Iwołgiński datzan
now browsing by tag
Z wdzięcznością za odśnieżone drogi Iwołgińsk – Irkuck
Z wdzięcznością za odśnieżone drogi Iwołgińsk – Irkuck 3-7 listopada 2015
Jechaliśmy do Iwołgińskiego datzanu również z pytaniem, gdzie podążać dalej. Gdzieś marzyły się wschodnie kierunki, gdzieś migotała Jakucja – szczególnie Bartkowi. Ja czułam, mimo wielkiej fascynacji wschodem, że skoro zima idzie to czas w bardziej południowe strony. Może za dużo leków i racjonalizmu, a może nie czas na jazdę w syberyjską zimę.
Już czarną drogą dojechaliśmy do Ułan Ude gdzie odwiedziliśmy naszą znajomą chińską knajpkę i pojechaliśmy na nasze ulubione miejsce noclegowe. Dzięki miesięcznym okresom bezwizowym w Mongolii – Ułan Ude stało się naszym częstym domem.
Noc była zimna, można rzec bardzo zimna, rano landrynka z trudem zapaliła dopiero za trzecim razem długiego hehłania, rzut oka na termometr i okazało się, że w nocy minimalna na zewnątrz była minus 20,5 stopnia z wiatrem (szok – jeszcze tydzień temu jak byliśmy na Gobi było w słońcu plus 27 stopni).
– Czas się ewakuować – stwierdził marzący o północno-wschodnich kierunkach Bartek – w Finlandii sypialiśmy przy minus 27 – ale tam było super paliwo do auta.
Ruszyliśmy w drogę do Irkucka, tylko 460 km, większość przez góry.
I znowu zaczęła się zabawa umysłu w lęki. Przełęcze, zakręty, serpentyny z lodem i rozpędzone tiry, ciało robiło się sparaliżowane. Zamiast cieszyć z pięknej zimy skupione było na szukaniu czy nie ma gdzieś zagrożenia. Mijały kilometry… droga była różna, nie wiedzieć czemu czasem na prostej czarna, czasem na zakrętach i wirażach lodowa, najczęściej mieszana. Gdzieś próbowałam przekonać siebie, że przecież lód nie ma nic wspólnego z faktycznym zagrożeniem, gdyż wola życia i przeżycia jest głównym czynnikiem naszego życia.
Powoli, powoli paraliżujący lęk ustępował takiemu jaki można było obserwować, czuć go, i cieszyć się pięknem drogi.
Stopień zalodzenia zależał od gminy, od tego jak poradziła sobie z odśnieżaniem, czy sypnięciem soli w odpowiednim momencie.
Wiadomo, powyżej minus 20 stopni sól nie działa, jednak na razie jest początek zimy i tam gdzie została dana spełniła swoje zadanie. Gdzieś rodziły się wymagania….
– Patrz tamci zrobili, a Ci na płaskim nie potrafią – mówiłam do Bartka gdy widać było, że gmina przyspała. Tak, tak… wymagania tak powszechne w naszym świecie, praktycznie od urodzenia czegoś się od nas wymaga, a my wymagamy od innych, nie widząc ich wokół, skupiając się tylko na wymaganiach.
Uwalniam się od przymusu wymagań od siebie i innych, od świata…
Bo wymagania przyćmiewają wdzięczność….. bo przecież mi się należy.
Należy, należy… non stop – należy.
Należy – pociąga za sobą ocenę, krytykę.
I co dalej……..
Zamiast skupiać się tam gdzie pięknie przygotowana czarna droga i dziękować za nią, skupiamy się na innej nie doskonałej i oceniamy, porównujemy. A przecież zgodnie z prawami wszechświata:
Energią idzie za uwagą
Więc, chyba w moim interesie jest jeździć po czarnych drogach. A wdzięczność jak miłość ma bardzo wysokie wibracje.
Skupiam się w moim życiu na wdzięczności za to co dobre dla mnie.
I tak w refleksjach nad drogą przejechaliśmy ok. 150 km i dojechaliśmy nad Bajkał. Droga usłyszała nasza wdzięczność i mimo pięknie górskiego przebiegu zrobiła się praktycznie czarna. Cieszyliśmy się ponownie kontaktem z Bajkałem, z jego energią. Zresztą Bajkał po upalnym lecie oddaje temperaturę do otoczenia i w jego sąsiedztwie po ostatnich mrozach, zrobiło się wręcz upalnie ok. 0 stopni.
Nocleg w ciepłej aurze i kolejne dylematy gdzie jechać – Bartka zaprasza górski kurort Arszan, wyspa Olchon z skałą Szamanką. Ja gdzieś czuję dystans. Gdy ciesząc się ciepłem okolic Bajkału odpuszczamy wyjazd do Arszanu (położony między 2000-3000 tysiecznikami z temperatura teraz poniżej już minus 20 stopni ( link do mojego pobytu 2 lata temu http://brygidaibartek.pl/arszan-gorski-kurort-buriacji/ ) Bajkał zaprasza mnie całym sobą.
Czuję niesamowitą radość kontaktu i pierwszy raz zaproszenie do dłuższego pobytu.
Bajkał to również symbol starszego brata Bartka, coś się odblokowuje.
– To jedźmy na Olchon – pada moja propozycja, wspominając mój pobyt 2 lata temu (http://brygidaibartek.pl/tag/plaze-olchon/)
Po praktycznie czarnym asfalcie przemierzamy najbardziej górzystą drogę na naszej trasie z Ułan-Ude do Irkucka. 70km drogą pełną serpentyn, zjazdów, podjazdów, czasami dochodzącym do kilkunastu procent. Dziękujemy wszechświatowi, ludziom opiekującym się ta drogą za tę wspaniałą nawierzchnię i w pełni wdzięczności zjeżdżamy do Irkucka, skąd kierujemy się w stronę wyspy Olchon. Nadchodzi zmrok, a droga robi się coraz bardziej lodowa, gdy staje się całkiem lodową – ok. 80 km za Irkuckiem – odpuszczamy. Jazdę bowiem przez kolejne 200 km po lodzie uznajemy za bezsensowną – mamy praktycznie letnie opony rzecz jasna bez kolców (do tego świadomość powrotu po lodzie).
– Dlaczego utrudniam kontakt z bratem? – zastanawia się Bartek –
czemu nie można wybrać najprostszych rozwiązań np. pozostanie nad Bajkałem w Studzienkach (miejscowości przed górskimi serpentynami), czy wyjazd do największego Bajkalskiego kurortu Listwanki oddalonej 60 km od Irkucka?
No właśnie dlaczego utrudniam kontakt z bratem? – zastanawia się znów Bartek.
I tak podążając za tym co najprostsze pojechaliśmy do Listwianki (bo i tak jadąc w kierunku Olchonu zostało nam 200 km, a wracając się i jadąc do Listwanki tylko 140 km).
Uwalniam się od przymusu komplikowania kontaktów z najbliższymi
Wybieram najprostszą formę kontaktu z najbliższymi
Sam na sam z lamą Itigełowem na 3 wizycie
Sam na sam z Lamą Itigełow na 3 wizycie 1-3 października 2015
Datzan Iwolgiński zaprosił nas po raz kolejny, a może inaczej lama Itigełow. Gdzieś pojawiła się myśl, że 2 października ma być jakieś święto, więc po zreperowaniu landrynki w Ułan Ude późnym wieczorem, a właściwie nocą pojechaliśmy do Iwołgińska by zając nasze miejsce przy świętym źródełku.
Gdy jechaliśmy mówiliśmy, zostaliśmy poproszeni, aby zdać relację z ”dobrze odrobionych lekcji”.
Gdy byliśmy tutaj 1,5 miesiąca temu pierwszy raz było lato, 2 tygodnie temu piękna jesień, a teraz już późna jesień z popadającym śniegiem.
Nic nie musieliśmy robić więc powoli organizm zaczął się regenerować po oczyszczaniu w sanatorium. Około 14 dopiero poszliśmy do klasztoru okazało się, że nie ma żadnego święta. Jest cicho, spokojnie, wręcz sennie. Powiem szczerze, że chyba tak najbardziej lubimy.
Wszystko było jakieś inne niż znane nam z ostatnich dwóch wizyt. Pierwsza była niedługo po pożarze dachu, był to czas pożogi, czyszczenia. Teraz wszystko się budowało nie tylko nowy dach, ale powstawały nowe chodniczki, remontowano młynki.
Czy my się też w tym tempie zmieniamy – zaczęliśmy się zastanawiać.
Jak tak to nas to cieszy.
Aż miło patrzeć jak tutaj wszystko rośnie. Tym razem z radością można i dać datek.
Powoli miarowo pada śnieżek, płatki spadają i od razu topnieją.
My też rozmarzamy ze swoich zbroi, otwieramy nasze serca na siebie i na innych.
Uwalniam się od zbroi na ciele
Otwieram moje serce
Niektórzy już nas poznają, pytają co tutaj robimy.
