mongolia
now browsing by tag
Flamingowe klify
Flamingowe klify 5 sierpnia 2015
Framingowe klify zapraszały nas już wczoraj, gdy wjechaliśmy na drogę w stronę miasteczka Bulgan.
Wtedy zapraszały nas prosto na zachód słońca, z kilkudziesięciu kilometrów wdzięcząc się pomarańczowo-czerwonym kolorem.
Czemu nie odpowiedzieliśmy na zaproszenie???
Chyba nie chcieliśmy po tylu dniach w stepie, zjeżdżać do miasta połączonego asfaltem ze stolicą, głównego centrum turystycznego Gobi – asfalt, lotnisko, a z drugiej strony musieliśmy wymienić gumę wahacza, która dawała nam już jakiś czas znać głosem.
Bartek chciał zaliczyć jakąś krótką wizytę na Gobi i potem jechać do Ulan-bator – zrobić wymianę u naszego mechanika, a ja czułam, że należy jechać do miasteczka przy pustyni.
I tak troszkę na rozdrożu, pojechaliśmy najpierw do wioseczki Bulgan, gdzie zetknęliśmy się z tutejszymi uprawami ziemniaczków, marchewki, kapusty, ogórków – cieszyliśmy się nimi jak na wczesną wiosnę pierwszą pokrzywą.
Nie wiecie ile radości mogą zrobić takie świeże warzywa, nawet w tak ograniczonym zakresie.
Zresztą popatrzcie – taki zestaw kosztował 7 zł.
I kolejny zachód słońca na stepie, bo jadąc na południe przejechaliśmy przez pustynię, by znów znaleźć się na stepie.
Przestrzeń już nie otacza całkiem dookoła, gdyż od południa pojawił się wysoki masyw górski (2800 m.n.p.m), który odgranicza nas od kolejnej odsłony pustyni. Choć sami jesteśmy na ok. 1500 m.n.p.m..
Aby ustalić nowy kierunek jazdy, wpadłam na pomysł kręcenia Bartka w kółko z zamkniętymi oczami. Wybór kierunku jazdy , potwierdził moje prowadzenie, czas jechać do miasteczka Dalanzadgae. Przecież to co mamy zrobić z samochodem to drobiazg, a takim miasteczku na pewno będzie wielu mechaników.
A flamigowe klify były praktycznie po drodze do miasteczka.
Od razu zapraszały nas swoim pięknym światłem, wskazując półkę po drugiej stronie turystycznej zony. Tutaj sami będziecie mogli się nam przyglądać. Patrzyliśmy na praktyczne wyrwę w zboczu, usypaną z czerwonego piaskowca tworzącego różne formy, po których jasno było widać, że duchy w tej dolinie są silne i należy po niej się poruszać z dużą uważnością.
Bawię się skakaniem pozornie nad klifami, gdzieś chcę być ponad nimi, zostawić to co stare i pójść w nieznane….
Uwalniam się od lęku przed nieznanym
Z odwagą i radością idę w nieznane
Odrywając się od ziemi, a potem na nią powracając
Bartek zaproponował zjazd w dół klifu. Poczułam lekki opór, tak jakby duchy chciały tam spokój, i nie chciały kolejnego turysty.
Zjechaliśmy w dół powoli – napięcie zaczęło mijać – przestrzeń się otwierać.
Kolor grał z formą, bawiąc się tym co nie trwałe.
Wszystko jest nie trwałe, nie ma stabilności w żadnej dziedzinie życia, brak stabilności to rozwój – pamiętaj o tym – brzęczało w mojej głowie.
Uwalniam się od gonienia za stabilnością
Pozwalam sobie płynąć w rozwoju
Świat nam wmawia, że ma być pewnie i stabilnie, jednak czy to natura wszechświata????
Chcemy wszystko kontrolować i …………..
Piękne formy usypane z piaskowca, który szybko może zmienić te formy na inne.
