Rosja
now browsing by tag
Na planie fimowym filmu Ostrov – Wyspa
W scenerii filmu „Wyspa” 6-8 lipca 2016
– „Chcę tam pojechać” – rzucone niedbale wiele lat temu po obejżeniu filmu „Wyspa” na festiwalu filmu rosyjskiego w Pszczynie spowodowało, że właśnie czuję się jakbym była na planie filmowym. Troszkę już zdegradowanym, ale gdy z lekka przymknie się oczy, czuje się co chcieli przekazać jego twórcy.
Choć z drugiej strony, czy dopiero wielkie poczucie winy, kieruje nas na ścieżkę odpuszczania ziemskiego i czynienia „cudów”.
Uwalniam się przekonania, że dopiero wielka wina, sprowadzi mnie na drogę światła
Idę drogą światła, miłości, radości.
Niesamowite są dzisiejsze możliwości techniczne, siedzieliśmy praktycznie na planie filmowym jednocześnie oglądając ten film w samochodzie na tablecie. Patrzyliśmy na żywo skąd były kręcone poszczególne sceny. Niesamowite uczucie. Uroku dodawał polarny dzień. Tutaj link do filmu.
Kiedyś miałam z polskimi napisami, ale teraz nie mogę znaleźć, polecam nawet tym co nie znają rosyjskiego słów mało.
Dla mnie sam film tym razem miał przesłanie komunikacji: gdy widzę problemy innych, a Ci inni chcą zmiany, komunikuję możliwość rozwiązania w sposób docierający do drugiej osoby bez lęku, że np.: się obrazi itp. Bez bycia grzecznym – bo ktoś może już nie przyjść drugi raz.
Przecież najlepsza pomoc jest taka która działa szybko, a nie przez wiele tygodni i lat.
Uwalniam się od przymusu bycia grzecznym, gdy inni proszą mnie o pomoc przy pracy z psychiką.
Z odwagą pomagam bezpiecznie dla mnie i dla drugiej osoby w sposób najbardziej efektywny.
Pozwalam sobie szybko działać i szybko pomagać, trafiać w sedno
Przyciągam do siebie osoby, które chcą zmian i są gotowe iść w ich kierunku.
No właśnie bo chcieć zmian to jego, aby gotowym na nie – to drugie.
Z odwagą pozwalam sobie na zmiany w moim życiu.
Zapytacie, a gdzie kręcony był film?
Niedaleko miasteczka Kiem we wiosce Raboczeostrowsk – niedalek portu skąd pływają promy na wyspy Sołowieckie.
Och te wyspy czyżby zapraszały?
Petroglify, Białe morze i zawłaszczanie przestrzeni
Petroglify, Białe morze i zawłaszczanie przestrzeni
Biełomorsk 4-5 lipca 2016
Złe prognozy znad Oniegi zaprowadziły nas nad morze Białe, gdzie przez najbliższe dni miało być ładnie. Zresztą mamy wielkie szczęście, panują tutaj temperatury powyżej 20 stopni praktycznie non stop, co jak na daleką północ jest sporym ewenementem. Taki prezent dla nas.
Biełomorsk powitał nas portem skąd odchodzi prom na wyspy Sołowieckie, przemiły Pan z obsługi zapraszał do wypłynięcia na wyspy jutro z rana. Opowiadał jeszcze że od dwóch lat poza komarami, meszkami, gzami pojawiły się u nich kleszcze. Wskazał nam również fajne miejsce do zatrzymania nad samym morzem, lubiane przez miejscowych.
Niesamowite, a może to zwykłe prawo natury, że Pan powiedział, gdzie mniej więcej jest to miejsce, a my bez żadnych wielkich szczegółów wjechaliśmy właśnie w to miejsce.
On zrobił obraz w umyśle, a my podpięliśmy się pod niego. Ten obraz był dla nas ważny, bo chcieliśmy to zrobić. Szczególnie media wykorzystują ten mechanizm do manipulowania ludźmi, którzy potem nie wiedzieć dlaczego zachowują się w określony często nielogiczny sposób.
