Bajanhongor

now browsing by tag

 
 

Na dwójce do Ułan Bator inna odsłona Mongolii

Inna osłona Mongolii – na dwójce do Ułan Bator, z Arwajheer do Ułan Bator 28-29 lipca 2015

 

 

Super droga, piękny asfaltowy trakt, można szybko przemieścić się przez świat, szybko od punktu do punktu, nie widząc za bardzo tego co się mija się, co rozgrywa dookoła.

Jedziemy z szybkością około 40 km/h , ruch jak na Mongolię spory, jak na Bielsko mały – jak po 24 godzinie. Niektórzy kierowcy trąbią aby jechać szybciej, gdy nie mogą nas wyprzedzić, inni wyprzedzają z prawej strony, nie mogąc poczekać 20 sekund. Czasem mam wrażenie, że mimo iż żyli na dużych przestrzeniach przyrody – poza czasem, ich aura i postrzeganie jest bardzo wąskie. Widzą tylko tyle co bezpośrednio przed oczami, nic na boki, nic szerzej, nic dalej.

 

Widzę szeroko wybierając najlepsze drogi przez życie dla siebie.

 

Dobrym ćwiczeniem jest patrzenie we wszystkie 3 lusterka w czasie jazdy (można to wyćwiczyć), można też w przestrzeniach przyrody patrzeć szeroko ( zobaczycie – ile się uwidzi).

Do tego koło drogi większe zaludnienie, więcej jurt, większe stada, więcej sklepów i gazarów (knajpek), wydawałoby się bogaciej, lepiej …………

 

 

 

A ……. więcej ludzi ubranych po staremu, narodowo, ale …….. widać większy brud, jakby większą biedę. W sklepikach ceny 50% wyższe niż gdzieś 1000 km stąd w głąb kraju ( a tu jesteśmy 200-300 km od Ułan Bator na asfaltowej drodze). Czuć jakąś biedę. Do tej pory Mongołowie jawili mi się dumnie, godnie korzystając z tego co daje obecny świat (samochody, motorki, baterie, słoneczne, satelity) do życia, razem ze swoim stadami. Tutaj mam wrażenie jakby sami postrzegali siebie jak ludzi drugiej kategorii (bo może nie żyją tak obficie jak Ci w stolicy). Mają zapewne już dość tych swoich stad za którymi biegali przez pokolenia. Przychodzi di głowy określenie bogate dziady. Bogate bo każdy z nich ma wielokrotnie więcej materii niż ich przodkowie, ale czują się biedni bo obok bogata stolica….

A może to mój program jakieś podświadomej niechęci do Warszawy…

 

Uwalniam się od przekonania, że jak nie żyję w stolicy to jestem człowiekiem drugiej kategorii

 

 

Jestem dumna z tego gdzie żyję i pozwalam się tym cieszyć z godnością.

 

 

Taka inna odsłona Mongolii, gdy zatrzymujemy się w turystycznym miejscu (droga przecina jakieś żółte wydmy piasku – chyba park) 10 osób na wielbłądach podjeżdża do nas oblepiając dookoła nasze auto – chcą sprzedać usługę jazdy na wielbłądzie, a przy duszkach (kopczykach OWO) nachalne osoby sprzedające kumys.

Dziękujemy Ci Boże, że pozwoliłeś przejechać nam 1500 km bez turystycznego biznesu, bo wtedy nie wiedzieć dlaczego ludzie gubią swoją godność i postrzeganie drugiego człowieka, a zaczynają go widzieć jak kupkę pieniędzy – a swoje życie jak szansę na zarobek.

 

 

Niezależnie co robię zawsze postrzegam ludzi z szacunkiem

 

Tak poddanie się głównym Bogom dzisiejszego świata pieniądzom i iluzji wygody.

Ludzie są w stanie pracować w bardzo nieprzyjaznych warunkach, chorować i skazywać się na krótkie życie dla pieniędzy.

Co w nich samych jest tak fascynującego, że jesteśmy w stanie oddać za nich życie???

 

Uwalniam się od służenia pieniądzom samym w sobie, uwalniam się od przymusu poświęcania siebie i życia dla pieniędzy.