Pięknie, jednak energia dziwna, może obrażona za to, że wczoraj mimo silnego prowadzenia pojechaliśmy gdzie indziej, a nie na zachód słońca, a może tutaj po prostu tak jest.
Znaleziono w tym miejscu jajka dinozaurów. Niesamowita musiała być energia tego zwierzęcia, które je zniósł, i tego co był w środku – że przetrwało tyle wieków.
Trwałe w nietrwałości, a może nietrwałe w trwałości.
I tak pożegnaliśmy te cuda natury, które powoli, powoli nabierały zaufania, a co za tym idzie otwartości.
I pojechaliśmy w kierunku Dalanzador
W zachwycie przez pustynię
Przez pustynię 4 sierpnia 2015
Mongolia niesamowicie nas gości, każdy doba składa się z kilku czy kilkunastu dni . Każdy jest fascynujący, i tym co dzieje się na zewnątrz i tym co w środku nas, że można byłoby pisać o nim przez kilka dni.
Dziś najpierw jechaliśmy spod klasztoru Ongi do miasteczka Mandal-Owoo w dużej części świetną drogą szutrową – można było jechać 80km/h wśród stepu (stówką pewnie też), a może już rozłożystej półpustyni, co prawda pozostawiając za sobą wzbijające się wysoko na kilkadziesiąt metrów tumany pyłu.
Potem skierowaliśmy się na Bulgan drogą bardzo główną, ale jak to w zwyczaju takich dróg bywa bardzo zatarkowaną.
Jednak to co było po drodze przechodziło nasze pustynne wyobrażenia.
Wiał wiatr i gdzieś w oddali powietrze falowało pokazując nieostre formy. Czy to rzeczywiste, czy może już fatamorgana, zastanawialiśmy się.
Pustynia zmieniała się co chwilę, raz były to maleńkie piaszczyste wydmy na czarnej pustyni, obrośnięte zielenią, czasem pustynia była tylko czarna, czasem tylko złota.
Gdzieś na horyzoncie migotały góry, mówiąc dzień dobry .
Takie spotkanie czerni, złota i zieleni…. podświadomości, nadświadomości i świadomości w jednym czasie i momencie.
A nad tym wszystkim czuwające niebo z białymi chmurkami, które niczym kołderką otulały przestrzeń, która była taka piękna i radosna, że i my również cieszyliśmy się każdym przejawem jej piękna, przyglądając jej formom, kolorom, energiom, ciesząc się chłodnawym nie wiedząc skąd wiatrem i przyjazną jeszcze temperaturą ok 35 stopni w cieniu.
Czasami na horyzoncie były góry, czasami nie kończące się przestrzeń ……
Raz jechaliśmy dołem i patrzyliśmy w górę, innym razem wspięliśmy się na pagórek i przyglądaliśmy jej pięknu z góry.
Niesamowite spotkanie człowieka i boskiego dzieła tak piękne w swojej prostocie.
Wszystko było na swoim miejscu i czasie, aby i Bóg i człowiek (słoneczna pogoda, chmury, wiatr i temperatura przyjazna) mógł mieć z tego spotkania dużą korzyść.
Słowa nie opiszą tego spotkania, może troszkę oddają zdjęcia, jednak to najważniejsze jest w przestrzeni między słowami, obrazami, tym co jest i nie jest, tym co zostanie w naszym sercu i pomoże nam wzrastać dalej.
Dziękując za to cudowne spotkanie zjechaliśmy do Bulgan, miasteczka koło którego znajdują się źródła wody i dzięki temu ludzie uprawiają warzywa. W sklepach sprzedają je w pakiecikach troszkę ziemniaków, marchewka, rzepa, cebulka, ogórek (cena 3500 – 7zł) – cieszyliśmy się jak dzieci z tych nowalijek na początku sierpnia.
