mongolia

now browsing by tag

 
 

W objęciach Gobi po raz kolejny

W objęciach Gobi Servey Balandalay 20-22 października 2015

 

 

 

 

 

 

Gobi znów postanowiła zaprezentować się przed nami w kolejnej odsłonie. Pojechaliśmy z gościnnego Servey w kierunku Balandalay tym razem drogą południowej stronie masywu górskiego – 130 km.

Na początku pustynia gościła nas swoją nieprzebraną przestrzenią czerni.

Zobacz swój cień – szeptała…

Twój cień to również Ty , popatrz jak czerń oświetla słońce, pozwól mu się rozpuścić w słońcu.

Nocleg pod bezkresnym morzem gwiazd, gdzie cały wszechświat przenika nas swoim jestestwem.

 

Uwalniam się wybierania swojego cienia, wypierania części siebie.

 

Jestem jednością sama z sobą

 

 

 

 

 

 

 

Radość spotkania przenikała nas całkowicie.

 

A Gobi jak to Gobi zdecydowała pokazać nam się jeszcze piękniej

 

Uwalniam się zakazu pokazywania innym mojego piękna

 

Pokazuję innym moje piękno z radością i miłością

 

 

 

 

Tak , kolejne odsłony tej niesamowitej przestrzeni gdzie ludzie bogowie spotykają się w jedności w tym samym miejscu, bez podziałów, tylko wolna wola decyzji – czy chcę stać się jednością z Bogiem.

 

Po bezkresnych czarnych przestrzeniach wjechaliśmy w pustynne góry gdzie czerń mieszała się z kolorami czerwieni, bordo, zieleni znów wszystko grało i tańczyło.

 

Nie ma separacji z całym stworzeniem

 

Gdzieniegdzie pojawiały się słone rzeczki czy jeziorka, lekko wyschnięte które swoją niesamowitą czystością rozświetlały krajobraz wydobywając z niego jeszcze więcej światła.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wszystko działo się poza umysłem, słowami – w przestrzeni serca, czy już Boga gdzie człowiek jest, jednak nie zawłaszcza przyrody, tylko stara się żyć z nią w harmonii z tym co robi.

 

Już niedaleko przed Balandalay spotkaliśmy dzieło człowieka, buddyjską stupę, informującą nas w przestrzeni jakich wpływów religijnych jesteśmy.

 

 

 

Tak, tak to dzieje się wszędzie i w każdej religii. Religia to potężniejsze narzędzie niż Państwo – bo zazwyczaj dużo większe i w mające potężne duchowe (a co za tym idzie manipulacyjne ) zaplecze.

 

My przywitaliśmy się z tym miejscem radośnie, pokarmiliśmy duchy i gdy zjeżdżaliśmy już do Balandalay spotkaliśmy mężczyznę z wielbłądami, przypominając nam o tym, żeby działać skuteczne bez przesadnego wysiłku ( symbolika wielbłąda ).

Takie spotkanie światów starych i obecnych, mieszających się w jednej przestrzeni.

 

 

 

 

 

Słowa to za mało, aby opisać co działo się w przestrzeni Gobi, w przestrzeni tej drogi przez swoje cienie.

Zapraszamy do uważnej obserwacji zdjęć i w słońcu wydobycia swojego cienia.

 

A my po wizycie w miasteczku i zatankowaniu wody ułożyliśmy się do snu opodal sycąc się kolejną cudowną nocą w objęciach wszechświata.

 

 

 

 

Nie będę jadł przyjaciół posprzątam świat

Servey – Nie będę jadł przyjaciół, posprzątam świat 20 październik

 

 

 

Po wodę pitną pojechaliśmy 60 km przez diuny, wyschnięte brody, 2 godziny jazdy. Można gdzieś poszukać bliżej studni, do gotowania nie ma problemu, jednak do bezpośredniego picia wolimy wodę butelkowaną, a może też przestrzeń zamknęła się na diunach dla nas i brakiem wody objawiła konieczność odjazdu.

Jechaliśmy już znajomą drogą wtapiając w jej rożne odsłony.

Bartka zaskakiwały czasem niemiłe kolejne przeszkody terenowe, w momencie gdy odwracał na sekundę uwagę.

 

– Dlaczego nie mogę być bezpiecznie prowadzony??? – Zaczął się zastanawiać.

 

-Ustawmy to – zaproponowałam.

