zorza
now browsing by tag
Pełnia księżyca w saunie dymnej
Sauna 26 , 27 marzec 2013
I wreście trafiliśmy do prawdziwej fińskiej sauny czyli sauny dymnej (fiń. savusauna ) był to osobny domek z dwoma przebieralniami ogrzewanymi otwartymi paleniskami kominków , w środkowym pomieszczeniu o wymiarach ok 6×5 metrów był usytuowany wielki piec o wielkości 1×1,5 metra , w jego dolnej części były drzwiczki paleniska , a na wysokości około 1,5 metra była wielka pokrywa pod którą spoczywały kamienie na całej górnej powierzchni pieca bez komina . W czasie nagrzewania kamieni górna pokrywa pieca jest zamknięta nad kamieniami ,a w jej centralnym miejscu znajduje się tylko niewielki otwór wylotowy dla dymu który wpada bezpośrednio do pomieszczenia sauny . W ten sposób
gorącym dymem zostają nagrzane wszystkie elementy wnętrza sauny . Po odpowiednim rozgrzaniu kamieni wewnątrz pieca , otwiera się pokrywę oraz usuwa dym z pomieszczenia . W tylnej części sauny pod sufitem znajduje się balkonik gdzie można usiąść na ławce , całe pomieszczenie przesiąknięte jest zapachem dymu i zabarwione na czarno . Wystarczy teraz polać wodą tą ogromną ilość gorących kamieni , aby uzyskać wysoką wilgotność i temperaturę w postaci pary o zapachu dymu.
W saunie siada się na małej osobistej desce jak u nas deska do krojenia , tylko cięższa.
Pierwszy raz jesteśmy w takiej saunie , dym jak przy ognisku przenika każdą komórkę ciała, ma się wrażenie, że wszystko co niepotrzebne wychodzi i spala się w przestrzeni . W saunie jest taka wilgotność , że ciało spływa strumieniami wody i potu .
Po rozgrzaniu ciała w saunie , oczywiście kąpiel w przerębli . Niesamowite uczucie , gdy wchodzi się do wody wewnątrz niewielkiej przestrzeni pozbawionej lodu . Po wyjściu człowiek czuje się jak nowo narodzony , przez moment jest zimno, a potem następuje eksplozja gorąca .
Można wtedy chodzić nago kilkanaście minut w otoczeniu głębokiego śniegu i minusowych temperatur, a ciało , dusza i umysł stapiają się ze wszechświatem .
Sauna ma szczególne znaczenie w Finlandii , w kraju gdzie silne mrozy są na porządku dziennym , stanowiła miejsce spotkań , higieny , służyła do rodzenia dzieci .
Ojciec naszej servasowskiej gospodyni urodził się w saunie .
Byliśmy w wielu saunach , uczestniczyliśmy w szałasach potu , jednak sauna dymna ma działanie na wszystkich poziomach oczyszcza ciało, umysł , dusze integruje nas z wszechświatem .
My uczestniczyliśmy w saunie w miejscowości Kiilopaa koszt 13 euro od osoby, z ręcznikiem 18 , my z uwagi na różnice językowo-kulturalne wybraliśmy tę opcję droższą .
Teraz już po ubraniu się nasza skóra lekko pachnie dymem drzewnym , można się umyć mydłem , ale po się brudzić chemikaliami i zatykać pory .
Z tego co dowiedzieliśmy się zapach dymu odstrasza komary , najbardziej tradycyjne środki odstraszające komary są na bazie pochodnych dymu . Zresztą w Finlandii można kupić olejki zapachowe o zapachu dymu drzewnego .
Polecamy tę saunę i jak tylko będzie okazja z niej znowu skorzystać – w rozsądnej cenie – to na pewno to zrobimy .
I zrobiliśmy zaraz na drugi dzień w tej samej saunie . Przyciągnęła nas uwiodła ……
Rano już na ciele nie było czuć zapachu dymu , jednak my byliśmy kompletnie rozleniwieni , z ciała wychodziło zmęczenie zbierane przez lata .
Jednak wieczorem znów odwiedziliśmy znajomą saunę , aby tym razem już bardziej świadomie w niej uczestniczyć .