Manipulacja innych nie ma na mnie wpływu na żadnym poziomie świadomości.
Miejsce okazało się bajkowe i znów wtopiliśmy się w radość patrzenia na polarny dzień, mimo że zegar wskazywał drugą w nocy.
Teraz doszedł nam jeszcze jeden element: przypływy i odpływy morza sięgające ok 1,5 metra wysokości.
Raz jest morze blisko, a za jakiś czas oddala się o kilkadziesiąt metrów, wszystko w nieustannym ruchu przypływu i odpływu.
Ranek powitał nas lekkim ruchem turystycznym na „naszej plaży” i aby inni wciąż nie podjeżdżali zbyt blisko nas Bartek zagrodził dojazd do naszego zakątka kamieniem. Mijały godziny, my oglądaliśmy przypływ i odpływ nie mogąc nacieszyć się ich fenomenem.
Nagle przyjechały dwa auta z których wysiadło głośne towarzystwo w wieku od 5-75 lat.
Zaczęliśmy rozświetlać przestrzeń wokół nas i nowi sąsiedzi zdecydowali się przenieść 100 metrów dalej. Niestety wiatr wiał w naszą stronę, a oni słuchali muzyki techno (alkohol i muzyka to ulubiony sposób spędzania tutaj czasu przez miejscowych na przyrodzie). Po kilku godzinach wspólnego słuchania tego samego rytmu poszłam poprosić o ściszenie muzyki do nieźle pijanego już towarzystwa.
Moja prośba spowodowała agresję imprezowiczów i dyskusje bez sensu, w które też dałam się wciągnąć.
Towarzystwo było pijane, agresywne i wcale nie miało ochoty nic zmieniać. Po kłótni, w czasie której mieli kamienie w rękach (najbardziej agresywna była młoda kobieta, bo towarzystwo było mieszane), starsza Pani najbardziej szukająca kompromisu i trzeźwa – mówiła, że to wnuczka z Petersburga do niej przyjechała i pojechali imprezować na przyrodę. Pojechaliśmy pierwsze na policję, gdyż z takimi ludźmi to nigdy nic nie wiadomo.
Policjanci obiecali posłać tam samochód, bo chamskie zachowanie się im nie podobało – ale sami stwierdzili że: – u nas w Rosji na przyrodzie można głośno słuchać muzyki, jest dużo swobody.
Zgłoszenie zrobiliśmy dla naszego bezpieczeństwa.
– Wiesz, że oni zawłaszczali tak przestrzeń, podobnie jak ja rano próbowałem to zrobić dając kamień, aby nikt nie wjeżdżał do naszego zakątka – powiedział Bartek.
A potem przestrzeń oddała błyskawicznie tę energię.
Uwalniam się od przymusu zawłaszczania przestrzeni
Każdy sąsiad jest aniołem, który niesie dla mnie określoną informację
Zawłaszczając przestrzeń, zamykając ją tylko dla siebie, zamykamy się na dopływ informacji, ludzi, energii – także pozytywnych. Prawo przyciągania działa i każda osoba przynosi coś dla nas.
Choćby to, że czas jechać gdzieś indziej.
I tak też zrobiliśmy.
Podziękowaliśmy za radość przypływów i odpływów Białemu Morzu, i chcąc się nim jeszcze cieszyć udaliśmy się do sąsiedniego miasteczka Kiem, oddalonego 150 km od Białomorska, gdzie jest dojazd na brzeg morza (często nad Białym Morzem nie ma dojazdu do brzegu nawet na przestrzeni wieludziesięciu kilometrów – ze względu na teren bagienny, podróżujący kajakami po morzu zachwycają się dziewiczością przyrody szkierowego brzegu)
Po drodze na obrzeżach Białomorska odwiedziliśmy jeszcze „rezerwat Petrogrifów”.
Miejsce przyjęło nas dziwnie, stadami komarów, a kamienie na których znajdowały się Petroglify (bądź co bądź zabytek sprzed wielu tysięcy lat w tył) czyścił…… szuflując z mchów – jakiś Pan ……łopatą.
