Mongolia Gobi

now browsing by tag

 
 

Z pewnością podążam swoją drogą żurawie na Gobi

Z pewnością podążam swoją drogą, żurawie na Gobi 17-18 październik 2015

 

 

Rozkoszowaliśmy się ciszą, miękkim światłem zachodu słońca ścielącym się po piaszczystych diunach, gdy nagle na niebie rozległ się krzyk.

– Żurawie??? – powiedział z wielkim zaskoczeniem Bartek.

Popatrzyliśmy do góry, gdzie potężne klucze majestatycznie przemierzały nieboskłon.

Wielka podróż z jednego domu, do drugiego…

Ptaki zaczęły szybować i kołować nad nami, widać było, że w najbliższej okolicy zamierzają spędzić noc (może nad jeziorkiem które po drodze mijaliśmy – 20 km od nas). Patrzyliśmy w podniebny spektakl jak urzeczeni, nie mogąc wypowiedzieć słowa. Wysłańcy nieba przyszli się z nami przywitać i to w tej niesamowitej scenerii.

Mieszkańcy ziemi informowali nas, że znają niebne krainy i, że można tam latać….

Ciężkość ciała nie przeszkadza w wzbijaniu się w przestrzeń, więc co ……

 

Uwalniam się od przekonania, że nie potrafię latać

 

Latanie jest proste

 

Przecież ptaki pokazują nam, że materia cięższa od powietrza może latać, łamią schemat naszego przez wieki postrzegania, choć przecież ptaki latały i wtedy, kiedy ludzie myśleli inaczej.

 

 

 

A żurawie leciały i gadały między sobą ustalając miejsce lądowania. W tej ciszy taka niesamowita wrzawa i poruszenie.

Pokrążyły chwilę nad nami, komunikując, że będą spały niedaleko, lekko zawróciły i poleciały już nisko na swój nocleg.

Już porą nocną również słyszeliśmy przelatujące żurawie nad landrynką, tak jakby leciały metr nad nią.

Śpiewały swoją pieśń…

 

Na duże odległości latamy,

światło życia obudzić umiemy;

wspaniałość tego świata Ci przynosimy,

piękno i co tylko chcesz Ci pokażemy,

Mrugniemy do Ciebie,

a opanowanie i spokój znajdziesz w sobie.

Posłańcami nieśmiertelności jesteśmy,

wieczność pokonujemy,

Wschód z Zachodem łączymy,

świat w naszym istnieniu jednoczymy,

w ten sposób do domu Cię prowadzimy,

potrafimy stać w wodzie cicho

i patrzeć w wewnętrzne jej lustro.

Z tego siła do wszystkiego wyrasta,

potrafimy z chmurami podróże odbywać

w nieskończone nieba przestrzenie. „

 

Wiersz z książki Siła zwierząt J. Ruland

 

Gobi kolejny raz zagadała do nas, tym razem głosem tych niesamowitych posłańców.

 

 

Dalszy opis żurawia również z książki siła zwierząt.

Gdy żuraw przybędzie do Twojego życia przyniesie Ci siłę szczęśliwego zakończenia i nowego początku. Obdarzy koncentracją, spokojem, zdolnością przetrwania, pokojem wynikającym ze zjednoczenia sił.

Żuraw wzywa Cię do łączenia rzeczy zamiast ich rozdzielania, rozdrabniania i oceniania.

Połączenie jest źródłem energii życiowej i pokoju wszystkich.

Żuraw uczy Cię odnajdywania własnego rytmu, dostosowywania się i podążania

własną drogą.

Przynosi siłę odprężonego, medytacyjnego, spokojnego, skoncentrowanego umysłu we wszystkich sytuacjach.

 

Mój umysł jest spokojny odprężony, skoncentrowany bez względu na okoliczności zewnętrzne

 

Ranek powitał nas znowu wszechogarniającą ciszą, gdzie dźwięk mózgu był dobrze wyczuwalny.

– Kiedy odlecieli nasi przyjaciele? – zaczęliśmy się zastanawiać.