Gdy siedzi się na górze i wdycha przesiąknięte dymem powietrze ma się wrażenie, że wszystko co niepotrzebne w ciele przepala się , rozpuszcza .
A gdy wychodzi się na zewnątrz i wchodzi do przerębli nowa siła zapełnia te miejsca, dając nowe możliwości .
Dziś pełnia , a temperatura dochodzi do -15 , fajnie tak prawie nago biegać po polu i jeszcze kąpać się w takiej bardzo prawdziwej przerębli , taki prezent od wszechświata , dzień po dniu .
I gdy już ubrani wychodziliśmy z sauny zmierzając w kierunku naszego domku jakim jest samochód pojawiła się ona …. baletnica . Przy pełni i jeszcze niebieskim niebie. Dostrzegalna jak chmura, nawet zastanawialiśmy się przez moment czy to ona czy chmury, jednak chmury gdzieś idą , a ona pojawiała się i znikała , tańcząc po niebie . Nie myśleliśmy, że to możliwe , , a widać, że jak ona chce to pokaże się nawet prawie w dzień.
Taka informacja, że wszechświat chce nam się pokazać z jak najlepszej strony .
Zorza oświetla drogę na Nordkapp
Nordcap 18-20 marca 2013
Przesilenie wiosenne na NordCap
I stoimy pod szlabanem 13 km od Nordcapu , gdzie za 30 minut w kolumnie samochodów pojedziemy na przylądek . Nasze marzenie , aby wreście przestały jeździć po norweskich drogach tiry , nie realizuje się , stoją z nami 2 krótkie tiry z towarem do centrum na NordKapp
Pomysł przyjazdu tutaj zrodził się bardzo spontanicznie , gdy 2 dni temu wjechaliśmy do Norwegii stwierdziłam , a może by tak przesilenie wiosenne spędzić na Nordcapie, Bartek podchwycił i zaczęliśmy kierować się w stronę przylądka . Po drodze mijaliśmy piękne, wyniosłe fiordy, które powaliły nam się oglądać i fotografować .
Zmiana kraju spowodowała różne emocje , które zaczęły wypływać z nas , było pięknie, a jakże nerwowo , budziły się lęki o poczucie bezpieczeństwa , irytacje . Wszystko gdzieś wypływało w tej surowej przyrodzie , jakby się człowiek wrócił do bezpiecznego domku Susi , nie wychodził z bezpiecznego miejsca , tylko co wtedy ….?
Czy na pewno o to chodzi w życiu ?
Często zadajemy sobie to pytanie , gdy jakaś siła gna nas w świat , gdy rodzą się emocje .
A potem pojawiają się cuda wszechświata , tak jak zorza tej nocy , na początku była po prostu piękna , jedna z najpiękniejszych jakie widzieliśmy , a potem gdzieś na około minutę no może dłużej pojawiła się jak by to nazwać gruba , mieniąca się , błyskawicznie się zmieniająca , jakby lawa wulkanu z różowymi końcówkami
Tak miała różowe końcówki i miało się wrażenie, że jest biała , składała się jakby z dwóch części , tak jakby jedna część była dla mnie druga dla Bartka ,
Patrz – krzyczy Bartek
ojoj – patrze w niebo
rób zdjęcia – odpowiadam
jednak patrzyliśmy jak urzeczeni , na biegnącą baletnicę , która bulgotała kolorami wprost nad nami , jak skręcający się warkocz dymu , nie mogąc złapać powietrza już nie mówiąc o robieniu zdjęć. Była tak nisko , że gdy raz udało nam się nacisnąć migawkę okazało się potem na zdjęciu, że jest to jej maleński fragment , a robiliśmy na tych samych parametrach co poprzednie .
To było tak cudowne i magiczne przeżycie .
Przez lata marzyliśmy o zorzy , a w czasie tej wycieczki mamy iście zorzowy spektakl. Już sami nie jesteśmy w stanie policzyć ile dni była zorza , bo od kiedy jesteśmy na północy praktycznie w każdą noc .