Sama energia dziwna. Przyszło do mnie przesłanie związane z dzisiejszą sytuacją.
Nie przeceniaj swojej mocy, to już nie jedną cywilizację doprowadziło do upadku.
Znam siebie i swoją moc
– Gdy widzisz, że nic nie możesz zrobić, uznaj swoją niemoc i pomyśl jak najlepiej ułożyć się w danej sytuacji, a nie trać energii na walkę – dźwięczało w mojej głowie.
Tak, tak zamiast próbować dogadać się z tymi ludźmi, można było wcześniej wyjechać, zamiast tracić energię na kłótnie. Było to pierwsze doświadczenie agresji w czasie naszych dotychczasowych wielomiesięcznych podróży po Rosji.
Wokół Biełomorska znajduje się wiele śladów życia człowieka dawno, dawno temu ……..
Jednak energia tutejszych miejsc spowodowała, że białą piękną nocą dojechaliśmy prawie do Kiem zatrzymując się nad bajkową rzeką na nocleg.
Nad piękną Oniegą w karelskiej czapce?
Nad Oniegą 4 lipca 2016
Droga z Vottovaary to częściowo szutrówka w kierunku jeziora Oniega. Wije się wśród setek jezior. Prawie wszystkie to spokojne leśne jeziorka, często bez możliwości dojazdu na brzeg. A brzegi najczęściej porośnięte trzciną, nadają pejzażowi dziki charakter. Poddajemy się również urokowi bagien – bo są urocze ze swoimi „wełniastymi” mieszkańcami, pomimo rojów komarów. Kraina zachwycająca wzrokowo, tylko siedziby ludzkie wołają o pomstę do nieba, i chyba tym równoważą piękno przyrody, nadając nowe znaczenie słowu „degeneracja”.
Miedwieżegorsk powitał nas sklepem z suvenirami. Tak długo już. jedziemy, a gadżetów dla turystów nie widać. A tutaj duży sklep. Wow …..
Ciekawe co sprzedają turystom jako ‘karelskie’ – zaczęłam się zastanawiać przed wejściem do sklepu.
A w sklepie znane nam figurki niby z marmuru i szungitu, jakieś skarpetki (takie same jak na Uralu) i len wyszywany.
Mnie zafascynowała czapeczka na głowę, zresztą jak ją ubrałam okazało się, że bardzo mi pasuje.
To soroka, typowa czapka karelskich kobiet północy powiedziała sprzedawczyni.
Znając stroje fińskiej Karelii troszkę mi to nie pasowało, ale nie zależało mi na karelskiej czapce, ta po prostu mi się spodobała i było mi w niej do twarzy.
Zresztą dziadek google potwierdził moje przypuszczenia. Moja czapka to typowa czapka rosyjskiego południa.
No właśnie, tak tutaj jest. Praktycznie żadnej specyfiki. To co gdzieś daleko na Syberii to samo i tutaj. Tak samo rzecz ma się z kuchnią.
A miasteczko, jak miasteczko – bez wyrazu, położne nad samym brzegiem drugiego co do wielkości jeziora Europy. Tym razem pięknej Oniegi.
Zaprasza nas do kąpieli na pięknej piaszczystej plaży w miasteczku. Gdy patrzę w dal zastanawiam się morze to czy jezioro? Bo drugiego brzegu nie widać.
Oniega na ten czas nie zachęca do dłuższego postoju, gdyż na najbliższe dni zapowiadają ulewy z wichurami o których ostrzeżenia dostaję nawet sms-em od rosyjskiego operatora.
Gdzieś w duszy chciało by się bliżej zaprzyjaźnić z piękną Oniegą, jednak w ulewnych deszczach chyba to mało sensowne. Dlatego po sprawdzeniu prognoz pogody, zapada decyzja – Morze Białe. Tam nie widać aby najbliższy tydzień miało lać, a wręcz odwrotnie ma być dalej piękne słońce.