 

Zaczęły wychodzić różne programy, że należy iść do celu nie oglądając się na boki, że …. należy to i to…… i nagle…

 

– Żer – krzyknęłam będąc w roli podświadomości, zaciskając zęby tak mocno, że myślałam, że je połamię, a Bartkowi chciałam coś wrzucić nawet nie do ust, a od razu do przełyku.

 

– O co chodzi z tym jedzeniem? – padło pytanie.

 

– Żer – krzyczałam jako jego podświadomość – wściekła na cały otaczający świat.

 

A Bartek bardziej się bronił i zaciskał, odrzucał mnie.

 

– Dlaczego muszę jeść?

– Dlaczego mam taki opór przed jedzeniem?

– Dlaczego w jedzeniu jest tyle agresji?

Padały kolejne pytania.

Bartka mama jest, a pewnie i była wielką fanatyczką wpychania w innych jedzenia, oszukiwania składu – co jest w potrawie, dokładania więcej – gdy ktoś nie widzi mu do talerza, a przy tym nie mającą ani daru, ani energii do gotowania.

Gdy się pojawiłam – też próbowała mnie oszukać wkładaniem mięsa do potraw, myślała zapewne, że nie mam smaku. A Bartek wręcz się ze mną kłócił, mówiąc „skoro tak powiedziała” – tak jest i zjadał, a potem przez cały wieczór bolał go żołądek.

Zresztą rozpoznawać smak to ja go uczyłam, gdyż jak sam mówił, rzadko smakowało mu coś co zrobiła jego mama, gdy był dzieckiem, a potem nauczył się to połykać wręcz, bez uczucia i zauważenia smaku.

 

Uwalniam się od przymusu napełniania jedzeniem które mi nie smakuje i nie pasuje energetycznie

 

Pozwalam sobie delektować smakiem

 

Jednak sam smak i przymus jedzenia tego co było złe i smakowo i energetycznie – nie za bardzo uspokoiło podświadomość.

 

A gdy trochę puściło jej szczęki, zaczęła płakać histerycznie (pierwszy raz Bartka podświadomość płakała).

 

– Dlaczego płaczesz? – pytał Bartek.

– Ja nie chcę zjadać przyjaciół – szlochała podświadomość.

 

– A dlaczego musisz zjadać przyjaciół? – dopytywał .

 

– Żer to – odpowiadała w agresywnym szlochu podświadomość.

 

Uwalniam się od przymusu jedzenia mięsa i nabiału.

 

Jem to co jest zgodne ze mną i buduje moje ciało.

 

 

 

Okazało się przy ustawieniu, że Bartek ma więcej emocji gdy je – niż nie je, przeciwnie jak większość, tak że wraz z jedzeniem dostarcza również masę emocji. Pamiętam z jeszcze niedawnego okresu, że im bardziej była trudna energia w jakimś miejscu, im mniej smaczne i trudniejsze energetycznie jedzenie – tym chętniej tam ciągnął.

Taki model miał z domu i ciężko było mu go puścić.

 

Bartek jako dziecko miał skazę białkową, z przedszkola mięso wynosił w ustach, jednak dalej był terroryzowany, straszony, karany i oszukiwany jedzeniem. Ten sposób jedzenia (przymusowy) nigdy nie nabudował jego ciała (chyba że tłuszczem), nawet rok czy dwa chodził na siłownię, wspinał się po skałach, jeździł na nartach, żeglował, jeździł na szosowym rowerze – zawsze był bardzo aktywny sportowo, pochłaniał takie ilości jedzenia, że nie powinien mieć problemów z nabudowaniem ciała. Jadł nieświadomie, wrzucał w siebie. Nieraz się śmiałam, że jakbym mu bezwonne gówno dała – to by nie zdążył zauważyć i go by zjadł.

 

Uwalniam się od jedzenia tego co nie buduje mojego ciała, a go osłabia

 

Pozwalam sobie jeść to co służy mojemu ciału i smakuje moim zmysłom

 

Uwalniam się od przekonania, że muszę jeść mięso, nabiał aby przeżyć na ziemi

 

Jedzenie zakrywa nasze emocje, więc część rodziców woli napchać dzieci jedzeniem (u Bartka głównie to była biała mąka, chleb, mięso – mniej ryż i makaron) , aby ich znieczulić, u Bartka jak już pisałam przybrało to postać niesamowitej podświadomej agresji.

