Tsaghadzor
now browsing by tag
Powitanie “drogi” w obfitości i radości
Powitanie drogi w obfitości i radości 30 listopada 2014
Tak powitanie w dalszym podróżowaniu było iście huczne.
Pożegnaliśmy przegościnny domek, który gościł nas przez wiele dni pozwalając transformować siebie. Domek który zaakceptował nas takimi jakimi byliśmy i cieszył się z naszego kucharzenia, medytacji,ćwiczeń, cieszył się z tego, że jesteśmy w nim, tak samo jak my cieszyliśmy się, że stanął na naszej drodze.
Odjeżdżaliśmy z łezką w oku, choć nie obiecywaliśmy, że wrócimy.
Ruszyliśmy z nową energią w nową podróż.
Te ponad 2 tygodnie wyciągnęły stare wzorce i pozwoliły nam stać się innymi ludźmi niż byliśmy parę tygodni wcześniej.
Lekkości nabrał nie tylko nasz umysł, ale i ciało dzięki rozciąganiu odprężonemu.
Dziękujemy za ten cudowny czas transformacji, zobaczymy gdzie teraz nas wszechświat poprowadzi.
Na razie jedziemy do Erewania kupić akumulator i wysłać drobne upominki , dla najbliższych na święta do Polski (paczki drogie 2 kg – 80 zł, a 5 kg 350 zł.), więc upominki będą drobne.
I ruszyliśmy machając domkowi, paląc świeczki w monastyrze Kecharis w Tsagadzor, prosząc o prowadzenie na dalszej drodze i dziękując za cudowne tutaj chwile.
Ruszyliśmy robiąc jeszcze zakupy w zaprzyjaźnionym warzywniaku w Hrazdanie, gdzie otrzymaliśmy cudowny prezent ok 0,5 kilograma suszonych owoców od właścicieli. Tak po prostu dla ugoszczenia nas.
Ile radości. A smak tutejszych owoców taki, że można się szybko zasłodzić.
Dziękujemy za ten cudowny prezent. To taki znak, że jesteśmy na właściwej drodze, że podróż to nasza droga.
I tak przesuwaliśmy się w kierunku Erewania, śnieg znikał wraz z ze zjeżdżaniem z wysokości, a w jego miejsce czasami pojawiała się i zielona trawa.
Zatrzymałabym się gdzieś coś zjeść – powiedziałam do Bartka
Jak tylko jakieś miejsce zagada mów i zatrzymuję się – stwierdził
Za parę minut po drugiej stronie autostrady zobaczyłam piekarenkę ze stoliczkami w środku.
Tam chcę – pokazał Bartkowi
Mam zawrócić – spytał
Tak – odpowiedziałam stanowczo
I zawróciliśmy.
W piekarence nic nie mogliśmy zjeść bez mięsa i sera, Pani z uśmiechem na ustach powiedziała, że jest tylko lawasz.
Fakt lawasz świeżo pieczony, co prawda na elektrycznej płycie, jednak robiony przez uśmiechnięta obsługę.
To proszę dwie kawy, lawasz i keczup. Tylko lawasz taki ciepły świeżutki – zamówiliśmy.
Lawasz okazał się cudowny, przecieniutki i jakiś poetycki w smaku. Niesamowicie chrupki jak czipsy, a przy tym niesamowicie subtelny w smaku. Kawa też wyśmienita.
Z wielką radością zajadaliśmy się tym ciesząc jak dzieci. Stół był cały w okruszkach, jednak po zjedzeniu grzecznie posprzątaliśmy za sobą.
Ile płacę – pytam dziewczyny obsługującej
Nic? – odpowiedziała
Zrobiłam wielkie oczy.
My Was chcemy ugościć, nic nie płacicie!
Podziękowaliśmy i jeszcze z większą radością wyszliśmy z piekarenki.
Ile dziś gościny wszechświata na naszej drodze.