Sprzedająca bilety do lamy Pani – pierwszy raz wielka fanatyczka – teraz opowiada o Chinach i namawia do wizyty.
Energia jest niesamowita.
Do lamy wchodzimy z grupą 10 Mongołów, atmosfera jest kameralna.
Gdy patrzę na lamę mam wrażenie, że do mnie mruga. Dziękuję za dotychczasowe prowadzenie i proszę o unormowanie mojego tętna i dalsze bezpieczne dla mnie rozświetlanie.
Rozświetlam siebie spokojnie i bezpiecznie
Siadamy na krzesełkach 5 metrów od lamy i pogrążamy się w medytacji.
Gdzieś pojawia się myśl – kiedy mnich zacznie się modlić? – myśl robi się natarczywa.
Nie oczekuj niczego, nic nigdy nie jest takie samo słyszę
Mongołowie się modlą i jak oni mają w zwyczaju, w miarę szybko wychodzą, opiekujący się nami mnich odprowadza ich do drzwi.
Zostaliśmy sami tylko my i lama. Takie niesamowite spotkanie twarzą w twarz. Patrzymy po sobie troszkę zaskoczeni tym co się stało.
Łapiemy się za ręce i prosimy lamę aby pomógł nam otworzyć się na miłość do siebie, a przy okazji innych. Abyśmy otworzyli swoje serce. Rozmrozili je.
Otwieramy się na miłość do siebie nawzajem
Po dwóch minutkach wraca mnich, a my w takiej radosnej atmosferze wychodzimy z datzanu. Chodzimy dalej po innych datzanach z radością kręcąc młynkami, a potem grzejąc się na herbatce w kawiarence.
Jednak dzień nie obył się bez lekcji
Miłości czy współczucia.
Koło klasztoru i na jego terenie biega wiele psów, które proszą o jedzenie, jest to normalne i mało na to reagowaliśmy. A teraz zobaczyliśmy sukę z dwójką maluchów. Patrzyła na nas taki oczami, że poszliśmy do sklepu i kupiliśmy chlebek. Jeden mały rzucił się jak szalony do jedzenia odganiając drugiego. Tamten biedak trząsł się cały z zimna. Podrzucaliśmy mu, jadł jednak niewiele. Wcześniej widzieliśmy, że ssał matkę.
Więc lepiej sobie pójść, bo wtedy zjedzą i suka przekryje go sobą. A dla dużego psa, wychowanego w takim klimacie nawet spanie w śniegu to żaden problem – widzieliśmy to na półwyspie Kola.
Czułam, że lepiej nie ingerować.
Jednak na tym nie koniec
W kawiarence widzieliśmy dziwnego mężczyznę z dużą walizka, po czasie wyszedł a teraz leżał przy drodze prosto na ziemi z walizką obok. Bartek podszedł do niego.
Powiedział mu, że przyjechał z Mongolii, a noclegi w Rosji za drogie.
Gdy Bartek zapytał pokazując czy nie jest mu zimno.
Odpowiedział, że nie. Zresztą wcale się nie trząsł.
I położył się dalej.
Mnie naszło wzruszenie łzy popłynęły.
A potem naszła refleksja czy robiąc komuś wg mnie lepiej nie robię mu gorzej.
Zapytałam wszystkie swoje duchy opiekuńcze i tego człowieka co mogę zrobić.
Usłyszałam, że nic, co gdzieś bym chciała.
Pozwól doświadczać innym ich życia, nie ingeruj nawet dla ich wg Ciebie dobra
Poprosiliśmy wszystkie istoty światła o najlepsze doświadczenie dla tego mężczyzny.
Zresztą jak mu będzie bardzo zimno, to mieszkają tam mnisi i myślę, że jakoś mu pomogą.
Trudne lekcje dla mnie. Zresztą wszyscy święci i sam bóg, nie działają za nas tylko pozwalają nam doświadczać życia.
I znów zajęliśmy miejsce koło źródełka, tym razem w naszej Iwolginskiej telewizji było pochmurno , a tutejsza młodzież umówiła się na mecz.
Szkoda tylko, że nie mieli jakiś oznaczeń widocznych kto z jakiej drużyny.
Po tygodniu bycia odciętym od przyrody w sanatoryjnym pokoju, teraz cieszymy się jej bliskością w dzień i w nocy.
To inny świat, tam okno z widokiem na przyrodę, a tutaj ona dookoła.
Gdy czytałam Żeromskiego zamarzył mi się dom ze szkła, wtedy pokazywany był jako iluzja. Teraz jest w pełni realny i mam nadzieję, że na realizację tego marzenia przyjdzie czas.
Uwalniam się od przekonania, że coś jest nierealne.
Każdy pomysł jest realny,tylko w określonym czasie i miejscu.
Poprzednie nasze wizyty u lamy
Pierwsza http://brygidaibartek.pl/wyjdz-poza-przeslanie-lamy-itigelow/
Druga http://brygidaibartek.pl/z-kolejna-pielgrzymka-do-lamy-itigeowa/
Z kolejną pielgrzymką do lamy Itigeowa
Z kolejną pielgrzymką do Lamy Itegełow 16-18 września 2015
Długa noc zaczęła się za Erdenet (350 km przed granicą z Rosją) – był wieczór, słońce kładło się do snu. Zakładaliśmy kupione z miasteczku ogórki do słoika i ściągałam z internetu kolejne odcinki kosmicznej transmutacji, Adama Anczykowskiego, które zamigotały na facebooku mówiąc – pooglądaj nas.
Droga coraz bardziej zatłoczonymi drogami w coraz czarniejszej nocy, była lekka właśnie dzięki słuchaniu Pana Adama. Pojawiały się rzeczy całkowicie znane, ale również takie które gdzieś tylko ogarniałam wcześniej umysłem, a teraz gdy mówiła to osoba której były częścią – dochodziły do świadomości. Otwierały kolejne przestrzenie wewnątrz .
Nie ma separacji, oddzielenia
Wszyscy jesteśmy jednym
Tak, tak z przyrodą to czuję dobrze, ale z ludźmi …….
Nie stawiam granic, ale przecież je stawiam lękami, poczuciem winy, oceną siebie czy innych…
Pokochaj to co nie jest do pokochania dźwięczało w komputerze
Bartek w środku nocy ( o drugiej! – i nie wiedzieć czemu jedzie dalej) dolewa paliwa z kanistra do landrynki (mieliśmy w zapasie, a teraz bez sensu kupować w Mongolii bo jest 2 razy droższe niż w Rosji, w Rosji 2 zł , w Mongolii 3,8 zł). To pierwsza noc w historii jak go znam, gdy jedzie spokojnie, bez przymusu znalezienia miejsca na nocleg i bez senności. Do tego chce mu się jeszcze wlewać paliwo, po ciemku w temperaturze ok. 4 stopni, odmotowując paski!
Co się dzieje???
2,30 w nocy – dojeżdżamy na granicę – zawsze mówili nam, że w nocy poza weekendami nie ma ludzi, a tu…. osobówek, może nie bardzo dużo, ale kilka czy kilkanaście autokarów!
Od razu test kochania.
Pokochaj to co jest nie do pokochania
Może nawet nie gdzieś na dalszym poziomie jak tłumaczy Pan Adam, ale na moim na ten moment.
Do tego o 6-tej rano zmiany urzędników, które trwają i trwają…. szczególnie po rosyjskiej stronie.
Pokochaj co jest nie do pokochania
O 10 rano jesteśmy po rosyjskiej stronie, po zimnej, mroźnej nocy słoneczko ogrzewa przestrzeń…. pokazują nam zmiany jakie zaszły w nas….
Granica to nie był warsztat tego co może być, to był warsztat życia.
Pokochaj to co nie jest do pokochania
Także tych Mongołów pchających się wrednie, wyprzedzających nawet przy granicznym szlabanie, gdy zobaczą troszkę luki, trąbiących. Do tego zmęczenie i chłód nocy.
Po pokonaniu przejścia granicznego powinniśmy iść spać, jednak rozbudzeni ciepłym słońcem poranka jedziemy dalej w kierunku Bajkału, a co za tym idzie Ułan-Ude i Iwołgińskiego Klasztoru z naszym żywym, "nieżywym lamą". Do Lamy mamy ok. 200 km, jedziemy spokojnie, w pewnym momencie zmęczenie ścina nas z nóg. Kładziemy się na 2 godzinki….. i gdy wstajemy jesteśmy w pełni zregenerowani.
Kolejne kilometry, zakupy (doładowanie internetu, zakupy u babuszek na targu) i nagle już przed Iwołgińskiem potężnie czarne chmury spowijają niebo.
Ładnie lama nas wita – śmiejemy się.
Jedziemy, patrzymy w czarną przestrzeń otuloną kropelkami deszczu.
Gdzieś pojawia się myśl gdzie mam kurtkę przeciwdeszczową.
Dwa kilometry przed klasztorem wychodzi słońce oświetlając nam drogę przed nami, takim światłem, które nie sposób przepuścić przez siebie ( i oczy).
