Taouz

now browsing by tag

 
 

Przez pustynię bez GPS-a

Przez pustynię 11-13 październik 2013

3
Po nabraniu siły i pewności , że jesteśmy na własnej drodze . Bez ulegania wątpliwościom, innym, z całkowitą pewnością , jak i również możliwymi konsekwencjami z obranej drogi podążyliśmy za ciężarówką .

1

Drogę zagradzały hieny różnymi sposobami chcąc byśmy zboczyli z obranego szlaku , my jednak z wielką siłą wiedzieliśmy gdzie jechać . Nie zrażała nas jakość drogi czy wybór praktycznie ścieżki w porównaniu z odbiegającą od niej prawie autostradą (hieny , czy znajdujące się przy szlaku hotele robią takie numery – aby podarzyć w złym kierunku – uwaga na to, na nasze europejskie nawyki , że lepsza droga to główna ) .

2

20

Nagle zobaczyliśmy naszego przewodnika stojącego na poboczu i machającego nam ręką. Podjechaliśmy
– Dokąd jedziecie – zapytaliśmy
– Mhamid – odpowiedzieli
– Możemy jechać z Wami ? Nie mamy nawigacji – zapytaliśmy
Zrobili wielkie oczy
– Jasne – odpowiedzieli

4

6
Nasi przewodnicy czy aniołowie okazali się przesympatyczną parą Francuzów – Sylvia i Michel z potężnym psem wodołazem o imieniu Diuf .
Mieli wspaniałe mapy połączone z programem Oziexplorerem , a przede wszystkim znali pustynię , byli na niej 6 raz .

7
Prowadzeni przez ducha opatrzności , duchy pustyni, podążyliśmy za nimi . Żar lał się z nieba, a nam było jakoś chłodno i przyjemnie . Byliśmy szczęśliwi, że możemy przejechać jedną z najbardziej kultowych dróg 4×4 w Maroku .

8

9

10

11
Pustynie się zmieniały, raz były czarne , innym razem kolorowe . Czasami jedna pustynia wchodziła w drugą i gra kolorów dodawała siły . Czasem trzy występowały jednocześnie tworząc spektakl złota, czerni i bieli .
– Kto mógł stworzyć takie miejsca ???
– Tylko Bóg – padała odpowiedź
– Ale czemu tu tak gorąco ??? zastanawialiśmy się
– Bo ciepło jak każdą inną energię trzeba przez siebie przepuszczać – padała odpowiedź wszechświata
– Światłem trzeba wypełniać ciało
– Jasne -dobrze powiedzieć – zaśmialiśmy się

12
Powoli , powoli następowała przyjaźń z ciepłem , z pustynią . Nie powiem, było nam nieraz ciężko, jednak wiedzieliśmy, że jesteśmy na właściwej drodze z aniołem który nas prowadzi .
Jesteśmy wolni , niezależni od nikogo i sami zdecydowaliśmy się podążać za tym aniołem .

13
Upał powodował, że umysł się wyłączał , jednak nawet nie musieliśmy nawigować . Mieliśmy tylko podążać w obranym przez naszego przewodnika kierunku .
Gdy zbliżaliśmy się do osad , nasi przewodnicy pokazywali abyśmy jechali blisko za nimi .

18

Diuf ( pies wodołaz) wystawiał głowę przez okno, a wszystkie dzieci odskakiwały w popłochu, może nigdy nie widziały takiego wielkiego psa i jeszcze szczekającego – ok. 70 kg żywej wagi, mięsa  i futra . Nie tylko mieliśmy przewodnika, ale byliśmy wolni od wszelkich „Stylo” – tak nazwaliśmy tutejsze dzieci, biegnące i krzyczące w kierunku białego – stylo, stylo ,bombom (cukierek) .

26

27

28

29
Śmialiśmy się, że jedzie Madame Stylo i Monsieur Bombom .
Jak to powiedział spotkany na trasie Niemiec , który był w Maroku chyba nasty raz , ostatnie 7 miesięcy spędził podróżując po Rosji i krajach przyległych ,
– Tam ważny jest człowiek, tutaj tylko i wyłącznie jego portfel . Teraz gdy doświadczył innego podejścia do turysty , wie , że do Maroka jeździć nie będzie . Bo po co ….???

14
No właśnie im bardziej wgryzaliśmy się w pustynię tym energia robiła się przyjaźniejsza , przyroda bardziej rozmowna . Czasami przy wioskach miałam wrażenie, że ludzie swoimi myślami zamknęli kanał do nieba. Takie przeskoki jak na kolejce górskiej .
Jednak dzięki naszym aniołom , a szczególnie aniołowi o imieniu Diuf, byliśmy wolni od stylo , oblepiania i z czystym umysłem mogliśmy to obserwować .

15

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Na nocleg zatrzymujemy się w korycie rzeki, która o tej porze roku jest całkowicie sucha z daleka od osad ludzkich, wolni od stylo. Po upale dnia robi się chłód wieczoru , temperatura spada , że trzeba założyć polar . Nasi przewodnicy to Francuzi , więc wieczorne winko jest wręcz obowiązkowe . Łamaną francuszczyzną (moją ) próbujemy rozmawiać i cieszyć się ze spokoju tego miejsca , a trzeba powiedzieć wyraźnie , że otaczała nas całkowita cisza, albo wręcz stwierdzić, że był to koncert ciszy .

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Rano jeszcze w chłodzie poranka (rano temperatura była około 12 stopni) ruszamy dalej , wydostajemy się z rzeki i już praktycznie cały dzień jedziemy przez bezkresne przestrzenie równin na płaskowyżu,  gdzieniegdzie pojawia się drzewo , a czasem "raj na ziemi" czyli mała oaza i to w górach !!!!