Taki urok Mongolii, jednak wybaczamy jej to. Uczy nas braku przywiązania do konkretnego jedzenia, czy nawet jedzenia. Jest to cieszymy się i jemy, nie ma – nie jemy. Szczególnie jestem pełna podziwu do Bartka, który jeszcze niedawno wpadał w emocje, gdy nie miał jabłka, pomarańczy, czy jeszcze wcześniej – chleba, teraz ze spokojem patrzy na to co może zjeść – z tego co oferuje mu przestrzeń.
Uwalniam się od przymusu jedzenia konkretnych produktów, czy jedzenia w ogóle
Jem wtedy kiedy chcę i cieszę się tym
Kolejny dzień zakończył pełen kolorytu zachód słońca. Na wzgórzu nad miasteczkiem z widokiem (360 stopni wokół) na przestrzeń, na góry, na pojedyncze światełka miasteczka, na księżyc – ułożyliśmy się do snu.
W ruinach swojej wielkości klasztor Ongi
Ongiin Khiid 3 sierpień 2015
Step czasami się kończył i tak właśnie było w Ongiin Khiid, położonym w przepięknych górach, 18 km od Sayhan Ovoo.
Jakie było nasze zdziwienie gdy zobaczyliśmy przy drodze duże zielone drzewa, patrzyliśmy na nie nie jak urzeczeni, jakbyśmy znaleźli się w jakimś bardzo egzotycznym miejscu. Niektóre już stare, może i pamiętające okres świetności tego miejsca.
Jak to musiało wyglądać gdy tu było 30 datzanów, 4 uniwersytety i żyło 1000 mnichów, kolorowe budynki, pomarańczowe szaty, zieleń drzew, a w dole rzeka. Taki raj duchowy, co się stało, że założony w 1760 r. klasztor w 1939 został zniszczony przez komunistów? 200 mnichów zabitych, a reszta wcielona do komunistycznej armii!
Czyżby to miejsce świeciło za mocno?
A może za bardzo agresywnie, wymuszająco wielkie….???
Któż tak naprawdę zna prawdę???
W każdym razie jakieś energia konfliktowa musiała się rozładować, takie rzeczy to jak burze, które mieszają dwa różne fronty.
My poczuliśmy się jakoś dziwnie, na początku zrzuciliśmy to na karb zony turystycznej. Bo tutaj jak i w wielu dopiero raczkujących turystycznie miejscach jest bardzo dużo napięcia. Tutaj jednak przyjeżdża już sporo turystów i nie nie było takiego silnego napięcia.
Weszliśmy na teren klasztoru, a może bardziej ruin po nim i do jedynego odnowionego datzanu (3 mnichów powróciło tutaj i zaczyna wracać życie duchowe, fakt odnowiony jest tylko jeden datzan, obok 2 potężne hotele jurtowe – jeden bardzo luksusowy, wszechświat pokazał nam też zmianę wpływów dzisiejszego świata – Niemcy, Francuzi spali w tańszym, a Chińczycy, Koreańczycy w luksusowym).
Uwalniam się od przywiązania do postrzegania świata, widzę go taki jaki jest
A datzan ładniusi, skromniusi, jakiś troszkę zamknięty, obrażony.
Siedliśmy pomedytować, bo na szczęście już wyszła grupa Francuzów, a w pobliżu byli Niemcy – więc dziewczyna go nie zamykała ( jest otwierany tylko dla grup).
Poczuliśmy się dziwnie, Bartka rozbolała głowa (wielka rzadkość) , a ja zrobiłam się cała napięta.
Wyszliśmy na wielkie ruiny wielkiej wiary, spacerując po nich zaraz zaczęliśmy ustawiać całą sytuację:
Ja złapałam energię wielkości, bycie wielkim, robić wielkie rzeczy.
Uwalniam się od przymusu bycia kimś wielkim i robienia wielkich rzeczy
Pozwalam robić to gdzie prowadzi mnie serce.
Tak od dziecka słyszałam ocenianie względem siebie, nikt się pytał co sprawia mi radość, co tak naprawdę chciałabym robić – tylko pokazywano mi świat który szanują inni.