Choć dlaczego tego nie zrobić, w końcu jedziemy do lamy – wtedy na horyzoncie pojawiam się piękna tęcza, wyraźna i w najbardziej wyraźnym kawałku podwójna.
Zatrzymujemy się i cieszymy jak dzieci, nie tylko tęczą, ale również tym, że lama tak serdecznie nas wita.
Jakie powitanie – mówimy wzruszeni radośnie.
Z ciemności w światło wszystkich kolorów świata
I znów jak trzy dni wcześniej nad Chubsgul – przepuszczamy to światło przez siebie, bawiąc się i ciesząc.
Przepuszczam światło przez siebie z radością bawiąc się przy tym jak dziecko.
Jesteśmy troszkę w innym świecie – tak mocno zaskoczeni tym wszystkim co się dzieje.
Jednak to nie koniec niespodzianek.
Gdy podjeżdżamy pod datzan widzimy masę samochodów, autokarów, na stadionie jakaś impreza…
Co to jest ….???
Patrzymy, pytając siebie radośnie.
Okazało się, że Этигэл Хамбын хурал dzień kultu Itigełowa – święto w które, w czasie którego lama Itigełow przenoszony jest do głównego datzanu, otwierany (tzn. normalnie siedzi w szklanej klatce, a wtedy jedne drzwi są otwierane i zawieszana jest szarfa na jego ciele, a drugim końcem asystujący mnich błogosławi (czy jak to nazwać ) w czubek głowy pielgrzymów).
Wzruszenie, zaskoczenie ……
Tyle razy takie rzeczy zdarzają się nam w życiu, jednak za każdym razem jestem zaskoczona i wdzięczna za to niesamowite prowadzenie.
Stajemy w kolejce, jak zwykle pielgrzymujący Mongołowie jak zwykle się ryją, jednak stoimy spokojnie formułując intencje. Nie ma separacji….
Jestem innym Ty
Brzmi w mojej głowie, gdy mongolskie pielgrzymki przepychają moje ciało z jednej strony na drugą…
Bartek stwierdza , że skoro nie ma separacji – to są oni tą częścią nas samych – która lubi się rozpychać i pora ją tak samo pokochać.
Poddaję się Twojemu prowadzeniu, w tych wszystkich wartościach których brakuje mi w życiu – mówię do siebie chyba trochę sama zaskoczona tym co mówię.
Zawsze opieram się mistrzom, jednak teraz mam świadomość, że mogę z tego poddania się każdej chwili wycofać, mieć wielu przewodników.
A na ten moment czuję, że mam czego uczyć się od lamy.
W ciało napiera energia, która wyrzuca ciężkość aż kręci mi się w głowie.
Poddaję się temu w radości.
Niedaleko lamy stoi zielona Tara, pokazując sobą , ze można dojść na wysokie duchowe poziomy w ciele kobiety.
W ciele kobiety mogę iść duchową drogą i osiągać jej szczyty
Bezpośrednie spotkanie z lamą jest krótkie, stoję metr od niego, patrzę na jego twarz z ciekawością, a potem gdy pochylam głowę szarfa dotyka mojej głowy. Czuję połączenie z lamą, jednak moja głowa gdzieś się przed tym broni.
Tak, tak nie chciałam mistrza bezpośrednio, a chciałam na odległość przyjść popytać i iść. A przy połączeniu nie ma nauczyciela i mistrza – jest jedność.
Rozświetlam moje ciało, umysł duszę bezpiecznie.
Odchodzimy w tył datzanu, patrzę na lamę, stapiam się z nim, z tą cząstką którą potrafię w jedności.
Całe bogactwo świata jest do Twojej dyspozycji, tylko pozwól sobie na to
Brzęczy w mojej głowie, tak to odpowiedź na lęki o materię, które pojawiają się od czasu to czasu.
Nawet nie jestem w stanie zadać dodatkowych pytań.
Po prostu stoję i patrzę, istnieje tylko lama i ja.
Stojący obok niego mnich ociera twarz lamy z potu…… niesamowite właśnie w tym momencie, gdy czuję z nim największą jedność.
Wychodzimy z datzanu i jeszcze przez szybę patrzę na lamę i wtedy z radością mu macham.
Uwalniam się od duchowego patetyzmu, napięcia, powagi….
Idę moją duchową drogą z radością i zabawą.
Słońce zachodzi, spacerujemy jeszcze po klasztorze dziękując temu wszystkiemu, czego tutaj doświadczyliśmy.
To nie koniec naszego spotkania, na nocleg jedziemy opodal do świętego, klasztornego źródełka (260 ppm, 368 węglanowej , 12 st. C, 2.5 ph) i noc jeszcze spędzimy w towarzystwie lamy.
Zaprosił nas po wszystkich uroczystościach, rytuałach – na spotkanie ze sobą.
Bo rytuały, obrzędy to tylko narzędzie, a nie środek.
Uwalniam się od przymusu uczestniczenia w obrzędach, rytuałach
Pozwalam sobie iść moją własną duchową drogą.
Kolejny program znalazł ujście, program z katolicyzmu – gdzie wg. moich tamtejszych nauczycieli msza była najważniejsza, nawet miałam wrażenie, że można robić w życiu zło – byle się chodziło na mszę.
Z niesamowitą wdzięcznością, gdzieś koło południa następnego dnia, po napisaniu tego wszystkiego opuszczamy rejon klasztoru, napełnieni tym co niewidzialne z zasady, to dlatego znad jeziora Chubsugul jakaś niewidzialna siła ciągła mnie, aby wyjechać.
A tu coś do ciała ciasto sprzedawane z okazji święta w datzanach (mąka, masło i cukier).
Smacznego
O lamie pisaliśmy już w poście: http://brygidaibartek.pl/wyjdz-poza-przeslanie-lamy-itigelow/
Wyjdź poza …… przesłanie lamy Itigełow
Wyjdź poza …. przesłanie Chambo Lamy Itigełow, 16, 18-20 sierpnia 2015
Kim jest Lama Itigełow (w dalszym tekście nazywany przez nas Lamą) , że postanowiliśmy pojechać do niego w odwiedziny?
Dusza, która żyje jeszcze w ciele, mimo że ono pozornie umarło. Naukowcy zastanawiają się żywy, czy martwy – czy może w stanie silnej medytacji znanej buddyzmowi tybetańskiemu. Dywagacje naukowe poniżej w świetnym artykule z pokładu Nautilus.
Ciało lamy znajduje się na terenie Iwołginskiego datzanu, rosyjskiej buddyjskiej Częstochowy znajdującej się w Buriacji. Badania naukowe wykazują, że stan ciała jest podobny do stanu ciała człowieka kilka godzin po jego śmierci.
Buriacja jest republiką buddyjską, na budowę datzanu wyraził zgodę sam Stalin, w podziękowaniu Buriatom za udział w II wojnie światowej w 1945 roku.
Czyżby cierpiał na to co cierpi większość „duchowych” Polaków, tępił (już przesadnie) to co dobrze znał, a wywyższał to co pokazywało się lepiej. A może lama już działał z zaświatów w tym zakresie (wiadomo, że Stalin był osobą mającą dostęp do szerokiego świata duchowości).
Klasztor składa się z kilku datzanów, domków dla lamów, uniwersytetu biblioteki.
Dach uniwersytetu spłonął niedawno (23 lipca 2015) przepalając jakieś energie. Ma to na pewno również powiązanie z katastroficznymi pożarami lasów w Buracji w tym roku, może było znakiem…….
Jakieś energie urosły tak siłę (nie dając sobie ujścia), że zostają rozładowane.
I właśnie nie wiadomo czy energia lamy, czy niedawnego tutejszego pożaru, czy może smogu który niesie się tutaj od płonących lasów, powoduje że nie nie czujemy się tutaj dobrze. Energia bardzo zagęszczona, zamknięta i kontrolująca.
Przyglądamy się pielgrzymom, buddystom którzy obejdą datzan w kółko, tu dadzą na ofiarę, tu zamówią jakieś modły, tu zakręcą młynkami, tu kupią jakieś gadżety (w każdym datzanie są sklepiki) i góra po 30 minutach opuszczają klasztor. Gdy siada się i próbuje medytować obsługa, mnisi patrzą na człowieka jak na ufo. Przyjść dać datki i zmykać!
Jak ktoś idealizuje buddyzm niech przyjrzy się mu z bliska.
– Wiesz lepiej się czuję u nas w kościele – powiedział Bartek.
– O cerkwiach nie wspominając – dodał.
Buddyzm tak jak chrześcijaństwo ma techniki powodujące dostęp do wyższych stanów świadomości. Jednak ludzie i tak z nich nie korzystają, a może nie są dostępne do ogółu?
Może techniki medytacji buddyjskiej są bardziej popularne w krajach europejskich, niż tam gdzie buddyzm jest pierwszą religią w państwie.
