Oziexplorer
now browsing by tag
Jak przygotować auto na pustynię
Jak przygotować auto na pustynię
Przejazd przez pustynię to jazda w terenie , wymagane jest więc auto terenowe z napędem na cztery koła i reduktorem – w dobrej kondycji mechanicznej (zredukowane przełożenia są potrzebne do pokonywania wydm piasku, większość z nich pokonywaliśmy również z blokadą centralnego mechanizmu różnicowego) .
Jeżeli chodzi o opony mieliśmy najprostsze AT-ki Kumho KL-78 , jednak przejazd pustynnym szlakiem z Taouz do Mhamid obfituje w wielokilometrowe odcinki z nawierzchnią złożoną z drobnych i średnich kamieni o ostrym obrysie , polecamy więc nieco twardsze opony. Albo AT-ki z wysokim bieżnikiem , albo jakieś delikatne MT-ki. Zabieranie tutaj przeprawowych opon typu SIMEX to raczej przesada.
Pustynia to temperatury więc układ chłodzenia musi działać bez zarzutu . Nasza Landrynka została stworzona przez Anglików do jazdy m.in. właśnie po Afryce , tak więc ma potężną chłodnicę płynu chłodzącego silnik , ale również niewielką zintegrowaną chłodnicę oleju silnikowego o czym nie każdy posiadacz tego samochodu wie. Jechała jakby była zwykła temperatura.
Snorkel – fajnie mieć, oczywiście z filtrem pyłowym, my nie mamy i po przyjechaniu pustyni wymieniłem filtr powietrza na nowy.
Na pustynię wjeźdza się z dużym zapasem paliwa, my mieliśmy 80 l w baku naszego samochodu + 60 litrów na dachu. Zużyliśmy około 35 litrów na około 250 km odcinku. Jednak należy mieć zapas , na wypadek pobłądzenia lub utknięcia i przeprawiania się przez jakieś wydmy i następnym razem na pewno zabralibyśmy podobną ilość paliwa . Osobnym tematem jest JAKOŚC PALIWA w Maroku. Wszystkie auta kopcą na tym paliwie, kopciliśmy zarówno my, jak i nowoczesne SUV-y , których jest tu całkiem sporo. Część z nich ma wtryski common raila, jeżdżą na tym paliwie, pytanie jak długo pojeżdżą? Czytaliśmy o polskiej przeprawówce która po zatankowaniu paliwa w Marakeszu musiała remontować wtryski na sumę 16 tyś zł. Nasze Discovery I ma silnik który nie jest czuły na złe paliwo.
Woda – na pustynię również zabiera się zapaś wody, w naszym przypadku było to 15 litrów wody pitnej + 60 litrów technicznej zdatnej do picia po przegotowaniu . Należy więc pamiętać o zapasie gazu do jej gotowania .
Żywność – trasa przejazdu to prawie 3 dni, ale warto mieć jedzenie na co najmniej tydzień np. w formie suchej , która nie psuje się w warunkach wysokich temperatur (makaron, ryż , kasza) .
Intensywna operacja słoneczna może powodować oparzenia skóry , najlepiej chronić się ubraniem przewiewnym z długim rękawem , można zabrać kremy z filtrem UV, jednak uważamy , że podstawą jest wcześniejsza dobra opalenizna i tak w czasie naszego przejazdu nie używaliśmy żadnych kremów , pomimo że w słońcu było ponad 50 stopni .
Nawigacja – pustynny szlak przebiega przez bezdroża gdzie nie ma żadnych drogowskazów , po drodze mijamy wiele bocznych odbić nie wiadomo skąd i dokąd biegnących , bezwzględnie więc trzeba się zaopatrzyć w nawigację z dokładną mapą , lecz również posiadać kompletny zestaw punktów GPS gęsto naniesionych na całej trasie przejazdu , taka aby nawigacja prowadziła nas od punktu do punktu. Posiadanie samej mapy , nie rozwiązuje sprawy, ponieważ są odcinki , gdzie należy zjechać ze szlaku i szukać przejazdu przez np. rzekę wg trasy wytyczonej przez wcześniejszych podróżników.