Jednak dopiero od godziny 11-12 zaczął się gwar porannego odlotu.

Z różnych stron nadlatywały małe grupki i praktycznie nad nami tworzyły wielki klucz, aby potem pokręcić się trochę ustalając nawigację i polecieć w kierunku południowym czyli Chin.

 

 

 

 

Niesamowite przeżycie, kiedy można uczestniczyć w tak maleńkiej części życia tych pięknych zwierząt.

Gdy nasi nocni przyjaciele w ilości kilkuset sztuk znikli z naszych oczu, pojawił się kolejny krzyk, kolejny podobnie liczny klucz leciał w swojej corocznej jesiennej podróży z północnego-zachodu na południowy wschód.

Najpierw leciały w pięknym kluczu mając wschodnią nawigację, jednak niedaleko nas klucz zaczął się przeobrażać, wręcz miało się wrażenie, że powstał chaos.

 

 

 

 

Jednak było to tylko chwilowe, następowała zmiana kierunku ze wschodniego na południowy i po chwili znów leciały w pięknym kluczu podobnie jak poprzedni klucz na południe w kierunku Chin.

Może to znak dla nas, aby na ten czas zmienić nawigację ze wschodniej na południową???

 

A żuraw łączy wschód z zachodem i uczy stosowania wschodnich technik w zachodnim świecie.

Swymi corocznymi podróżami przynosi wiedzę Górnego Świata , wewnętrzne prowadzenie i nieomylny instynkt w kwestii właściwej drogi.

 

Uwalniam się od wątpliwości w kwestii mojej drogi

 

Z pewnością podążam moją drogą.

 

Dziękujemy Wam cudowni przyjaciele, za Wasze wieści z Górnego Świata, podróżujcie bezpiecznie między Wschodem i Zachodem, pokazując nam i innym, ze można dostosować miejsca życia do tego co mi pasuje.

 

Uwalniam się od przymusu życia w jednym miejscu i posiadania TYLKO jednego domu

 

Żyję tam gdzie mi pasuje na dany moment z radością przemieszczając się z miejsca na miejsce

 

A dla informacji nie wiem czy dokładnie to te żurawie, ale część z nich lato spędza w Polsce. Ciekawe jest natomiast to że byliśmy w tym miejscu sześć dni, w dwa pierwsze była cisza na niebie, dwa kolejne były pod znakiem przelotów ptaków z nocnymi postojami, w kolejne dwa mimo usilnych obserwacji nie dostrzegliśmy już ruchu na niebie.

 

Wszechświat wysłał nas po to doświadczenie na pustynię, wiedział co robi, dał nam radość i szczęście – raz jeszcze dziękujemy za opiekę i przewodnictwo.

 

 

Pozwalam sobie być kochana – w ciszy Gobi

Gobi cisza. Pozwalam sobie być kochana -16- 20 październik 2015

 

 

Diuny, morze piasku zapraszało nas dalej i dalej na zachód, aż do ich końca. Najpierw pozwoliły się przespać na czarnej pustyni u stóp pięknej złotej diuny, a potem zaprosiły w zagłębienie terenu do lasu.

Las na pustyni???

Gobi porastają laski saksaulne (Haloxylon ammodendron) wyglądające jak oazy na tej pięknej pustyni. I nas również zaprosił jeden z nich. Dając również bogactwo drewna do kominka.

Miejscowi również zbierają wyschnięte kawałki drzew, jednak zazwyczaj koło ich domów. Mamy jednak wrażenie, że wolą kupy zwierząt, ich piecyki mają odpowiednią konstrukcję do ich palenia .

 

 

 

I tak spędziliśmy parę pięknych dni sycąc się ciszą miejsca. Raz w oddalili słyszeliśmy samochód, a innym razem przyleciały do nas żurawie, ale o tym w innym poście.

Bartek modyfikował namiot tylni, aby był użyteczny również jesienią, a ja poddawałam się medytacji, kontemplacji miejsca. Wtapiająć w przestrzeń, gdzie wszystko zostało mocno rozdrobnione, gdzie nie ma twardej sztywnej materii.