Choćby Lama jest przykładem tego, że znane są buddyjskie techniki pozwalające wiele robić z ciałem, jednak ilu tu buddystów podąża tą drogą????
Do tego potężne figurki Buddy, Jezus ich nie przebije. I jeszcze jedna różnica pomiędzy chrześcijańskimi zakonami – tam głównie szli „z założenia” w świadomości, albo z powołania. Tutaj jest zwyczaj oddawania chłopców od 7 lat (często z biedy), bez względu na to czy to czują czy nie.
Techniki są super, tylko jak wszędzie potrzebna jest determinacja i chęć praktykowania. Domki lamów jak i ogródki zazwyczaj bardzo zapuszczone, co dodaje przygnębiającego wrażenia miejscu.
Chodzimy po datzanach (tary, tantry……) i szukamy najgłówniejszego lamy tego miejsca. Okazuje się, że został posadzony na honorowym miejscu w jednym datzanie, jak Budda czy Tara w innych i zamknięty na klucz. Dostępny dla turystów, nazwanych pielgrzymami za 250 rubli (ok 18-20 zł).
Widzimy grupę wchodzącą do datzanu lamy , pytamy gdzie kupić bilety. Sympatyczny mnich kieruje nas do sklepu głównego datzanu.
Razem z turystą (typowym mugolem) z Petersburga idziemy do kasy, gdzie surowa Pani pyta:
– Po co chcecie iść do lamy ? – pyta nieprzyjaźnie.
– Jak to po co – patrzymy wszyscy zdziwieni.
– Turystom tam nie ma wstępu, tylko pielgrzymom aby się pokłonić – odpowiada zacięcie .
– Pokłonić się – przytakuje Pan z Petersburga .
– To jeszcze szarfy trzeba – mówi kobieta udowadniając że z buddyzmem rytualnym nic nie mamy do czynienia.
– To niech Pani da szarfy – odpowiada (szatfa 50 rubli).
My za nim powtarzamy komedię (jesteśmy mu bardzo wdzięczni, był aniołem bez niego nie przebilibyśmy się przez Panią fanatyczkę, czy zaciętą – wrogo patrzącą fanatyczną Panię.
– Czyżby to kościół katolicki (szczególnie w Komorowicach) – zaczęłam się śmiać.
– Pierwsza lekcja lamy – kłam jak trzeba, nie przejmuj się, wyjdź poza prawo ludzkie. Osobom łamiącym prawa boskie – kłamać można. Zresztą nie kłamiesz, tylko zdobywasz klucz dostępu.
Ciekawe nigdy nie lubiłam kłamać, a osoby lubiące aby nimi manipulować zawsze były dla mnie bardzo trudne w komunikacji.
Wchodzimy do datzanu z przesympatycznym mnichem jako gospodarzem i grupą pielgrzymów. Energia jest inna niż znam, obca, bo nie znana, ale przyjazna.
Stajemy na końcu kolejki, aby pokłonić lamie i wtapiamy w przestrzeń.
Wyjdź poza, poza prawa ludzkie – kołacze mi w głowie.
Śmieszne trochę, przez 5 lat studiowałam prawo, a potem jakiś czas pracowałam – powiedzmy w zawodzie. Ironia losu.
Choć kto tworzy ludzkie prawa? Ludzie ze swoimi ograniczeniami.
Oczywiście wyjść poza to nie łamać specjalnie prawa, nie jechać 100 – jak jest ograniczenie do 50. Zachować bezpieczeństwo swoje i innych, jednak gdy prawo jest bez sensu z bezpieczeństwem dla siebie – nie łamać go, a wyjść poza dla siebie i innych. Należy podkreślić że wszystkie religie także są oparte na prawie kanonicznym, ludzkim, i jeżeli one ograniczają by iść dalej – my nie będziemy się wahać.
Gdy chodziłam na prawo jazdy w 1987 roku, instruktor jak i mój ojciec uczyli mnie, że przepisy prawa należy stosować na drugim miejscu, na pierwszym jeździć bezpiecznie.
Nawet wtedy gdy się ma pierwszeństwo być uważnym, wyprzedzać na ciągłej linii jak potrzeba (np. ciągnik) – gdy widzi się przestrzeń.
I tak samo myślę tu….
Wychodzę poza to co znane
Staję przed lamą patrzę w niego i próbuję wejść w jedność, jednak gdzieś nie udaje mi się to.
Dlaczego…… ????
A może wchodzę tylko jest to tak subtelne i poza moją znajomością energii.
Mnich się modli, pielgrzymi słuchają (nie spotkaliśmy tutaj wspólnych modlitw), w tą energię wchodzę bez problemu, znajoma, mnich daje dużo energii w to, ma dobry kanał otwarty do góry.
Kończy się jedna modlitwa – pyta grupę czy chcą więcej, ku naszej uciesze tak.
I dalej balansujemy na granicy tego co znamy i nie znamy. W mocno zagęszczonej, skoncentrowanej energii.
Na koniec mnich mówi po mongolsku bądź buriacku, że zawiąże szarfy w supeł nad głowami ludzi i będą mogli je wziąć ze sobą.
I z pełną uważnością tym się zajmuje. W tym czasie parę osób z pielgrzymki zaczyna robić zdjęcia (mimo zakazów, a w głównym datzanie nawet pod karą 5000 rubli ), podpinam się pod tę energię i również robię zdjęcia lamie.
Wyjdź poza kołacze – dalej w głowie – to tylko ludzkie prawo.
Niesamowite gdy przeszło się mur Pani fanatyczki, trafiło na wspaniałego mnicha (byłam nieraz na mszach w datsanach i widziałam jak bełkoczą bez uważności mantry) i grupę która otworzyła przestrzeń na to co zabronione.
Podziękowaliśmy lamie i pojechaliśmy w stronę Ułan Ude i Bajkału (niestety płonąca tajga nie pozwoliła na to by dotrzeć do brzegu Bajkału). Wróciliśmy w rejon źródełka i lasku przy datzanie. Nie wiedzieć czy wizyta u lamy i kąpiel w nieznanej energii, poparta może dymami spowodowała, że Bartek przez 2 dni leżał praktycznie nieprzytomny z bólem żołądka ( dał intencję u lamy – rozświetlenia siebie jego energią). Ja w tym czasie spacerowałam po klasztorze obserwując jego życie i pielgrzymów, a gdy mu przeszło – mnie dopadło. Fakt, że poszłam do stołówki i kupiłam świeże pierożki z ziemniakami i z kapustą. Czułam się koszmarnie pełna, nie że jakieś zatrucie – po prostu ciężkość energii .
Kolejna lekcja, przymus napełniania się obcymi energiami, często jak nie prawie zawsze – totalnie nie kompatybilnymi ze mną.
Po co?
Aby być podobna do innych, aby inni mnie zaakceptowali, aby nie być innym, nie wyróżniać się.
Uwalniam się od przymusu napełniania obcymi energiami, aby nie wyróżniać się z tłumu
Pozwalam sobie być inna niż ogół ludzi
Akceptuję siebie już teraz
Uwalniam się od przymusu jedzenia, przymusu istniejącego tylko po to aby inni mnie zaakceptowali.
Gdy człowiek czuje się gorzej, internet to fantastyczna rzecz, takie klikanie teoretycznie bez sensu. Jednak nawet wtedy wszechświat podsyła wartościowe rzeczy
Żołądek to nie śmietnik
Dbam o swoje ciała i napełniam go tym co jest wartościowe dla mnie
A Lama Itegełow pozwolił zabrać się z nami w dalszą podróż na przednim kokpicie, razem z Serafinem z Sarowa, Świętym Krzysztofem, Matką Boską Kalwaryjską, Starcem Pajsusem, Matką Boską z Lourdes, Aniołem Chronitielem, Okiem ochronnym, młynkiem modlitewnym, wisiorkiem koranu. Do tego towarzystwa dołączyła również zielona Tara, największy chyba symbol wyzwolonej kobiecości w obecnym świecie, również symbol wyjścia poza zasady (opis pod opisem o Lamie)
Dla tych co chcą wiedzieć więcej o lamie zapraszam na poniższy artykuł z Nautilusa, temat nieśmiertelności jest wielką zagadką, a może czymś czego nie są w stanie ogarnąć ludzkie dzisiejsze prawa. ?
Tekst i zdjęcia ze strony http://www.nautilus.org.pl/?p=artykul&id=2942
MARTWY CZY… W STANIE SILNEJ MEDYTACJI
Autor: FN, Margo11 Źródło: FN Dodany: Sunday, 01 March 2015 09:47
„Nie możesz mieć wszystkiego, czego pragniesz, ale możesz doświadczyć wszystkiego, co masz…” – takie przesłanie pozostawił współczesnemu człowiekowi Chambo Lama Itigełow – buddyjski lama, zmarły przed 88 laty. Naukowe badania zmumifikowanych zwłok mnicha wykazują jednak, że… żyje on nadal!