Punkty nawigacji na pewno znajdziecie na stronach i forach internetowych miłośników tego pustynnego szlaku .
Innym sposobem jest zastosowane przez nas rozwiązanie przyłączenia się do osoby posiadającej dobrą nawigację i mapy . Jednak można się zdziwić , ponieważ motocyklista do którego się przyłączyliśmy na początku, posiadał tylko nawigację z mapą i krótko mówiąc co jakiś czas się gubiliśmy . Bo na mapie nawigacji naniesione są różne drogi gruntowe , trzeba więc samodzielnie dokonywać wyborów .
Natomiast osoby z którymi przejechaliśmy praktycznie cały szlak posiadały pancernego laptopa Panasonic wraz programem Oziexplorer , mapą i bardzo gęsto naniesionymi puntami .
Jechali więc od punktu do punktu , praktycznie się nie gubiąc . Jadąc za nimi wydawało się, że droga jest łatwa , lekka i przyjemna a przejechali nią wiele razy .
Warto również zwrócić uwagę na jakość nawigacji, zwykłe nawigacje nie wytrzymują wielodziesięciokilometrowych skoków auta na tarkach , wysokich temperatur , a przede wszystkim wszechobecnego intensywnego pyłu (podobnie jak aparaty fotograficzne) .
Po przejechaniu tego szlaku . Pomimo że zawsze podróżujemy samotnie i bardzo to lubimy , polecamy na ten odcinek jechać na co najmniej 2 auta , raczej unikając motocyklistów (ze względu na to, że ciężko się im jeździ po piasku i mogą gdzieś czmychnąć w bok, pozostawiając nas na pastwę hien). Pamiętajmy , że usterka lub awaria zmuszałaby nas do porzucenia auta i poruszania się po pustyni piechotą co jest niezwykle niebezpieczne ze względu na niemożliwość zabrania dużej ilości wody ze sobą .
Klimatyzacja : lepiej ją mieć niż nie mieć (w sytuacjach skrajnych ją użyć). Widzieliśmy kilka aut przejeżdżających obok nas ze szczelnie zamkniętymi oknami , wydaje się nam jednak , że w tych temperaturach schłodzenie wnętrza auta polskim zwyczajem tylko o kilka stopni nic nie daje , bowiem w Polsce upał to nieco ponad 30 st. a tutaj przy 40 , siedzenie w zamkniętym dusznym pomieszczeniu auta przy temp 37 st. to wyzwanie. Pewnie należy schłodzić auto do 30 stopni – wyobrażam sobie katusze niezaaklimatyzowanego ciała po ewentualnej awarii klimy!!! ,Lub nagłe wyjście by odkopać i wyciągnąć auto z piasku!!! My mamy klimę – niestety nieczynną. Przejechaliśmy Maroko z otwartymi oknami.
Dla budujących swoją wyprawówkę – zauważyliśmy że pustynni podróżnicy , uwielbiają auta gdzie osobno jest kabina kierowcy a osobno część sypialna. Ze względu na pył , dobrze oddzielić te pomieszczenia i zamykać szczelnie na czas jazdy część mieszkalną. Odwrotnie radzimy podczas podróżowania w zimne rejony – polecamy połączenie kabiny z resztą i ogrzanie ich równo i w trybie ciągłym.
Jeszcze raz podkreślimy :nasz samochód nie był specjalnie przygotowany pod pustynię , nie mieliśmy ani specjalnych opon, ani filtru piaskowego. Po zjechaniu z pustyni wymieniliśmy filtr powietrza . Nie mieliśmy również nawigacji, ani żadnych szczegółowych map, jednak przejechaliśmy szlak tylko dlatego , że podłączyliśmy się do pary Francuzów. Nie polecamy jazdy samotnie bez map i GPS-u.