I tak wybierając najbardziej nam przyjazną opcję pogodową pozwalamy się prowadzić dalej na północ.
Nasze święto miłości trwa nadal, gdyż przesuwając się dalej na północ o 100 km, czy dalej… znajdujemy się ciągle w zasięgu najdłuższego dla nas dnia w tym roku.
Dnia bez nocy z coraz krótszą przerwą na zachód i wschód słońca.
W magii kolorowego „nocnego” nieba.
Vottovaara – narodzić się na nowo.
Nie walcz o przetrwanie żyj szczęśliwie – przesłanie Vottovaary 3 lipca 2016
Vottovara jednak nas zaprosiła, upalne słońce dochodzące do 30 stopni, ewenement na tej szerokości geograficznej. Podążaliśmy na szczyt – komary, gzy i inne owady „uprzyjemniały” ten marsz, wysysając pot wraz z krwią. Pierwsze boróweczki karmiły nasze podniebienie.
Im bliżej byliśmy szczytu tym więcej pojawiało się kamieni. Tym więcej suchych drzew. Wiele lat temu pożar strawił szczyt góry i teraz gdy wchodzi się na górę ma się wrażenie, że jest się w innym wymiarze. Suche obrośnięte porostami drzewa, kamienie i magiczne sejdy – głazy podparte tylko na jednym boku – ciekawe jak człowiek „pierwotny” wiedział jak je postawić.
Właśnie, czasami naszych przodków uważamy za głupszych, a czasami za mądrzejszych od nas.
Zanurzyliśmy się w spacer po górze bacznie obserwując chmury – na dzisiejszą noc zapowiadali ulewne deszcze, a powrót po nich mógłby być trudny drogą przez bagna.
Spacerujemy zanurzając się w przestrzenie tak inne niż te które znamy, z góry roztacza się piękny, szeroki widok na Karelię.
Teren jest ogromny. Jedne miejsca zapraszają, inne odpychają.
Znajdujemy miejsce, gdzie zatapiamy się w medytacji nad lękami, które szczególnie mi wychodziły w czasie jazdy w to miejsce.
Tak, trzeba się bać gdy nie idzie się wydeptaną przez innych drogą, gdy robi rzeczy których nie robi większość.
Uwalniam się od lęku, że gdy robię to co lubię to czeka mnie za to kara…
Uwalniam się od lęku, że gdy nie żyję tak jak inni to czeka mnie za to kara.
Uwalniam się od lęku, że gdy nie walczę o przeżycie to muszę za to ponieść karę.
Uwalniam się od programu że tylko walka o przeżycie jest dozwolona i akceptowana, a wszelkie odstępstwa są fanaberiami.
Czasami bawią mnie programy, które gdzieś głęboko zapisały się w umyśle i blokują pełnię radości i szczęścia.
Obserwowanie własnych myśli to najlepsza komedia jaką znam.
A wracając do Vottovary – to oczyszczenie z tego z czym tutaj przyszliśmy. Znajdujemy miejsce aby nagrać medytację dla WAS.
Medytacja tworzyła się jak każda – sama – krok, za krokiem słowo za słowem. Wszystko w energii niesamowitej ciszy wewnętrznej, nawet na ten czas stałam się niewidzialna dla komarów.
Tak, komary pewnych wibracji nie czują.
Gdy otworzyłam oczy po medytacji miałam wrażenie, że miejsce które mnie do siebie na jej czas zaprosiło jest dużo głębiej niż to co widzę. A to co widzę zostało bardzo zniszczone przez współczesnego człowieka, który szukał tutaj jakiś „skarbów” niszcząc zewnętrzną świętość tego miejsca. Stąd ten pożar jako obrona.
Jednak tego co wewnątrz nie udało się zniszczyć.
O miejscu mówią różnie. I po tym co sama tam doświadczyłam nie dziwię się, wszystko zależy od poziomów, na jakie uda się wejść.
Bardzo dziękuję, że mogłam wejść tak głęboko dzięki temu, że postanowiłam podzielić się energią z tego miejsca z innymi.
Dziękuję bardzo.