Jak ktoś ma więcej informacji o zorzy tzn o jej rodzajach o tym co mogliśmy widzieć , będziemy wdzięczni za informacje .
Więc chyba po to przyjechaliśmy na NordKap, aby zobaczyć tę cudowną baletnicę
Pożegnanie z Susi
Susi domek w Lemmenjoki – pożegnanie 16 marzec 2013 r.
I tak w naszym domku w Lemmenjoki spędziliśmy 5 dni , pozwolił nam przeczekać największe mrozy i czuliśmy się tutaj jak w domu, no może lepiej .
Cisza ogromu otaczającej przyrody powodowała, że myśli stawały się bardziej wyraźne .
Sauna rozgrzewała od środka pozwalając przy świecącej zorzy wychodzić i na -25.
Zorza każdej nocy migotała pokazując się w kolejnych jej odsłonach .
Wszystko tak jakby z innej bajki . Jesteśmy tutaj 5 dni , a wydaje nam się , że dopiero przyjechaliśmy .
Domek otulał swoją energią , ale zostawiał przestrzeń .
Pozwalał gotować posiłki z tego co mieliśmy (bo nie zrobiliśmy zakupów .miejsce nas znalazło samo, a sklep najbliższy 40 km) , więc były podpłomyki, kasze, owsianka , maślaczki z Polski, i krupniczek , kotlety z kaszy ) . U Pani w barze kupowaliśmy ciasto z borówkami , bo reszta dań niestety była z mięsem .
Tak czasem trudno żegnać się z miejscem, od którego tyle się dostało , czasami chce się zostać dłużej , dłużej ….. nasycić .
Chyba na ten moment nie czas na to.
Mamy nadzieję, że kiedyś w innych porach roku
Czas zobaczyć czerwoną zorzę , która błyska na niebie we wrześniu i październiku , popływać po rzece . Boimy się pisać , że
wrócimy, bo na świecie jest tyle miejsc , które zapraszają do siebie, ale na pewno jest to miejsce , które będziemy długo pamiętać i w którym wiele podziało się w nas i gdy przyjdzie na to czas z radością wrócimy i powiemy dzień dobry Susi – tak nazywał się nasz domek
Dzień dobry dla właścicieli ośrodka www.ahkuntupa.fi
Właścicielka z chęcią dzieli się swoją wiedzą z gośćmi, w połowie Saamka , jak sama mówi , nie będzie mówiła czegoś co nie jest prawdą , tylko dlatego, żeby na tym zarobić . Dlatego jej informacje są szczere normalne , prawdziwe
Gdy zapytaliśmy co jedzą Saamowie , odpowiedziała
- to co wszyscy
- a kiedyś co jedli ? Nie odpuszczaliśmy
- to co było ?
- Tzn?
- Mięso , ryby
Lubimy takich ludzi , gdyż nie ma tutaj zbędnej propagandy , filozofii , są po prostu szczerzy , a dzięki temu tacy ludzie są kopalnią wiedzy o życiu danego regionu . Na pewno , nie raz będziemy ją cytować .
Kiedyś takie miejsce jak to , było dzikie , dopłynąć można było łódką , czy dojechać reniferami, prąd podprowadzono tutaj w 1981 r. , a teraz ma w sobie to wszystko co w mieście – no może wolniejszy internet i przestrzeń przyrody .
Kiedyś ludzie wyjeżdżali z takich miejsc za wygodą , lepszym wygodniejszym życiem, teraz co prawda może życie też jest troszkę cięższe (bardziej trzeba być uważnym na przyrodę) , ale praktycznie dla tych co nie korzystają z uroków miasta niczym się nie różni , no może POZA możliwością korzystania z uroków przyrody.
Dziękujemy więc domku za gościnę , ciepło przyjęcie , zostawiamy Cię gdyż do Ciebie przyjadą nowi goście, a na nas czekają nowe miejsca .
