Hurtigruten
now browsing by tag
Dalej niż Nordkapp
Dalej niż Nordkapp – refleksje Bartka o podróży Hurtigrutenem 22 marzec 2013
Spaliśmy na pięknie przeszklonym pokładzie , gdzie są najlepsze widoki , w pobliżu dziobu okrętu . Obudził nas potężny huk spadającego dziobu na falę , towarzyszył temu jęk wszystkich okien tak jakby miały wypaść, oraz wyraźny skrzyp naprężeń konstrukcji statku. Przez okno widać było uciekające bryzgi wody (7 dek – około 5 piętra!).ławka przed nami jechała 2 metry do góry i w dół. Stwierdziliśmy, że należy uciekać do tylnej rufowej części promu , na niższy pokład. W czasie gdy rozpoczęłam tę „wyprawę” zdarzył się cud. Nagle wzleciałem …..
To dziwne uczucie, bo ja chyba zostałem tam gdzie byłem, a podłoga uciekła nagle w dół. Stan nieważkości nie był wcale przyjemny, ani długi bo chwilkę później zwaliłem się brzuchem na stojący obok stolik. Kolejne kilka kroków i zakotwiczyłem się POD barierką, nie tak normalnie , aby się jej podtrzymać tylko trzymając od spodu i dociskając stopy do podłogi . Ciężko ustać na nogach , a przecież nie zajmujemy się niczym innym tylko pogłębieniem równowagi , podczas jazdy na biegówkach. Słyszeliśmy, że czasami na promach ze stolików spadają szklanki , tutaj jakby pozostawiono choć jedną , latałaby nad naszymi głowami. Znaleźliśmy kąt pod restauracją w „spokojnej” części statku (czyli tylko 1 metr w górę i w dół) – kolejny sen i gdy okręt zakołysał się głęboko tym razem na boki , tak że musiałem asekurować się nogą , by po prostu nie spaść z fotela , usłyszeliśmy brzęk dziesiątków talerzy i szklanek rozbijających się w restauracji. Najwyraźniej jakiś regał nie wytrzymał! Trochę nas to zdziwiło, bo ten prom to nie był był co prawda wielki cruise , ale też nie jakaś mała zabawka. Ci , którzy mnie znają , wiedzą , że od 12 roku życia pływam na różnych łódkach regatowych i uznaję zasadę , że im większa fala tym lepsza zabawa, pływałem w Pucku na bardzo krótkiej metrowej fali , nad Gardą na desce na długiej ponad metrowej fali, zawsze była to niezła zabawa ze świetnym samopoczuciem. Jednak ten rodzaj kołysania jest inny, gdy dziob statku nurkuje w fali odczuwalne jest hamowanie promu, to tak jakby jechać autem i co chwilkę przyhamowywać i tak przez wiele godzin. Myślę, że na małej regatowej łódce jest nieco inna charakterystyka zachowania załogi. Calowe niewielkie ruchy ciała do pionu w czasie wpływania i spływania z fali rekompensują pochył i nieco ułatwiają błędnikowi zachowanie bardziej komfortowej pozycji. Natomiast na promie zachowujemy się jak meble siedziąc w fotelach i kanapach oparci i rozparci – dajemy się szarpać i targać żywiołom, bezwolnie z rezygnacją w głowie i ciele. Tak więc po 5 godzinach takiej karuzeli zmuliło mnie niestety i oddałem cześć Neptunowi w pobliskim WC . Tym większy mam szacunek i uznanie dla Brygidy , że nie musiała skorzystać z tej formy „oczyszczania” . Z relacji załogi i pasażerów mieszkających w pobliskim miasteczku wynika, że taka fala w zimie to standard. Jest silna, ale to normalne. Załoga twierdziła, że dzisiejsza była średnia , a zdarza się silniejsza , a oni nadal pływają !
A co na to nasza landrynka? Też pewnie się wyskakała. Pomimo średnio silnego hamulca ręcznego dzielnie opierała się atakom fali i stała tam gdzie była postawiona, poznaliśmy to po ……… wycieku oleju silnikowego, którego kropki były na niewielkiej przestrzeni . Natomiast po wyjedzie z promu zauważyliśmy pręgę czyjegoś srebrnego lakieru na tyle naszej karoserii. Tak więc pomimo takiej dużej fali najprawdopodobniej auta nie były w ogóle przyształowane i miały możliwość skakania po ładowni !
Na fali …..???
Refleksje Brygidy o płynięciu Hurtigrutenem 22 marzec
I zaczęło się ……….. trzepanie na statku , nigdy nie myślałam, że coś takiego przeżyję. Najpierw zaczęło dość mocno kołysać , ale tak normalnie . Widać było, że niemieccy emeryci łykają tableteczki i powoli kruszą się z miejsc publicznych . Robiło się cicho spokojnie przy zafalowanym morzu , silnym wietrze , płynęliśmy pod falę, więc było spadanie i hamowanie , czasami podłoga uciekała spod stóp , a schody nagle otrzymywały większe przestrzenie między sobą , jednak ta sytuacja nie wzbudzała we mnie grozy, bardziej cieszyłam się, że mogę przetestować swoją odporność na chorobę morską , bo przecież przyjdzie czas pływania, jacht , statek to jeden ze sposobów przemieszczania.