Popatrzcie na zdjęcia, na medytację i udajcie się w podróż w głąb siebie, swoich marzeń, swojego serca.
Miejsce zaprasza …
A my pożegnaliśmy magiczną górę i już bez lęków udaliśmy się z powrotem przez bagna do cywilizacji.
A że byliśmy tutaj oczekiwanymi gośćmi, to po drodze pierwszy raz na krzaku zobaczyliśmy jeszcze nie dojrzałą jagodę północy – maroszkę.
Dziękujemy bardzo za ten czas, za to spotkanie z tymi magicznymi energiami. Niektóre sejdy szczególnie kamienna kula nie pokazały nam się. Jednak nie o to chodzi, aby wszystko zobaczyć, najważniejsze jest aby doświadczyć. Choć czasami umysłowi szkoda, że …….
Prosimy o dalsze prowadzenie.
A jak to bywa po spotkaniu z wysokimi energiami, przez długi odcinek drogi, nie mogliśmy znaleźć miejsca na nocleg. Miejsca piękne… nad samymi jeziorami, ze zrobioną przez turystów infrastrukturą – raz nawet i huśtawką. Jednak nie w tych energiach chcieliśmy spędzić noc.
Jechaliśmy w polarny dzień, już po północy – troszkę zmęczeni, gdy niedaleko Miedwieżogorska zaprosiła nas łąka nad rzeką.
Jedno z miejsc które daje niesamowity odpoczynek, otula kołderką i śpiewa kołysanki do snu, a na dodatek bez komarów.
Warto było być cierpliwym…
Pozwalam sobie na cierpliwość w życiu, poddając się prowadzeniu.
Poniżej informacje i zdjęcia o Vottovaarze, ze strony http://www.ufostation.net/readarticle.php?article_id=558 , gdzie oryginalny rosyjski tekst , tutaj tłumaczenie google , może przybliży temat.
Tajemnice Karelski górach Vottovaara
Do tej pory, dociekliwy badacz może znaleźć się w odległych zakątkach tajdze zabytków Karelii, które często nie mieszczą się w logiczne reprezentacje współczesnego człowieka.Kompleks na górze Vottovaara (regionu Muezersky Republiki Karelii), która co roku przyciąga coraz większą liczbę turystów. – Jednym z takich zabytków Mountain Vottovaara jest najwyższym punktem na Zachodnim Karelski Wyżyny – 417,3 metrów nad poziomem morza. Około 9000 lat temu w miejscu, w którym znajduje się Vottovaara nastąpił silny trzęsienie ziemi, która powstała na skutek olbrzymiego awarii. w środku góry, więc nie był to naturalny amfiteatr, upstrzony małych jezior i skał. Karelskie naukowcy uważają, że Vottovaara – unikalny zabytek geologiczny. Okazuje się, że nie tylko geologiczne, ale także historyczne i kulturowe. Na najwyższym Vottovaara, o powierzchni około sześciu kilometrów kwadratowych, istnieją ogromne kamienie prostokątne niesamowite konstrukcje z kamieni w kształcie idealnego koła, nazywane przez archeologów kromlechów i około 1600 kamieni Seid określone w jakiś tajemniczy sposób. Seid – charakterystyczny głaz lub kawałek skały, sztuczny charakter, który jest izolacja od środowiska jest oczywiste, to znaczy ma oczywistych oznak wpływu człowieka. Najgęstsze stężenie kamiennej-Sade – najwyższy punkt grzbietu i na zboczach amfiteatrze. Kamienie są umieszczone przede wszystkim w grupach po dwie do sześciu części.Niektóre duże kamienie, o wadze do około trzech ton, umieszczone na “nogi”, które są ułożone na kilka mniejszych kamieni. Większość kamienie leżące na brzegach stawów i starożytnych klifami. Kto, kiedy i dlaczego te kamienie umieścić tutaj?
