Laponia
now browsing by tag
Z Lemmenjoki do Hetta
Droga do Hetta 16 marzec 2013
I opuściliśmy piękną Susi , czasami mam tak (Brygida) , ze jak wyjeżdżam z jakiegoś miejsca , mam wrażenie jakbym opuszczała kogoś dla mnie bardzo drogiego. Łezka się w oku tli, ale …. jakaś siła ciągnie dalej w nieznane .
Tym razem zdecydowaliśmy się troszkę wrócić na południe, gdyż od naszej gospodyni
dowiedzieliśmy się , że w miejscowości Hetta jest weekend Saamski i będzie jazda na nartach za reniferami i trochę Saamów w narodowych strojach, więc ………… zdecydowaliśmy się tam jechać . Lubimy te etnograficzne ciekawostki , a to jedyna w marcu w Finlandii .
Gdy wyjechaliśmy z Lemmenjoki i jechaliśmy na południe w kierunku kurortu narciarskiego Levi słonce wyścielało nam drogę, a jazda samochodem wzmacniała światło iskrzącego śniegu . Miało się wrażenie , że światło jest wszędzie i samemu się jest światłem . Jakaś magia nieskończonej ilości „brokatu” i słońca prosto w szybę .
Aż dojechaliśmy do Levi , my dzieci z dziczy , jakoś dziwnie poczuliśmy się w tym kurorcie , choć w sklepie rzuciliśmy się na produkty, jak wygłodzone wilki .
Nadmiar produktów i nakupiliśmy pełny koszyk , ciekawe jak będzie z jedzeniem tego? Hiiiii
A kurorcik jakże inny niż nasz świat w Lemmenjoki. Skutery , zjazdówki, sklepy, restauracje wszystko co turysta potrzebuje lub może potrzebować .
Na pewno dla niektórych też magia, a dla nas przyziemność , rozpychających , zabieganych turystów .
Z Levi , przez Muonio w kierunku Hetty już prawie czarnymi drogami podążaliśmy już na północ , bez tej jakieś dziwnej magii , która była tam dalej na północy .
Ale pojedziemy dalej , ten przystanek to tylko zobaczenie , jak dziś „sprzedaje” się kulturę Saamską i zobaczenie zwyczajów Saamskich . Taki krok w tył, aby potem iść znowu na przód.
Pożegnanie z Susi
Susi domek w Lemmenjoki – pożegnanie 16 marzec 2013 r.
I tak w naszym domku w Lemmenjoki spędziliśmy 5 dni , pozwolił nam przeczekać największe mrozy i czuliśmy się tutaj jak w domu, no może lepiej .
Cisza ogromu otaczającej przyrody powodowała, że myśli stawały się bardziej wyraźne .
Sauna rozgrzewała od środka pozwalając przy świecącej zorzy wychodzić i na -25.
Zorza każdej nocy migotała pokazując się w kolejnych jej odsłonach .
Wszystko tak jakby z innej bajki . Jesteśmy tutaj 5 dni , a wydaje nam się , że dopiero przyjechaliśmy .
Domek otulał swoją energią , ale zostawiał przestrzeń .
Pozwalał gotować posiłki z tego co mieliśmy (bo nie zrobiliśmy zakupów .miejsce nas znalazło samo, a sklep najbliższy 40 km) , więc były podpłomyki, kasze, owsianka , maślaczki z Polski, i krupniczek , kotlety z kaszy ) . U Pani w barze kupowaliśmy ciasto z borówkami , bo reszta dań niestety była z mięsem .
Tak czasem trudno żegnać się z miejscem, od którego tyle się dostało , czasami chce się zostać dłużej , dłużej ….. nasycić .
Chyba na ten moment nie czas na to.