W 2002 roku światowe agencje informacyjne obiegł sensacyjny news: w syberyjskiej Buriacji wykopano zwłoki Chambo Lamy Itigełowa – buddyjskiego lamy, zmarłego w 1927 roku. Rosyjscy naukowcy, którzy je badali, byli w szoku: zmumifikowane szczątki wykazują parametry życiowe charakterystyczne dla… człowieka, pogrążonego w śpiączce!
W 1852 roku, w ubogiej rodzinie w osadzie Ułzy-Dobo urodził się chłopiec: nadano mu imię Dasza Dorżo, czyli „słońce i diament wiary”. Wcześnie stracił rodziców i trafił na służbę do bogatych gospodarzy, gdzie pasł bydło. Kiedyś, grzejąc zmarznięte stopy w ciepłym krowim placku, powiedział gospodyni, że zostanie Chambo Lamą – zwierzchnikiem rosyjskich buddystów. Kobieta wybuchnęła śmiechem, jednak gdy chłopiec skończył 15 lat, odszedł do najbliższego klasztoru – Jangażynskiego dacanu. Po jakimś czasie zabrał go stamtąd do Aninskiego klasztoru Zacharaj Lama – znany buriacki jogin. Na prośbę jego naczelnika mieszkańcy okolicznych wiosek przez 23 lata opłacali młodzieńcowi utrzymanie i zwolnienie ze służby wojskowej.
Itigełow zdobył tam tytuł doktora filozofii, a potem przez 8 lat studiował medycynę tybetańską w kolejnych klasztorach. W 1898 roku wrócił do Jangażynskiego klasztoru, gdzie został zwierzchnikiem i uczył buddyjskiej filozofii. Postawił dwie nowe świątynie, napisał też 50 prac filozoficznych i podręcznik tybetańskiej farmakologii. Jako jogin widział wnętrze człowieka i jego dolegliwości. Jogini potrafili także błyskawicznie pokonywać odległości, chodzić po rzekach i jeziorach. W czasie medytacji zatrzymywali funkcje fizycznego ciała. Doglądani przez uczniów, mogli tak trwać dziesiątki lat, po czym wracali do normalnego życia. Wspomniany Zacharaj Lama medytował tak od 1894 do 1916 roku.
Itigełowa uważano za inkarnację pierwszego zwierzchnika buddyzmu w Rosji, Chambo Lamy Zijajewa (1702-1777), który umierając obiecał: „Wrócę do was równo za 75 lat”. Wtedy to urodził się Itigełow: został rozpoznany, gdy wskazał miejsce zakopania jego rytualnych przedmiotów. W 1911 roku Itigełowa wybrano XII Pandido Chambo Lamą – zwierzchnikiem buddyzmu w Rosji. Uczestniczył w ważnych uroczystościach państwowych, m.in. w świętach dynastii Romanowów. Otworzył pierwszą buddyjską świątynię w Petersburgu i Europie, finansował budowę kilku szpitali. Z jego inicjatywy podczas I wojny światowej ogólnoburiackie towarzystwo zbierało pieniądze na lekarstwa dla walczących na froncie, pomoc dla rannych i rodzin poległych. Do lazaretów Itigełow posyłał lamów-uzdrowicieli. Tę charytatywną działalność car Mikołaj II nagrodził orderem Św. Anny.
W 1927 roku z powodu choroby Itigełow zrezygnował z funkcji zwierzchnika buddystów i wrócił do Jangażynskiego dacanu. Tam mógł pisać i oddawać się duchowym praktykom: zdaniem współbraci osiągnął stan pustki, co wyzwoliło jego nadprzyrodzone zdolności. Już kilka lat wcześniej uprzedził lamów, że wkrótce nastąpią ciężkie czasy. Tym, którzy wrócili z Mongoli, mówił: „Niepotrzebnie tutaj wróciliście. Lepiej było zostać za granicą. Niedługo zaczną się aresztowania i tortury lamów. Dostaniecie się w ich ręce i nie zostawią was żywymi". A na pytanie, dlaczego sam nie wyjeżdża za granicę, odparł: „Mnie nie zdążą wziąć”.
W dniu 15 czerwca 1927 roku Itigełow obwieścił uczniom, że umrze i dodał: „Przychodźcie do mnie co 30 lat. Patrzcie na moje ciało. Po 75 latach wrócę do was”. Potem poprosił ich o odczytanie modlitwy dla zmarłych i zaczął medytować w pozycji lotosu. Po kilku dniach, przekonawszy się, że nie daje oznak życia, uczniowie umieścili go w cedrowej skrzyni i pochowali.
Wkrótce nadeszły bolszewickie aresztowania i torturowanie mnichów, grabienie klasztorów i miejsc kultu. W Aninskim dacanie wysadzono świątynię a w jego ruinach urządzono rzeźnię. Kiedy w 1944 roku Stalin pozwolił na odbudowę świątyń, jako pierwszy stanął Iwołgiński dacan – rezydencja nowego Chambo Lamy. Wierni przynosili ukryte księgi i relikwie.
W 1955 i 1973 roku XVII Pandido Chambo Lama Darmajew i XIX Pandido Chambo Lama Gombojew razem z lamami otworzyli sarkofag z ciałem Itigełowa, które przebrali, zasypali solą i ponownie zakopali. W 1998 roku w klasztornej bibliotece znaleziono list Itigełowa. Lama przewidział miałkość naszych czasów, pisząc: „Bądźcie czystymi wśród morza błota w niebezpiecznych, niewyraźnych czasach… Bogactwa szaleńczo zdobywane i gromadzone przekształcą się w szczególny jad i będą bezużytecznymi… Beznamiętnie nauczywszy się ziemskiego życia, zacznijcie od dnia dzisiejszego praktykę Dziesięciu Dobrych Działań – bezzwłocznie!!!”.
Po odnalezieniu listu, w medytacji Bimba Lamy z tamtejszego dacanu pojawił się Itigełow i poprosił, aby go wykopać. Trzyletnią dyskusję potwierdziły różne znaki, więc zwierzchnik buddyzmu wydał zgodę. Ekshumację przeprowadzono 10 września 2002 roku w obecności ekspertów z rosyjskiego Ministerstwa Ochrony Zdrowia. „Skóra jasnoszarego koloru, sucha, podatna przy naciśnięciu palcami. Miękkie tkanki o elastycznej konsystencji, ruchliwość stawów zachowana. Włosy na głowie, paznokcie zachowane.
Przy wyjmowaniu z sarkofagu ciało nie wymaga podpory. Jakichkolwiek śladów, które świadczyłyby o wcześniejszym otwarciu jam ciała w celu możliwej balsamizacji lub konserwacji nie stwierdzono” – głosi protokół. Jeden z ekspertów dodał, że w podobnym stanie ciało może się zachować najwyżej trzy dni…
Przewieziono je do Iwołginskiego dacanu, przebrano i umieszczono na piętrze świątyni: po miesiącach – mimo letnich, 40-stopniowych upałów – pozostawało nienaruszone. Po długich naciskach zwierzchnik buddystów Rosji pozwolił zbadać ciało Itigełowa naukowcom. Drugą ekspertyzę przeprowadzili prof. Wiktor Zwiagin z wydziału identyfikacji i prof. Galina Jerszowa – archeolog. Prof. Zwiagin stwierdził, że ciało Itigełowa wygląda tak, jakby skonał przed dwunastoma godzinami: skóra prężna, stawy zwinne, oczy całe, tylko krew zagęszczona. Prof. Jerszową zaskoczyła… ciepłota rąk lamy!
Potem wojskowi medycy zrobili rezonans klatki piersiowej: była elastyczna a serce całe. Badanie mózgu elektroencefalografem wykazało, że przejawia on „szczątkową aktywność” porównywalną z tą u ludzi w głębokiej śpiączce.
W Moskwie zbadano próbki włosów, skóry i paznokcia. Analiza porównawcza z próbkami żywych ludzi wykazała brak różnic i zachowanie białkowej struktury. Nie stwierdzono też obecności konserwantów i balsamowania. W próbkach tkanek Itigełowa odnaleziono żelazo, cynk i podwyższony poziom bromu, co zdziwiło badaczy. „Im więcej badamy, tym mniej wiemy” – stwierdzili zszokowani naukowcy.
Obecnie ciało Itigełowa spoczywa w szklanym, ale nie wentylowanym sarkofagu. Mimo to zainstalowany termometr pokazuje temperaturę o jeden, dwa stopnie wyższą, niż na zewnątrz, jakby lama ogrzewał powietrze swym oddechem. Czasem szkło jest zaparowane od wewnątrz… Stróż jego ciała, Bimba Lama, cztery razy w roku zmienia mu odzież. Zauważył, że jego stawy stały się bardziej elastyczne, a ciało wydziela przyjemny zapach.
Lamowie uważają Itigełowa za człowieka, który stał się Buddą: przewidział załamanie się wiary u ludzi, dlatego pozostawił swoje ciało, by ją przywrócić. Każdego roku do Iwołgińskiego dacanu przyjeżdżają tysiące wiernych. Podczas buddyjskich świąt Chambo Lama wystawiany jest na widok publiczny: od jego rąk odchodzi pięć jedwabnych, rytualnych wstęg, a dotykający ich ludzie otrzymują błogosławieństwo.