 

Rozluźniam moje ciało

 

Pozwalam moim komórkom odzyskać samodzielność i z radością być częścią całości jaką jest moje ciało.

 

Gdy zamykałam oczy słyszałam moje ciało, nawet najcichszy oddech, gdy je otwierałam – otwierało się przede mną bogactwo przestrzeni kolorów i niczym nie skrępowanej materii, która dziś jest taka jutro inna.

Czasem zmieni ją wiatr, czasem samochody tworząc koleiny i drogi, czasem zwierzęta.

Takie boskie dzieło, w którym człowiek może żyć napełniając się nim jak dziełem stworzenia. W sumie nie jak, tylko dosłownie to dzieło stworzenia, którego poszczególne cząsteczki służą do budowy materii. Pierwsze były cząsteczki, a nie materia. To z tych pojedynczych ziarenek piasku powstał ludzki świat materii.

 

Pozwalam sobie kształtować mój materialny świat zgodnie z boską wolą.

 

I w tym boskim zakątku wychodziły kolejne programy, demony opuszczały przestrzeń

 

 

 

 

W pewnym momencie zaczęła prześladować mnie myśl o mojej babce – nie babce – jak mówię – mamie – macosze mojej mamy. Zaczęły przychodzić obrazy całego jej patologicznego zachowania. Od tego, że nie pozwalała mi zerwać malinek w jej ogrodzie, bo uprawiała je dla drugiej wnuczki, a nie dla mnie, poprzez to, że moją kuzynkę (rówieśniczkę) odbierała z przedszkola o 12 godzinie, i szła z nią do mojego domu, a mnie mimo że nie znosiłam przedszkola zostawiała do 15. Czułam jej odrzucanie mnie i mojej mamy na każdym kroku .

Nie rozumiałam jej zachowania i jako dziecko zastanawiałam się dlaczego w ogóle z takimi osobami trzeba utrzymywać kontakt.

Szanuj ojca i matkę swoją, ale czy oni nie mają mieć szacunku do dzieci????

 

 

 

 

I tak wyrosłam w poczuciu odrzucenia – jako normy, miłość była czymś abstrakcyjnym i odległym. Albo inaczej Ci co kochali byli jacyś nienormalni.

I tak zachowywałam się w moim życiu, odrzucałam innych tak samo jak mnie odrzucano.

 

I nagle eureka

 

Pozwalam by inni mnie kochali

 

Tak, tak świadomie z umysłu to wiedziałam, chciałam tęskniłam, jednak przestrzeń była na to zamknięta, albo czasami lekko otwarta tylko.

Teraz poczułam cała sobą, że

 

Pozwalam innym mnie kochać

 

Uwalniam się od przymusu otaczania ludźmi, którzy mnie odrzucają, nie szanują

 

Otaczam się ludźmi, którzy mnie kochają i szanują

 

Przymus otaczania odrzucającymi bliskimi przełożył się na całe moje życie i mimo dużej pracy duchowej ciężko mi było dogrzebać się przyczyny tego programu. Bo nie był to lęk przed miłością, jak pisze wielu książkach.

A po prostu przymus odrzucenia

 

 

 

 

Teraz gdy poczułam, że mogę być kochana i mogę otaczać się takimi ludźmi, poczułam większy luz do tych co odrzucali mnie.

Ich prawo, ich wolna wola, a moje zrezygnować z ich towarzystwa.

 

Kocham siebie i pozwalam się kochać innym.

 

Potem dogrzebałam się do kolejnego przymusu kochania innych, a jak wiadomo każdy przymus rodzi opór, tym bardziej, że ja miałam przymus kochania, a inni czuli przymus odrzucania mnie. Praktycznie nie dopuszczałam do siebie miłości, próbując chyba bardzo koślawo dawać ją innym.

 

Uwalniam się od przymusu kochania innych

 

Szanuję tych, którzy mnie kochają

 

 

 

Pozwolenie sobie na kochanie przez innych, to pozwolenie sobie na branie czegoś od innych, szczególnie tego co nam się podoba czy nam potrzeba.