Lubiłam podróżować, jeździłam palcem po mapie, jednak jak z tego żyć – aby inni to szanowali.
Wszystko kręciło się wobec tego, aby być wielkim.
Rób to, nie rób tego.
Dlatego może skończyłam prawo i wydawało mi się, że to da wielkość.
Wielkość czego? Swojego nieszczęścia….????
Praca w urzędzie , stanowisko, inni „szanowali” mnie za to jakie miałam stanowisko, co osiągnęłam .
Wyrzucam program, że inni szanują mnie tylko za moje osiągnięcia
Pozwalam aby inni szanowali mnie za to, że jestem
Tak system kar i nagród. Ego puchnie, bo dostaje cukierka – jest lepsze od innych, inni są mniej wartościowi ……….
Wielkość, wielkość ………….
W duchowości to samo – jestem wielka, mam dobry kontakt z duchami, wszechświat mnie prowadzi – inni są głupcy nie chcą słuchać wszechświata……
Inni mnie nie rozumieją bo za bardzo świecę, niszczą mnie za to……
Ja tworzę coś fajnego, inni tworzą syf
Egojazda, a może duchowa ego zabawa.
Tak jak może tutaj ….
Uwalniam się od wywyższania się ponad innych , uwalniam się od mojej pychy
Uwalniam się od gloryfikowania moich talentów
W każdym widzę jego talenty i pozwalam mu je rozwijać
Bartek bał się, że jak będzie za bardzo świecił – to go zabiją, lub wtedy będzie przejmował władzę w tym ośrodku.
Uwalniam się od lęku za moje światło.
Pozwalam sobie świecić.
Również Bartkowi wychodził program, że jak byłby bardzo bogaty to będzie gardził ludźmi.
Uwalniam się od przekonania, że jak mam pieniądze, bogactwo i władzę – to gardzę ludźmi
Bez względu na stan posiadania dóbr materialnych szanuję ludzi.
Bardzo ładnie szacunek do swojego kierowcy, mechaników – pokazał nam uczeń lamy
I tak przyglądaliśmy się swojej wielkości, lękom, pieniądzom – energie pojawiały się i odpływały. Najpierw gdy weszliśmy na teren ruin było pochmurno, gdy wyszliśmy nagle zaświeciło słońce, tak jakby te programy które ustawialiśmy zostały rozświetlone.
Wróciliśmy zrobić zdjęcia, nie było nikogo – tylko my.
Jedna z ruinek położona w wąwozie zaczęła do mnie gadać, co to miejsce potrzebuje? Zaczęłam się zastanawiać ….
Skupiliśmy się oboje z Bartkiem i nagle okazało się, że uwiązana tam energia mnicha, który jeszcze nie odszedł w inny wymiar.
Tak nie tylko on, miejsce jest nie oczyszczone i ……… miesza się masa energii:
wielkości, dumy, pychy
niszczenia, rujnowania
przywiązania, zemsty, odwetu
i na pewno wiele innych
Rozświetliliśmy przestrzeń i pomogliśmy duszycce tego mnicha udać się w przestrzeń światła – ile było radości.
Gdy człowiek odwiązuje się od przymusu swoich misji życiowych czuje od razu lekkość
Uwalniam się od przymusu i przywiązania do moich życiowych misji
Pozwalam sobie żyć zgodnie z moim sercem i boskim prowadzeniem
I tak z kilometr od klasztorów, bezpośrednio za wzgórzem, znaleźliśmy miejsce między skałami w pasterskiej osadzie, wtapiając się w medytację…
Ojj…. dziś zadziało się dużo, bardzo dużo…..
Datzan z XVIII wieku i druga odsłona stepu
Datzan w Erdenedala i druga odsłona stepu 2-3 sierpień 2015
Zjeżdżając do Erdendala zobaczyliśmy potężny datzan.