Moskiewski biznesmen po powrocie z tej uroczystości miał ciężki wypadek samochodowy: mówi, że ujrzał wtedy Itigiełowa. Auto było kompletnie zmiażdżone, a on miał tylko siniaki! Podobnie samolot przedsiębiorcy z Bodajbo, który też odwiedził dacan, z dziewięcioma osobami na pokładzie runął z wysokości 1.500 metrów: wszyscy przeżyli! Nawet fotografie lamy chronią: Czeczeńcy, którzy przykleili je do szyb swych samochodów twierdzą, że w ich pobliżu nigdy nie wybuchła bomba. Nic dziwnego, że sława Lamy przyciąga tu znane osobistości, w tym Michaiła Gorbaczowa.
Sami lamowie różnie tłumaczą ten fenomen. Zwierzchnik buddyjski w Rosji Chambo Lama XXIV Damba Juszeew podejrzewa, że urodził się on poza Ziemią. Natomiast Gonzur Lama – profesor instytutu buddyjskiego w Iwołgińskim Dacanie sądzi, że Itigełow w swoim ciele fizycznym zostawił ciało subtelne. Dzięki temu świadomość, która osiągnęła już oświecenie, powraca do ziemskiej powłoki.
Jednak od samego fenomenu „żyjącej mumii” ważniejszy jest przekaz, jaki Itigełow zostawił nam kilkadziesiąt lat temu: „Z pewnych stanów istnienia rodzi się życie tak bogate, wspaniałe i obfite, że „życiowy sukces” po prostu przestaje Cię interesować. Ironia losu jest w tym, że jak tylko udane życie i życiowy sukces przestają cię interesować – droga do nich otwiera się i same przychodzą do ciebie”.
Tekst: Margo11, FN
I jeszcze jedna podobna sytuacja z ostatnich tygodni, o której wiadomość trafiła na pokład okrętu Nautilus – znaleziono ludzkie zwłoki w 1000-letniej buddyjskiej figurze.Zmumifikowane ciało znaleziono po zeskanowaniu antycznej, chińskiej statuy. Naukowcy zdołali zidentyfikować zwłoki – to mnich żyjący w okolicach 1100 roku.
Badacze pod przewodnictwem kuratora muzeum etnograficznego w Rotterdamie, Erika Brujina, twierdzą, że ciało wewnątrz figury należało do mistrza Liuquana z Chińskiej Szkoły Medytacji. Mistrz żył w okolicach 1100 roku. Endoskopia wykazała, że w jamie brzusznej mnicha – w miejscu, w którym powinny znajdować się narządy – dziś są bliżej niezidentyfikowane materiały, a także kawałki papieru ze starymi chińskimi literami. Naukowcy pobrali ze zwłok fragmenty kości do badań DNA.
Niewykluczone, że Liuquan poddał się samomumifikacji – dawnej buddyjskiej praktyce religijnej mającej na celu zagłodzenie się w taki sposób, by zwłoki uległy mumifikacji w sposób naturalny. Łączyło się to z dietą opartą m.in. na trujących ziołach i toksycznych naparach, a także na nasionach i orzechach. Chodziło o to, by pozbyć się tkanki tłuszczowej. Mnich poddający się temu procesowi czekał na śmierć w pozycji lotosu.
Do Europy posąg został sprowadzony w zeszłym roku jako element międzynarodowej ekspozycji "Świat Mumii". Część skanów została wykonana jeszcze przed wystawieniem go w Drents Museum w Assen, pozostałe badania zrobiono we wrześniu.
Posąg Buddy opuścił Chiny po raz pierwszy. Jest to jedyna chińska mumia udostępniona zachodnim naukowcom. Skanu dokonano w holenderskiej klinice medycznej Meander.
Obecnie posąg można oglądać w Narodowym Muzeum Historii Naturalnej w Budapeszcie. W maju statua pojedzie do Luksemburga.
Tekst ze strony http://www.diamentowadroga.pl/dd43/tara_zenska_energia_oswiecenia
Tara żeńska energia oświecenia
EDUARDO HERRERA
_________
Żeńskość w buddyzmie reprezentuje prawdziwą naturę umysłu, jej otwartość wraz ze wszystkimi zawartymi w niej możliwościami, w terminologii mahajany nazywamy dharmakają. Z kolei męskość symbolizuje rupakaję – naturę umysłu wyrażającą się jako formę. Oba te stany są dwoma aspektami przebudzonego umysłu, którego nasiona obecne są we wszystkich istotach, i który znany jest jako niedualna natura rzeczy.
Według najwyższych nauk Buddy, badając jakiekolwiek zjawisko, znajdziemy w nim przestrzeń w znaczeniu otwartości i możliwości, która sama w sobie jest czymś żeńskim. Jednocześnie jednak odnajdziemy w nim promieniującą przejrzystość, która umożliwia tej przestrzeni wyrażać się w nieograniczony sposób. Owa przejrzystość jest męskością. W swojej zewnętrznej postaci kobieta jest płodną przestrzenią, która daje pole dla wyrazu przebudzonej aktywności. Nawet najbardziej podstawowe nauki Buddy, których celem jest osiągnięcie stanu arhata, czyli wyzwolenia, są zgodne co do tego, że także kobiety mogą ten stan osiągnąć. Przykładowo Mahapradżati Gautami, ciotka i macocha Buddy, została wyświęcona na pierwszą mniszkę (bhikszuni) w tradycji buddyjskiej i osiągnęła stan wyzwolenia. Znany tekst „Therigathas”, napisany przez mniszki tradycji therawady, również głosi, że rozwój aż do osiągnięcia stanu buddy jest możliwy także w ciele kobiety.
Choć w historii buddyzmu mężczyźni zawsze pełnili przewodnie role, należy podkreślić, że pełne oświecenie w ostateczny sposób nie jest ani męskie, ani żeńskie. Zresztą im wyższe są nauki buddyjskie, tym ważniejszą rolę pełni w nich kobieta. Samo imię Tara ma dwa znaczenia. Pierwsze to „Wyzwolicielka”, a drugie, mniej znane to „Gwiazda Przewodnia”. W języku tybetańskim Tarę nazywamy Dzietsunma Pagma Drolma. „Dzie“ można przetłumaczyć jako „godna pochwały” albo „wzniosła”, ponieważ jest najlepszym schronieniem w uwarunkowanym świecie, także po osiągnięciu wyzwolenia. Następna sylaba, „tsun“ oznacza „czcigodna” i wskazuje na to, że cała aktywność i wszystkie działania Tary są całkowicie pozbawione błędów. „Ma“ to cząstka, której obecność podkreśla, że Wyzwolicielka jest kobietą. „Pagma“ jest odpowiednikiem sanskryckiego „arya“ i oznacza „wyższa, szlachetna”, przy czym „ma“ wyraża, że jest ona matką wszystkich buddów. Rozumieć można to tak: najgłębszą naturą umysłu jest dharmadhatu, istota samej rzeczywistości, a wszyscy buddowie „powstają” z tego wglądu. Tybetańskie słowo „Drolma“ ma to samo znaczenie, co sanskryckie imię Tara, czyli „Wyzwolicielka” z uwarunkowanego świata. W tym sensie Tara działa na dwa sposoby. Na poziomie relatywnym spełnia ona najbardziej podstawowe potrzeby istot. Ta żeńska aktywność zawsze przychodzi z szybką pomocą w osobistych problemach takich, jak choroba, niepłodność, zagrożenie czy konflikt. Z tego powodu nazywamy ją także njurma, czyli „prędka”. Na najwyższym poziomie z kolei Tara jest jidamem, czyli aspektem buddy, na który medytujemy, co prowadzi nas do wyzwolenia i oświecenia.
