pozwolił nam podziwiać siebie z dalsza i dał możliwość objechania diun kilkuset kilometrowym kołem, przy okazji sycąc się bezmiarem pustyni.

Nie odwiedziliśmy wtedy w sierpniu najbardziej turystycznych miejsc (był środek sezonu), teraz mijając po drodze pojedyncze samochody podjechaliśmy w rejon campusów.

Te mniejsze usytuowane bezpośrednio przy diunach, te większe troszkę dalej, patrząc na Soviet Military Map stało się jasne, że większe campusy są w miejscach wydajnych studni.

Powitał nas również helikopter lecący z turystami nad diunami, sugerując nam, że też możemy nauczyć się latać…

 

Z odwagą odrywam się od ziemi

 

Pozwalam sobie latać.

 

 

 

 

 

 

 

 

Już wjazd w tereny pustynne spowodował, że miałam wrażenie, że latam będąc na ziemi, zatapiając w bezkresie przestrzeni, a tutaj informacja, że jeszcze czas nabrać większej lekkości.

Tak lekkości, otwartości.

 

 

 

 

Zablokowanie mojej szyi, która powodowała wysokie tętno, wzmogła moją uwagę na mój upór – odsłaniając przede mną kolejne jego odsłony.

Tylko tak, a nie inaczej będę działać…

Nigdy nie będę szyć…

Nie umiem szyć…

Muszę to robić tak, a tak ….

Polała się lawina kolejnych rzeczy ………….

 

Uwalniam się od oporu w moim życiu

 

Działam z pełną otwartością, nie zamykając żadnych możliwości działania.

 

 

 

 

Na dłuższy postój zaprosiło nas miejsce koło zakazu wjazdu na diuny (chyba pierwsze tutaj jakie widzieliśmy). Zakaz wjazdu, zakazem, a dalej wyjeżdżona droga.

Pod diunę zostało z 300 metrów postanowiliśmy się przejść przywitać z piaskiem, energią diun (wydm). Do naszej wycieczki dołączył mały radosny piesek. Najpierw doszliśmy do jeziorka będącego źródłem rzeczki płynącej u podnóża diun, tworząc niesamowicie piękne rozlewiska, by potem widząc ślady na górę po piasku postanowiliśmy zobaczyć świat z czubka diun.

 

 

 

 

 

Piesek radośnie biegał między nami, czasami bawił się z obsuwającym się piaskiem, a gdy odpoczywaliśmy tulił się do nas.

Czasami popadał w chwilę medytacji patrząc przez dłuższy czas w przestrzeń, zanurzając w niej, dogłębnie stapiając z nią.

 

Droga niezbyt długa jednak momentami bardzo mozolna, każdy krok pozwalał stapiać się z bardziej z otaczającą przestrzenią.

 

 

 

 

 

Piasek, ziarenka oddzielone jedno od drugiego przy każdym ruchu zmieniające formę.

Przypominające nam, że jesteśmy światłem i nasza forma nie jest stała. Zresztą nasze ciała – może nie tak widocznie jak w piasku- też zmieniają się każdego dnia. Gdzieś w połowie górki słyszymy dźwięk – jakby lecący samolot. Samolotów – poza helikopterem – tutaj nie widzieliśmy – więc co to za dźwięk? Zaczynamy się zastanawiać.

Diuny nazywane są śpiewającymi piaskami!!!! Kochane nie tylko nam się pokazały, zaprosiły do bezpośredniego kontaktu, to jeszcze dały siebie usłyszeć.

 

Jestem jednością, nie ma separacji

 

 

 

 

Przestrzeń opowiada swoją historię.

 

Patrzę na psa i Bartka jak zwinnie, radośnie idą pod górę, to dlaczego mnie łapie zadyszka? – pytam.

 

– Bo się separujesz? – słyszę.

– Od czego? – pytam.

– Od ludzi – słyszę.

Tak, gdzieś jeszcze we mnie jest sporo odrzucenia przez bliskich, brak otwartości, a może lęk przed otwartością.

Wszechświat mówiąc to posłał jednak nauczyciela, niesamowitego psa, który był z radością i miłością wokół, a gdy mógł – bez nachalności tulił się łagodnie. Czy też był wdzięczny za każde głaskanie.