Aż nagle statek dziobem zaczął uderzać w fale , zaczęło trząść coraz mocniej , ludzie pogubili się zostaliśmy my i 2 Norwegów – miejscowych , którzy też nie wykupili kabiny . Wszystko zaczęło kołysać się szybko , płynęliśmy pod falę , a praktycznie przedzieraliśmy się przez otwarte na tym odcinku morze , walcząc z żywiołem , a może poddając mu się …..???
Myśli zaczęły szybko kołatać w głowie , wychodziły wszystkie możliwe lęki .
Bo co może taka maleńka łódka , wobec tego żywiołu ? Do kogo mieć zaufanie ?
Do kapitana?
Załogi?
Boga ?
Konstruktora , czy konserwatora łodzi?
Myśli wariują , na szczęście ciało nic sobie z tego nie robi , choć może lepiej jakby osłabło i zasnęło , umysł odpoczął by od natarczywych myśli.
Udaje mi się zasnąć na wygodnej kanapie , nagle potężne uderzenia w falę budzą mnie , i umysł znowu wariuje ….
Może lepiej było nie płynąć ?
Po co to podróżowanie , co wnosi w życie ?
Czy warto tak ryzykować ?
Prowokować los?
Pojawiają się zdania tych co wszystkiego się boją .
Kotłujące myśli doprowadzają do jednego wniosku , brak zaufania do siły wyższej , przecież ja tutaj , na tym morzu w tej malutkiej skorupce jaką jest maleńką istotą , bardzo maleńką i jaki wpływ mam na świat na przyrodę ?
Pokora , zaufanie zaczyna przebijać się przez pokłady lęku, kontroli
Przecież Ci , którzy bardzo się boją i nie wychodzą z domu , co nie „ryzykują” też ulegają wypadkom i to o wiele częściej niż Ci , którzy „normalnie” żyją .
Można bać latać się samolotem, a samolot może nam spaść na głowę . Kiedyś poznałam osobę bardzo zalęknioną, której uliczna latarnia na głowę spadła i skończyła jako inwalidka .
Więc po co nam lęki ?
To chyba retoryczne pytanie , na które każdy musi znaleźć swoją odpowiedź .
Takie bujanie na statku to wyjście dla mnie z mojej własnej strefy komfortu , poznanie czegoś nowego , nowej części siebie . Części , która gdzieś została głęboko schowana .
Po doświadczeniu z silnym uderzeniem fali o dziob , przenieślimy się na tył statku ,koło restauracji znowu udało się zasnąć i znowu ……….. tym razem dźwięk rozbijanych talerzy w restauracji wytrącił nas ze snu .
Czy kiedyś będzie nam dane dopłynąć?
Jednak powoli zmieniliśmy kierunek i zamiast pod falę zaczęliśmy płynąc z falą . Morze się nie zmieniło, ale zmieniło się nasze postrzeganie sytuacji . Taka drobna zmiana , a ile mniej emocji budzi .
Bo właśnie ile jest w tym mądrości , gdy mówi , aby płynąc na fali . Okoliczności obok się nie zmieniają , a jak wielka różnica gdy płyniemy z falą lub pod falę .
Po tym doświadczeniu , zdecydowanie wybieram płynięcie z falą
Tą sytuację można odnieść do naszego życia , naszą łódkę życia możemy skierować po falę i wiatr zmagając się z życiem , odczuwać lęki, skarżyć się na ciężki los , mieć ciężkie doświadczenia życiowe , ale można także bez zmiany warunków zewnętrznych skierować nasze życie by płynęło z falą , poddać się sile wspomagającego , pchającego wiatru . Na zewnątrz nic się nie zmieni , te same możliwości , te same zagrożenia , jednak odczuwanie i odbieranie sytuacji będzie zdecydowanie spokojniejsze , a życie pchane siłami wszechświata będzie lżejsze i wszystko będzie płynęło we właściwym kierunku .
Zauważcie , że gdy płyniemy pod falę , płyniemy wolniej , cali napięci , naprężeni , a gdy płyniemy z falą, płyniemy szybko , czasem bardzo szybko , z lekkością i spokojem.
Warunkiem płynięcia przez życie na fali jest odnalezienie własnej drogi i pokora w podążaniu przez nią , niezależnie od tego co lansuje społeczeństwo i media.
Końcówka rejsu była czystą przyjemnością wpłynęliśmy w spokojną zatokę i można było delektować się słońcem poranka i spokojem morza , taka zmiana , a jakże potrzebna .