Posiadaliśmy trapy , które umozliwiają wyjechanie z grząskiego piasku i choć ich nie użyliśmy , nie wjeżdżalibyśmy powtórnie w piaski , bez posiadania ich.
P.S. Pamiętajmy , że w skrajnym wypadku – zagrożenia życia , płyn chłodzący z chłodnicy również nadaje się do picia i może Wam uratować życie .
Czy należy poważnie traktować te przestrogi? Chyba tak. Grupa polskich motocyklistów , którą spotkaliśmy jeszcze w Maroku, poczęstowała nas informacją o śmierci dwójki francuskich motocyklistów , po awarii ich motocykla na tym właśnie szlaku. Było to mniej więcej w czasie, gdy byliśmy w Maroku.
Przez pustynię bez GPS-a
Przez pustynię 11-13 październik 2013
Po nabraniu siły i pewności , że jesteśmy na własnej drodze . Bez ulegania wątpliwościom, innym, z całkowitą pewnością , jak i również możliwymi konsekwencjami z obranej drogi podążyliśmy za ciężarówką .
Drogę zagradzały hieny różnymi sposobami chcąc byśmy zboczyli z obranego szlaku , my jednak z wielką siłą wiedzieliśmy gdzie jechać . Nie zrażała nas jakość drogi czy wybór praktycznie ścieżki w porównaniu z odbiegającą od niej prawie autostradą (hieny , czy znajdujące się przy szlaku hotele robią takie numery – aby podarzyć w złym kierunku – uwaga na to, na nasze europejskie nawyki , że lepsza droga to główna ) .
Nagle zobaczyliśmy naszego przewodnika stojącego na poboczu i machającego nam ręką. Podjechaliśmy
– Dokąd jedziecie – zapytaliśmy
– Mhamid – odpowiedzieli
– Możemy jechać z Wami ? Nie mamy nawigacji – zapytaliśmy
Zrobili wielkie oczy
– Jasne – odpowiedzieli
Nasi przewodnicy czy aniołowie okazali się przesympatyczną parą Francuzów – Sylvia i Michel z potężnym psem wodołazem o imieniu Diuf .
Mieli wspaniałe mapy połączone z programem Oziexplorerem , a przede wszystkim znali pustynię , byli na niej 6 raz .
Prowadzeni przez ducha opatrzności , duchy pustyni, podążyliśmy za nimi . Żar lał się z nieba, a nam było jakoś chłodno i przyjemnie . Byliśmy szczęśliwi, że możemy przejechać jedną z najbardziej kultowych dróg 4×4 w Maroku .
Pustynie się zmieniały, raz były czarne , innym razem kolorowe . Czasami jedna pustynia wchodziła w drugą i gra kolorów dodawała siły . Czasem trzy występowały jednocześnie tworząc spektakl złota, czerni i bieli .
– Kto mógł stworzyć takie miejsca ???
– Tylko Bóg – padała odpowiedź
– Ale czemu tu tak gorąco ??? zastanawialiśmy się
– Bo ciepło jak każdą inną energię trzeba przez siebie przepuszczać – padała odpowiedź wszechświata
– Światłem trzeba wypełniać ciało
– Jasne -dobrze powiedzieć – zaśmialiśmy się
Powoli , powoli następowała przyjaźń z ciepłem , z pustynią . Nie powiem, było nam nieraz ciężko, jednak wiedzieliśmy, że jesteśmy na właściwej drodze z aniołem który nas prowadzi .
Jesteśmy wolni , niezależni od nikogo i sami zdecydowaliśmy się podążać za tym aniołem .
Upał powodował, że umysł się wyłączał , jednak nawet nie musieliśmy nawigować . Mieliśmy tylko podążać w obranym przez naszego przewodnika kierunku .
Gdy zbliżaliśmy się do osad , nasi przewodnicy pokazywali abyśmy jechali blisko za nimi .