 

Wyrzucam program, że powiększanie stanu materialnego jest moim celem życia , że żyję dla materii tutaj na ziemi

 

Żyję tak jak kieruje mną moje serce doświadczając jedności materii i ducha tutaj na ziemi

 

Mam Przeświadczenie że kierując się sercem na realizację mojej drogi życia otrzymam wystarczające środki od Wszechświata tak po prostu.

 

 

Warto budować swój wewnętrzny świat wartości duchowych, bo inaczej…… : „Masz pieniądze, masz dobra których nie mają inni, inni Ci zazdroszczą – ty czujesz się lepszy …. i ….. boisz się stracić dobra – strzeżesz ich – bo bez nich będziesz nikim”.

 

Uwalniam się od przekonania, że ludzie postrzegają mnie przez pryzmat tego co posiadam i im więcej posiadam materii, tym mam większy ich szacunek .

 

Zatrzymujemy się kawę nad rzeką, właśnie przeprawiają się stada- najpierw kóz kaszmirek , owiec, potem wielbłądów i koni. Fajnie patrzeć na spektakl, jednak z drugiej strony rodzi się refleksja zależności zwierząt od człowieka.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jedziemy dalej…. obok drogi pojawiają się pogrodzone pola uprawne ze zbożem – taki szok!!!.

Zaorana ziemia… taka podrapana. Tutaj może draśnięta jak na razie, ale gdzie indziej mająca już głębokie rany, które trzeba opatrywać pestycydami i nawozami sztucznymi.

 

 

 

 

Albo zabijamy innych, albo drapiemy ziemię, aby żyć….

Czy nie mamy dość energii na przeżycie samodzielne, pozyskiwać ją w inny sposób?

 

Uwalniam się od przekonania, że muszę żyć kosztem innych

 

Pozwalam sobie generować takie zasoby własnej energii, aby żyć bez zabijania i ranienia innych

 

Pracujemy nad tym…… efekty są obiecujące!

 

A płoty chroniące niby od stad zwierząt, ale tak naprawdę znaczące terytorium MOJE, MOJE jestem bardziej zaradny, obrotny ….. mam więcej…..

Największe fortuny świata są oparte na złożach ziemi. Kto bardziej ją eksploatuje ( doi ) ten więcej ma, jest bogatszy.

Czy to,źle ……???

Ziemia daje bo ufa, może też chce doświadczyć w danym miejscu czegoś innego, nowego.

Tylko, że my ludzie nie wchodzimy w kontakt z przyrodą, nie pytamy jej o zdanie, tylko zawłaszczamy, bo jest MOJA, MOJA – to jak niewolnik ma robić,(rodzić) to co ja chcę, a jak nie będzie chciała to ją jakoś zmuszę, coś wymyślę.

 

Uwalniam się od zawłaszczania ziemi

 

Pozwalam sobie żyć we wzajemnych relacjach opartych na szacunku.

 

Oczywiście ziemia która przez wieki była orana, kopana jest przyzwyczajona do tego i może chce tego, bo wydaje jej się, ze gdy tego nie ma – nikt o nią nie dba.

Jak ludzie doświadczający krzywd od innych, moją program, że muszą być bici, kopani i nawet jeżeli rozstaną się z mężem, żoną – sadystą to zaraz potem znajdą zazwyczaj podobnego.

 

Uwalniam się od programu przymusu krzywdzenia mnie przez innych

 

Pozwalam sobie żyć w szacunku i miłości z innymi ludźmi

 

I tak refleksja goniła refleksję, przenikaliśmy się z tą przestrzenią, doświadczaliśmy jej nowych odsłon.

 

 

 

 

Nawet duszki (OBO), kiedyś będące przy drodze – teraz często zostały od niej odsunięte. Duchowość poszła w odstawkę. Pojawił się nowy duch – pieniądz. Ten kto nie szanuje duszków ma więcej pieniędzy (i czasu na ich zarabianie , a czas to pieniądz). Duszki to ciemnogród, nikt ich nie widział, zapewne i nawet szamani. A pieniądz jest namacalny.

Duszki odsunięte od drogi rowami, nasypami, bez parkingów i możliwości zatrzymania (co za tym idzie tradycyjnego trzy krotnego obejścia kopczyka). Patrzą na okolicę i nie wiedzą co się stało.