 

Uwalniam się od przymusu samowystarczalności w moim życiu

 

Uwalniam się od programu, że gdy coś chcę od innych muszę im to wyrywać

 

 

Pozwalam aby inni dawali i z radością, a ja pozwalam sobie brać.

 

Jestem wdzięczna za każdy najdrobniejszy dar

 

 

I tak miejsce otworzyło mnie na miłość na branie, pokazało przymusy w których żyłam, którym gdzieś się otaczałam.

 

Gobi, która od pierwszego spotkania emanuje niesamowitą miłością, troską, gościną – pozwoliła doświadczyć mi transformacji. Pokazując, że stwarzając innym taką przestrzeń jaką stworzyła mi Gobi – pomogę im otworzyć się na siebie.

 

Z wielką wdzięcznością pomachaliśmy temu miejscu na odchodne i z wolna pojechaliśmy w kierunku Servey (ok. 60 km), gdyż po kilku dniach kończyła nam się woda pitna, a wodę techniczną gotujemy tylko w ostateczności.

Pożegnać nas przyszły sępy, które stanowczo zakomunikowały, stare cierpienie odeszło, czas na nowe życie w miłości – w przestrzeni serca

 

Żyję w pzrestrzeni serca

 

Niesamowity czas w pustynnym lasku, dziękuję wszystkim duchom miejsca, za możliwość jego doświadczania 

 

 

Spektakl nocy na Gobi

Noc przy diunach na pustyni Gobi.

 

 

Są takie chwile w czasie naszych podróży które głęboko zapadają w pamięci. Przykładem może być dzisiejszy świt . Gdy jeszcze noc gościła na pustyni, i tylko w sposób symboliczny światło dnia wdzierało się odsłaniając kontury otaczających gór i wysokich diun, jakaś niewidzialna siła skłoniła mnie do wyjścia z auta (obudził nas pisk ptaka lub gryzonia, a może był czas na siusiu…..).

Po przepięknym słonecznym i ciepłym dniu, oraz wyjątkowo ciemnej nocy – teraz był czas na nową odsłonę tego pustynnego miejsca.

Pierwsze zaskoczenie po wyjściu z wnętrza samochodu to miłe ciepło które otulało i zapraszało do kontemplacji tej chwili. Zaskakujące ciepło, ponieważ mimo ciepłych dni z temp. ok. 20 kilku stopni, noce w ostatnim czasie oscylowały w okolicy zera stopni (nawet z przymrozkami). To zasługa zapewne wieczornego nasuwającego się wieczorem frontu z chmurami. Teraz do zaspanego ciała i umysłu docierało więcej informacji. Do uczucia ciepła dołączył zupełny brak ruchu powietrza i towarzysząca mu cisza. Cisza tak głęboka że po wsłuchaniu się w nią był wyczuwalny tylko wewnętrzny szum moich własnych fal mózgowych. Brak dźwiękowych bodźców zewnętrznych……, słaba widoczność – blady świt……, ani chłodu ani wyczuwalny gorąc…. To chwila w której nie ma się na czym na zewnątrz zaczepić umysł. To chwila dla każdego z nas kto tego doświadcza. To chwila która nas wypełnia i towarzyszy przez resztę życia……, to chwila świadomego powrotu na łono natury – jako miejsca gdzie zachowała się niezmieniona przez człowieka wibracja Stwórcy i Stworzenia………….

Jakie było zaskoczenie kiedy wysoko w powietrzu nad diunami pojawił się krzyk sowy, przemieszczający się wraz z lecącym ptakiem.

Teatr się zamknął gdy po kolejnych kilku minutach przyleciał chłodny zefirek……

W stronę pustyni Gobi czy już na Gobi

W stronę Gobi, czy już na Gobi 9-15 październik 2015

 

 

Im dalej oddalaliśmy się od Ułan Bator tym bardziej czuliśmy radość w sercach i otaczającą lekkość. Majestatyczne ośnieżone szczyty ustępowały miejsca stepom bez końca, by w końcu przejść w półpustynię, czy czasami pustynię.

