zwierzę mocy zając

now browsing by tag

 
 

Odpuszczam to co chcę i pozwalam się prowadzić. Droga do Bajanhongor

Odpuszczam to co chcę, jestem wdzięczna za to co mam – Droga do Bajanhongor – 24 lipca 2015

 

 

Cuda, cuda każdego dnia – tutaj w Mongolii. W jej niesamowitym spokoju ujawnia się wszystko co spokojem nie jest. Pokazuje się abyśmy mogli zdecydować, czy to sobie zostawić czy odpuścić.

 

 

 

I tak było i tym razem. Ze słonego jeziorka zjechaliśmy do miasteczka Buucagan , z maleńkim dastanem, które było niesamowicie spokojne.

 

 

 

 

 

 

Nawigacja znalazła drogę w kierunku głównego traktu do Bajanhongor. Z miasteczka wjechaliśmy na przełęcz, gdzie zmieniliśmy również rejon (województwo),

 

 

 

 

 

napiliśmy się kawy i ruszyliśmy przez piękną kamienistą dolinę, gdzie każdy kamień chciał opowiedzieć swoją historię. W kamieniach mieszkały skrzaty przyjazne, ale mało gościnne, więc nie wychodziliśmy z samochodu, tylko jak na safari przemierzaliśmy kamienne miasta. Mogą jak turyści je obserwować z daleka.

 

 

 

 

 

 

 

 

Magia jednak była niesamowita, gdy skończyła się kamienna dolina pojawiły wulkaniczne kopki, czasami jak igiełki, dumnie zwrócone do nieba.

 

 

 

 

Przy jednym z duszków doliny z pięknym rozłożystym widokiem powiedziałam :

– Może zostaniemy tutaj na noc….

– Super, tylko znajdźmy mniej wietrzne miejsce – powiedział Bartek .

I wjechaliśmy nieco w bok, opodal w dolinę, od razu czuć było zmianę energii, magię zastąpił jakiś niepokój. Tego miejsca pilnował drugi, inny duszek – miał swój kopczyk na sąsiednim pagórku.

– Wyjedźmy stąd – powiedziałam po jakimś czasie.

– Widzisz, że mam problem z biegami – powiedział Bartek .

– Wyjedziemy to przejdzie – powiedziałam spokojnie .

I faktycznie zaraz bo wyjeździe na drogę, skrzynia zaczęła chodzić normalnie. Chwilę odpoczęliśmy poniżej przy kolejnym, trzecim duszku ( dziwne miejsce trzy kopczyki w bezpośrednim sąsiedztwie – do teraz zawsze dzieliło je zwykle kilkadziesiąt kilometrów), a tu niespodzianka, nie sposób wstawić żadnego biegu.

Chwila konsternacji……

– Może spróbujemy na reduktorze – powiedziałam

I tak udało się wbić chyba 2-kę.

Ruszyliśmy z radością, zawsze lepiej jechać na 2-ce i reduktorze niż być holowanym.

Z czasem na reduktorze zmieniliśmy na biegi szosowe, jednak nie mieliśmy odwagi zmieniać biegu na skrzyni – najwcześniej w miasteczku jak uda się dojechać – stwierdziliśmy, zostało ok. 100 km – nie wiedzieć jakimi drogami (raczej po prostu teren).

Najpierw jechaliśmy koło pięknych wulkanicznych kopek, wyglądających jakby je ktoś tak misternie usypał. Krajobraz można rzec księżycowy. Jednak energia dziwna, mało przyjazna. Droga zrobiła się jak nigdy dotąd w standardzie luksusowej szutrówki – doprowadziła nas do rzeki, gdzie chyba na wiosnę na drogę wtargnęła rzeka zabierając duże jej części. Energia napięcia i konfliktów, nie wiedzieć kogo z kim….

Woda kłóci się z ziemią., duchy między sobą. Cały czas gdy wyjeżdżaliśmy z tego miejsca rozmawiałam z domami tej doliny co się to stało.

Duszek który zapraszał na nocleg, zapraszał koło siebie, a nie poniżej w dolinie, bo tam już mieszkają inne duszki. On się obraził, a tamte nie przyjęły. Z drugiej strony to on chciał nas chronić przed innymi duchami.

 

– Odpuszczaj wszelkie obrazy – powiedziałam do Bartka – rób szybko przegląd życia.