 

Widzę świat niewidzialny i współpracuję z nim w pełnym szacunku.

 

 

 

Przy jednych duszkach Bartek poszedł w „krzaki” i znalazł duży bęben z rozdartą membraną (szaman w bębnie wiąże swoją siłę , duchy, a rozdarcie bębna to uwolnienie z niego siły). Lepiej i tak go nie dotykać, nie wiadomo co kto tam uwiązał, co robił.

Szybko ustawiamy u Bartka bęben, okazuje się, że ma siłę wtedy gdy ma bęben, gdy nie ma bębna nie ma siły.

 

Uwalniam się od przekonania, że mam siłę wtedy gdy mam bęben

 

Mam siłę niezależnie od zewnętrznych atrybutów

 

 

 

 

I tak na dwójce dojechaliśmy na rogatki Ułan Bator (20 km od centrum, wjazd 2 zł ) przed nim handel zwierzętami na placu targowym (gdyż żywych zwierząt nie wolno wwozić do miasta), robi to na nas potworne wrażenie. Te kochane kaszmirki, krówki czy konie radośnie biegające po łąkach teraz są sprzedawane jak niewolnicy, do tego jeszcze po to aby je zabić i zjeść.

Choć może mają program jak ludzie kiedyś, że oddają się w ofierze człowiekowi. Może myślą, że skoro człowiek potrzebuje ich energii to może kiedyś się stanie podobny do nich…… Energia miejsca dla Bartka przytłaczająca , bo wokół ubojnie , przetwórnie, hurtownie i sklepy z mięsem.

 

Uwalniam się od emocji do zabijania zwierząt, pozwalam aby świat toczył się własnym rytmem

 

Tak uwalniam się od emocji, bo kiedy mamy emocje do czegoś to wzmacniamy tę sytuację, dajemy jej energię i ona wzrasta. Jeżeli mam emocje do zabijania zwierząt to nimi wzmacniam proces ich zabijania. Ci co to robią mają dzięki mojej emocji więcej energii na to działanie.

Dlatego warto pozbyć się emocji do tego czego się nie chce, aby to nie napierało na nas.

 

Pozbywam się emocji do tego co nie chcę, aby się wydarzało.

 

I jakimś cudem, dzięki aniołowi wyjeżdżającemu z bocznej drogi znaleźliśmy spokojny, bezpieczny i bardzo cichy nocleg 25 km od miasta, odsłonięty od niego wzgórzami.

 

Dziękujemy za tę drogę, za te wszystkie refleksje poszerzające świadomość, za to, że praktycznie 700-800 km ( w tym 150 w terenie) przejechaliśmy na drugim biegu i bezpiecznie znaleźliśmy się w miejscu, gdzie czujemy, że jest pomoc dla landrynki.

 

Bo przegonią nas rowerzyści – jedziemy na dwójce

Bajahongor – buddyzm, bo przegonią nas rowerzyści 25-26 lipca 2015

 

 

 

Lisek ze swoim przesłaniem dodał nam radości i wiary. Z werwą na dwójce dojechaliśmy do miasteczka Bajanhongor, które na zjeździe powitało nas dużym sklepem i centrum targowym (dużym jak na wielkość 30000 miasteczka) zanurzyliśmy się magii kolorowych ubrań sprowadzanych z Chin (dlaczego do nas takich nie sprowadzają?), oglądaliśmy przymierzaliśmy i cieszyliśmy się kolorowym światem. Do tego dużo firmowych rzeczy, spodni, butów, wcale nie wyglądających na podróbki. Masę drobnych sprzętów gospodarstwa domowego.

Tutejsi ludzie chodzą ubrani bardzo ładnie, kolorowo, czysto i często dają po oczach firmowymi napisami. Chiny zapewne na początku zaczęły ubierać swoich, z czasem sąsiadów i połowę świata. Pojawiło się wiele przy tym propagandy na ich ceny, jakość, wykorzystywanie ludzi. Na pewno jest różnie, jak wszędzie. Poszli na ilość bo mają potężny rynek do ubrania – 20% świata, a zachód się wkurzał i wkurza bo zabrali mu biznes.

Najbardziej wypromowane marki zachodnioeuropejskie – gdzie produkują swoje towary? Wystarczy popatrzyć na metki (Chiny, Bangladesz ….), ale im wolno ….