 

Uwalniam się od przymusu jedzenia, aby być grzecznym i nie zobaczyć swoich emocji

 

Pozwalam sobie widzieć moje emocje

 

 

I gdy po ustawieniu dojechaliśmy do Servey czekał nas test.

Weszliśmy do gazaru (knajpki) na herbatę, przemiła właścicielka zaraz zaczęła nam pokazywać świeże buzy (kluski z mięsem) .

– Mah Uguj – bez mięsa? – zapytaliśmy.

 

Pomyślała chwilkę i pokazała nam ryż zawinięty w Nori .

 

– Mah uguj? – powtórzyłam raz jeszcze.

 

Przytaknęła.

 

Mieliśmy niezły ubaw gdy okazało się, że w środku jest kawałek kiełbasy.

Mah – pokazaliśmy radośnie.

 

Zresztą nie pierwszy raz podano nam kiełbasę w sałatce informując, że to bez mięsa. Spotkani Rosjanie wegetarianie opowiadali, że po zapewnieniach, że bez mięsa dostawali gotowane kiełbaski.

Aż dziwne ……..

 

Pani podbiegła wyciągnęła kiełbaskę ze środka i pokroiła profesjonalnie. Sama kanapka stała się potem inspiracją do kanapek z Nori – o tym w kolejnym poście.

 

Kobieta była niesamowita, mająca potrzebę nakarmienia nas, ale z szacunkiem do tego co jemy.

Za chwilę zatroskana przybiegła ze śmietaną i chlebem (chleb jest w Mongolii, ale w gazarach rzadko). Odmówiliśmy.

Popatrzyła na nas, pomruczała – dając ubaw parce Mongołów z sąsiedniego stolika i ….. pobiegła do kuchni.

Zaczęła trzeć warzywa i je smażyć, a za kilka chwil przed nami pojawiły się warzywa z patelni (zapłaciliśmy za nie 4500 – czyli 9 zł za dwie porcje).

 

 

 

Test wszechświata, gdy stanowczo i radośnie odmawiasz dostajesz to co może nie jest idealne (dużo tłuszczu), ale akceptowalne w tym miejscu, a co najważniejsze przyrządzone z dobrą energią.

 

Odmawiam stanowczo, gdy ktoś próbuje karmić mnie czymś czego nie czuję, niezależnie czy potem się obrazi czy nie.

 

Traktuję z szacunkiem moje ciało dostarczając mu tylko to co mu służy, słucham mojego ciała

 

A w miasteczku było teraz wielki sprzątanie, dzieci z nauczycielami zbierali śmieci, inni malowali płotek koło studni.

 

 

 

 

Miasteczko tętniło życiem zmian. Pamiętam jak byliśmy tutaj w sierpniu, żar lał się z nieba i prawie wszystko było pozamykane. Miasteczko było wymarłe. Teraz przyjechały dzieci do szkół i atmosfera wielkich porządków dodawała energii nam do przekonania, że nie musimy zjadać naszych „mniejszych braci”

Tak, tak gdy mamy masę emocji, to „MOŻE” lepiej zabić zwierze niż człowieka.

Choć czy do droga??? Zostawiam do przemyślenia rodzicom terrorystom.

 

 

 

 

Wyrzucam program, że muszę zjadać przyjaciół aby żyć

 

Kocham moich przyjaciół

 

 

W niesamowicie radosnej energii kupiliśmy butelkowaną wodę do bezpośredniego picia (3500 tugrików – to 7 zł za 5l), a ze studni do gotowania nabraliśmy 20 litrów (studnie w miasteczkach są zamykane i woda jest płatna, ile kosztuje nie wiemy, raz skasowano nas 150 (30 gr) za 20 litrów innym razem 500 (1 zł) za 30 litrów) . W Servey dostaliśmy ją gratis.

 

 

 

 

 

W domach czy w okolicznych jurtach nie ma wodociągu, więc każdy przychodzi po wodę do studni. Dobra czysta woda, to znak zdrowia.

A samo miasteczko jak ma z 1000 mieszkańców to wszystko, jak zresztą większość miejsc na pustyni, które nazywamy miasteczkami.

 

 

Dziękujemy za ten czas w tym miasteczku wtopionym ponad 200 km w Gobi.

 

 

 

A gdy pisałam ten tekst – za parę dni wyszły kolejne rzeczy związane z jedzeniem. Od kiedy Bartek pozwolił sobie jeść co chce i co mu smakuje, programy rozsypały się.