Jechaliśmy spokojnie nigdzie się nie spiesząc ciesząc każdym kolejnym kilometrem i zatrzymując na kontemplację przestrzeni. Droga długości ok. 600 km asfaltem do Dalanzadgad zajęła nam 2 dni.

Rozpływaliśmy się przestrzeni, poszerzaliśmy swoje granice.

 

Moje ciało poszerza swoje granice

 

Rozkoszowaliśmy kolorami jesieni.

 

 

 

 

Byliśmy na swojej drodze, gdzie wszystko było takie jak powinno być. Do tego niesamowita aura.

W dzień ok. 20 stopni, a w nocy około 0. Pełne słońce w dzień, a w nocy niebo usiane nieskończoną ilością gwiazd, droga mleczna jak potężna zorza otulała ziemię z jednej strony na drugą.

 

 

 

Taka idealna pogoda dla nas do podróżowania.

W miasteczku Dalanzadgad postój i nocleg na jednym z naszych „ulubionych” miejsc, gdzie zawsze jesteśmy przyjmowani z otwartym sercem.

A miasteczko (20000 mieszkańców ) latem było pełne ludzi – teraz bardziej spokojne, turystów bardzo niewielu, jak również osób do ich obsługi.

Nawet woda z 5 litrowych butelkach potaniała o ponad połowę, latem najtańsza była za 2500 (5 zł.), a teraz gdy kupowało się 4 szt kosztowała 1200 (2,4 zł)

Atmosfera normalnego życia „dużego” mongolskiego miasta. Najbliższe większe to Ułan Bator tylko 600 km, najbliższe mniejsze z 5 sklepami 70 km.

Przestrzenie, które pokochałam, i gdy wjeżdżam w rejony większego zagęszczania wydaje mi się jakoś ciasno.

 

Pozwalam sobie na przestrzeń w sobie, w moim ciele, umyśle, duszy i życiu.

 

 

 

Gdy wyjeżdżaliśmy z Ułan Bator, wiedzieliśmy, że mamy jechać do Dalanzadgad, a teraz przyszła informacja, że mamy jechać w kierunku diun Parku Narodowego Gobi Gurwansajchan

Podążyliśmy znaną nam drogą w kierunku Balandalay (50 km jeszcze asfaltu) , a potem już kamienistą drogą (widzieliśmy na niej mongolskie osobówki) w kierunku diun. I znów bez pośpiechu, sycąc się każdym jej kilometrem, ciesząc wielbłądami które sypiały w naszym sąsiedztwie. Podziwiając piękno jesiennych barw, przyglądając jurtom skupionym w sąsiedztwie jeziorka.

 

 

 

 

Czasami pod jurtą koń, czasami motocykl, czasami fajna terenówka, a czasami to wszystko naraz. Dobra materialne docierają tutaj szeroką falą, a gdy nie musi pasterz wydawać dużych pieniędzy na zakup mieszkania i jego utrzymanie (jurta niezbyt duża, do tego bateria słoneczna, zimą do ogrzania też niewielka powierzchnia i opał za darmo – grzeją odchodami) można mimo pozornie niewielkich środków cieszyć się dobrym samochodem, czy ubraniem (fajne rzeczy docierają tutaj z Chin). Oczywiście takich osób mających stada po 200 -300 kóz i owiec, lub 50 koni jest tu pełno. Potencjalnie są bogatsi od przeciętnego Kowalskiego. Proszę sobie policzyć 50 klaczy rodzą co roku źrebięta, jedzą tylko trawkę, nawet w zimie wygrzebują ją spod śniegu bo jest go 20 cm max – koszty symboliczne , a jeszcze mleka udoją, nabiał i ajrak sprzedadzą. A konik wart 2 tyś zł. Czynszu brak, energia ze słońca, opał za darmo – tyle co trzeba czasem zgonić stado pod jurtę na noc i potem pozbierać…. Proste życie bez wygód, bo do wychodka 30 metrów i po wodę trza do studni lub rzeki, łazienka improwizowana. Ale za to niskie koszty życia i nie dziwi satelita z plazmą, japońska bryka lub ciężarówka pod jurtą.