Propaganda i wielkie pieniądze. Oczywiście trzeba patrzeć co się kupuje, bardziej niż na zachodzie (bo tam obowiązują przepisy, kontrole , gdyby nie one zapewne robiliby to samo).

Bo tutaj bawełna, nie koniecznie oznacza bawełnę.

Do tego na targu fajna knajpeczka, gdzie nie śmierdziało mięsem, a obrotna obsługa zrobiła nam czeburieki z ziemniakami i kapustą (pierwszy raz ktoś się dał namówić na modyfikację menu). Poezja w ustach.

 

 

Chcieliśmy Wi-Fi, bo może czas dać wreszcie na bloga troszkę Mongolii, podjechaliśmy pod hotel w centrum, okazało się że jest WI-Fi – pani w restauracji podał hasło, więc zamówiliśmy kawę , jednak ikonka pokazywała, ze serwer nie podłączony, może dlatego, że na zewnątrz rozgrywała się burza z potężnym gradem?……. Myśleliśmy, że dlatego nie ma. Kelnerka wyprowadziła nas jednak z błędu mówiąc, że WI-Fi jest w pokojach hotelowych ……..Ale wcześniej podała hasło – tak byśmy złożyli zamówienie………….Przesiąkają już marketingowym zachodnim chamstwem….

Lubimy być niezależni internetowo, bo potem siedzenie często w niezbyt przyjaznym otoczeniu, wkładanie postów z energią speluny, kupowanie setnej kawy, albo przemysłwego picia, jedzenia itp., A tutaj na tych przestrzeniach nie wierzyliśmy za bardzo, że może być internet bezprzewodowy, tym bardziej, że więcej jest kawiarni internetowych niż komputerów.

Poszliśmy jednak do jednej sieci komórkowej MobiCom i jakie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że jest internet i to w całkiem sensownej cenie i zasięgu 3G (w praktycznie każdym miasteczku).

Karta z 1 GB koszt 15000 (30 zł.), a potem dokupienie 1 GB 10000 (20 zł.) 2 GB 15000 (30 zł. ) 5 GB 20000 (40 zł.)

Miała być aż burza z gradem, aby rozładować nasze nadęcie, że „na pewno nie ma tutaj bezprzewodowego internetu”

 

 

Uwalniam się od przekonania, że wiem lepiej

 

Pozwalam się prowadzić

 

Tak, może gdyby nie problem z internetem – nie poszłyby te wszystkie emocje co do wyboru drogi, bo oglądając potem filmiki na youtube okazało się, że nasza po ludniowa droga przez Mongolię bardziej nam się podobała i prowadzenie mamy cudowne.

 

Jestem w nieustającej wdzięczności za prowadzenie dla moich przewodników, istot światła.

 

Ulokowaliśmy się na centralnym parkingu między parkiem, a widokową górką i zaczęliśmy wkładać wpisy na bloga, przy okazji przyglądając się otoczeniu i sami korzystając z prostych atrakcji jak kąpiel w fontannie.

 

 

 

Wiele już razy zauważyłam, że właśnie takie proste atrakcje dają mi dużo takiej lekkiej radości. Te bardziej wyszukane, mają dla mnie jakiś element sztywności.

 

Pozwalam sobie na lekkie, radosne przyjemności.

 

 

 

 

Przyglądaliśmy się łucznikom na ich treningu .

 

 

 

 

 

Na zachód słońca poszliśmy na szczyt okolicznej górki, przyglądając się tutejszej zabudowie – tak ciasnej, jakby będącej przeciwwagą na otaczającą przestrzeń.

 

Pozwalam sobie nie ograniczać niczym swojej przestrzeni, pozwalam sobie wyjść poza przestrzeń.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Noc spędziliśmy na obrzeżach miasteczka, na skrzyżowaniu polnych dróg, gdzie wyspaliśmy się cudownie.

 

Pozwalam sobie spędzać noce w miejscach dających regenerację, niezależnie jak wyglądają.

 

A rano udaliśmy się do znajdującego na obrzeżu miasteczka, żyjącego (z mnichami) kompleksu datsanów.