Diuf ( pies wodołaz) wystawiał głowę przez okno, a wszystkie dzieci odskakiwały w popłochu, może nigdy nie widziały takiego wielkiego psa i jeszcze szczekającego – ok. 70 kg żywej wagi, mięsa i futra . Nie tylko mieliśmy przewodnika, ale byliśmy wolni od wszelkich „Stylo” – tak nazwaliśmy tutejsze dzieci, biegnące i krzyczące w kierunku białego – stylo, stylo ,bombom (cukierek) .
Śmialiśmy się, że jedzie Madame Stylo i Monsieur Bombom .
Jak to powiedział spotkany na trasie Niemiec , który był w Maroku chyba nasty raz , ostatnie 7 miesięcy spędził podróżując po Rosji i krajach przyległych ,
– Tam ważny jest człowiek, tutaj tylko i wyłącznie jego portfel . Teraz gdy doświadczył innego podejścia do turysty , wie , że do Maroka jeździć nie będzie . Bo po co ….???
No właśnie im bardziej wgryzaliśmy się w pustynię tym energia robiła się przyjaźniejsza , przyroda bardziej rozmowna . Czasami przy wioskach miałam wrażenie, że ludzie swoimi myślami zamknęli kanał do nieba. Takie przeskoki jak na kolejce górskiej .
Jednak dzięki naszym aniołom , a szczególnie aniołowi o imieniu Diuf, byliśmy wolni od stylo , oblepiania i z czystym umysłem mogliśmy to obserwować .
Na nocleg zatrzymujemy się w korycie rzeki, która o tej porze roku jest całkowicie sucha z daleka od osad ludzkich, wolni od stylo. Po upale dnia robi się chłód wieczoru , temperatura spada , że trzeba założyć polar . Nasi przewodnicy to Francuzi , więc wieczorne winko jest wręcz obowiązkowe . Łamaną francuszczyzną (moją ) próbujemy rozmawiać i cieszyć się ze spokoju tego miejsca , a trzeba powiedzieć wyraźnie , że otaczała nas całkowita cisza, albo wręcz stwierdzić, że był to koncert ciszy .
Rano jeszcze w chłodzie poranka (rano temperatura była około 12 stopni) ruszamy dalej , wydostajemy się z rzeki i już praktycznie cały dzień jedziemy przez bezkresne przestrzenie równin na płaskowyżu, gdzieniegdzie pojawia się drzewo , a czasem "raj na ziemi" czyli mała oaza i to w górach !!!!
Przypominając, że jeszcze coś może tutaj rosnąć. Temperatura rośnie, dochodzi do 40 st.C w cieniu , wilgotność 8% , jest gorąco . Na obiad (jedziemy przecież z Francuzami) zatrzymujemy się na samym środku wielkiej płaskiej przestrzeni i odpoczywamy w cieniu samochodu . Gdyby jeszcze wczoraj ktoś nam powiedział , że coś takiego wytrzymamy nie uwierzylibyśmy . Teraz wydaje nam się to takie naturalne .
Tutaj na pustyni wszystko szybko się nagrzewa i wychładza . Nie ma co trzymać ciepła . Jest słońce – jest ciepło, nie ma – jest zimno. Proste zasady .
Po przerwie ruszamy dalej , robi się coraz cieplej , gdyż od słońca wszystko jest coraz bardziej nagrzane. Gdy w oddali widzę drzewo – Bartek śmieje się, że nie , że to fatamorgana . Niebo na granicy horyzontu jest jakby jaśniejsze , jakby przyszło spotkać się z ziemią , a może w tym miejscu ziemia i niebo przenikają się nawzajem. Świat ziemski i boski , bez zbędnych ozdobników .
Po minięciu ostatniej pustynnej wioski , gdzie dzielnie broni nas Diuf , zaczyna się kolejna przestrzeń bez ludzi . Nigdy nie myślałam, że będę uciekała od ludzi , tutaj w Maroku niestety tak jest . Najfajniej jest tam gdzie nie ma ludzi .