Jak wszechświat nam pokazuje, że gości nas każdego dnia najlepiej jak potrafi, i na tyle na ile my pozwalamy.
Zachowaj swoją wibrację bez względu na okoliczności – dźwięczało w mojej głowie
Tak, tak nawet na autostradzie wszechświat nas przez te przemiłe Panie ugościł, pokazał, że żyjemy w obfitości, jak tylko pozwalamy sobie na radość.
Na nocleg podjechaliśmy do monastyru Gegharda, w którym byliśmy miesiąc temu.
http://brygidaibartek.pl/palimy-swieczki-za-naszych-zmarlych-w-magicznym-miejscu/
Wtedy poza strawą duchową ugościł nas ciepłym kołaczem, teraz Panie nie chciały go pokroić na małe kawałki. Zresztą dziś zostaliśmy ugoszczeni w cudowny, radosny, obfity sposób inaczej i wiązanie kołacza z monastyrem byłoby chyba traceniem energii na coś co nie istotne. No na przywiązanie, że tutaj jest dobry kołacz (i pragnienie jego zjedzenia).
W blasku świec oddaliśmy się medytacji w miejscu gdzie stare wierzenia łączą się z nową wiarą. W miejscu gdzie siła radości kontaktu z Bogiem, z siłą wyższą, ze słońcem, nie przysłonięta została walką, dogmatami religijnymi, czy tym co lepsze.
Dziękujemy temu miejscu, że jest. Jutro z rana przyjdziemy znów.
Teraz rozkoszujemy się mieszkaniem w landrynce wśród skał otaczający Gegharda, przy rozgwieżdżonym niebie.
Sikać mi się chce – stwierdziłam głośno.
Tak to jeden z minusów landrynki – dodałam ubierając buty i wychodząc na śnieg.
To chyba jeden z większych plusów landrynki – krzyknęłam głośniej gdy popatrzyłam w piękne, usiane gwiazdami niebo.
.
Dziękujemy, dziękujemy za ten cudowny dzień, za spotkanych ludzi, za tę radość w sercu.
W landrynce spało nam się super, rano z umysłu kupiliśmy kawałek kołaczu i okazał się ……. zły przesadnie słodki. Po prostu drożdżowe ciasto z nadzieniem cukrowo-mącznym i paroma orzeszkami.
Przepis na Gatę
Nawet cukier czuć było pod zębami. Taki znak wszechświata, że trzeba iść za tym co przyciąga, gości, a nie za starym co było dobre na kiedyś tam………..
Nic nie jest zawsze dobre, ani zawsze złe.
W monastyrze praktycznie byliśmy sami, cieszyliśmy się ciszą, przestrzenią miejsca, z radości ze świeczek zrobiliśmy serce dla tego miejsca aby wzrastało w siłę miłości, radości i ją rozprzestrzeniało dookoła.
Miłość i radość dookoła nas.
Tsaghadzor zimowo
Zimowy tsaghadzor 22.11.2014
I nie tylko wsiąknęliśmy w Armenię, ale i w Tsaghadzor zdecydowaliśmy, że zgodnie z moją wizją najdłużej będziemy tutaj do piątku 28 listopada, sycąc się przestrzenią domku, kuchni. Tak kuchnia sprawiła nam dużo radości. Mimo, że Armenia jest bardzo przyjazna wegetarianom, jak na kraje kaukaskie, to jednak wybór dań jest niewielki.
Dlatego możliwość przygotowania sobie jakiegoś kolejnego wynalazku jest bardzo cenna.
Poza tym jesteśmy prawie na 2000 m.n.p.m i cieszymy, sycimy się wysokością. Już wiele razy zauważamy, że gdy zjeżdżamy niżej np. na 1200 m.n.p.m czujemy się dziwnie i powietrze i energia się znacznie gęstsza. Co będzie jak zjedziemy nad morze????
A dziś od rana sypał śnieg, pojawił się nowy wgląd na miejscowość.