 

 

Przyglądając się buddyzmowi tybetańskiemu od kuchni, w kraju gdzie jest główną religią. Jego bogom, gadżetom modlitewnym.

 

 

 

 

 

 

Modlitwie mnichów (właśnie była msza) która nic nie miała w sobie z medytacji, wchodzenia w stany wysokowibracyne, była takim samym paplaniem bez energii, jak większość mszy w kościele katolickim i innych (to jaki kontakt ma kto z górą, nie zależy od religii, a od człowieka, który decyduje się wejść w to co robi na 100% – jak nasz ulubiony święty prawosławny Serafin z Sarowa) .

 

Wchodzę w 100 procentach w to co robię

 

Atmosfera w datzanie bardzo miła i ze strony ludzi (sporo ubranych w ludowe stroje) i mnichów. Magii nam się jednak nie ukazała.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O religii napiszemy zapewne oddzielny post.

Z radosnym kichnięciem – Mongołowie lubią wciągać tabakę – pojechaliśmy na czeburieka z piree ziemniaczanym, bo nie wiadomo kiedy następny raz zjemy coś w knajpce …………..

i ……………….. spotkaliśmy naszych znajomych rowerzystów Turka i Niemca, którzy na rowerach, lub jak uda się złapać stopa z bagażnikiem na rowery – przemierzają Mongolię.

Ojjj ile było radości ze spotkania.

 

Teraz zaczęliśmy się śmiać, jedźmy szybciej – bo rowerzyści nas przegonią, szczególnie teraz gdy jedziemy na dwójce, a do Ułan Bator zostało tylko 600 km, prawie cały czas asfaltem.

Jednak po głębszym zastanowieniu – dlaczego nie, skoro takie moje tempo.

 

Pozwalam sobie iść swoim rytmem, tempem, bez oglądania się na innych.

 

Dziękując miasteczku za cudowną gościnę w deszczu i temperaturze ok. 20 stopni (jak ciało odpoczywa), pojechaliśmy dalej swoim rytmem na Ułan Bator – przyzwyczajeni tak mocno do szutrówek i błotnistych dróg, na asfalcie się pogubiliśmy zarówno my, jak i nasza nawigacja – zjechaliśmy gdzieś w polne drogi. Na szczęście udało nam się znaleźć po jakimś czasie asfalt (był objazd, a jazda tylko na dwójce przez błotniste drogi mogłaby nie być bezpieczna) i pojechać płynnie z prędkością ok. 35 km/h dalej na wschód. 

 

 

Odpuszczam to co chcę i pozwalam się prowadzić. Droga do Bajanhongor

Odpuszczam to co chcę, jestem wdzięczna za to co mam – Droga do Bajanhongor – 24 lipca 2015

 

 

Cuda, cuda każdego dnia – tutaj w Mongolii. W jej niesamowitym spokoju ujawnia się wszystko co spokojem nie jest. Pokazuje się abyśmy mogli zdecydować, czy to sobie zostawić czy odpuścić.

 

 

 

I tak było i tym razem. Ze słonego jeziorka zjechaliśmy do miasteczka Buucagan , z maleńkim dastanem, które było niesamowicie spokojne.

 

 

 

 

 

 

Nawigacja znalazła drogę w kierunku głównego traktu do Bajanhongor. Z miasteczka wjechaliśmy na przełęcz, gdzie zmieniliśmy również rejon (województwo),

 

 

 

 

 

napiliśmy się kawy i ruszyliśmy przez piękną kamienistą dolinę, gdzie każdy kamień chciał opowiedzieć swoją historię. W kamieniach mieszkały skrzaty przyjazne, ale mało gościnne, więc nie wychodziliśmy z samochodu, tylko jak na safari przemierzaliśmy kamienne miasta. Mogą jak turyści je obserwować z daleka.

 

 

 

 

 

 

 

 

Magia jednak była niesamowita, gdy skończyła się kamienna dolina pojawiły wulkaniczne kopki, czasami jak igiełki, dumnie zwrócone do nieba.

 

 

 

 

Przy jednym z duszków doliny z pięknym rozłożystym widokiem powiedziałam :

– Może zostaniemy tutaj na noc….

– Super, tylko znajdźmy mniej wietrzne miejsce – powiedział Bartek .