My sami w Ułan Bator kupiliśmy sobie lampkę na baterie słoneczne zmieniającą kolory firmy www.mpowerd.com zrobiła nam bardzo dużo radości. Jedyny jej mankament jest taki, że zgodnie z opakowaniem miała świecić po całym dniu ladowania się na słońcu minimum 4 godziny, a świeci góra 2. Jednak i tak robi nam każdego wieczoru niesamowity kolorowy spektakl.

A wracając do pustyni idealna pogoda, koloryt jesieni i ….. praktycznie zero wiatru.

Cisza, która przez jakiś czas jest ciszą, a potem dają się słyszeć dźwięki, które wcześniej nie miały szans być usłyszane i znów robi się głośno.

Taki czas spotkania człowieka i przyrody, przyrody przez którą przemawia Bóg.

I tak z niesamowitej wdzięczności dojechaliśmy pod diuny….

 

 

 

W gościnie u Gobi

Przez pustynię 8 sierpnia 2015

 

 

 

 

 

Czas na pustyni to czas najbliżej siebie. Wysoka temperatura, niska wilgotność, brak wody, pył i wiatr (jest wybawieniem od upałów) – to wszystko powoduje, że można bardziej zagłębić się w sobie. Odpuścić to co nie istotne i pójść całkowicie swoją drogą.

 

 

 

 

 

Dlatego wcale nie „płakaliśmy” gdy śpiewające piaski nie zaprosiły nas na dłużej, tylko słuchając naszych przewodników – cudownych wielbłądów i anioła Uaza – przeprawiliśmy się na drugą stronę wydm w kierunku miasteczka Sevrey.

 

 

 

 

 

 

 

Tak, wielbłądy znów przyszły powiedzieć nam, że jesteśmy wytrzymali, jednak mamy wybierać najprostsze drogi i to co chcemy osiągajmy małym kosztem energii.

Cudowni nauczyciele pasący się na diunach (wydmach) z cudownymi minkami.

 

 

 

 

 

 

 

Kolejna dolina – dalej na południe, bardziej zagłębiona w Gobi, czy na pewno jesteśmy normalni? – patrzyliśmy na siebie troszkę zdezorientowani, jednak jakaś znana nieznana siła pchała nas w tę stronę, chcąc pokazać kolejne odsłony pustyni, a przy okazji nas samych.

Byliśmy niecałe 100 km od granicy z Chinami (szkoda, że nie można tam pojechać tak po prostu samochodem – są możliwości, ale bardzo kosztowne i skomplikowane, do tego jeździ się z przewodnikiem). Dla mnie można powiedzieć: jest Mongolia i jest Gobi. To jakby przestrzeń zatopiona w innej rzeczywistości.

Takiej pustki, a może przestrzeni pomiędzy światami???

 

 

 

 

Samo Servey nie przyjęło nas gościnnie, była godzina 13-ta więc większość sklepów była zamknięta (nawet oni odpoczywają w upał), z internetu (GPRS) – zero możliwości korzystania, a nam jakimś anty cudem mapy Soviet Military (bo na TOM, TOM nie ma już co liczyć ) nie chciały się dobrze otwierać – liczyliśmy, że tutaj je uzupełnimy.

 

 

Wszechświat miał dla nas jednak inne plany.

Potem ruszyliśmy na zachód teraz już przez pustynię, czasem czarną, czasem pojawiały się wydmy.

Wszystko znów zaczęło tańczyć, śpiewać, duchy oznajmiały – jesteście tutaj mile, mile widziani po latach. Stapialiśmy się z przestrzenią, doznając bycia tu i teraz.

 

 

 

 

 

Gdzieniegdzie jakaś jurta ze stadami głównie wielbłądów i kaszmirów – kolejne zdjęcia, którymi nie możemy się nacieszyć.