Przygoda Landrynki i piękna balerina
Przygoda Landrynki 10 marzec 2013
Podążając dalej na północ , dojechaliśmy do Parku Narodowego Lemmenjoen , gdy zobaczyliśmy drogę w głąb Parku do zagubionej wioski Lisma , nie omieszkaliśmy tam skręcić . wizyta w Parku Narodowym zawsze jest dla nas gratką . 20 km w głąb tajgi, a może tajgo- tundry . Od razu pojawiała się większa ilość śladów zwierząt i pierwszy raz na tej wycieczce widzieliśmy wolno biegające renifery . Wioska, faktycznie pogubiona jak się potem okazało z 7 zamieszkanymi domami , jakoś nie chciała nas przygarnąć na nocleg , więc postanowiliśmy pojechać dalej czyli z powrotem. Przy wyjeździe z wioski mijaliśmy się z innym autem, droga jest tutaj wąsko odśnieżona , mijanie z drugim autem trzeba wykonać na małej szybkości .
Mając do dyspozycji auto terenowe podjeżdżamy pod samą krawędź wału śnieżnego odgarniętego przez pługi z ulicy, jakie wielkie jest nasze zdziwienie , jak nagle coś nas łapie i wciąga w pobocze , auto pikuje przodem w zaspę i wpija się w nią po górną krawędź maski. Zawisamy w dziwnej pozycji mając jedno tyknie koło na drodze i dziób samochodu wbity głęboko metr niżej w zaspie śniegu .
Podobną przygodę mieliśmy rok temu w Norwegii , ale tam był inny rodzaj śniegu , podobny do polskiego mokry, ciężki , zbity , wystarczyło założenie jednego łańcuszka na tyknie koło stojące na lodzie , zapięcie blokady i po 3 minutach byliśmy wolni.
Tutaj jednak jest inaczej , droga biegnie wypiętrzona ponad teren z ostrymi skarpami wypełnionymi śniegiem w postaci drobnego suchego pyły, który nie daje oparcia , nie ubija się , leżymy więc na podwoziu zaczepieni jedną „nóżką” o górną nawierzchnię jezdni . Wychodzimy z auta, kobieta z którą się mijaliśmy podchodzi do nas i obiecuje przysłać skuter śnieżny, bo jest silniejszy w takich sytuacjach od samochodu.
W międzyczasie odkopujemy auto i zakładamy łańcuchy na tylni oś . Przy odkopywaniu, auto osuwa się i przechyla , wyraźnie nie ma oparcia w tym na czym stoi . Przyjeżdżają kolejni mieszkańcy wioski , robi się niezła „imprezka „ , zapalamy nasze nowe lampy robocze na dachu, laso tundra ożywa światłem, gwarem rozmów , rykiem skutera.
Mimo reduktora , zapiętej blokady mechanizmu różnicowego i łańcuchów na kołach oraz pomocy skutera i furgonetki , nie możemy wyszarpać auta z rowu . Kolejna i kolejna próba , lekkie przesunięcie auta , które nie chce wskoczyć na próg drogi i kolejne, kolejne , kolejne …. odkopywanie auta z zaspy sięgającej do okien wysokiej terenówki. Przy kolejnej próbie kiedy łańcuchy sypią iskrami wyrywamy auto z rowu .
To taka przygoda , a może lepiej lekcja , bo przecież nikomu nic się nie stało , nie było żadnego zagrożenia , było ciepło tylko -10, i wiele osób i sprzętów chętnych do pomocy .
Często zastanawialiśmy się czemu Finowie trzymają się środka drogi i mijają się często na centymetry, teraz już wiemy i będziemy jeździć jak oni.
To dla nas lekcja przyzwyczajonych do możliwości wjazdu terenówką na wał śniegu , ulokowany na poboczu , z którego często korzystamy . Lekcja , bo nie raz uczestniczyliśmy w zabawowym wjeżdżaniu w głębokie błoto , a potem zabawowym wyciąganiu z niego auta . Niby nic wielkiego w świecie off-road-u , jednak składnia do refleksji , nad naszym ciągłem pragnieniem zamiany terenówki, na c ampera . Na pewno byłby większy , przestronniejszy , komfortowy z łazienką i WC , ale tam gdzie my jeździmy czy na pewno chciałby jechać z nami i w jaki sposób wyciągalibyśmy go z podobnych przygód.