Mamy nadzieję, że kiedyś w innych porach roku
Czas zobaczyć czerwoną zorzę , która błyska na niebie we wrześniu i październiku , popływać po rzece . Boimy się pisać , że
wrócimy, bo na świecie jest tyle miejsc , które zapraszają do siebie, ale na pewno jest to miejsce , które będziemy długo pamiętać i w którym wiele podziało się w nas i gdy przyjdzie na to czas z radością wrócimy i powiemy dzień dobry Susi – tak nazywał się nasz domek
Dzień dobry dla właścicieli ośrodka www.ahkuntupa.fi
Właścicielka z chęcią dzieli się swoją wiedzą z gośćmi, w połowie Saamka , jak sama mówi , nie będzie mówiła czegoś co nie jest prawdą , tylko dlatego, żeby na tym zarobić . Dlatego jej informacje są szczere normalne , prawdziwe
Gdy zapytaliśmy co jedzą Saamowie , odpowiedziała
- to co wszyscy
- a kiedyś co jedli ? Nie odpuszczaliśmy
- to co było ?
- Tzn?
- Mięso , ryby
Lubimy takich ludzi , gdyż nie ma tutaj zbędnej propagandy , filozofii , są po prostu szczerzy , a dzięki temu tacy ludzie są kopalnią wiedzy o życiu danego regionu . Na pewno , nie raz będziemy ją cytować .
Kiedyś takie miejsce jak to , było dzikie , dopłynąć można było łódką , czy dojechać reniferami, prąd podprowadzono tutaj w 1981 r. , a teraz ma w sobie to wszystko co w mieście – no może wolniejszy internet i przestrzeń przyrody .
Kiedyś ludzie wyjeżdżali z takich miejsc za wygodą , lepszym wygodniejszym życiem, teraz co prawda może życie też jest troszkę cięższe (bardziej trzeba być uważnym na przyrodę) , ale praktycznie dla tych co nie korzystają z uroków miasta niczym się nie różni , no może POZA możliwością korzystania z uroków przyrody.
Dziękujemy więc domku za gościnę , ciepło przyjęcie , zostawiamy Cię gdyż do Ciebie przyjadą nowi goście, a na nas czekają nowe miejsca .
Na biegówkach po złotej rzece
Na biegówkach po „złotej” rzece 11-13 marzec 2013 r.
Domek i cały kompleks znajduje się na początku złotego
szlaku. W odległości około 25-40 km są różne kopalnie złota , do których latem urządzane są wycieczki , zarówno dla ciekawskich jak i poszukiwaczy
Złoto jeden z bardziej pożądanych kruszców na świecie , symbol bogactwa, ale również chciwości . Metal, który miał być lekarstwem i służyć ludziom, stał się obiektem pożądania .
Gdy na zdjęciach oglądamy te maleńkie kopalnie złota , gdzie koparką najpierw rozrywa się ziemię, a potem dopiero w niej szuka kruszców , rodzi się w nas taki bunt. Czy wszystko musimy wyrywać ? Dlaczego wiecznie nam mało?
Kiedy ziemia powie dość ?
Zawsze to porównujemy do naszego ciała , gdy nas ugryzie jeden komar czy kilka , możemy nie zareagować , ale jak setki czy tysiące , jak się zachowamy?
Samorodki złota są piękne, ale czy warte takiej eksploatacji ?
Są to pytania na które na pewno nie ma odpowiedzi , a może jest zbyt prosta , aby ją usłyszeć …..
My po tej rzece , po której latem kursują łodzie z turystami, biegniemy na biegówkach, w kierunku złotego światła . To ono daje siłę i energię .
Obok cały wszechświat iskrzy drobinkami srebrno złotego pyłu, tak jakby ktoś zabrokacił całą okolicę, a przecież iskrzący śnieg był wcześniej niż brokat.
Lód odcina nas od rzeki , pozwala wygodnie po niej chodzić, a może to początki chodzenia po wodzie . Latem przywołamy obraz lodu i pójdziemy przez wodę ………….
Chyba jeszcze nie czas , choć ……………
14 marzec 2013 r.
Mróz zmotywował nas do zostania następne 2 dni – noce, więc znów poszliśmy na rzekę . Szliśmy , a może ślizgaliśmy się wśród „kiczowatego” brokatu . Dlaczego coś co naśladuje przyrodę uznane jest w świecie za „kicz” . Dla nas brokat jest piękny , a brokat iskrzącego śniegu daje tyle światła. Jedna drobinka emanuje tysiącem barw , jakich człowiek nie jest w stanie nazwać ,a ni powtórzyć .