I wjechaliśmy nieco w bok, opodal w dolinę, od razu czuć było zmianę energii, magię zastąpił jakiś niepokój. Tego miejsca pilnował drugi, inny duszek – miał swój kopczyk na sąsiednim pagórku.

– Wyjedźmy stąd – powiedziałam po jakimś czasie.

– Widzisz, że mam problem z biegami – powiedział Bartek .

– Wyjedziemy to przejdzie – powiedziałam spokojnie .

I faktycznie zaraz bo wyjeździe na drogę, skrzynia zaczęła chodzić normalnie. Chwilę odpoczęliśmy poniżej przy kolejnym, trzecim duszku ( dziwne miejsce trzy kopczyki w bezpośrednim sąsiedztwie – do teraz zawsze dzieliło je zwykle kilkadziesiąt kilometrów), a tu niespodzianka, nie sposób wstawić żadnego biegu.

Chwila konsternacji……

– Może spróbujemy na reduktorze – powiedziałam

I tak udało się wbić chyba 2-kę.

Ruszyliśmy z radością, zawsze lepiej jechać na 2-ce i reduktorze niż być holowanym.

Z czasem na reduktorze zmieniliśmy na biegi szosowe, jednak nie mieliśmy odwagi zmieniać biegu na skrzyni – najwcześniej w miasteczku jak uda się dojechać – stwierdziliśmy, zostało ok. 100 km – nie wiedzieć jakimi drogami (raczej po prostu teren).

Najpierw jechaliśmy koło pięknych wulkanicznych kopek, wyglądających jakby je ktoś tak misternie usypał. Krajobraz można rzec księżycowy. Jednak energia dziwna, mało przyjazna. Droga zrobiła się jak nigdy dotąd w standardzie luksusowej szutrówki – doprowadziła nas do rzeki, gdzie chyba na wiosnę na drogę wtargnęła rzeka zabierając duże jej części. Energia napięcia i konfliktów, nie wiedzieć kogo z kim….

Woda kłóci się z ziemią., duchy między sobą. Cały czas gdy wyjeżdżaliśmy z tego miejsca rozmawiałam z domami tej doliny co się to stało.

Duszek który zapraszał na nocleg, zapraszał koło siebie, a nie poniżej w dolinie, bo tam już mieszkają inne duszki. On się obraził, a tamte nie przyjęły. Z drugiej strony to on chciał nas chronić przed innymi duchami.

 

– Odpuszczaj wszelkie obrazy – powiedziałam do Bartka – rób szybko przegląd życia.

 

Odpuszczam wszelkie obrazy na cokolwiek i kogokolwiek

 

Odpuszczam wchodzenie w energie konfliktowe, mimo że materialnie piękne wzrokowo

 

Pozwalam sobie przebywać w przyjaznych energiach, które prosto, jasno i przejrzyście się ze mną komunikują

 

Wjechaliśmy w maleńkie miasteczko Bombogor, kompletnie nie przyjazne, wyrzucające

 

 

i potem dalej na przełęcz, gdzie zmieniały się rejony – na ich granicę. Bartek stanął za przełęczą już po stronie innego województwa, poszliśmy do kolejnego kopczyka podziękować duchom za przejazd i poprosić o dalszą szczęśliwą jazdę.

 

 

Zaraz też zaczęliśmy ustawiać całe zdarzenie.

Pojawiło się kilka nurtów.

Po pierwsze: Bartek bardzo chciał jechać inną drogą przez Mongolię – w góry, nie potrafił być tu i teraz, wiele razy kombinował jaki w przyszłości kupić samochód, gdzie pojechać….

 

Cieszę się tym co MAM teraz i jestem za to wdzięczny

 

Jestem tu i teraz

 

 

Gdy tylko skończyliśmy ustawienia, zaraz pojawili się ludzie, którzy zapraszali do siebie, z powrotem do tamtej doliny!

Taka poplątana energia, ja Ci nie dam tego co chcesz, ale gdy chcesz odejść – zrobię wszystko by Cię zatrzymać.

 

Kontaktuję się z energiami, ludźmi innymi istotami, które jasno mówią co chcą, a czego nie chcą, ja również wyrażam się jasno i precyzyjnie.

 

Zdecydowanie pojechaliśmy dalej w kierunku Bajanhongor………..