23

24

25

19

Przypominając, że jeszcze coś może tutaj rosnąć. Temperatura rośnie, dochodzi do 40 st.C w cieniu , wilgotność 8% , jest gorąco . Na obiad (jedziemy przecież z Francuzami) zatrzymujemy się na samym środku wielkiej płaskiej przestrzeni i odpoczywamy w cieniu samochodu . Gdyby jeszcze wczoraj ktoś nam powiedział , że coś takiego wytrzymamy nie uwierzylibyśmy . Teraz wydaje nam się to takie naturalne .

31

32
Tutaj na pustyni wszystko szybko się nagrzewa i wychładza . Nie ma co trzymać ciepła . Jest słońce – jest ciepło, nie ma – jest zimno. Proste zasady .
Po przerwie ruszamy dalej , robi się coraz cieplej , gdyż od słońca wszystko jest coraz bardziej nagrzane. Gdy w oddali widzę drzewo – Bartek śmieje się, że nie , że to fatamorgana . Niebo na granicy horyzontu jest jakby jaśniejsze , jakby przyszło spotkać się z ziemią , a może w tym miejscu ziemia i niebo przenikają się nawzajem. Świat ziemski i boski , bez zbędnych ozdobników .

21

30
Po minięciu ostatniej pustynnej wioski , gdzie dzielnie broni nas Diuf , zaczyna się kolejna przestrzeń bez ludzi . Nigdy nie myślałam, że będę uciekała od ludzi , tutaj w Maroku niestety tak jest . Najfajniej jest tam gdzie nie ma ludzi .

33
Jedziemy przez przestrzeń pustyni koło algierskiej granicy , mijamy kolejne punkty kontrolne wojska i przy jednym z nich w przesympatycznej maleńkiej oazie zatrzymujemy się na noc . Rozkoszując się widokiem palm , wtopionych w czerń nieba i ciesząc chłodem wieczoru. Dzisiejsze popołudnie dało nam się szczególnie we znaki , temperatura przekroczyła 42 stopnie w cieniu (52 na słońcu) .
Do 40 już jakoś sobie tutaj radzimy , powyżej …….. ciężko było .

34

35

36
Ten dodatek dwóch stopni , to niby niewiele więcej , ale dla nas na ten moment to już za dużo .
Przy wieczornej pogawędce Michel , opowiada nam o swoich planach dalszej podróży i proponuje , ze możemy się do niej przyłączyć .
Bardzo kusząca jest podróż nad jezioro Iriki , gdzie zimę spędzają nasze bociany . Jednak jest to jeszcze kolejne 4-5 dni na pustyni .
Jutro życie pokaże , bo pustynia się nie skończyła i zapewne prawie cały następny dzień pojedziemy jeszcze razem .
Bardzo miłe zachowane naszych kochanych aniołów przewodników .

48
Odpowiedź przyszła w nocy . Jakiś potężny ból wszedł nagle w moją głowę i rano byłam troszkę nieprzytomna, że musiałam wziąć tabletkę (czego nie robię), uzmysłowiło nam to, że naszym ciałom już wystarczy i czas ewakuować się w góry .
Niestety ten październik jest wyjątkowo gorący , normalnie temperatury są tutaj o tej porze roku do 30 stopni w cieniu, gdyby tak było z radością podążylibyśmy za Sylwią, Michelem i Diufem, jednak wszechświat ma dla nas inne plany , a jezioro Iriki na ten moment nie zaprasza nas .

38

39

40

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Rano ruszyliśmy dalej wzdłuż algierskiej granicy na nasz ostatni odcinek drogi . Do miasteczka Taugonite . Droga wiodła przez piękne pustynne góry , uroku dodawał chłód poranka , rozkoszowaliśmy się drogą i poczuliśmy się jak u siebie w domu.
Góry wyrastały z przestrzeni pustyni , wąską krętą drogą mijaliśmy kolejne pagórki . Ostatni wojskowy punkt kontrolny i …….. wjeżdżamy do dużej oazy .

46

47
Jak musieli się czuć ludzie , którzy wchodzili do takiej oazy po wielu dniach na pustyni. My po 3 dniach poczuliśmy się jak w raju . Tym bardziej , że przed natrętnymi jej mieszkańcami bronił anioł Diuf „przyjaźnie” szczekając na żebrzące dzieci .
Dojechaliśmy do Tagounite i zakończyliśmy naszą pustynną przygodę . Aby nie kusiła nas dalsza podróż z naszymi wspaniałymi przewodnikami pożegnaliśmy ich tutaj i sami ruszyliśmy dalej najpierw do Mhamid przy piaszczystej pustyni (jakoś nie złapaliśmy z nią kontaktu) , a potem już na południe , południe , południe w góry przez kolejne przełęcze.
Dziękujemy duchom pustyni za cudowne przyjęcie w jej pełni pustynnym obrazie , pod względem temperatury i słońca .
Dziękujemy naszym przewodnikom Diufowi, że dzielnie bronił nas przed „napastnikami”, Sylvie i Michelowi za możliwość podążania za nimi . Dzięki nim droga przez pustynię wydawała nam się bardzo prosta i spokojna .

Merci , merci beaucoup Sylwia et Michel et Diuf

Na Erg Chebbi założyłam pancerne buty na skorpiony i węże , potem chodziłam już przez całą pustynną drogę w klapkach i żadnych węży i skorpionów nie widziałam – zapewne są , ale wszyscy bywalcy pustyni , których poznaliśmy tutaj chodzą w sandałkach i zgodnie twierdzą, że nie ma zagrożenia .

100

 

Ta przerywana linia niebieskim namalowana długopisem to nasza trasa (ok.240 km).