Poszliśmy na spacer ciesząc się jak dzieci śniegiem. Radość tą usłyszało słońce, bo na moment wyszło zza chmur radując się razem z nami.
I znowu kolejne, medytacje, ćwiczenia………. do tego nów.
Moje ciało było słabsze niż zwykle, zapewne od fizycznych ćwiczeń i medytacji , i wtedy zaczęło szukać jedzenia.
I jadłam choć żołądek nie chciał i wcale się nie czułam lepiej.
Nawet usmażyłam frytki, ich smak był dobry, ale zapach oleju, który przeniknął całe mieszkanie. Miałam wrażenie, że jestem w tłustym powietrzu, a może byłam…???
A dziś sobota, więc prawie wszystkie domki zajęte. Na przeciwko do domku przyjechało paru mężczyzn słychać muzykę, pić alkohol i tańcować.
Jedno co trzeba zauważyć, to że gościnni w Armenii są prości ludzie, którzy bardzo szukają kontaktu i goszczą ( nawet tylko przez pozdrowienie lub rozmowę). Ludzie bogatsi są już zamknięci w swoim świecie jak u nas w Polsce. Przyjeżdżają z wielkich miast odreagować swoje stresy na imprezę do kurortu (męska rodzinna klanowość temu sprzyja i staję się łatwa okazją do popijawy). Wszyscy wokół są dla nich przeźroczyści. Do tego stopnia że nawet nie garną się do pozdrowień i uprzejmości. Ciekawość drugiej osoby zanika. Można przypuszczać, że i tutaj wraz z nowym pokoleniem gościnność zginie.
Polska była też krajem bardzo gościnnym, a teraz …. zapewne dalej jest, bo inni goszczą „inaczej” , ale ta prostota i prosta chęć podzielenia się sobą z drugim gdzieś znikła. Tak samo tutaj w kurorcie…………
A śnieg leniwie dalej pada, taki cudny czas aby zaszyć się do środka.
Walka o inność w jedzeniu i nie tylko
Walka o inność w jedzeniu 29 października 2014
Zastanawialiśmy się co tutaj w Arzakan wszechświat chce nam pokazać, raczej nie jest to miejsce dla wzniosłych emocji wysokich wibracji. Od początku czułam, że chodzi o coś ważnego, ale silnego i mocno zakopanego.
Bo inaczej jest w medytacji gdy coś widzimy i wydaje nam się, że odpuszczamy , a inaczej gdy życie stawia nas przed testem, albo po prostu jak w kinie pokazuje pewien mechanizm.
Generalnie w Armenii spotkaliśmy się z akceptacją tego, że jemy inaczej, raz trochę pijani rybacy chcieli wymuszać na nas jedzenie mięsa, a tak to wręcz sympatia i zrozumienie, że jesteśmy zdrowi i szczupli.
Dopiero tutaj w Arzakan spotkaliśmy mniej akceptacji, najpierw doktorek, a potem hotel (jak dobrze, że w tanim sanatorium Ararat mogliśmy popróbować surówek), bo w hotelu tylko jedna surówka i mięso.
Wszystko było dobrze jak był szwedzki stół, a kucharz rozumiał o co chodzi i zrobił naprawdę pyszne risotto. Wydawało się, że wszystko i jest ok,rozmawialiśmy z obsługa i …………
Przychodzimy dziś na śniadanie i zobaczcie co dostaliśmy w hotelu który pretenduje do 5 gwiazdek i teoretycznie miał być szwedzki stół.
Poszły mi emocje, w sumie sama nie wiedziałam na co.
Bo jeść nie muszę, jakość jedzenia tutaj jest marna i kosztuje grosze ale :
zapłaciłam to mi się należy
zlewanie mojej osoby
szyderstwo – gdy zwróciłam uwagę zaczęli się śmiać
Zrobiłam awanturę, po niej udało im się podać tartą cukinię z patelni.
Obiecali że wieczorem będzie ok.
I przychodzimy na kolację, a kelner przynosi nam ser, mówimy czy pamięta, że nie jemy sera i mięsa.