 

 

– Wiesz w Rosji nam tak fajnie szło podróżowanie, bo ja niczego nie chciałem, nie lansowałem – przyznał się – Czas zacząć iść za energią, odwiązać się od tego co chcę z umysłu.

– Zrozumiałem, że lansowanie pomysłów na siłę może przynieść wiele szkody. Gdy idzie się za energią wszystko idzie lekko i prosto – dodał.

 

Uwalniam się od tego co chcę, mówię co chcę i pozwalam, aby samo się działo w miejscu i czasie najbardziej odpowiednim dla mnie

 

Pozwalam się prowadzić lekko i prosto przez życie.

 

Jechaliśmy na jedynce a może raczej dwójce, bojąc się zmienić bieg. Szutrową lekko rozmokniętą po deszczu drogą , już nocą. Albo prowadziła nas nawigacja, albo duchy podsyłały nam samochód, czy motorek w formie przewodnika po właściwym śladzie. Bo droga – jak wiele tutaj – rozciągała się i może na kilometr na boki, mając wiele równoległych nitek, na których widniały ślady walki w błocie. Nawet zajączek przebiegł nam drogę przypominając ( będąc symbolem), że w pełnym zaufaniu, mamy poddać się miłości.

 

Po około 100 kilometrach wróciliśmy na główny, również szutrowy, niczym się nie różniący trakt. Jechaliśmy już teraz coraz bardziej zrelaksowani, gdy przed nami zamigotała rzeka.

 

– Jeżeli trzeba się przeprawiać, to śpimy po tej stronie – zadecydował Bartek .

 

Nagle zamigotały światła samochodów, i zwarta ich kolumna przejechała przez most.

I my pojechaliśmy, okazało się, że most chyba nie był przejezdny, gdyż z tamtej strony były widoczne blokady na drodze.

Dziękując duchom za bezpieczny przejazd, stanęliśmy na stepie i szybko po wrażeniach dzisiejszego dnia zasnęliśmy (pora też się dołożyła – druga w nocy).

 

Rano obudziliśmy się w słońcu, jakby się nic wczoraj nie stało, jakby samochód był całkowicie sprawny.

Jest tutaj niesamowita moc regeneracji.

A zaraz rano wszechświat miał dla nas przesłanie, posyłając małego liska….

 

 

Ten kto spotyka lisa, ma sprytnego przebiegłego przewodnika duszy w ciemnym lesie cieni. Pomaga Ci uwolnić schwytaną przez demony energię. Nie zna lęku przed zniekształconymi obrazami duszy. Nie daje się zwieść ani formie ani wyglądowi, a już na pewno nie fałszywej pobożności. Lis wie gdzie znaleźć zagubione części Twojej duszy.

Lis obdarza Cię energią i siłą do podążania własną drogą, słuchania siebie i pozostawania sobą.

Lis porusza się na granicy światów i wie, jak znaleźć wejście do podświadomości.”

 

Uwalniam się od zwodzenia mnie formą, pozwalam sobie widzieć prawdę.

 

Jestem chroniony i bezpieczny w swoim istnieniu i wszelka siła wraca do mnie z powrotem

 

Symbolika lisa z książki Siła zwierząt Jeanne Ruland.

 

 

A młody lisek obchodził spokojnie samochód dookoła, przyglądał się nam, czasami miałam wrażenie, że chce wskoczyć na łóżko i się tam rozłożyć. Daliśmy mu trochę kocich chrupek, które kupiliśmy dla kotów w Rosji, z ciekawości zjadł kilka, popatrzył na nas z dezaprobatą i poszedł polować na łąkę na ptaszki.

Niesamowite spotkanie z naszym pięknym dzikim bratem, również piękne jest jego przesłanie.

 

Nie daj się zwieść formie, bo ona zabiera Twoją siłę, idź za głosem duszy, ona wyznacza kierunek.

 

 

Dziękujemy za te lekcje, spotkania, za ten niesamowity dzień w którym tyle się zadziało.

A skrzynia….. boimy się ruszać, jedziemy na dwójce, zresztą większość dalszej drogi ( kolejne około 40 km do miasteczka) to lekki teren i tak byśmy jechali z podobną szybkością – do 40 km/ h.