 

Odpuszczam wszelkie obrazy na cokolwiek i kogokolwiek

 

Odpuszczam wchodzenie w energie konfliktowe, mimo że materialnie piękne wzrokowo

 

Pozwalam sobie przebywać w przyjaznych energiach, które prosto, jasno i przejrzyście się ze mną komunikują

 

Wjechaliśmy w maleńkie miasteczko Bombogor, kompletnie nie przyjazne, wyrzucające

 

 

i potem dalej na przełęcz, gdzie zmieniały się rejony – na ich granicę. Bartek stanął za przełęczą już po stronie innego województwa, poszliśmy do kolejnego kopczyka podziękować duchom za przejazd i poprosić o dalszą szczęśliwą jazdę.

 

 

Zaraz też zaczęliśmy ustawiać całe zdarzenie.

Pojawiło się kilka nurtów.

Po pierwsze: Bartek bardzo chciał jechać inną drogą przez Mongolię – w góry, nie potrafił być tu i teraz, wiele razy kombinował jaki w przyszłości kupić samochód, gdzie pojechać….

 

Cieszę się tym co MAM teraz i jestem za to wdzięczny

 

Jestem tu i teraz

 

 

Gdy tylko skończyliśmy ustawienia, zaraz pojawili się ludzie, którzy zapraszali do siebie, z powrotem do tamtej doliny!

Taka poplątana energia, ja Ci nie dam tego co chcesz, ale gdy chcesz odejść – zrobię wszystko by Cię zatrzymać.

 

Kontaktuję się z energiami, ludźmi innymi istotami, które jasno mówią co chcą, a czego nie chcą, ja również wyrażam się jasno i precyzyjnie.

 

Zdecydowanie pojechaliśmy dalej w kierunku Bajanhongor………..

 

 

– Wiesz w Rosji nam tak fajnie szło podróżowanie, bo ja niczego nie chciałem, nie lansowałem – przyznał się – Czas zacząć iść za energią, odwiązać się od tego co chcę z umysłu.

– Zrozumiałem, że lansowanie pomysłów na siłę może przynieść wiele szkody. Gdy idzie się za energią wszystko idzie lekko i prosto – dodał.

 

Uwalniam się od tego co chcę, mówię co chcę i pozwalam, aby samo się działo w miejscu i czasie najbardziej odpowiednim dla mnie

 

Pozwalam się prowadzić lekko i prosto przez życie.

 

Jechaliśmy na jedynce a może raczej dwójce, bojąc się zmienić bieg. Szutrową lekko rozmokniętą po deszczu drogą , już nocą. Albo prowadziła nas nawigacja, albo duchy podsyłały nam samochód, czy motorek w formie przewodnika po właściwym śladzie. Bo droga – jak wiele tutaj – rozciągała się i może na kilometr na boki, mając wiele równoległych nitek, na których widniały ślady walki w błocie. Nawet zajączek przebiegł nam drogę przypominając ( będąc symbolem), że w pełnym zaufaniu, mamy poddać się miłości.

 

Po około 100 kilometrach wróciliśmy na główny, również szutrowy, niczym się nie różniący trakt. Jechaliśmy już teraz coraz bardziej zrelaksowani, gdy przed nami zamigotała rzeka.

 

– Jeżeli trzeba się przeprawiać, to śpimy po tej stronie – zadecydował Bartek .

 

Nagle zamigotały światła samochodów, i zwarta ich kolumna przejechała przez most.

I my pojechaliśmy, okazało się, że most chyba nie był przejezdny, gdyż z tamtej strony były widoczne blokady na drodze.

Dziękując duchom za bezpieczny przejazd, stanęliśmy na stepie i szybko po wrażeniach dzisiejszego dnia zasnęliśmy (pora też się dołożyła – druga w nocy).

 

Rano obudziliśmy się w słońcu, jakby się nic wczoraj nie stało, jakby samochód był całkowicie sprawny.

Jest tutaj niesamowita moc regeneracji.

A zaraz rano wszechświat miał dla nas przesłanie, posyłając małego liska….

 

 

Ten kto spotyka lisa, ma sprytnego przebiegłego przewodnika duszy w ciemnym lesie cieni. Pomaga Ci uwolnić schwytaną przez demony energię. Nie zna lęku przed zniekształconymi obrazami duszy. Nie daje się zwieść ani formie ani wyglądowi, a już na pewno nie fałszywej pobożności. Lis wie gdzie znaleźć zagubione części Twojej duszy.

Lis obdarza Cię energią i siłą do podążania własną drogą, słuchania siebie i pozostawania sobą.

Lis porusza się na granicy światów i wie, jak znaleźć wejście do podświadomości.”

 

Uwalniam się od zwodzenia mnie formą, pozwalam sobie widzieć prawdę.

 

Jestem chroniony i bezpieczny w swoim istnieniu i wszelka siła wraca do mnie z powrotem

 

Symbolika lisa z książki Siła zwierząt Jeanne Ruland.