Tak – odpowiedział
i za chwilę przyniósł nam szaszłyka mięsnego z mięsnymi gołąbkami!
Jesteśmy w jakimś psychicznym miejscu wśród psychicznych ludzi.
Hotel ma piękne pokoje, ale kuchnię i jej obsługę na poziomie taniej restauracji w czasach komuny z nieodpowiedzialnymi pracownikami.
Wpadłam do kuchni, ale Panowie wyśmiali co powiedziałam więc ……..
poszłam na recepcję, aby zażyczyć sobie rozmowy z dyrekcją.
W sumie sama obserwowałam po co mi to jest potrzebne, bo kwota włożonych produktów w przygotowanie posiłku to 2 zł,, a czasem i żałowali więcej pomidora, który w sklepie kosztuje 1,6 zł za kilogram, a tutaj dawali 1/4 sztuki .
Zrobiła się wielka afera, w końcu coś przynieśli do pokoju oczywiście na najniższym poziomie.
Jednak czy chodziło o jedzenie???
Bartek zaczął mówić, popatrz ile walki kosztuje jedzenie.
Jednak to nie walka o jedzenie, bo przecież mięso dają i nikt nie musi o niego prosić.
Walka o inność, o inność w pożywieniu,
Zlewanie obietnic,
Totalny brak akceptacji i zrozumienia odmienności kogoś innego.
Brak chęci zrobienia coś dla niego, mimo że w kuchni było z 15 osób obsługi, (śmialiśmy się, że po dwie na gościa hotelowego).
No właśnie ile było zawsze niezrozumienia naszego jedzenia, zachowania, ile braku akceptacji wśród najbliższych, próby włożenia w schemat.
Manipulowania abyśmy tylko zaczęli żyć i jeść jak „ludzie”
Pamiętam jak Bartka mama przemycała mięso w każdej potrawie, myśląc, że nie poczujemy.
Takie nie szanowanie przestrzeni innych ludzi .
Ja reagowałam zawsze (i jeszcze mi to zostało) agresją, a Bartek wycofywaniem.
Ja nie jadłam nic, a on udawał, że nie czuje mięsa.
Wiadome, żejedna i druga droga jest zła.
Dlatego teraz potrzebna jest trzecia droga w której można zachować siebie.
Iluż z naszych znajomych mówi o nie zrozumieniu braku tolerancji rodziny dlatego, ze np. nie jedzą mięsa, myślą troszkę inaczej.
Ileż razy myślałam, że ten temat gdzieś już został uzdrowiony.
A tu Arzakan pokazał nam jeden z poważniejszych ograniczeń do bycia sobą.
Uwalniam się od przymusu walczenia o to co chcę
Uwalniam się od przymusu walczenia o akceptację, zrozumienie innych
Uwalniam się od przymusu nie wyrażania swego zdania, pozwolenia sobą manipulować.
Pozwalam sobie wyrażać siebie bez względu na środowisko w którym się znajduję.
Mam prawo być sobą i iść swoją drogą bez względu na brak zrozumienia przez innych.
Ileż razy jeszcze pojawią się tego typu sprawy, ile razy nie otrzymana przez bliskich akceptacja własnej drogi ujawni się.
Zobaczymy będziemy uczyć się tych rzeczy
Ja czasem nie będę reagować wcale, świadomie chować głowę w piasek, a Bartek będzie reagować zdecydowanie, nawet czasem agresywnie.
Każdy z nas ma inną lekcję.
Poza tym zauważyliśmy, ze gdy zaczęliśmy więcej jeść np. w hotelu gdzie jest śniadanie i kolacja zaczęło z nas wypływać więcej emocji. Więcej bodźców w postaci jedzenia, więcej emocji.
Tak jedzenie, emocje to pogoń za bodźcami, za tym aby coś robić czymś napełnić umysł.
Gdzieś pojawia się lęk przed spokojem, a może nudą.