Światło odbija się tworząc , krainę światła , a my podążamy drogą światła, po naszej znajomej rzece. W nocy -40 , a w dzień -10 , wydaje się , że się, że jest ciepło , wręcz gorąco. Chyba zaaklimatyzowaliśmy się do mrozów .
Nad ranem było -40 !!!
Mróz minus – 40 , 14 marzec 2013
Gdy w kawiarni w lapońskiej Pokka , zobaczyliśmy tabliczkę , że w tej miejscowości padł w 1999 r. europejski rekord zimna -51,5 , wydało nam się to lekką abstrakcją .
Finlandia 2 tygodnie temu przywitała nas wiosną, jednak im dłużej przebywaliśmy w niej i jechaliśmy na północ , tym temperatury spadały, spadały . Minus 20 w nocy przestało robić na nas najmniejsze wrażenie , tym bardziej, że dni były słoneczne i silne już słonce szybko nagrzewało atmosferę , robiąc w dzień przyjemne do spacerów – 10.
Brak wilgoci w powietrzu powoduje, że te -10 , odczuwa się bardzo przyjemnie . Osobiście wolimy -10 w słonecznej Laponii , niż 0 w mieście , nie mówiąc już o sytuacji gdy dochodzi do tego wiatr .
Jednak ta noc była szczególna, w nocy zamigotała znów piękna baletnica , a rano o godzinie 8 , na naszym termometrze było -30 , gdy poszłam do gospodyni okazało się , że wczesnym rankiem temperatura dochodziła do -40 .
Dla nas to czysta abstrakcja, jak jesteśmy wdzięczni wszechświatowi, że znalazł nam domek , domkowi, że dał nam ciepło
Zresztą tutaj w Lommenjoki w 1999 roku temperatura spadła do – 56 stopni , mają sfotografowany termometr (może nie był z atestem i Pokka uważa się za zimniejszą ) , w każdym razie jesteśmy na terenach europejskiego bieguna zimna .
Myślimy, że nasze ogrzewanie postojowe w samochodzie poradziłoby sobie i z takim wyzwaniem jak -40 (przez krótki czas nad ranem ) , jednak nie do końca bylibyśmy pewni akumulatora z którego , ogrzewanie ciągnie prąd do swojego wentylatorka i zapewne musielibyśmy, przepalać auto co 2 godziny , taka noc jest średnio przyjemna , choć zapewne tym razem te niedogodności rekompensowałaby piękna wielka i intensywna zorza , która była przez całą noc . Bylibyśmy bardziej z nią , niż mieszkając w domku.
Zawsze coś za coś, może następnym razem .
Zapewne zastanawiacie się jak odpalić auto po takim mrozie , stające jeszcze kilka dni pod domkiem , na szczęście w naszym aucie oprócz ogrzewania postojowego kabiny, mamy jeszcze elektryczną grzałkę na 220 Volt zamontowaną w układzie chłodzenia silnika , po podłączeniu do prądu wczesnym rankiem i po 3 godzinach grzania silnik odpalił jak ciepły latem .
Tutaj przed sklepami , hotelami , restauracjami , wyciągami narciarskimi zamontowane są skrzynki z prądem , a wychodzący z samochodów kierowcy, od razu wpinają auto do prądu . Bardzo pomocne .
Nas mróz zmotywował na wynajęcie domku na kolejne 2 dni, więc do soboty rana tutaj jesteśmy , dobrze nam tu ojj dobrze
Zaraz grzejemy saunę , a potem na mróz i śnieg, ciekawe jakie temperatury zapoda nam dzisiejsza noc?
Reniferowa górka
Góra Reniferów 12 marzec 2012
I tak jak napisaliśmy , nie do końca udało się przez 3 dni nic nie robić . Góra Joenkielinen, a właściwie kopka około 500 metrów , wezwała, a chyba bardziej zaprosiła do siebie.