 

– Robimy sushi ? – Bo coś podgryzam – zapytał Bartek.

– Tak – odpowiedziałam.

– To weź z bagażnika piure, rzepę do sushi ……

– Tylko rzepę? – ja jej nie lubię – odpowiedział…

– To weź tofu – odpowiedziałam.

Przyszedł bez tofu i zaczął marudzić, że nie lubi rzepy i czemu musi jeść z nią sushi.

– To idź po tofu – powiedziałam może lekko nerwowo.

I to spowodowało naszą kłótnię.

Sprowokowaną tym, że Bartek nie pozwala sobie wyrażać to na co ma ochotę.

Pamiętam czasy jak uczyłam go mówić, że czegoś nie będzie jadł, że mu coś nie smakuje.

Zostałam wychowana w szacunku do tego na co mam ochotę jeść, nie chciałam nie jadłam, bardzo szybko nauczyłam się gotować, aby jeść to na co miałam ochotę.

Mój ojciec gdy stwierdzałam, że nie będę czegoś jadła bo mi nie smakuje – często mówił:

 

Święci nie jadali, piknie wyglądali

 

Mimo, że znam patologię jedzenia w jakiej Bartek był wychowany, sama musiałam ostro postawić w jego domu granice, aby nie jeść tam mięsa. To czasem ciężko mi zrozumieć, że ponad 40 letni facet nie umie powiedzieć na co ma ochotę. Zresztą sam przygotowując jedzenie.

Ja jako 5 latka bym wiedziała na co mam ochotę.

Bartek zaś nie potrafi mówić co chce, tylko wymusza awanturą. Mechanizm nam znamy, ale pojawia się coraz rzadziej.

Tak patologia tego, że ktoś nie mógł określać co chce, nawet w kwestii swojego ciała, nie miał prawa doświadczać jedzenia.

Musiał jeść to co mu dano, na siłę.

Gdy mówił, że chce coś innego mówiono, że niezdrowe i zabraniano jeść.

Rodziło to bunt, ale co gorsze brak odwagi mówienia o swoich potrzebach, pragnieniach. Mówienia, a nawet ich nie rozpoznawania.

Nie rozpoznawania tego co potrzebuje ciało,

 

Pozwalam sobie rozpoznawać to co potrzebuje moje ciało.

 

Z odwagą mówię o tym co chcę nawet przed sobą

 

Tak, wszyscy wiedzą lepiej co dla mnie dobre, a to co dla mnie dobre jest strasznie złe, z drugiej strony to przerzucenie odpowiedzialności na innych za swoje życie. Inni wiedzą lepiej, a ja mogę tylko dawać opór i bunt. Samodzielność dziecka i zaufanie do siebie idzie ma bezpośredni związek z możliwością wyboru przez niego jedzenia i komunikacji z rodzicami.

 

 

 

 

Uwalniam się od przekonania, że nie wiem co dla mnie dobre

 

Wiem co dla mnie dobre i podążam za tym

 

Biorę odpowiedzialność za swoje życie, zdrowie

 

Ja znowu pozwalam sobie zrozumieć innych, że wychowani zostali w tym zakresie totalnie w nie samodzielnych warunkach. I to co dla mnie oczywiste i proste na poziomie 5 latka, oni sobie z tym nie radzą. Zapewne też mam takie rzeczy. Nie daję się też prowokować emocjom innych.

 

Uwalniam się od przymusu reagowania na emocje innych

 

Akceptuję innych w nieradzeniu robię z najprostszymi rzeczami.

 

 

Tak gdy już emocje z lekka opadły nie wiadomo skąd pojawiła się na niebie tęcza, pokazując cały koloryt wszechświata i to, że szkoda tracić życie na kłótnie.

Emocje pokazują nam nas samych, a konkretnie to ile jest ich w jedzeniu.

 

Dziękujemy za kolejne lekcje,

 

A zaraz potem przyszedł ten filmik tak zgodny ze mną. Polecam bardzo

 

 

 

 

 

Z pewnością podążam swoją drogą żurawie na Gobi

Z pewnością podążam swoją drogą, żurawie na Gobi 17-18 październik 2015

 

 

Rozkoszowaliśmy się ciszą, miękkim światłem zachodu słońca ścielącym się po piaszczystych diunach, gdy nagle na niebie rozległ się krzyk.