Radosny lama pokazuje nam buddyzm tybetański – stwierdziliśmy i zaczęliśmy szukać wejścia na teren datzanu, gdy pod furtką pojawił się mężczyzna z kluczami informując nas, że możemy wejść za 3000 (6 zł) od osoby.
Z radością weszliśmy, czasem lepiej oglądać takie miejsca jak turysta, niż wierny. Można udawać ignoranta, dotykać tego co nie wolno, zagrać na potężnym bębnie, itp.
Od razu gdy weszliśmy poczuliśmy bardzo silną energię, datzan żyje i zapewne od czasu do czasu są w nim msze.
Pan dał nam świeczki i kadzidełka abyśmy mogli zapalić je w naszych intencjach. Pozwolił pograć na bębnach, jeden miał średnicę 110 cm jak nasz gong i zapewne sporo lat.
Gdyż sam datzan pochodzi z 18 wieku i 500 mnichów żyło tam. W 1937, jako jeden z nielicznych nie został zniszczony. Tylko zamknięty i przekształcony w sklep. W 1990 wróciło do niego życie, a 1992 roku odwiedził do Dalai Lama.
Szkoda, że nie ma u nich zwyczaju kontemplacji, bo zanurzyłabym się w tej wspierającej energii
Masz tę energię w sobie, twórz takie miejsca wokół siebie – usłyszałam wewnętrzny głos…
Z odwagę tworzę miejsca wysokoenergetyczne, spokojne i piękne wokół siebie.
Pokręciliśmy młynkami oczywiście w prawo – w naszych intencjach, pospacerowaliśmy po „miasteczku” kupując chińskiego arbuza za 4 zł kilogram, wzięliśmy pieniądze z bankomatu (fenomen Mongolii, we większości nawet małych miasteczek są bankomaty), zatankowaliśmy (stacje też) i pojechaliśmy dalej w step w kierunku Sayhan-Ovoo 110 km.
A step robił się coraz bardziej przestrzenny, razem w przepięknymi chmurami pokazywał nam połączenie nieba i ziemi w swojej prostocie.
Pokazując, że to tylko ludzie skomplikowali to połączenie, tworząc jak góry ograniczenia.
Uwalniam się od komplikacji w życiu
Żyje wolno, prosto tutaj na ziemi w pełnym połączeniu nieba i ziemi
Przestrzenie się poszerzały jak możliwości naszej aury, która może być raz szeroka, a potem wchodząc w miasto czy nieprzyjazne energie, zawęzić się do wielkości ciała.
Przenikaliśmy się z tą przestrzenią czując potęgę, siłę i prostotę.
Czasami kwiaty zapraszały na spotkanie mieniąc się kolorami przy drodze. Jeden spektakl się zamykał pokazywał drugi.
Cały czas byliśmy zajęci obserwowaniem tego cudu natury, a na wieczór piękny zachód słońca zaprosił nas na spotkanie. Pokazując nam tylko siebie, ale i nasze ulubione kaszmirki w jego świetle.
Cieszyliśmy się ze spotkania. Tym bardziej, że po drodze spotkaliśmy tylko 2 samochody i parę motorków – zazwyczaj pasterzy. Jechaliśmy na dwie nawigacje (TOM TOM i SOVIET MILITARY MAPS) – uzupełniają się one, gdyż na wojskowych mapach nie zawsze są nowe drogi, które zna TOM TOM, a rosyjskie mapy wojskowe to mapy wektorowe z zaznaczonymi przeszkodami terenowymi (góry, rzeki, bagna, piaski, klify, itp.), teraz może nie tak konieczne w tym terenie, bo susza, ale o innej porze roku na pewno niezbędne (gdyż rzek jest tu sporo).
Sami mieliśmy radość jak droga z uczęszczanej robiła się prawie zielona, raz nawet drogę zagrodziło nam jeziorko z wodą. Taka zabawa z przestrzenią.
Tak jadąc przejechaliśmy miejscowość Sayhan-Ovoo i dojechaliśmy do klasztorów Ongi.