Pochodzenie Wyzwolicielki można przedstawić na dwa sposoby. Po pierwsze tak, jak zostało to wyjaśnione w buddyjskich tekstach, po drugie z historycznego i kulturowego punktu widzenia. W tekstach źródłowych buddyzmu i według ustnego przekazu podaje się różne wersje historii o pochodzeniu Tary. Taranatha, w kronice „Złota mala” (tyb. Serdzi Trengła), jak również Bokar Tulku w swoich wyjaśnieniach na temat Tary, wspominają, że wiele eonów temu Wyzwolicielka była księżniczką o imieniu Księżyc Mądrości. Była uczennicą Buddy Dundubhisvary, którego imię oznacza „Światło z wielu światów” lub też „Wielokolorowe światło”. Gdy Tara złożyła ślubowanie bodhisattwy, pewien mnich poradził jej, aby przyjęła w przyszłych żywotach męskie ciało, aby w ten sposób osiągnąć oświecenie. A ona odpowiedziała mu na to, że przebudzony umysł nie ma płci i że ten jednostronny punkt widzenia wypływa z niewłaściwego zrozumienia zjawisk. Dodała jeszcze: „Wielu chciałoby osiągnąć oświecenie w ciele mężczyzny, ale nikt nie działa dla pożytku innych w ciele kobiety. Dlatego będę aż do końca uwarunkowanej egzystencji pracować dla dobra istot jako kobieta”. Dzięki swojej praktyce księżniczka Księżyc Mądrości osiągnęła właściwości „wyzwolicielki istot”, prowadząc miliony z nich do wyzwolenia. Z tej właśnie przyczyny nazywamy ją Tarą, czyli Wyzwolicielką. Także jej rdzenny nauczyciel, Budda Dundubhisvara, oznajmił: „Ponieważ przejawiasz takie właściwości, staniesz się znana jako Tara“. Za czasów Buddy o imieniu Rozległy, Wyzwolicielka była bodhisattwą. Spotkała wówczas Buddę Amogasiddhi i przyrzekła mu chronić wszystkie istoty przed niebezpieczeństwem i lękiem. Ponieważ złożyła takie przyrzeczenie, urzeczywistniła kolejną właściwość, która sprawiła, że stała się znana jako „niszczycielka przeszkód i demonów”. Pokonała w ten sposób miliony ograniczeń i demonów, otrzymując imiona takie, jak Strażniczka, Szybka Pani oraz Bohaterka.
Dziewięćdziesiąt pięć eonów później pewien praktykujący otrzymał przekaz mądrości wszystkich buddów dziesięciu kierunków i osiągnął stan buddy. Zamanifestował się wówczas jako Kochające Oczy, a Wyzwolicielka wyszła z jego ośrodka serca. Wiele kalp później Tara dawała grupie zaawansowanych medytujących nauki na temat „niezmiennego wysiłku”. W innej epoce o nazwie „Asangka” osiągnęła ona pełne oświecenie i została uznana za Matkę Wszystkich Buddów, w związku z czym często porównywana jest z Pradżniaparamitą (tyb. Jum Czienmo). Według innych wersji tego opowiadania, po tym, jak Kochające Oczy zobaczył, że niezliczone istoty ponownie odrodziły się w niższych światach, po jego twarzy spłynęły dwie łzy. W ten sposób z lewego oka powstała Zielona Tara (skt. Vasja Tara, tyb. Droldziang) a z prawego Biała Wyzwolicielka (skt. Sita Tara, tyb. Drolkar). Obie złożyły przyrzeczenie w obecności Kochających Oczu, że będą działać tak, aby wyzwolić wszystkie istoty. Inna z kolei wersja podawana jest w książce Mirandy Shaw. Według tej autorki Tara powstała z niebieskiego promienia, który wyemanował Budda Nieograniczonego Światła w chwili, gdy złożył obietnicę przynoszenia pożytku wszystkim istotom. Taranatha opisuje, że jego własny nauczyciel, Hindus Buddhaguptanatha, przekazał mu pewną historię o pochodzeniu Wyzwolicielki, wywodzącą się z ustnych przekazów. Według tego podania Tara zamanifestowała się w naszych czasach, kiedy to Budda Siakjamuni medytował pod drzewem bodhi i nieustannie nachodziła go sfora demonów. Wyzwolicielka pokonała negatywne moce za pomocą „ośmiorakiego grzmiącego śmiechu”. Zgodnie z tradycyjnymi naukami buddyzmu, Tantra Tary jest częścią wskazówek, jakich sam Budda Siakjamuni udzielił na prośbę Koniogłowego Buddy (skt. Hajagriwa, tyb. Tamdrin). Zostały one później ukryte przez Diament w Dłoni (skt. Wadżrapani, tyb. Czianno Dordże), znanego także w kontekście tajemnej mantrajany jako Pan Tajemnic. Nauki te pozostały w ukryciu aż do I wieku n.e., czyli czasów pierwszego Zjazdu Sangi. Według tybetańskich tekstów historycznych, wielu indyjskich władców wraz z poddanymi osiągnęło urzeczywistnienie właśnie dzięki tej tantrze. Badania archeologiczne i piśmiennictwo źródłowe podają, że na uniwersytecie Nalanda, założonym w V wieku n.e., napotkać można płaskorzeźby przedstawiające postać kobiety, bardzo przypominającą Wyzwolicielkę. Począwszy od VI w. n.e. forma Tary pojawia się już jednoznacznie na kamiennych reliefach, odnalezionych w jaskiniach Aurangabadu, Adżanty i Kanheri na terenie Dekanu w południowych Indiach. Z początku Tara przedstawiana była jako towarzyszka Kochających Oczu i księżniczki Bhirkuti, lecz później już samodzielnie. Według Philippe Cornu, praktyka Tary była bardzo rozpowszechniona w Indiach, na Jawie i w Kambodży. Jej popularyzacja wśród Tybetańczyków rozpoczęła się dopiero w XI w. za sprawą Dipankary Atiszy Śri Dżniany podczas drugiej fali przeniesienia buddyzmu w Himalaje.
Buddyjska literatura mówi o Wyzwolicielce nie tylko w ogólnych tekstach kanonicznych (kandziur), ale także w zbiorze komentarzy do nich (tendziur). W sutrach, na przykład „Sutrze Mahawajroczana”, Wyzwolicielka wymieniana jest jako wypromieniowanie Kochających Oczu. Wspomina się o niej także w tekście należącym do najwyższych tantr o nazwie „Arja Tara Kurukulle Kalpa”, jednak tylko we własnej tantrze pojawia się ona jako postać centralna. Tekst ten nosi nazwę „Tantra źródłowa dla wszystkich rytuałów Wyzwolicielki, Matki Wszystkich Buddów”. W tekście tym zawarte są wyjaśnienia do rytuałów związanych z Tarą, należących do wszystkich poziomów tantr. Nieprzewyższone tantry jogi (skt. Anuttarajogatantra, tyb. Lame dziu) dzielą się na tantry matczyne, ojcowskie i niedualne. Praktyka Wyzwolicielki należy do tantr matczynych, w których szczególnie podkreślana jest mądrość. W tantrze Czatupitha i w cyklu „Łagodnych i ochraniających buddów bardo”, ten żeński aspekt pojawia się w formie Tary Związków (Samajatara, Damtsig Drolma) jako partnerka buddy Amogasiddhi, któremu przyporządkowana jest północ. W ten sposób Tara znana jest także jako ta, która wyraża aktywność buddów. W swojej esencji jej aktywność jest pradżnią, niedualną mądrością, choć w swoim wyrazie jest upają, czyli zręcznymi środkami. Wyzwolicielka nieprzerwanie działa, by uwolnić wszystkie istoty z uwarunkowanego świata.
Ogólnie można powiedzieć, że Tara ma niezliczone emanacje. Tekst rdzenny mówi o tym, że może się ona manifestować nawet poprzez nieożywione substancje takie, jak woda, lekarstwo czy pożywienie. Jej formy w kolorze białym wyrażają aktywność uspokajającą. Biała Wyzwolicielka niesie ulgę w przypadku choroby i strzeże od przedwczesnej śmierci. Złoto-żółte postaci Tary są wyrazem pomnażającej i ciągle rozprzestrzeniającej się aktywności pomnażania dobrych wrażeń. Z kolei jej czerwone formy skupiają się na aktywności przyciągania i fascynowania. Wreszcie czarne Wyzwolicielki specjalizują się w ochranianiu. Mówi się, że Zielona Tara uosabia wszystkie te rodzaje oświeconego działania i otaczana jest szczególnym szacunkiem jako ta, która zwalcza lęki. Jak już wspominaliśmy, Tara uzyskała zdolność niszczenia demonów i przeszkód, będąc jeszcze bodhisattwą. W niektórych fragmentach Tendziuru Wyzwolicielka wysławiana jest przez Atiszę za umiejętność przeciwdziałania ośmiu głównym rodzajom lęków. Poza tym Nagardżuna, Surjagupta, Czandragomin i inni napisali teksty, których głównym tematem jest Tara i jej aktywność ochraniająca. I tak, uczony o nazwisku Sengupta miał wizję Wyzwolicielki, która przebywała w piekłach Ellora, chroniąc istoty przed wspomnianymi wyżej ośmioma rodzajami strachu. Nauki linii przekazu praktyk medytacyjnych głoszą, że owe lęki i przeszkody dotyczą nie tylko zewnętrznych sytuacji, ale także stanów emocjonalnych i psychicznych. W ten sposób, Wyzwolicielka ochrania przed:
- atakiem lwa (czyli dumą i arogancją)
- atakiem słonia (niewiedza i brak świadomości)
- ogniem (gniew)
- jadowitymi ukąszeniami węża (zazdrość i zawiść)
- atakiem rabusia fałszywych poglądów
- więzieniem chciwości i skąpstwa
- potopem pożądania i przywiązania
- demonem zwątpienia
Taranatha i inni wielcy mistrzowie twierdzą, że Tara działa także w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia. Ponadto David Templeman w swoim tłumaczeniu „Złotej mali” Taranathy mówi o 16 rodzajach lęków i niebezpieczeństw, przed którymi strzeże Wyzwolicielka:
- wrogowie,
- lwy,
- słonie,
- ogień,
- jadowite węże,
- złoczyńcy,
- więzienie,
- potop,
- ludożercy,
- trąd,
- wojska Indry,
- bieda,
- utrata rodziny,
- prześladowania ze strony władzy,
- strzały wadżry,
- bankructwo.