Jedziemy przez przestrzeń pustyni koło algierskiej granicy , mijamy kolejne punkty kontrolne wojska i przy jednym z nich w przesympatycznej maleńkiej oazie zatrzymujemy się na noc . Rozkoszując się widokiem palm , wtopionych w czerń nieba i ciesząc chłodem wieczoru. Dzisiejsze popołudnie dało nam się szczególnie we znaki , temperatura przekroczyła 42 stopnie w cieniu (52 na słońcu) .
Do 40 już jakoś sobie tutaj radzimy , powyżej …….. ciężko było .
Ten dodatek dwóch stopni , to niby niewiele więcej , ale dla nas na ten moment to już za dużo .
Przy wieczornej pogawędce Michel , opowiada nam o swoich planach dalszej podróży i proponuje , ze możemy się do niej przyłączyć .
Bardzo kusząca jest podróż nad jezioro Iriki , gdzie zimę spędzają nasze bociany . Jednak jest to jeszcze kolejne 4-5 dni na pustyni .
Jutro życie pokaże , bo pustynia się nie skończyła i zapewne prawie cały następny dzień pojedziemy jeszcze razem .
Bardzo miłe zachowane naszych kochanych aniołów przewodników .
Odpowiedź przyszła w nocy . Jakiś potężny ból wszedł nagle w moją głowę i rano byłam troszkę nieprzytomna, że musiałam wziąć tabletkę (czego nie robię), uzmysłowiło nam to, że naszym ciałom już wystarczy i czas ewakuować się w góry .
Niestety ten październik jest wyjątkowo gorący , normalnie temperatury są tutaj o tej porze roku do 30 stopni w cieniu, gdyby tak było z radością podążylibyśmy za Sylwią, Michelem i Diufem, jednak wszechświat ma dla nas inne plany , a jezioro Iriki na ten moment nie zaprasza nas .
Rano ruszyliśmy dalej wzdłuż algierskiej granicy na nasz ostatni odcinek drogi . Do miasteczka Taugonite . Droga wiodła przez piękne pustynne góry , uroku dodawał chłód poranka , rozkoszowaliśmy się drogą i poczuliśmy się jak u siebie w domu.
Góry wyrastały z przestrzeni pustyni , wąską krętą drogą mijaliśmy kolejne pagórki . Ostatni wojskowy punkt kontrolny i …….. wjeżdżamy do dużej oazy .
Jak musieli się czuć ludzie , którzy wchodzili do takiej oazy po wielu dniach na pustyni. My po 3 dniach poczuliśmy się jak w raju . Tym bardziej , że przed natrętnymi jej mieszkańcami bronił anioł Diuf „przyjaźnie” szczekając na żebrzące dzieci .
Dojechaliśmy do Tagounite i zakończyliśmy naszą pustynną przygodę . Aby nie kusiła nas dalsza podróż z naszymi wspaniałymi przewodnikami pożegnaliśmy ich tutaj i sami ruszyliśmy dalej najpierw do Mhamid przy piaszczystej pustyni (jakoś nie złapaliśmy z nią kontaktu) , a potem już na południe , południe , południe w góry przez kolejne przełęcze.
Dziękujemy duchom pustyni za cudowne przyjęcie w jej pełni pustynnym obrazie , pod względem temperatury i słońca .
Dziękujemy naszym przewodnikom Diufowi, że dzielnie bronił nas przed „napastnikami”, Sylvie i Michelowi za możliwość podążania za nimi . Dzięki nim droga przez pustynię wydawała nam się bardzo prosta i spokojna .
Merci , merci beaucoup Sylwia et Michel et Diuf
Na Erg Chebbi założyłam pancerne buty na skorpiony i węże , potem chodziłam już przez całą pustynną drogę w klapkach i żadnych węży i skorpionów nie widziałam – zapewne są , ale wszyscy bywalcy pustyni , których poznaliśmy tutaj chodzą w sandałkach i zgodnie twierdzą, że nie ma zagrożenia .
Ta przerywana linia niebieskim namalowana długopisem to nasza trasa (ok.240 km).