Nacieszyć również spotkaniem z tymi niesamowitymi zwierzętami, które są w stanie znosić tak różne warunki klimatyczne.

 

Pozwalam sobie aklimatyzować w skrajnych warunkach z szybkością i łatwością

 

Aklimatyzacja tutaj na pustyni już jest nie porównywalna w stosunku do Maroka sprzed dwóch lat………….., fakt pomaga nam świadome nie jedzenie. Pijemy tylko wodę z jakimiś dodatkami i tyle.

Tutaj gdzieś pomiędzy wymiarami mam pewność odżywiania się energią praniczną. Cała przestrzeń pokazuje swoim istnieniem, że to możliwe.

 

 

 

 

 

 

 

W radości istnienia dojechaliśmy do jeziorka, gdzie zapewne kiedyś zaczynała się granica z Chinami i ……

 

 

 

 

 

 

już bez nawigacji wybraliśmy najbardziej uczęszczaną drogę na północ przez przełęcz (drogi które istniały na naszych mapach w nawigacjach w rzeczywistości nie istniały, a tych co istniały nie było na mapach!) . Zbliżał się wieczór temperatura spadała, powiewał czasem chłodny wiaterek, droga tak komfortowa, że można było jechać i z szybkością 50 km na godzinę.

 

 

 

 

 

 

Wszystko super, tylko dokąd prowadzi droga? rodziło się pytanie (nawigator pokazywał naszą pozycję i trasę którą przebyliśmy, jednak zdani byliśmy na łaskę drogi bo po bokach pola kamieni i brak odbić) . Pojawiał się lęk przed majestatem pustyni.

 

 

 

 

Nagle droga zaczęła iść ostro na przełęcz, a my spotkaliśmy samochód z dwoma paniami, które gdy na mapie pokazywaliśmy gdzie chcemy jechać – namawiały nas na powrót do Sevrey (80 km na wschód). My jednak chcieliśmy na Bogd (150 km na północ – należy sobie uzmysłowić jakie są tu dystanse do pokonania – jaka to przestrzeń).

 

 

 

 

 

W końcu pokazały żebyśmy jechali za nimi. I tak jakimiś tajemnymi drogami dojechaliśmy do paru jurt znajdujących się praktycznie na przełęczy.

Siostra naszej przewodniczki namalowała nam drogę do Bogd, choć Panie zgodnie namawiały nas na powrót do Sevrey.

Zauważyliśmy w całej Mongolii jedno, że większość pasterzy zna dobrze dojazd tylko do jednego miasteczka – gdzie jeździ na targ, reszta jest dla nich abstrakcją, a tutaj tym magicznym miasteczkiem było Sevrey.

Byliśmy cali pogubieni. Mogliśmy wracać praktycznie po swoich śladach lub…………..

Co wszechświat chce nam pokazać ……???

Troszkę zmęczeni wieczornym doświadczeniem stanęliśmy zaraz za przełęczą i poddaliśmy się medytacji, każdy na swój sposób.

Ja zaczęłam zastanawiać się – dlaczego zgubiłam prowadzenie?

A Bartek – dlaczego zgubił drogę?

Ja zaczęłam medytować i prosić wszystkie istoty o pomoc, podpowiedź – jak odzyskać prowadzenie?, a Bartek zagłębiał się w nie do końca otwierających się mapach Soviet Military Maps.

Każdy z nas dawał wyraz temu w co najbardziej wierzy.

Ja Bogu, istotom światła, Bartek umysłowi.

Dookoła nas rozgrywał się spektakl nocy, przestrzeń otulała nas do snu.

W wypalone przez słońce wolne przestrzenie chciał wedrzeć się lęk, niepewność, ego …

 

 

 

 

 

 

 

 

Wolne przestrzenie w moim ciele wypełniam z odwagą miłością, światłem

 

A zdjęcia na pewno oddają więcej niż słowa na ten moment, spotkania gościnnej pustyni i człowieka