A może oderwaniem od społeczeństwa???
Jedząc szczególnie tutaj, gdy nie było szwedzkiego stołu, jemy to co nam dają, a nie to na co mamy ochotę.
Stajemy się zależni od kucharza, obsługi i ich nastrojów.
Jesteśmy pozbawieni możliwości wyboru, no jeszcze nie do końca możemy zupełnie nie jeść.
Ileż razy w życiu zależność powodowała nasze gorsze samopoczucie, ile razy wmawiano nam, że kaprysimy,
Ja osobiście słyszałam, że jestem rozpieszczoną jedynaczką.
Tak, bo mówię co chcę, to forma negatywnego wg innych rozpieszczenia.
Porównując ten hotel do rozpieszczającego nas hotelu Kecharis,
Uwalniamy się od potrzeby szarpania emocjonalnego i walki o swoje
a w miejsce to dajemy program
Pozwalam, aby wszechświat o mnie dbał i mnie rozpieszczał w spokoju i harmonii.
W nocy wyszły nam jeszcze kolejne programy
Bartkowi, że jak dali to trzeba wykorzystać niezależnie czy mi już to odpowiada czy nie.
Potrafię zrezygnować z rzeczy mi już nie odpowiadających, niezależnie jak fajne są wg innych
Mi rozliczanie innych i przy okazji siebie, za to co mieli zrobić, nie zrobili.
Sama byłam non-stop rozliczana, więc mechanizm został
A rozliczenie wzmaga agresję zamiast chłodno popatrzeć na rzeczywistość i twórczo czy dowcipnie zwrócić uwagę innym czy sobie.
Uwalniam siebie od rozliczania mnie i innych
Pozwalam żyć i cieszyć się życiem bez skupienia się na rozliczeniach
Miejsce nas zatrzymało pokazując tak silne mechanizmy, może w sposób niezbyt przyjemny, ale ……….. na pewno skuteczny.
Dziekujemy , hotelu nie polecamy no chyba, ze na wgląd w siebie
Bo jest 10, o 9 mieli przynieś śniadanie i …………………..
Oczyszczające zatrzymanie w Arzakan
Zatrzymanie w Arzakan 26-30 październik 2014
Znajdując piękny, cichy i spokojny nocleg na przyrodzie, zadaliśmy pytanie do wszechświata, czy tu zostać czy nie?
Mnie już w nocy czyściły się rzeczy z liceum, gdyż Artur swoją osobą przypomniał mi kolegę z liceum notabene też lekarza – no obecnie już profesora, który szydził z inności innych.
I mimo że wybrał zawód pomocowy, nigdy nikomu nie pomógł i nic nikomu nie dał.
Uzdrowiłam szybko emocje, bo szkoda nosić jakieś stare rzeczy w sobie.
Rano stwierdziliśmy, że pooglądamy też inne hotele, sanatoria i jak nas coś zaprosi zostaniemy.
Pierwszy hotelik mimo dobrych cen i wysokiego standardu pokoju wypchnął mnie z siebie, potem pojechaliśmy do sanatorium gdzie spotkaliśmy wczoraj Artura, okazało się, że pokój który nam pokazywał kosztuje jednak więcej – 35000 (280 zł) i bez zabiegów . Potem zaczęli motać, że może dyrektor da taniej, że może będą zabiegi. Tylko nie wiadomo jakie ………
Motanie, motanie, motanie – na początku Artura, a teraz ich. Nie lubimy takich energii i jak tylko jesteśmy ich świadomi i nie idą nam duże pragnienia – rezygnujemy z nich.
Już wczoraj przyciągnął nas swoją posturą hotel na górce z ciekawą architekturą. Gdy wczoraj chcieliśmy tam wjechać nie udało nam się, bo ochrona stwierdziła, że to nie gastinica (hotel po rosyjsku) i nie otworzyła bramy.
To hotel – dziś zapytaliśmy mądrzej (nie znali rosyjskiego)
I bramka poszybowała w górę.