21 Wyzwolicielek
Śpiewane przywołanie i pochwała 21 Tar pojawia się w tantrycznym tekście rdzennym i tworzy rdzeń praktyk wszystkich szkół buddyzmu tybetańskiego. Uważa się przy tym, że rytuał ten jest wręcz samodzielną tantrą. Składa się on z 21 wersów, poprzez które wychwalamy rozmaite formy Wyzwolicielki, wyrażające różne aktywności. Są to działania mające na celu spełnienie życzeń, ochronę, ale także usunięcie przeszkód i złagodzenie szkodliwych wpływów. Lobpyn Tseczu Rinpocze mawiał często, że Zielona Tara – uosobienie 21 Wyzwolicielek – spełnia te wszystkie działania tak, by wszystkie istoty mogły bez ograniczeń praktykować nauki Buddy aż do oświecenia po tym, gdy tylko spełnione zostaną ich życzenia i usunięte będzie cierpienie. Istnieją trzy różne tradycje, według których wykonuje się przywołanie Wyzwolicielki. Każda jest częścią innego przekazu i z tego powodu różne są nie tylko imiona tych żeńskich buddów, ułożenie ciała i atrybuty, ale też często pojawiają się w nich po prostu całkiem inne aspekty Tary. Pierw≠sza tra≠dy≠cja pochodzi od Suryagupty i jest najstarszą według przekazów. Mamy tutaj do czynienia nie tylko z różnymi kolorami i pozami, jakie przybierają Wyzwolicielki, lecz także z różną ilością głów, ramion i ozdób. Dru≠ga tra≠dy≠cja została ugruntowana przez Atisię i Nagardżunę. Jest to najbardziej znany i zarazem najpopularniejszy przekaz. Tutaj 21 Wyzwolicielek przybiera identyczną pozycję i różnią się one jedynie kolorem, rodzajem otaczającego je światła oraz w niektórych przypadkach pełną mocy, ochronną formą wyrazu. Trze≠cia tra≠dy≠cja jest praktykowana w szkole Ningma, pochodzi ze starego przekazu tantr oraz z ukrytych nauk (tyb. terma), odnalezionych przez mistrzów takich, jak Dzigme Lingpa czy Czogjur Lingpa. Według tego przekazu wszystkie Wyzwolicielki mają jedną twarz i dwoje ramion. Niektóre z nich są łagodne, inne znowu pełne mocy. W niebieskim lotosie, który trzymają w lewej dłoni znajdują się różnorakie przedmioty: wazy, phurby, dordże, miecze, itd. W przywołaniu odnalezionym przez Czogjura Lingpę jest z kolei tylko jedna Tara, która dzierży w dłoniach rytualny sztylet (tyb. purba, skt. Kilaja).
Taranatha podaje, że wielki mahasiddha Tilopa, zanim osiągnął oświecenie, przebywał we wschodnich Indiach i przechodząc kiedyś obok posągu Buddy, nagle zobaczył światło i usłyszał muzykę, dochodzące spod podstawy rzeźby. Zaczął więc w tym miejscu kopać i odnalazł tekst tantry Tary. Nie znał jednak nikogo, kto udzieliłby mu inicjacji tak, by mógł zacząć praktykować. Jakiś czas później w Oddijanie Tilopa spotkał młodą kobietę o błękitno-zielonej karnacji, która posiadała wszystkie znaki dakini. Tilopa poprosił ją o przekaz mocy do odnalezionej przez siebie tantry, a wówczas ona zamanifestowała się jako Wyzwolicielka. W ten sposób otrzymał od niej inicjację i przekaz mocy. Następnie Tilopa nauczał tej tantry Naropę, a ten przekazał ja z kolei Dombipie, Szantigupcie, Dżnianamitrze, Atiszy i samemu Taranathcie.
Opis Wyzwolicielki i jej mantry
Zielona Tara jest uosobieniem aktywności wszystkich Tar. Lobpyn Tseczu Rinpocze radził, żeby medytować na nią zawsze z formą Buddy Nieograniczonego Światła nad jej głową, ze względu na bliski związek Wyzwolicielki z rodziną lotosu, choć można też wyobrażać ją sobie w towarzystwie buddy Amogasiddhi. Tara wygląda jak szesnastoletnia dziewczyna o szmaragdowozielonej skórze. Jest łagodna i uśmiechnięta, jej czarne włosy spięte są na czubku głowy. Jest poza tym przystrojona trzynastoma klejnotami stanu radości (sambogakaja) w postaci pięciu jedwabnych szali i ośmiu klejnotów. Symbolizują one oświecone właściwości i aktywności. Jej prawa dłoń wyciągnięta jest nad prawym kolanem w geście szczodrości – Wyzwolicielka przynosi istotom pożytek na poziomie uwarunkowanym i absolutnym. Lewa dłoń Tary ułożona jest w geście Trzech Klejnotów: palec serdeczny i kciuk są złączone, a trzy pozostałe palce wyciągnięte. Lobpyn Tseczu Rinpocze wyjaśniał, że jest to znak ochrony, który umożliwia Tarze osłanianie wszystkich istot przed każdą postacią lęku i niebezpieczeństwa. W dłoni trzyma także szczególny rodzaj kwiatu lotosu, nazywany utpalą. Mówi się o nim, że zakwita on tylko wtedy, gdy ktoś osiąga oświecenie. Jest to nawiązanie do nauk, które mówią o tym, iż praktykowanie na Wyzwolicielkę w zupełności wystarcza, by osiągnąć najwyższe urzeczywistnienie. Mantra Zielonej Tary składa się z dziesięciu sylab: OM TARE TUTTARE TURE SO HA. Według Lamy Thubtena Jeszie, sylaba OM symbolizuje w tym przypadku przebudzone ciało, mowę i umysł, TARE TUTTARE oznacza esencję Czterech Podstawowych Prawd, przy czym TARE wskazuje na wyzwolenie z uwarunkowanego świata, a TUTTARE unicestwia osiem rodzajów lęku; TURE jest związane z uwolnieniem od fizycznych i psychicznych chorób, a SO HA kończy mantrę i podobnie jak HUNG w innych mantrach, odnosi się do urzeczywistnienia ścieżki. Sylaba nasienna Wyzwolicielki, TAM, jest zazwyczaj rozumiana jako wyraz ponadczasowej natury obecnej we wszystkich istotach. Im wyższa jest nauka Buddy, tym głębsze jest w niej znaczenie Tary. Na poziomie mahajany nazywamy ją Pradżniaparamitą, Matka Wszystkich Buddów. W najwyższych tantrach nazywamy ją Czerwoną Mądrością, Kurukulle i Ekadżati. Wyzwolicielkę określa się także jako wyraz najgłębszego zrozumienia Wielkiej Pieczęci i Wielkiej Doskonałości. Khenczien Palden Szierab Rinpocze tak na przykład wyjaśnia tajemne i ostateczne znaczenie Tary Tsugtor Namdzialmy, czyli Zwycięskiej Wyzwolicielki: na poziomie tajemnym jest ona czterema rodzajami błogości fazy spełniającej (tyb. dzogrim), zaś na ostatecznym poziomie stanem prawdy (dharmakaja), „tronem mahamudry” lub też samopowstałą rigpą w Atijodze.
Kto cię chwali, chwali wszystkich buddów. Matko, rodzicielko wszystkich buddów trzech czasów, twoje ciało jest ciałem wszystkich buddów i bodhisattwów. Wspaniała Wyzwolicielko, posiadasz cały ogrom właściwości. Chwalę cię – tę, która przejawia się w formie kobiety. Chwalę cię, Kurukulle. Chwalę cię, Pandaravasini. OM TARE TUTTARE TURE SO HA.
Pochwała Wyzwolicielki pod tytułem „Król hymnów, spełniający wszystkie życzenia”, której autorstwo przypisane jest Matrczecie.
Taro, masz piękne spojrzenie i bije od ciebie światło. Wyrażasz promienność światła gwiazdy. Jesteś przepełniona współczuciem dla wszystkich istot. Ty jesteś Wyzwolicielką. Spójrz na nas i zobacz wszystkie istoty jako twe własne dzieci. Twoje ciało jest szmaragdowo zielone. Promieniujesz światłem, jesteś niezwyciężona. Gdy tylko pomyślę twoje imię, pojawiasz się, by wyzwolić mnie od lęku. Matko, Wyzwolicielko i Strażniczko, usuwasz każdą przeszkodę.
Ze 108 pochwał Tary