– Żurawie??? – powiedział z wielkim zaskoczeniem Bartek.

Popatrzyliśmy do góry, gdzie potężne klucze majestatycznie przemierzały nieboskłon.

Wielka podróż z jednego domu, do drugiego…

Ptaki zaczęły szybować i kołować nad nami, widać było, że w najbliższej okolicy zamierzają spędzić noc (może nad jeziorkiem które po drodze mijaliśmy – 20 km od nas). Patrzyliśmy w podniebny spektakl jak urzeczeni, nie mogąc wypowiedzieć słowa. Wysłańcy nieba przyszli się z nami przywitać i to w tej niesamowitej scenerii.

Mieszkańcy ziemi informowali nas, że znają niebne krainy i, że można tam latać….

Ciężkość ciała nie przeszkadza w wzbijaniu się w przestrzeń, więc co ……

 

Uwalniam się od przekonania, że nie potrafię latać

 

Latanie jest proste

 

Przecież ptaki pokazują nam, że materia cięższa od powietrza może latać, łamią schemat naszego przez wieki postrzegania, choć przecież ptaki latały i wtedy, kiedy ludzie myśleli inaczej.

 

 

 

A żurawie leciały i gadały między sobą ustalając miejsce lądowania. W tej ciszy taka niesamowita wrzawa i poruszenie.

Pokrążyły chwilę nad nami, komunikując, że będą spały niedaleko, lekko zawróciły i poleciały już nisko na swój nocleg.

Już porą nocną również słyszeliśmy przelatujące żurawie nad landrynką, tak jakby leciały metr nad nią.

Śpiewały swoją pieśń…

 

Na duże odległości latamy,

światło życia obudzić umiemy;

wspaniałość tego świata Ci przynosimy,

piękno i co tylko chcesz Ci pokażemy,

Mrugniemy do Ciebie,

a opanowanie i spokój znajdziesz w sobie.

Posłańcami nieśmiertelności jesteśmy,

wieczność pokonujemy,

Wschód z Zachodem łączymy,

świat w naszym istnieniu jednoczymy,

w ten sposób do domu Cię prowadzimy,

potrafimy stać w wodzie cicho

i patrzeć w wewnętrzne jej lustro.

Z tego siła do wszystkiego wyrasta,

potrafimy z chmurami podróże odbywać

w nieskończone nieba przestrzenie. „

 

Wiersz z książki Siła zwierząt J. Ruland

 

Gobi kolejny raz zagadała do nas, tym razem głosem tych niesamowitych posłańców.

 

 

Dalszy opis żurawia również z książki siła zwierząt.

Gdy żuraw przybędzie do Twojego życia przyniesie Ci siłę szczęśliwego zakończenia i nowego początku. Obdarzy koncentracją, spokojem, zdolnością przetrwania, pokojem wynikającym ze zjednoczenia sił.

Żuraw wzywa Cię do łączenia rzeczy zamiast ich rozdzielania, rozdrabniania i oceniania.

Połączenie jest źródłem energii życiowej i pokoju wszystkich.

Żuraw uczy Cię odnajdywania własnego rytmu, dostosowywania się i podążania

własną drogą.

Przynosi siłę odprężonego, medytacyjnego, spokojnego, skoncentrowanego umysłu we wszystkich sytuacjach.

 

Mój umysł jest spokojny odprężony, skoncentrowany bez względu na okoliczności zewnętrzne

 

Ranek powitał nas znowu wszechogarniającą ciszą, gdzie dźwięk mózgu był dobrze wyczuwalny.

– Kiedy odlecieli nasi przyjaciele? – zaczęliśmy się zastanawiać.

Jednak dopiero od godziny 11-12 zaczął się gwar porannego odlotu.

Z różnych stron nadlatywały małe grupki i praktycznie nad nami tworzyły wielki klucz, aby potem pokręcić się trochę ustalając nawigację i polecieć w kierunku południowym czyli Chin.

 

 

 

 

Niesamowite przeżycie, kiedy można uczestniczyć w tak maleńkiej części życia tych pięknych zwierząt.

Gdy nasi nocni przyjaciele w ilości kilkuset sztuk znikli z naszych oczu, pojawił się kolejny krzyk, kolejny podobnie liczny klucz leciał w swojej corocznej jesiennej podróży z północnego-zachodu na południowy wschód.