Poszliśmy na recepcję, gdzie sympatyczne dziewczyny pokazały nam pokoje, same proponując pokój jednoosobowy (łózko w nim wielkie jak w domu) z dopłatą za drugą osobę, z basenem , śniadaniem i obiadokolacją w cenie 25000 (200 zł.)
Do tego jest jeszcze promocja – jak wykupi się 2 dni – trzeci gratis. Tak więc trzy dni z posiłkami i basenem za 400 zł. (130 zł dziennie za dwie osoby) w wysokim standardzie ( oni twierdzą, że mają 5 gwiazdek), pokoje owszem tak, ale jakość obsługi itp. to takie 4 gwiazdki. Śmialiśmy się, że ich 5 gwiazdek jest takie, jak teraz nasze odżywianie praną.
Choć patrząc na nich to wszystko wystarczy dopracować szczegóły – może z nami też tak jest????
Może to taki podświadomy znak.
A pokoik mimo, że malutki jest z przeszkloną jedną ścianą – zresztą cały hotel jest z potężną ilością szkła – i lustrzaną szafą, co razem daje poczucie dużej przestrzeni.
A przeszklona ściana z drzwiami balkonowymi daje poczucie, jakby się było jedną nogą w znajdującym się za oknem lasem na skarpie.
Można patrzeć i wtopić się w przestrzeń, jeszcze chyba nigdy nie byłam tak blisko przyrody będąc w pomieszczeniu – jak tutaj (podobnie było tylko z domkiem na wodzie na Malediwach) .
Zawsze marzyłam o domu ze szkła, kiedyś był to symbol utopi opisywany przez Żeromskiego, teraz coś realnego i może ……….. to nastąpi. A tutaj taka namiastka realizacji marzenia.
I tak wszechświat zorganizował nam 3 dni pobytu w Arzakan w jego najlepszym hotelu Aghveranhotel (www.aghveranhotel.am)
I znowu sycimy się luksusem w wersji troszkę posezonowej i zlewającej – w hotelu jest parę osób i jest niedogrzany (poza pokojami) posiłki skromne, choć jak poprosiliśmy kucharzy o zrobienie czegoś bez mięsa, sera wykazali się pysznym risottem z pomidorami, grzybami i orzechami.
Zresztą cały czas obserwujemy siebie i po hotelu w Tsaghadzor który dopieszczał nas w każdym calu, tutaj na początku mieliśmy oczekiwania i porównania, że nie jest tak cudownie jak tam.
Tsaghadzor jest paręnaście kilometrów stąd, żaden problem tam pojechać i pobyć w tamtym hotelu Kecharis , ale teraz zostaliśmy zaproszeni tutaj i tu w Arzakan mamy doświadczyć pewnych emocji.
No właśnie, rozczarowania, że nie jest tak jak tam.
Że jedzenie jest marne – w pierwszy dzień były dla nas tylko suche pomidory i ziemniaki – na kolację, potem też na śniadanie i to jeszcze najgorsze z możliwych.
Rozczarowanie, a przecież nie musimy jeść, więc czemu przywiązujemy do tego taką wagę?
Po co nam te emocje porównywania, rozczarowania?
Dlaczego nie możemy żyć radością tego co nas tutaj doświadcza, czemu żyjemy przeszłością porównując wszystko z tym co było najlepsze.
U mnie to program z dzieciństwa, moja mama była nauczycielką i zawsze porównywała mnie z najlepszymi swoimi uczniami, a miała ich sporo. Więc …………
Dążenie do jakiegoś utopijnego ideału i porównywanie wszystkiego do najlepszych, a nie pozwolenie innym się wykazać. Tak jak właśnie tu kucharzom, których wystarczyło poprosić i zrobili bardzo dobre luksusowe jak na tutejsze i nie tylko warunki danie.
Pozwalam sobie żyć tu i teraz, wiedzieć świat taki jaki jest, bez porównywania do zaistniałego bądź nie zaistniałego ideału.