 

 

A młody lisek obchodził spokojnie samochód dookoła, przyglądał się nam, czasami miałam wrażenie, że chce wskoczyć na łóżko i się tam rozłożyć. Daliśmy mu trochę kocich chrupek, które kupiliśmy dla kotów w Rosji, z ciekawości zjadł kilka, popatrzył na nas z dezaprobatą i poszedł polować na łąkę na ptaszki.

Niesamowite spotkanie z naszym pięknym dzikim bratem, również piękne jest jego przesłanie.

 

Nie daj się zwieść formie, bo ona zabiera Twoją siłę, idź za głosem duszy, ona wyznacza kierunek.

 

 

Dziękujemy za te lekcje, spotkania, za ten niesamowity dzień w którym tyle się zadziało.

A skrzynia….. boimy się ruszać, jedziemy na dwójce, zresztą większość dalszej drogi ( kolejne około 40 km do miasteczka) to lekki teren i tak byśmy jechali z podobną szybkością – do 40 km/ h.

 

Słowiańskie dziady u stóp megalitów

 

Megality i stóp Azhdahak (Mt Mets Azhdahak) 3598 m.n.p.m Słowiańskie dziady  31 października 2014

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Historie pisane przez wszechświat zaskakują nas non stop.

Gdy wyjechaliśmy z Erewania późno w nocy skierowaliśmy się w kierunku atrakcji turystycznej monastyru Gegharda.

Geghard to również nazwa miejscowości, a my nieopatrznie skręciliśmy do niej. Przespaliśmy się na jej obrzeżach i rano nieporadnie kręciliśmy się po wiosce.

Gdy nagle jakiś samochód zatrąbił na nas,a jego kierowca wskazał drogę w którą mamy jechać.

Więc grzecznie pojechaliśmy.

Okazało się, że jest to droga ku pięknym szczytom 3000-3500 oddzielających jezioro Sevan od Erewania.

Szczególnie wiele razy migotał już do nas Azhdahak, polecany zresztą bardzo przez spotkanych na Aragats Rosjan.

Z radością podjęliśmy zaproszenie wszechświata, wjechania znów w góry na pasterskie drogi.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Tym razem nie tak komfortowe jak ostatnio bo mokre, gliniaste, a powyżej 2800 przyśnieżone.

Staraliśmy się dojechać jak najbliżej Azhdahak jednak to droga była zaśnieżona, to za błotnista (a butki naszej landrynki mają już nie najlepszy protektor), coś nie szło. Śnieżynki – 3-tysięczniki pojawiały się i znikały. Pogoda była iście chimeryczna.

Czy na pewno góra nas tutaj zaprosiła???

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Bartkowi w oczy wpadło na mapie jeziorko znajdujące się 2 km od nas. Droga wyznaczona przez nawigację wpakowała nas w błoto.

Przejdźmy się nad jeziorko – zaproponowałam to tylko 2 km

Ruszyliśmy po błotnistej mazi, gdy naszym oczom ukazała się komfortowa szutrowa droga. Popatrzyliśmy jak na nią wjechać i za parę chwil znaleźliśmy się nad jeziorkiem zaporowym, niemal pustym i niezbyt pięknym.

Podoba Ci się ? – zapytał Bartek

…….. zrobiłam skwaszoną minkę

 

Gdy nagle na przeciwległym zboczu zobaczyłam dwa kamienie.

Pobiegłam do nich i już wiedziałam kto nas tutaj zaprosił.

Kamienie megality najprawdopodobniej ze starego kultu słońca.

Na większym kamieniu wyryta twarz, a pod nią 2 czaple.

Miejsce dawnego kultu, na tę specyficzną noc, słowiańską noc dziadów. 

Jedno sprzęgło się z drugim, chyba nie mogło być lepszego terminu.

Zaparkowaliśmy landrynkę pod kamieniami i oddaliśmy się medytacji.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Poprosiliśmy wszechświat o dalsze prowadzenie, o zrzucenie kajdan przeszłości, abyśmy mogli iść z radością i miłością swoją drogą.

Wszechświat podpowiedział proste ćwiczenie, aby iść jak bocian wysoko podnosząc kolana i tupać przy tym, ruszając receptory na stopach i mówiąc – odrzucam wszystko co wstrzymuje mnie od pójścia swoją drogą.

 

Z radością miłością, idę swoją drogą.

 

Wyciągaliśmy sobie kartę ze zwierząt mocy na dzisiejszy dzień :

Owca- Baran – zwierzęta, które tu spotykamy na codzień na pastwiskach.

Zwierzęta urzeczywistniania marzeń .

Łagodności owcy z determinacja Barana.