Najpierw leciały w pięknym kluczu mając wschodnią nawigację, jednak niedaleko nas klucz zaczął się przeobrażać, wręcz miało się wrażenie, że powstał chaos.

 

 

 

 

Jednak było to tylko chwilowe, następowała zmiana kierunku ze wschodniego na południowy i po chwili znów leciały w pięknym kluczu podobnie jak poprzedni klucz na południe w kierunku Chin.

Może to znak dla nas, aby na ten czas zmienić nawigację ze wschodniej na południową???

 

A żuraw łączy wschód z zachodem i uczy stosowania wschodnich technik w zachodnim świecie.

Swymi corocznymi podróżami przynosi wiedzę Górnego Świata , wewnętrzne prowadzenie i nieomylny instynkt w kwestii właściwej drogi.

 

Uwalniam się od wątpliwości w kwestii mojej drogi

 

Z pewnością podążam moją drogą.

 

Dziękujemy Wam cudowni przyjaciele, za Wasze wieści z Górnego Świata, podróżujcie bezpiecznie między Wschodem i Zachodem, pokazując nam i innym, ze można dostosować miejsca życia do tego co mi pasuje.

 

Uwalniam się od przymusu życia w jednym miejscu i posiadania TYLKO jednego domu

 

Żyję tam gdzie mi pasuje na dany moment z radością przemieszczając się z miejsca na miejsce

 

A dla informacji nie wiem czy dokładnie to te żurawie, ale część z nich lato spędza w Polsce. Ciekawe jest natomiast to że byliśmy w tym miejscu sześć dni, w dwa pierwsze była cisza na niebie, dwa kolejne były pod znakiem przelotów ptaków z nocnymi postojami, w kolejne dwa mimo usilnych obserwacji nie dostrzegliśmy już ruchu na niebie.

 

Wszechświat wysłał nas po to doświadczenie na pustynię, wiedział co robi, dał nam radość i szczęście – raz jeszcze dziękujemy za opiekę i przewodnictwo.

 

 

Pozwalam sobie być kochana – w ciszy Gobi

Gobi cisza. Pozwalam sobie być kochana -16- 20 październik 2015

 

 

Diuny, morze piasku zapraszało nas dalej i dalej na zachód, aż do ich końca. Najpierw pozwoliły się przespać na czarnej pustyni u stóp pięknej złotej diuny, a potem zaprosiły w zagłębienie terenu do lasu.

Las na pustyni???

Gobi porastają laski saksaulne (Haloxylon ammodendron) wyglądające jak oazy na tej pięknej pustyni. I nas również zaprosił jeden z nich. Dając również bogactwo drewna do kominka.

Miejscowi również zbierają wyschnięte kawałki drzew, jednak zazwyczaj koło ich domów. Mamy jednak wrażenie, że wolą kupy zwierząt, ich piecyki mają odpowiednią konstrukcję do ich palenia .

 

 

 

I tak spędziliśmy parę pięknych dni sycąc się ciszą miejsca. Raz w oddalili słyszeliśmy samochód, a innym razem przyleciały do nas żurawie, ale o tym w innym poście.

Bartek modyfikował namiot tylni, aby był użyteczny również jesienią, a ja poddawałam się medytacji, kontemplacji miejsca. Wtapiająć w przestrzeń, gdzie wszystko zostało mocno rozdrobnione, gdzie nie ma twardej sztywnej materii.

 

Rozluźniam moje ciało

 

Pozwalam moim komórkom odzyskać samodzielność i z radością być częścią całości jaką jest moje ciało.

 

Gdy zamykałam oczy słyszałam moje ciało, nawet najcichszy oddech, gdy je otwierałam – otwierało się przede mną bogactwo przestrzeni kolorów i niczym nie skrępowanej materii, która dziś jest taka jutro inna.

Czasem zmieni ją wiatr, czasem samochody tworząc koleiny i drogi, czasem zwierzęta.

Takie boskie dzieło, w którym człowiek może żyć napełniając się nim jak dziełem stworzenia. W sumie nie jak, tylko dosłownie to dzieło stworzenia, którego poszczególne cząsteczki służą do budowy materii. Pierwsze były cząsteczki, a nie materia. To z tych pojedynczych ziarenek piasku powstał ludzki świat materii.

 

Pozwalam sobie kształtować mój materialny świat zgodnie z boską wolą.