Poczuliśmy się tutaj bardzo dobrze w pokoiku , hotelik usytuowany na górce, praktycznie odcięty od wioski, znajdujący się w całkowitej ciszy.
Pierwszego wieczoru po kolacji, kiedy medytowaliśmy odpuszczając przymuś wrzucania w siebie jedzenia, nasi bracia szakale zawyli głośno, tak jakby chcieli utwierdzić nas w słuszności naszej drogi.
Cisza, spokój miejsca, odgłosy przyrody za oknem – chyba pierwszy hotel w którym śpi nam się jak w landrynce, gdzieś na przyrodzie.
A w ciągu dnia pozwalamy sobie na bycie, do tego we wsi basen z mineralną wodą, czy hotelowa sauna czy basen, w pięknym przeszklonym pomieszczeniu z widokiem na góry. Wszystko służy do oczyszczenia naszego ciała i szerszego spojrzenia na siebie. Gdy pojawiają się jakieś silne zakopane głęboko emocje, pojawia się bunt przed wglądem.
-Ja nie chce tylko się oczyszczać, być ciągle uważnym itp. – mówi Bartek
A wtedy właśnie trzeba być najbardziej uważnym, odpuścić opór i pozwolić sobie zobaczyć to czego tak bardzo nie chce się zobaczyć .
Pozwalam sobie widzieć prawdę o sobie, akceptować ją
Wtedy gdy zobaczymy wyparte rzeczy uwalnia się niesamowita ilość energii i możemy zdecydować, czy zmieniamy je, czy zostawiamy. Kim naprawdę chcemy być. Jaka nasza droga.
Często zobaczenie tych wypartych emocji przez nas (najczęściej w dzieciństwie, dziecko szczególnie do 4 roku życia funkcjonuje w falach alfa, jak medytacji i wtedy wszystko koduje się błyskawicznie), czy naszych przodków.
Dziękujemy za piękny czas zatrzymania i refleksji nad byciem sobą z szacunkiem do innych.
Pozwalam sobie być sobą wśród ludzi odmiennych ode mnie, z szacunkiem, dla siebie i nich
A hotelik szczególnie jego restauracja dała nam duży wgląd w nas samych, o tym w następnym poście. Czuliśmy się tutaj troszkę odizolowani od reszty otoczenia, który nam nie specjalnie odpowiadał. Pokoik dawał taką izolację i roztoczenie własnej przestrzeni a tutejsza obsługa czy brud w miejscowości czy na basenach przypominał nam, jak dużą drogę przeszliśmy do bycia sobą. Patrzyliśmy na to i z takiego pokoju naszej pięknej ziemi my wychodzimy.
Wszystko co w życiu nas spotyka ma swój cel
Tsaghadzor ………. trochę luksusu
Tsaghadzor ………. trochę luksusu 21-24 października 2014
Tsaghadzor – kurort narciarski jeszcze z czasów radzieckich. Główne zimowe sportowe miasto ZSRR.
Położone na wysokości prawie 2000 metrów. Górna stacja wyciągu znajduje się na 2500 m.n.p.m
Warunki śniegowe są z tego co mówią dobre. Wysoki sezon zaczyna się 11 grudnia i trwa do końca marca.
W samym miasteczku znajduje się około 40 hotelików i domów wypoczynkowych, z tym Mariott i ulokowany na górze 5 gwiazdkowy Golden Palace.
Miasteczko jak większość post sowieckich urodą nie grzeszy.
Ponadto jest w nim monastyr z bardzo fajną energią.
Ile energii dalejsz na kontakt z Bogiem, taki on jest
Zresztą samo położenie nie jest już tak urokliwe jak Jermuk, jednak jest ten sam posmak kurortu – drzewa. Które nie tylko dają chłód w lecie, ale również specyficzny mikroklimat.