Tajemniczy “Stone Ball” w Vottovaara górskim
Nawiasem mówiąc, według niektórych badaczy, korzeń “Seid” ( “nasienie”, “SET”, etc.) – bardzo stary; Może to sięga (nadal paleolitu!) północnej prajęzyka, który jest częściowo zrekonstruowane lingwiści rodzime.Wartości tego pierwiastka są podobne i, oczywiście, są objęte zakresem język liturgiczny. Mglisty i piękne legendy Celtów “seids” – to elfy, teraz już w innym, magiczny świat przez niewidzialnych bram ludzi w wzgórz i gór. (Dziwne przypomnieć sobie słowa jednego z “elfów” Tolkiena, którego mądra cywilizacja, według legendy, został poprzedzony przez człowieka: “… nasze twierdze wieżę wciąż patrzeć na świat, lecz ludzie uważają je tylko skały”). Słowo “Seid” i oznaczało “wiedza tajemna”. To właśnie w tym sensie jest on używany w starożytnym skandynawskim epopei “Elder Edda”, fabuła zyskuje runy boga Odyna. W skrócie, seidh – miejsce kultu do bogów pogańskich i kamieni, które Sami obdarzeni nadprzyrodzonymi właściwościami magicznymi i wytrzymałości, miejsce starożytnych szamańskich rytuałach co oznacza, że możemy się tylko domyślać. Jak powiedział kiedyś światowej sławy angielski archeolog Paul Devereux: “Kamienie zaczynają lekko otworzyć kilka swoich tajemnic, ale po prostu idiotyczny dzieci w przedszkolu megalitycznych. Mamy jeszcze wiele nauczyć. ” Nie było żadnych przedmiotów, które datować pomnik, dotychczas nie znaleziono. Geolodzy wiercone dno jeziora w środku amfiteatru i pobrał próbki gleby.Analiza wykazała obecność silnego warstwy luminoforu utworzonego w ograniczonym okresie czasu.Jedna z wersji “anomalii fosforowych.” – Licznych aktów poświęcenia najbliższej Sade, w wyniku których były depozyty kości zwierzęcych Zazwyczaj te przedmioty należą do tradycji Sami. Ale, jak sugeruje archeologa Karelski Mark Shakhnovich kompleks Vottovaara, najwyraźniej, jest znacznie starszy i jest częścią kompleksu budowli megalitycznych wzniesionych na europejskim wybrzeżu Atlantyku z Hiszpanii do Norwegii w epoce brązu. Na przykład, istnieje wersja, że wiek złożonych ponad 2000 lat a pomysł jego budowy należy do potomków plemion północnych Hiperborejczyków. Sami samym przekonaniem, to miejsce jest ośrodkiem siły zła: pojawia się coraz więcej brzydkie drzewa, prawie żadnych fauny, jeziora martwe.
Seid na górze Vottovaara
Wiele tajemnic naukowców rzucił jeden z najbardziej zaskakujących ustaleń miejscowego – “. Stairway to Heaven” Tak nazwaliśmy wiadomo kiedy wykute w skale trzynastu etapów, kończąc w głębokiej przepaści.Archeolodzy powiedzieć z całą odpowiedzialnością: od lokalnych plemion w starożytności po prostu nie istnieje “drabina pomysłów”, ponieważ nie istnieją inne plemiona, “pomysł na kole”. Kwestia sztucznego lub naturalnego pochodzenia etapów nie znalazła jeszcze ostatecznej decyzji. Odmiennym kamienie wieku wskazuje, że kompleks może zostać utworzony dosyć długi okres czasu. Najprawdopodobniej na Vottovaara, mamy do czynienia z ogromnym kompleksem kultowego gdzie obrzędy ofiarne zostały wysłane przez wieki.