 

Doceniam to co dają mi inni i ciszę się z tego, cieszę się, że inni są…

 

 

 

 

Na szczycie diuny z rozległą panoramą, z bezkresną i niczym nieograniczoną przestrzenią zaraz to ustawiliśmy.

Okazało się, że boję się, że uważam ludzi za hieny, że otwierając się na nich zaraz zostanę wyssana. Będę musiała tworzyć silne granice, ochrony, a przecież tego nie chcę.

Energia boska jest nieograniczona, i gdy w to uwierzysz – pozwolisz innym ją brać, poprzez siebie, ale tylko tę energię światła.

 

Tak, gdy jestem otwarta na wszechświat, moje zasoby energii są nieograniczone.

 

Uwalniam się od przekonania, że mam ograniczone zasoby energii.

 

Moje zasoby świetlistej boskiej energii są nieograniczone i więcej jej daję, tym kanał bardziej się otwiera.

 

 

 

 

 

Tak, to dotyczy tylko boskiej energii, inne energie oparte na Ego są ograniczone i faktycznie dzielenie się może osłabić i wyssać.

 

Moje zasoby energii są nieograniczone.

 

Tak przestrzeń tańczyła, pokazując sama sobą, że gdy nie ograniczamy przyjmowania pokładów energii – współbrzmimy z energią boską. Temperatura ponad 20 stopni, lekki wiaterek i my ……. maleńkie jak te ziarenka piasku, a jakże ważne elementy w światowej układance.

 

 

 

 

 

Przeskakiwaliśmy z jednej diuny na drugą, ciesząc się radośnie razem z naszym małym towarzyszem.

Byliśmy na potężnej górze usypanej z małych ziarenek, każde ziarenko było samodzielne, ale chciało tworzyć z innymi wspólną całość, poddając się temu co przynosi kolejna sekunda.

Tak jak nasze ciała – wszystkie atomy umówiły się, aby tworzyć nasze piękne ciała – gdy pozwolimy im być takimi jakimi są, zadbamy o nie. Będą piękne i zdrowe każdego dnia.

Czuliśmy się jak zawieszeni gdzieś w przestrzeni nad nieskończenie rozległym horyzontem, gdzie jedno z jezior na dole przypominało nam o wielkiej miłości wszechświata, okolicznych duchów.

 

 

 

 

Pożegnaliśmy gościnne szczyty diun i z radością zjeżdżaliśmy na tyłku przy ich dźwięku, zbiegaliśmy grzęznąc po kostki, bawiąc się przy tym doskonale, czując lekkość piasku i swoich ciał.

 

 

 

 

Na nocleg pojechaliśmy 3 km dalej żegnając naszego czworonożnego towarzysza.

Daliśmy mu troszkę chrupek kocich, jednak nie skusił się nawet na spróbowanie.

Jakie było nasze zdziwienie, gdy kilka kilometrów dalej po zatrzymaniu się na nocleg – po kilku minutach pojawił się i on. Radość czy problem. Zaczęły się rozważania, że chyba ma domek itp. Radość spotkania ustąpiła trosce negatywnie pojętej, jakimś dywagacjom itp.

 

Uwalniam się od nadmiernej troski za innych, szczególnie za tych, którym „wypadałoby” pomóc

 

W trosce nad innymi słucham głosu wszechświata

 

A wszechświat mówił, on chce tylko towarzystwa ………. innego niż znane mu.

 

 

 

 

Nie mieliśmy go za bardzo czym nakarmić, a widać było, że miał ochotę na conieco.

Chrupki nie, ziemniak nie, tofu spasowało.

Patrzył na nas troszkę zaskoczony naszą skromną gościną.

Miało się wrażenie, że mówi:

– Tak fajnie wyglądali, a sknerzą się aby dać coś dobrego.

Poleżał koło samochodu i gdy zobaczył, że ani nie chcemy go wpuścić do auta, ani dać czegoś dobrego – poszedł sobie do swojej jurty ( może to pierwsi spotkani weganie) .

A my zasnęliśmy otuleni przez czerń nocy. Magicznej nocy…