 

I w tym boskim zakątku wychodziły kolejne programy, demony opuszczały przestrzeń

 

 

 

 

W pewnym momencie zaczęła prześladować mnie myśl o mojej babce – nie babce – jak mówię – mamie – macosze mojej mamy. Zaczęły przychodzić obrazy całego jej patologicznego zachowania. Od tego, że nie pozwalała mi zerwać malinek w jej ogrodzie, bo uprawiała je dla drugiej wnuczki, a nie dla mnie, poprzez to, że moją kuzynkę (rówieśniczkę) odbierała z przedszkola o 12 godzinie, i szła z nią do mojego domu, a mnie mimo że nie znosiłam przedszkola zostawiała do 15. Czułam jej odrzucanie mnie i mojej mamy na każdym kroku .

Nie rozumiałam jej zachowania i jako dziecko zastanawiałam się dlaczego w ogóle z takimi osobami trzeba utrzymywać kontakt.

Szanuj ojca i matkę swoją, ale czy oni nie mają mieć szacunku do dzieci????

 

 

 

 

I tak wyrosłam w poczuciu odrzucenia – jako normy, miłość była czymś abstrakcyjnym i odległym. Albo inaczej Ci co kochali byli jacyś nienormalni.

I tak zachowywałam się w moim życiu, odrzucałam innych tak samo jak mnie odrzucano.

 

I nagle eureka

 

Pozwalam by inni mnie kochali

 

Tak, tak świadomie z umysłu to wiedziałam, chciałam tęskniłam, jednak przestrzeń była na to zamknięta, albo czasami lekko otwarta tylko.

Teraz poczułam cała sobą, że

 

Pozwalam innym mnie kochać

 

Uwalniam się od przymusu otaczania ludźmi, którzy mnie odrzucają, nie szanują

 

Otaczam się ludźmi, którzy mnie kochają i szanują

 

Przymus otaczania odrzucającymi bliskimi przełożył się na całe moje życie i mimo dużej pracy duchowej ciężko mi było dogrzebać się przyczyny tego programu. Bo nie był to lęk przed miłością, jak pisze wielu książkach.

A po prostu przymus odrzucenia

 

 

 

 

Teraz gdy poczułam, że mogę być kochana i mogę otaczać się takimi ludźmi, poczułam większy luz do tych co odrzucali mnie.

Ich prawo, ich wolna wola, a moje zrezygnować z ich towarzystwa.

 

Kocham siebie i pozwalam się kochać innym.

 

Potem dogrzebałam się do kolejnego przymusu kochania innych, a jak wiadomo każdy przymus rodzi opór, tym bardziej, że ja miałam przymus kochania, a inni czuli przymus odrzucania mnie. Praktycznie nie dopuszczałam do siebie miłości, próbując chyba bardzo koślawo dawać ją innym.

 

Uwalniam się od przymusu kochania innych

 

Szanuję tych, którzy mnie kochają

 

 

 

Pozwolenie sobie na kochanie przez innych, to pozwolenie sobie na branie czegoś od innych, szczególnie tego co nam się podoba czy nam potrzeba.

 

Uwalniam się od przymusu samowystarczalności w moim życiu

 

Uwalniam się od programu, że gdy coś chcę od innych muszę im to wyrywać

 

 

Pozwalam aby inni dawali i z radością, a ja pozwalam sobie brać.

 

Jestem wdzięczna za każdy najdrobniejszy dar

 

 

I tak miejsce otworzyło mnie na miłość na branie, pokazało przymusy w których żyłam, którym gdzieś się otaczałam.

 

Gobi, która od pierwszego spotkania emanuje niesamowitą miłością, troską, gościną – pozwoliła doświadczyć mi transformacji. Pokazując, że stwarzając innym taką przestrzeń jaką stworzyła mi Gobi – pomogę im otworzyć się na siebie.

 

Z wielką wdzięcznością pomachaliśmy temu miejscu na odchodne i z wolna pojechaliśmy w kierunku Servey (ok. 60 km), gdyż po kilku dniach kończyła nam się woda pitna, a wodę techniczną gotujemy tylko w ostateczności.