Vottovaara utrzymuje nie tylko starożytne tajemnice, ale oferuje naukowcom i nowych zagadek. O Obserwacje UFO wokół Vottovaara wielokrotnie zgłaszane przez różnych świadków. Niektóre z tych przypadków miało miejsce bezpośrednio na siebie. W 1987 roku jeden świadek poinformował, że zauważył na górze świecącego obiektu, który nagle “nagle zniknął w ciemnościach”, a następnie pojawił się w ringu z ognia, które wydawało by wyjść z kamieni; tak szybko, jak świadek starał się zbliżyć, obiekt szybko zniknął w niebie. W październiku przyszłego roku cała UFO “Szwadron”, zgłoszony przez świadków, poruszał się nad górą, szybko zmieniających się pozycjach względnych. Jednak niektóre z przedmiotów, zdaniem obserwatorów, znikają na naszych oczach. Ta dziwna aktywność na niebie spowodował awarię kompasu magnetycznego.Jeszcze bardziej dziwne przyszła wiadomość od grupy turystów, którzy słyszeli “dziwne kliknięcie hałasu emitowanego z kamieni.” Oni nawet nie mają czasu, aby naprawdę się boją, usłyszeli “dziwne brzęczenie”, który “przyszedł z góry, jak gdyby krążył wielki pokaz sztucznych ogni.” Chwilę później wizja przed nimi kobieta w żółtej sukience. Ten spektakl, w towarzystwie tajemniczych dźwięków pochodzących z kamieni, świadkowie opuściły wrażenie, że były świadkami czegoś “na granicy pomiędzy boskim i diaboliczne”.
Tajemniczy “drabinka” na Vottovaara górskim
Sprawa ta może być postrzegana jako typowy przejaw innego zjawiska często związane z konstrukcji megalitycznych: jest przejawem tzw promieniowaniem psychicznych, inaczej zwane “pole pamięci.”Jednym z medium Moskwy, eksperymentując w kamiennym kręgu na Vottovaara, powiedział, że widział obrazy ludzi, takich jak kapłani, poruszały się między skałami: “Trzymali się przepływ energii, wiążąc kamienie do siebie” – powiedział mężczyzna. Ten post wzbudził zainteresowanie naukowców w niektórych kręgach, aw jakiś czas później, Vottovaara odwiedziła grupa awanturników z Petersburga. Mieli procedury “radiestezja” i weszła do praktyki i doskonalić swoje techniki. Jeden z nich przyniósł specjalnie skonstruowanej ramki drutu. Biorąc je, udał się na badaniu struktur kamiennych w okolicach górskich. W rezultacie, w końcowym materiale było zarówno zaskakujące i dość bolesne: piekący ciosem produkowane pewnej siły, przeszła przez jego ręce, rzucił go na ziemię i pozbawiony świadomości. Kiedy przyszedł do nich, czuł, że ręce są sparaliżowane; pełni przywrócić ich mobilność tylko udało się miesiąc później. Oto na niesamowite, dziwne opowieści. Cóż … Jak bardzo trafnie jeden z uczestników wyprawy, “rzeczywistość nie pokrywa się z prezentacją. Wszystko było o wiele bardziej interesujące. ” Zgodnie z medium, energia tego miejsca jest bardzo wysokie,” karma “swoich sił wewnętrznych, jak potężną baterią.Nazywają Vottovaara “akupunktura” punktu, w którym planeta, jakby przez anteny, zapewnia wymianę informacji energię z kosmosu. Sprawdź, jest to dość trudne, ale możliwe jest, że starożytni mieszkańcy tych miejsc może być świadomi niezwykłych właściwościach Vottovaara górach, które służyły jako podstawa do budowy kompleksu. Niektórzy badacze twierdzą Vottovaara nieprawidłowy wpływ na mechanizmy górskie, elektroniki, a nawet ludzkiego ciała. Sprawozdania z wypraw można znaleźć wiele opisów tego, jak doszło do jednoczesnego Stopery bezpośrednio z kilkoma członkami wyprawy, w aparatach cyfrowych nagle pojawił przepełnione “świeże” karty pamięci flash, ludzie nie mogli wydostać się na zegarze bardzo widocznym celem. Mówili, że przez pobyt na górze, jedna osoba zaczyna odczuwać poczucie niewytłumaczalnym horroru uprawy … Możliwe, że to wszystko może być wykonane na miejscu.Nie na darmo, bo Saami tam duża liczba zakazów związanych z wizytą takich miejscach: zakazano mówić głośno, tu nie wolno kobiety i dzieci nie są mile widziane przybycie czystej ciekawości, dla niektórych, najbardziej “mocne” kamienie wolno było nie tak jak w dotyku i nawet zbliżyć. Czy istnieje sanktuarium kamienie kultowe, oprócz Vottovaara, na terenie Karelii w dawnych czasach? Odkrycia dokonane przez archeologów w ostatnich dziesięcioleciach, pozwalają nam dać te pytania jasną odpowiedzi pozytywne – to sanktuarium na wyspach na Morzu Białym – niemieckim i rosyjskim nadwozie, starożytne pogańskie zabytków na wyspie Kolgostrov Unitskoy wargi jeziora Onega i wielu innych.