My po przeglądzie paru hoteli zatrzymaliśmy się w pierwszym który wpadł nam w oczy 4 gwiazdkowy Kecharis (www.kecharis.am) , aby nacieszyć się przestrzenią wzięliśmy pokój podwójny dwupoziomowy. Na dole salon z lodówką, telewizorem, biurkiem. WC, a na górze sypialnia z prysznicem z hydromasażem i WC.
Do tego śniadanie w formie bufetu szwedzkiego z owocami, warzywami, a nawet pysznym warieniem truskawkowym do herbatki, siłownią i do 17-tej godziny sauną (sauna oczywiście z zimnym basenikiem, zestawem wypoczynkowym, w cenie pobytu i na wyłączność), a wszystko teraz po sezonie za 27000 drahm czyli ok. 220 zł/ pokój.
Tęskniliśmy ostatnio za restauracjami dlatego w hotelu są dwie restauracje ukrainska i kaukaska.
W tej ostatniej rewelacyjna – postna zupka z Avelukiem (kiedyś o nim napiszę) i cudowna atmosfera. Przypomniało nam się że jesteśmy na drugiej zagranicznej części podróży poślubnej.
Takie dopieszczenie siebie. Nacieszenie się przestrzenią pomieszczenia. To właśnie ten czas na popranie ubrań, nacieszenie się czystością ciała.
Dzięki niemu możemy dokończyć warienie z rokitnika i posuszyć na kaloryferze grzyby. To czas bycia, zatrzymania się w przestrzeni. Cieszenia z materialnych dóbr świata i możliwości korzystania z nich.
Dużo medytacji, ćwiczeń , ustawień…..
dzięki czemu wychodzą nowe ciekawe programy, przekształcane potem w afirmację jak:
Cieszę się, że mam ciało, dzięki niemu mogę doświadczać życia na ziemi
Lekkość ciała nie jest związana z wagą – do tej pory pracowaliśmy nad lekkością ciała i nasze ciała chudły, gdyż jednoznacznie odbierały, że lekkość to gubienie wagi. Im większa lekkość tym niższa waga.
A przecież o to nie chodzi. Chodzi o lekkość ruchów ciała, poczucie lekkości w ciele, takiej elastyczności, sprężystości, co z wagą niewiele ma wspólnego.
Hotelik tak nam się spodobał, że zostaliśmy w nim 3 dni, może gdyby nie sprawy związane z faktem, że musimy załatwić dokumenty landrynce zostalibyśmy dłużej, bo czuliśmy się tutaj naprawdę bardzo dobrze.
Chcieliśmy w Jermuku sanatorium z zabiegami, tutaj dostaliśmy zabiegi jak sauna, które bardzo nam spasowały.
Dziękujemy za piękne poprowadzenie i wskazanie najlepszego dla nas miejsca, we właściwym czasie.
Zawsze marzyło mi się podróżować tak, aby sycić się tym co w danej chwili mi potrzebne. I tak teraz noclegi w landrynce na przyrodzie są czymś fantastycznym i magicznym, jednak od czasu do czasu warto nacieszyć się i dobrami ziemskimi – pomieszczeniem, dużą ilością ciepłej wody, prysznicem, sauną, ciepłą przestrzenią miejsca. Podczas długich podróży także należy odpoczywać……..od samego podróżowania.
Dziś nów i częściowe zaćmienie słońca poświęcamy ten czas na medytację otwarcia się na luksus i dobra materialne, abyśmy zawsze mogli pozwolić sobie na to co nam potrzeba na dany moment.
Na połączenie świata duchowego magicznego ze światem materii i wymyślonych przez człowieka udogodnień.
Taka równowaga światów w magicznej formie.
Bo kto powiedział, że do ludzkiego świata nie można przenosić magii???
I radość z podróży przez życie.
Dziękujemy za cudny czas oczyszczenia ciała , nacieszenia się sauną i prysznicem. Czystością, ciepłem, przestrzenią. Jutro ruszamy dalej by cieszyć się przyrodą i noclegiem w landrynce.