Dziękujemy za to spotkanie za ten czas za te nieorganiczne przestrzenie za to rozszerzenie nas, abyśmy potem mogli zobaczyć kolejne części nas samych.
Szczypiorkowy step – stepie szeroki
Stepie szeroki odsłona pierwsza – Przestrzeń 1 sierpnia 2015
Już w Hongor zaczęliśmy napełniać się przestrzenią, kontemplować spotkanie nieba z ziemią, widoczność na kilkanaście czy dzieciąt kilometrów. Potem ruszyliśmy w kierunku mandalgovi najbardziej bocznymi drogami świata – nie miała ich nawigacja Tom Toma, tylko radzieckie mapy wojskowe (dzięki pobycie tutaj nauczyliśmy się na nich nawigować – Soviet Military Maps)). Dróżki o tej porze roku były świetne (bez tarki), jechało się płynnie.
Dookoła step, gdzieniegdzie pojedyncze jurty, stada zwierząt – głównie kóz – kaszmirek i koni. A step raz kwitł na biało i pachniał przy tym niesamowicie, innym razem do kwiatów dołączyła trawa, która na wietrze swoimi kłosami złociła okolicę.
Biel posypana złotem wszystko czyste i błyszczące w słońcu.
Czasem step stawał się mocno zielony z pojedynczymi krzewinkami.
Gdzieniegdzie przecinaliśmy rzeki, na szczęście o tej porze roku wyschnięte, mialiśmy jeziora i studnie do pojenia stad.
Czasem pagórki, a czasem płaskie przestrzenie.
Przeskakiwaliśmy z jednego pagórka na drugi, jak z jednego królestwa do drugiego, nigdy nie wiadomo co zobaczymy za górką.
Czasami stawaliśmy na górze pagórka patrząc dookoła i wypełniając tą przestrzenią.
Dużo słyszeliśmy o mongolskich przestrzeniach, jednak to czego tutaj doświadczamy przechodzi nasze wyobrażenie. Szczególnie tutaj – w tym miejscu.
Przestrzeń przyrody……..
Co to jest przestrzeń….???
Czy przestrzeń to pustka?
Czy przestrzeń możliwości ???
Przestrzeń, przestrzeń, że wydaje Ci się, że pływasz w tym ziemskim oceanie, że to nie ziemia Cię otacza.
Zdjęcia zamykają przestrzeń w klatce, dlatego nie są w stanie oddać tego co dzieje się dookoła, co nas otacza. Stapiamy się z tym. Mając świadomość jak maleńcy jesteśmy.
Od czasu do czasu robimy przerwę na medytację Hathorów
https://m.box.com/shared_item/https%3A%2F%2Ftomkenyon.box.com%2Fs%2Fvvxo2gpr8vasl087q0sodttjwljo1czr
i powiem szczerze, raz gdy po medytacji otworzyłam oczy przestrzeń którą zobaczyłam koło sobie była dużo większa niż byłam sobie w stanie wyobrazić, dlatego wczuwam się i wtapiam w przestrzeń pozwalając jej się powiększać we mnie.
Jak to cudownie, że są takie miejsca jak Mongolia, gdzie można jeszcze znaleźć przestrzenie- z jednej strony oswojone przez ludzi (nomadzi), a z drugiej czyste i nie skażone. Mające gospodarza, ale nie właściciela, miejsca gdzie religia nie wywiera wpływu na terytorium. Miejsca, które pozwalają odkryć człowieka takim jakim jest, które dają mu na to przestrzeń, akceptując go takim jakim jest.
Droga szutrowa czy gruntowa daje możliwość wtopienia się w przyrodę, zanurzenia w niej, poznania jej i doświadczania.
Dziękujemy za magię dzisiejszego dnia.
A my zamiast na Mandalgovi zdecydowaliśmy pojechać w odwrotnym kierunku na miasteczko Erdenedala, aby zmierzać w kierunku pustyni Gobi.
A jak było popatrzcie sami, zdjęcia troszkę oddają tę magię