Vottovara – magiczna góra ludów północy dojazd
Droga na Vottovarę 3 lipca 2016
Są miejsca, które posyłają zaproszenie za zaproszeniem, jednak gdy jest się od nich o krok – testują człowieka i jego chęć spotkania się.
I tak było z górą Vottovarą.
Miejsce mocy w zachodnio-środkowej Karelii rosyjskiej, znane z dużego nagromadzenia sejdów (latających kamieni) jak również pęknieć kamienia tak równego jak od jakiegoś urządzenia.
Góra śmierci starego i narodzenia nowego.
Święta góra Saamów, a może i cywilizacji która zamieszkiwała te tereny przed nimi.
Koncepcji jest wiele, zapewne tyle ile osób badających tę górę – tyle teorii. Dlatego bardziej zajmę się swoimi doświadczeniami, niż dociekaniem jak to było naprawdę. Pod tekstem dam linki i tłumaczenia materiałów o górze.
My udaliśmy się bez przewodnika i dokładnych koordynatów jak jechać. Trochę poczytaliśmy o trudnej drodze, ale jeżeli mamy tam dojechać to landrynka da radę. Nabiliśmy górę na nawigację, google map i o dziwo wyznaczyła drogę z ostatniej wioski – Gimoly ruszyliśmy w drogę między lasy i bagna kilkanaście kilometrów przez las i bagna .
Syciliśmy się pięknem wełnianki błotnej (nazwaliśmy ją bawełną błotną), bagnem, które mogliśmy wyznaczoną drogą przemierzać.
Lecz nagle drogę zagrodziła potężna kałuża….
– Jeżdżą tutaj – stwierdziliśmy patrząc na ślady.
I bez sprawdzania głębokości brodu ruszyliśmy przez wodę. Na szczęście nie był głęboki.
Potem pojawiło się kolejne rozlewisko, potem kolejne i kolejne, a my pewnie jechaliśmy do przodu.
Ostatnie czasy nie było tutaj deszczy więc wody w brodach bagiennych było na góra 50 cm, jednak po deszczach należy być bardzo uważnym, ponieważ w jednej z kałuż był kamień w który uderzyliśmy mocno mostem.
Po przejechaniu rozlewisk pojawiło się rozwidlenie: część drogi szła prosto, część zakręcała w lewo.
Na drzewie wisiały tablice samochodów, które nie wróciły z Vottovary.
My wybraliśmy wariant po prostej, jak się okazało po kilku kilometrach zakończony zdezelowanym mostkiem.
– Może sprawdzimy ten wariant w lewo – powiedziałam do Bartka z lekkim przerażeniem patrząc na most.
– Jak nas Vottovara nie nie chce przyjąć, to nie będziemy tego robić na siłę – powiedzieliśmy zgodnie.
I tak przed mostkiem zawróciliśmy obierając potem drugi wariant drogi.
Nie ujechaliśmy dwóch kilometrów gdy naszym oczom ukazał się terenowy bus czekający na turystów.
– Na Vottovarę to tutaj ?– zapytaliśmy.
– Tak – 3 km pod górkę pieszo– odpowiedział sympatyczny kierowca.
Anioł, który wskazał ścieżkę po której stąpać, aby wejść w magiczne objęcia góry.
Witaj Vottovara.