Pożegnać nas przyszły sępy, które stanowczo zakomunikowały, stare cierpienie odeszło, czas na nowe życie w miłości – w przestrzeni serca

 

Żyję w pzrestrzeni serca

 

Niesamowity czas w pustynnym lasku, dziękuję wszystkim duchom miejsca, za możliwość jego doświadczania 

 

 

Kolejne odsłony Gobi

Gobi w kolejnej odsłonie 16 październik 2015

 

 

 

 

 

Gobi dalej postanowiła wdzięczyć się przed nami w kolejnej odsłonie. Po magicznej, wyjątkowo ciepłej, zachmurzonej nocy, zaprosiła nas na wycieczkę wzdłuż diun dalej na zachód.

Pojawiły się złote diuny osadzone na czarnej pustyni. A czarna pustynia zapraszała do spacerów. Pamiętam ten czas 2.5 miesiąca temu, kiedy samo wyjście na czarną odbijającą słońce pustynię było nie lada wyzwaniem. Teraz wszystko było przyjazne, zapraszające.

 

 

 

 

– Nigdy nie myślałem, że pustynia będzie tak nas gościć – powiedział Bartek.

– Że pustynia w ogóle może gościć – dodał .

Tak, takie łamanie schematów, druga wizyta na Gobi, i po raz drugi niesamowita gościnność przyrody, która pokazuje nam się najpiękniej jak my możemy to przyjąć.

 

 

 

 

Koleje kwiaty, kolejne stada koni, wielbłądów dodawały jej uroku, informując, że gdzieś niedaleko (gdzieś do 10 km) można spodziewać się ludzi, jurt rozrzuconych w przestrzeni tej magicznej krainy, dodając jej tym bezpieczeństwa.

 

 

 

 

 

 

 

 

Gdzieniegdzie do złota i czerni przestrzeń dodawała czerwone klify, pozwalając nam sycić się niesamowitym kontrastem barw w ciepłej aurze ok. 20 stopni, przy lekkim wiaterku. Dziękujemy za to kolejne zaproszenie, za możliwość sycenia się pięknem kolorytem jesiennej barwy.

 

 

 

 

 

Przejechaliśmy z 30 km od ostatniego campu pod diunami i prawie każde miejsce zapraszało na zatrzymanie się w nim na dłużej, aż nie mogliśmy się zdecydować.

Duchy miejsca pomogły nam podjąć decyzję wyboru miejsca, gdyż przy końcu wianuszka diun, gdzieś w oddali zauważyliśmy parę gazel przebiegających nam drogę. Tak jesteśmy na swojej drodze…….

 

Czytam znaki z przestrzeni i idę za nimi.

 

 

 

 

Najpierw znaleźliśmy miejsce, gdzie czarna kamienista pustynia, spotykała się ze złotą piaszczystą, a może już piaszczysta spotykała się z mieszanką czarnej i złotej. Miało się wrażenie, że na górze złotego piasku usypane są czarne granulki, a linia podziału między złotem, a czernią dziś wydająca się ostra jutro może usypać się w innym miejscu.

 

 

 

 

Uwalniam się od przymusu stawiania ostrych granic

 

Granice są tylko wytworem naszego umysłu

 

Wszystko jest jednością, jesteś innym mną

 

Gdzieś wszechświat sam dopowiadał do tego co widziały oczy

 

Na mapie zaznaczone w tym terenie źródła wody, więc i przyroda była tutaj bardzo bujna (jak na pustynne warunki) tworząc coś w rodzaju oazy – gdzie zapewne mieszkają gazelki.

 

 

 

Wszystko gdzieś zlewało się w jedności.

Na noc ulokowaliśmy się naprzeciwko diun, obserwując niesamowity spektakl zachodu słońca.

– Spektakl trwa – jak mówi Bartek, gdy pojawia się magia.

 

 

 

A on trwał i trwał, najpierw słońce oświetliło diuny, a potem chowając się za horyzont podświetliło całą jego linię pomarańczowym światłem na jeszcze niebieskim niebie. Miało się wrażenie ( zresztą to tak jest na całej pustyni), że ziemia spowiła się w mroku nocy – przy niebieskim niebie.

Gdy siedzieliśmy urzeczeni kontemplując przestrzeń – dopełniając spektaklu. Z nieba zaczęły znikać chmury i znów pojawiło się czysty niezmącony błękit.

Dziura w inne wszechświaty, galaktyki w nieograniczoność tego co wydaje nam się ograniczone.

Gwiazdy powoli wypełniały przestrzeń od tych bliższych po bardziej odległe ( na nie do końca czarnym niebie).

Spektakl trwa…….