W nocy było -25 , więc koło południa gdy słoneczko troszkę ogrzało przestrzeń ruszyliśmy na biegówkach w przestrzeń dzikiej przyrody , śladami skuterów śnieżnych . Na górę jest 9 km . Szlak jest zarówno letni jak i zimowy. Wyrusza z leśnego parkingu w miejscowości Lemmenojoki. Pierwsze 4,5 km wiedzie przez las , a dla nas była to droga przez mękę, jakby jakaś dziwna energia dodawała kilometrów . Gdy po 2 godzinach zobaczyliśmy znak , że na górę jest jeszcze 4,5 km straciliśmy nadzieję na spotkanie z górą .
- może to nasza chciwość ?
- Chęć zdobywania ?
Pojawiały się pytania na które szukaliśmy odpowiedzi i nagle ,
Pojawiła się energia , tak jakby znów jakaś niewidzialna siła wlała nam dodatkowy jej zapas, uzupełniła bak i to jej najlepszym gatunkiem .
Następne 2,5 km przejechaliśmy w 15 minut .
Wtedy spotkaliśmy typową lapońską chatę coś w rodzaju tipi , z paleniskiem , a obok drewutnię z potężnym zapasem drzewa i to wszystko dla turystów . Darmowa chatka na nocleg .
Może świadomość, że mamy schronienie i w razie czego nie zamarzniemy dodała nam znów energii , zmęczenie ustąpiło , a w jego miejsce pojawiły się nowe siły
Ruszyliśmy ostatni odcinek najpierw prawie po płaskim , by potem przez ostatni kilometr wspinać się często zasypanymi przez śnieg ścieżkami skuterów w świat tundry , magii , własnego jestestwa . Gdzie wszystko pozostaje poza czasem i istnieje tylko człowiek i przyroda. Gdzie nie myśli w głowie , gdzie po prostu się jest .
Wszystkiemu dopomagał wiatr , który zmywał z nas to co stare , dając siłę na nowe , niby mroźny (na pewno było z -20) , ale jakoś tak przyjaźnie .
Nagle koło nas pojawili się wędrowcy północy ,renifery , które szły równolegle do nas w odległości około 50 metrów , przyglądając się nam , a my im . Takie dzikie wolne renifery (W Finlandii wiele żyje w zagrodach jak nasze owce)
Ciekawe kto był bardziej ciekawy kogo
Wysłannicy Wielkiego Ducha , który pokazał nam , że nasza droga to droga wędrowania , zarówno po świecie jak i do wnętrza siebie , a potem dzieleniem się tym z innymi (co też czynimy) .
Z góry , widać było praktycznie całą fińską Laponię , miało się wrażenie , że ktoś posiał podobne górki, kopki do tej pośród lasów . A gdy z góry spogląda się w daleką przestrzeń czuć jak maleńką istotą się jest, a mająca jakieś „wielkie” zadanie .
Pierwszy raz (Brygida ) zjeżdżałam po świeżym śniegu (czy biegówki w ogóle do tego służą?) i nie szło mi to dobrze , więc ściągnęłam
narty i jakoś udało mi się schodzić nie specjalnie się zapadając . Gorzej miał Bartek , bo przy zjeździe wywrócił się i urwał mocowanie od buta , więc dalszy odcinek przejeżdżał albo opierając się tylko o nartę, albo jak na hulajnodze, albo uskuteczniając dupozjazdy.
Dobrze, że trafiło na niego , bo jest świetnym narciarzem , ja na dwóch nartach nie mogłam za nim nadarzyć.
I tak po 6 godzinach wróciliśmy do ciepłego domku .
Chcieliśmy zaznaczyć , że było to nasze prywatne spotkanie z przyrodą tego miejsca, przez całą wycieczkę nie spotkaliśmy żadnego człowieka . Tylko my i przyroda. A góra , zawsze będzie dla nas górą reniferów.
Dziękujemy całemu wszechświatowi , że mogliśmy tego doświadczyć , reniferom za przekaz, górze za przyjecie , wiatrowi za zdmuchiwanie starego , domku za jego ciepło ……
I saunie , która potem nas rozgrzała i jak nago wyszliśmy na pole (było z minus -20) i popatrzyliśmy w rozgwieżdżone niebo nieśmiało zamigotała na nim zorza .
Dziękujemy