To również lekcja, że śnieg tutaj , nie znaczy to samo co u nas , niby wygląda tam samo , a jednak …. Tyle czasu już z nim tutaj na północy obcujemy, a tak naprawdę dopiero teraz go poznaliśmy .
Gdy cali szczęśliwi razem z Landrynką znaleźliśmy parking na skraju Parku przyfrunęła balerina , trzeciej nocy z rzędu , oświetlając pół nieba, taki prezent od wszechświata i zapewnienie, że tutaj na północy jesteśmy mile widziani , gdy nie mogąc oderwać oczu obserwowaliśmy piękna Aureolę blisko nas z niska i bardzo wyraźnie spadła gwiazda , obwieszczając” proście , a będzie Wam dane . Nie omieszkaliśmy poprosić !!!
Zorzowy parking
Zorza parking widokowy koło Parku Yllas-Pallas 8-10 marzec 2013
I pojawiła się piękna baletnica. Chyba dobrze się „sprawowaliśmy”, bo zorza została nam pokazana ponownie . Piękna baletnica błysnęła swym światłem na niebie , w najmniej spodziewanym momencie . Pokazując się w swojej kasie , rozświetlając w postaci pierścienia północną część nieba . My jak dzieci zapatrzeni w piękne światło północy . Ponoć jest legenda, że kto ją zobaczy będzie szczęśliwy . W takiego rzeczy zawsze najlepiej wierzyć otwartym sercem .
Jest baletnica i ….. fajnie byłoby ją sfotografować , a my jak zwykle w „pełni przygotowani” na fotograficzną przygodę z zorzą .
Więc się zaczyna
- pamiętasz jaki czas ?
- Jaka przesłona ?
- Jakie WB?
- O kurcze trzeba znaleźć redukcję szumów (a menu aparatu po angielsku)
Trzeba odpalić komputer żeby odczytać podstawowe, proste informacje .
A może gdy następnym razem będzie zorza , i zapomnimy jak ją fotografować wejdziemy na tego bloga i będzie pod ręką .
Jak my fotografowaliśmy zorzę :
Tryb aparatu należy ustawić na manualny ,
przesłonę otworzyć maksymalnie
Balas bieli – pogoda słoneczna
czas w zależności od intensywności zorzy 10-30 sekund
czułość ISO 400, ale lepiej 200 jeżeli się da
Zdjęcie robimy z samowyzwalaczem lub przy pomocy pilota , na statywie lub kładziemy na aucie lub czymś stabilnym.
Obiektyw długość w zależności od zorzy , jak bardziej skupiona można dłuższym ok 100 mm – wtedy wychodzi wycinek , na krótkim 28-35 mm można sfotografować całą pierścieniową . Taką która warkoczem wije się od północy do południa, można objąć tylko rybim okiem (ją widzieliśmy rok temu w Szwecji) , zalecane jest włączenie redukcji szumów .
A baletnica lśniła na północnym niebie , a my przez przednią szybę samochodu patrzyliśmy na nią , jak w ekran w kinie . Taki naturalny film wszechświata .
Uspani ciepłem samochodu poszliśmy spać , by rano odjechać w piękną tundrę , a wieczorem znów powrócić na zorzowy parking z wiarą i nadzieję, że baletnica znów się pojawi
I pojawiła się się znów , tym razem słabsza , jednak w bardziej nieregulowanych formach , wiał wiatr , więc tańczyła szybko po niebie , pojawiając się i znikając . My jej nie fotografowaliśmy , na pewno gdy zorza jest słabsza , czas musi być większy , tak jak niektórzy podają i do minuty .
I na koniec ciekawostka , ta zorza którą widzicie na zdjęciach w rzeczywistości jest dużo słabsza , nowoczesne aparaty odbierają się światło jako szum i fantastycznie go wzmacniają . W rzeczywistości i barwa i jasność jest mniej intensywna ,ale wyraźna pod względem jasności i koloru.
Teraz już odjeżdżamy z zorzowego parkingu , mamy nadzieję, że zorza pokaże nam się znów , w innej swojej odsłonie.