Gdy pytaliśmy załogi i miejscowych którzy z nami wysiadali czy to był silny wiatr czy normalny , stwierdzili , że tak pośrodku między silnym i normalnym , a tutaj zawsze wieje , no może z wyjątkiem pięknej pogody latem .
Czyli dla nich nich nadzwyczajnego , a dla mnie takie naoczne pokazanie , że żywioł wody w połączeniu z żywiołem wiatru jest dla mnie na trudnym doświadczeniem i zamiast współpracy , miłości , mój kontakt z tymi żywiołami opierał się na leku.
Na pokładzie Hurtigrutena
Hurtigruten 21-22 marzec 2013
I popłynęliśmy na wschód i północ(!!!) , zgodnie z energią wschodu, Hurtigrutenem . Pomysł na podróż słynnym od 120 lat statkiem – no może siecią , bo statki się zmieniały – pojawił się rok temu , przy okazji wyjazdu na Lofoty , wtedy energia nie poszła na podróż (www.opodrozynapolnoc.blogspot.com) Tym razem jakoś wszystko się składało i nie składało . Gdy wróciliśmy z Nordkappu okazało się, że stojący w porcie statek nie może nas zabrać z uwagi na naszą wysokość tzn. naszej landrynki , jednak Panowie powiedzieli, że następnego dnia płynie większy , który na pewno nas zabierze i zabrał …..
A o co chodzi z tym Hurtigrutenem od 120 lat pływa z Bergen na południu Norwegii do Kirkenes przy granicy rosyjskiej na dalekiej północy i z powrotem . W sumie płynie 13 dni z czego 7 na północ i 6 z powrotem . Obecnie codziennie jeden statek wypływa z Bergen. Teraz to potężny biznes turystyczny , bowiem gdy pogoda dopisze można pooglądać wybrzeże Norwegii od morza , a jeżeli nie dopisze spędzić czas na statku.
Statkom daleko od nowoczesnych zapewniającym masę rozrywki nowoczesnym cruiserom , są stosunkowo małe , służą do kontemplacji otaczającej przyrody.
Kiedyś statki miały niższy standard, a całe życie toczyło się w salonach .W salonach wisiały dzieła sztuki . Podróżowali nimi zarówno bogaci jak i biedniejsi . Pragnący luksusu , jak i ci którym jest obojętny .
I tak zostało do dziś , podróżując Hurtigrutenem, nie ma obowiązku wykupowania kabiny i tak też zrobiliśmy .
Popłynęliśmy z Honningsvag do Vadso ok 16 godzin , statkiem o imieniu Nordkapp . Chyba tej energii nam potrzeba , bo nie dość , że poza wizytą na Nordkapie spędziliśmy w tym rejonie jeszcze dzień , to jeszcze „przytrafił” się statek o tym imieniu . Czyżby czas na białe niedźwiedzie….
A morze ……. przywitało nas wiatrem, śniegiem , zachmurzonym niebie tak jakby te energie chciały nas oczyścić na swoje działanie . Znowu nowy rodzaj pogody, nie znany nam w czasie tej wycieczki . Statkiem kołysze ,na zewnątrz śnieg zacina , wieje w poziomie , a my znów w ciepłym pomieszczeniu z którego możemy bezpiecznie wyjść aby na moment porozmawiać z żywiołami i wrócić w „bezpieczny” kąt.
Statek chyba spory jak na tę korporację, jednak i tak malutki jak na dzisiejsze realia , na statku restauracja ze 2 bary , salon widokowy pięknie przeszklony . Na tym dodatkowo maleńki fitness i sauny i parę komputerów z dostępem do netu .
Atmosfera bardzo spokojna , większość pasażerów to niemieccy emeryci .
Taka sielanka . Decydując się na Hurtigrutena , chcieliśmy zobaczyć czy ta forma podróżowania nam odpowiada . Czy takie 7 dni oglądania Norwegii by nam się spodobało.
Z naszych obserwacji tego wczorajszego statku i tego którym teraz płyniemy, możemy powiedzieć, że im starszy statek tym bardziej klimatyczny , starszy ma urok dawnego parowca i może kiedyś jak zdecydujemy się płynąc to najstarszym z możliwych . Obecnie jest to Lofoten z 1964 r.
Jedno co mogłoby nam przeszkadzać to suche powietrze i duchota zalegająca wewnątrz statku.
A ile kosztuje Hurtigruten , nasza wycieczka bez kajuty (2 osoby i samochód) kosztuje 2200 koron, czyli ok 1200 zł. Ale możemy korzystać z sauny, fitnessu i internetu . Miejsce do spania w salonach dużo , szczególnie przy tej pogodzie , wielu na pewno zmaga się w pokojach z chorobą morską .
Teraz będąc na morzu widać jaki potężny to żywioł, że ujarzmienie go jest niemożliwe a my jesteśmy maleńką cząstką wszechświata .
C.d.n ……