Wzięliśmy swoje marzenia i przyjrzeliśmy się im bez ograniczeń, bez oceniającego umysłu, wdzierających się w umysł autorytetów,

Zadaliśmy pytania

Co nas powstrzymuje?

Na co czekamy z wdrożeniem ich w czyn?

Czego nam potrzeba by je wdrożyć ?

 

Medytowaliśmy, cieszyliśmy się chwilą

Obserwując co dzieje się z nami w tym magicznym miejscu.

Jakieś dziwne programy braku szczęścia, spełnienia, radości zaczęły się ujawniać.

Były tak silne rozładowania energetyczne, że gdy Bartek przypomniał sobie o włoskich orzechach – tak bardzo się ucieszył, że od razu dziadek do orzechów się rozpadł w sposób nie do naprawienia.

Odkryliśmy po raz kolejny program, że nie wolno nam się cieszyć z tego co chcemy. I praktycznie, każde marzenie możemy nazwać chciejstwem.

A życie smutne, bez wyrazu, na kogoś drodze to co?

Nie chciejstwo?

 

Pozwalam sobie z radością i pełną świadomością iść za moimi marzeniami. Obdarzać je pełnym zaufaniem i szacunkiem.

 

Miejsce tak nas czarowało, że zaprosiło nas na noc.OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

I tak cieszymy się magią tego miejsca (2800 m,n.p.m) i kamieni.

Wszystko gdzieś tańczyło i cieszyło się spotkaniem.

I nawet góry pozwoliły się nam zobaczyć w swoich śnieżynkowych pierzynkach.

 

Gdy już po zmroku medytowałam, przyszła do mnie informacja, że gdy jak zacznie padać deszcz, mamy zjeżdżać w dół.

Wiadome, na tej wysokości o tej porze roku, nie będzie już padać deszcz, a sypać śnieg.

Siedzieliśmy kontemplując ciszę

Nie wiesz jaką pogodę zapowiadali ? – zapytał Bartek

Nie, ale możemy sprawdzić, jakiś zasięg jest.

Patrzymy, a zapowiadają deszcz i to na najbliższy czas.

Była 21,30 od 22 miało padać, a już teraz zaczęło posypywać.

Jedziemy?

Bartek nie był szczęśliwy, zaczęły mu iść emocje, że przecież mamy już doświadczenie podróżnicze i pierwsze powinniśmy sprawdzić pogodę, a potem pakować się w góry.

Jazda w nocy w terenie górskim po zboczach, kamieniach i błocie, nie jest bezpieczna (do wsi w dolinie było 13 km).

Ale skoro idziemy za energią, to co ma do tego jakiś schemat.

Gdy Bartkowi szły emocje, mi wychodził program poczucia winy, że mi emocje nie idą.

Bo przecież każdy powinien się w takiej sytuacji denerwować, a nie trzeźwo myśleć.

Tak, zawsze opieprzała mnie o to moja mama, że za mało reaguję emocjonalnie.

I w sumie wstyd mi było, że trzeźwo myślę.

Wiadome z czasem zrozumiałam, że brak stresu daje mi siłę, aby coś zrobić w trudnych warunkach. Koncertując się na działaniu, a nie na emocjach.

I tak zaczęliśmy zjeżdżać, prosząc naszych opiekunów duchowych, i wszystkie sprzyjające nam energie wszechświata o wsparcie i opiekę w drodze powrotnej w dół do doliny– dobrze, że wgraliśmy po raz pierwszy raz w życiu, ok. tygodnia temu do telefonu nawigację i mapę Armenii.

Gdyż po nocy nie za bardzo wiadome było gdzie jechać (którą pasterską dróżkę wybrać), na szczęście często widoczne były ślady naszych własnych kół.

I nagle na drodze przed nami pojawił się brat szakal, który zaczął biec razem z samochodem w światłach reflektorów. Pokazując, że nasza droga to droga na granicy światów, a może we wszechświecie bez granic między życiem, a śmiercią?

 

Im zjeżdżaliśmy niżej tym śnieg przechodził w deszcz. Około 2 km od wsi drogę przebiegł nam biały zajączek (wersja zimowa), aby przypomnieć nam o delikatnej, cząstce nas samych., aby dać priorytet miłości.

 

Otwieram serce, oraz przyjmuje oraz rozdaję miłość wszędzie gdzie jestem

 

Ok. 1 km przed wsią znaleźliśmy nocleg na polanie (2100 m.n.p.m.) i wsłuchiwaliśmy się w deszcz, który grał na karoserii naszej landrynki.

 

Dziękujemy za cudowne prowadzenie tego dnia, za czas magii i dużego wglądu w nas samych w tym dniu gdy świat ludzi i duchów łączył się ze sobą,

Za te piekne słowiańskie dziady. 

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA