nawigacja pustynia

now browsing by tag

 
 

W gościnie u Gobi

Przez pustynię 8 sierpnia 2015

 

 

 

 

 

Czas na pustyni to czas najbliżej siebie. Wysoka temperatura, niska wilgotność, brak wody, pył i wiatr (jest wybawieniem od upałów) – to wszystko powoduje, że można bardziej zagłębić się w sobie. Odpuścić to co nie istotne i pójść całkowicie swoją drogą.

 

 

 

 

 

Dlatego wcale nie „płakaliśmy” gdy śpiewające piaski nie zaprosiły nas na dłużej, tylko słuchając naszych przewodników – cudownych wielbłądów i anioła Uaza – przeprawiliśmy się na drugą stronę wydm w kierunku miasteczka Sevrey.

 

 

 

 

 

 

 

Tak, wielbłądy znów przyszły powiedzieć nam, że jesteśmy wytrzymali, jednak mamy wybierać najprostsze drogi i to co chcemy osiągajmy małym kosztem energii.

Cudowni nauczyciele pasący się na diunach (wydmach) z cudownymi minkami.

 

 

 

 

 

 

 

Kolejna dolina – dalej na południe, bardziej zagłębiona w Gobi, czy na pewno jesteśmy normalni? – patrzyliśmy na siebie troszkę zdezorientowani, jednak jakaś znana nieznana siła pchała nas w tę stronę, chcąc pokazać kolejne odsłony pustyni, a przy okazji nas samych.

Byliśmy niecałe 100 km od granicy z Chinami (szkoda, że nie można tam pojechać tak po prostu samochodem – są możliwości, ale bardzo kosztowne i skomplikowane, do tego jeździ się z przewodnikiem). Dla mnie można powiedzieć: jest Mongolia i jest Gobi. To jakby przestrzeń zatopiona w innej rzeczywistości.

Takiej pustki, a może przestrzeni pomiędzy światami???

 

 

 

 

Samo Servey nie przyjęło nas gościnnie, była godzina 13-ta więc większość sklepów była zamknięta (nawet oni odpoczywają w upał), z internetu (GPRS) – zero możliwości korzystania, a nam jakimś anty cudem mapy Soviet Military (bo na TOM, TOM nie ma już co liczyć ) nie chciały się dobrze otwierać – liczyliśmy, że tutaj je uzupełnimy.

 

 

Wszechświat miał dla nas jednak inne plany.

Potem ruszyliśmy na zachód teraz już przez pustynię, czasem czarną, czasem pojawiały się wydmy.

Wszystko znów zaczęło tańczyć, śpiewać, duchy oznajmiały – jesteście tutaj mile, mile widziani po latach. Stapialiśmy się z przestrzenią, doznając bycia tu i teraz.

 

 

 

 

 

Gdzieniegdzie jakaś jurta ze stadami głównie wielbłądów i kaszmirów – kolejne zdjęcia, którymi nie możemy się nacieszyć.

Nacieszyć również spotkaniem z tymi niesamowitymi zwierzętami, które są w stanie znosić tak różne warunki klimatyczne.

 

Pozwalam sobie aklimatyzować w skrajnych warunkach z szybkością i łatwością

 

Aklimatyzacja tutaj na pustyni już jest nie porównywalna w stosunku do Maroka sprzed dwóch lat………….., fakt pomaga nam świadome nie jedzenie. Pijemy tylko wodę z jakimiś dodatkami i tyle.

Tutaj gdzieś pomiędzy wymiarami mam pewność odżywiania się energią praniczną. Cała przestrzeń pokazuje swoim istnieniem, że to możliwe.

 

 

 

 

 

 

 

W radości istnienia dojechaliśmy do jeziorka, gdzie zapewne kiedyś zaczynała się granica z Chinami i ……

 

 

 

 

 

 

już bez nawigacji wybraliśmy najbardziej uczęszczaną drogę na północ przez przełęcz (drogi które istniały na naszych mapach w nawigacjach w rzeczywistości nie istniały, a tych co istniały nie było na mapach!) . Zbliżał się wieczór temperatura spadała, powiewał czasem chłodny wiaterek, droga tak komfortowa, że można było jechać i z szybkością 50 km na godzinę.

 

 

 

 

 

 

Wszystko super, tylko dokąd prowadzi droga? rodziło się pytanie (nawigator pokazywał naszą pozycję i trasę którą przebyliśmy, jednak zdani byliśmy na łaskę drogi bo po bokach pola kamieni i brak odbić) . Pojawiał się lęk przed majestatem pustyni.

 

 

 

 

Nagle droga zaczęła iść ostro na przełęcz, a my spotkaliśmy samochód z dwoma paniami, które gdy na mapie pokazywaliśmy gdzie chcemy jechać – namawiały nas na powrót do Sevrey (80 km na wschód). My jednak chcieliśmy na Bogd (150 km na północ – należy sobie uzmysłowić jakie są tu dystanse do pokonania – jaka to przestrzeń).

 

 

 

 

 

W końcu pokazały żebyśmy jechali za nimi. I tak jakimiś tajemnymi drogami dojechaliśmy do paru jurt znajdujących się praktycznie na przełęczy.

Siostra naszej przewodniczki namalowała nam drogę do Bogd, choć Panie zgodnie namawiały nas na powrót do Sevrey.

Zauważyliśmy w całej Mongolii jedno, że większość pasterzy zna dobrze dojazd tylko do jednego miasteczka – gdzie jeździ na targ, reszta jest dla nich abstrakcją, a tutaj tym magicznym miasteczkiem było Sevrey.

Byliśmy cali pogubieni. Mogliśmy wracać praktycznie po swoich śladach lub…………..

Co wszechświat chce nam pokazać ……???

Troszkę zmęczeni wieczornym doświadczeniem stanęliśmy zaraz za przełęczą i poddaliśmy się medytacji, każdy na swój sposób.

Ja zaczęłam zastanawiać się – dlaczego zgubiłam prowadzenie?

A Bartek – dlaczego zgubił drogę?

Ja zaczęłam medytować i prosić wszystkie istoty o pomoc, podpowiedź – jak odzyskać prowadzenie?, a Bartek zagłębiał się w nie do końca otwierających się mapach Soviet Military Maps.

Każdy z nas dawał wyraz temu w co najbardziej wierzy.

Ja Bogu, istotom światła, Bartek umysłowi.

Dookoła nas rozgrywał się spektakl nocy, przestrzeń otulała nas do snu.

W wypalone przez słońce wolne przestrzenie chciał wedrzeć się lęk, niepewność, ego …

 

 

 

 

 

 

 

 

Wolne przestrzenie w moim ciele wypełniam z odwagą miłością, światłem

 

A zdjęcia na pewno oddają więcej niż słowa na ten moment, spotkania gościnnej pustyni i człowieka

 

 

Jak przygotować auto na pustynię

Jak przygotować auto na pustynię

pustynia1

Przejazd przez pustynię to jazda w terenie , wymagane jest więc auto terenowe z napędem na cztery koła i reduktorem – w dobrej kondycji mechanicznej (zredukowane przełożenia są potrzebne do pokonywania wydm piasku, większość z nich pokonywaliśmy również z blokadą centralnego mechanizmu różnicowego) .
Jeżeli chodzi o opony mieliśmy najprostsze AT-ki Kumho KL-78 , jednak przejazd pustynnym szlakiem z Taouz do Mhamid obfituje w wielokilometrowe odcinki z nawierzchnią złożoną z drobnych i średnich kamieni o ostrym obrysie , polecamy więc nieco twardsze opony. Albo AT-ki z wysokim bieżnikiem , albo jakieś delikatne MT-ki. Zabieranie tutaj przeprawowych opon typu SIMEX to raczej przesada.
Pustynia to temperatury więc układ chłodzenia musi działać bez zarzutu . Nasza Landrynka została stworzona przez Anglików do jazdy m.in. właśnie po Afryce , tak więc ma potężną chłodnicę płynu chłodzącego silnik , ale również niewielką zintegrowaną chłodnicę oleju silnikowego o czym nie każdy posiadacz tego samochodu wie. Jechała jakby była zwykła temperatura.
Snorkel – fajnie mieć, oczywiście z filtrem pyłowym, my nie mamy i po przyjechaniu pustyni wymieniłem filtr powietrza na nowy.
Na pustynię wjeźdza się z dużym zapasem paliwa, my mieliśmy 80 l w baku naszego samochodu + 60 litrów na dachu. Zużyliśmy około 35 litrów na około 250 km odcinku. Jednak należy mieć zapas , na wypadek pobłądzenia lub utknięcia i przeprawiania się przez jakieś wydmy i następnym razem na pewno zabralibyśmy podobną ilość paliwa . Osobnym tematem jest JAKOŚC PALIWA w Maroku. Wszystkie auta kopcą na tym paliwie, kopciliśmy zarówno my, jak i nowoczesne SUV-y , których jest tu całkiem sporo. Część z nich ma wtryski common raila, jeżdżą na tym paliwie, pytanie jak długo pojeżdżą? Czytaliśmy o polskiej przeprawówce która po zatankowaniu paliwa w Marakeszu musiała remontować wtryski na sumę 16 tyś zł. Nasze Discovery I ma silnik który nie jest czuły na złe paliwo.
Woda – na pustynię również zabiera się zapaś wody, w naszym przypadku było to 15 litrów wody pitnej + 60 litrów technicznej zdatnej do picia po przegotowaniu . Należy więc pamiętać o zapasie gazu do jej gotowania .
Żywność – trasa przejazdu to prawie 3 dni, ale warto mieć jedzenie na co najmniej tydzień np. w formie suchej , która nie psuje się w warunkach wysokich temperatur (makaron, ryż , kasza) .
Intensywna operacja słoneczna może powodować oparzenia skóry , najlepiej chronić się ubraniem przewiewnym z długim rękawem , można zabrać kremy z filtrem UV, jednak uważamy , że podstawą jest wcześniejsza dobra opalenizna i tak w czasie naszego przejazdu nie używaliśmy żadnych kremów , pomimo że w słońcu było ponad 50 stopni .
Nawigacja – pustynny szlak przebiega przez bezdroża gdzie nie ma żadnych drogowskazów , po drodze mijamy wiele bocznych odbić nie wiadomo skąd i dokąd biegnących , bezwzględnie więc trzeba się zaopatrzyć w nawigację z dokładną mapą , lecz również posiadać kompletny zestaw punktów GPS gęsto naniesionych na całej trasie przejazdu , taka aby nawigacja prowadziła nas od punktu do punktu. Posiadanie samej mapy , nie rozwiązuje sprawy, ponieważ są odcinki , gdzie należy zjechać ze szlaku i szukać przejazdu przez np. rzekę wg trasy wytyczonej przez wcześniejszych podróżników.
Punkty nawigacji na pewno znajdziecie na stronach i forach internetowych miłośników tego pustynnego szlaku .
Innym sposobem jest zastosowane przez nas rozwiązanie przyłączenia się do osoby posiadającej dobrą nawigację i mapy . Jednak można się zdziwić , ponieważ motocyklista do którego się przyłączyliśmy na początku, posiadał tylko nawigację z mapą i krótko mówiąc co jakiś czas się gubiliśmy . Bo na mapie nawigacji naniesione są różne drogi gruntowe , trzeba więc samodzielnie dokonywać wyborów .
Natomiast osoby z którymi przejechaliśmy praktycznie cały szlak posiadały pancernego laptopa Panasonic wraz programem Oziexplorer , mapą i bardzo gęsto naniesionymi puntami .
Jechali więc od punktu do punktu , praktycznie się nie gubiąc . Jadąc za nimi wydawało się, że droga jest łatwa , lekka i przyjemna a przejechali nią wiele razy .
Warto również zwrócić uwagę na jakość nawigacji, zwykłe nawigacje nie wytrzymują wielodziesięciokilometrowych skoków auta na tarkach , wysokich temperatur , a przede wszystkim wszechobecnego intensywnego pyłu (podobnie jak aparaty fotograficzne) .
Po przejechaniu tego szlaku . Pomimo że zawsze podróżujemy samotnie i bardzo to lubimy , polecamy na ten odcinek jechać na co najmniej 2 auta , raczej unikając motocyklistów (ze względu na to, że ciężko się im jeździ po piasku i mogą gdzieś czmychnąć w bok, pozostawiając nas na pastwę hien). Pamiętajmy , że usterka lub awaria zmuszałaby nas do porzucenia auta i poruszania się po pustyni piechotą co jest niezwykle niebezpieczne ze względu na niemożliwość zabrania dużej ilości wody ze sobą .
Klimatyzacja : lepiej ją mieć niż nie mieć (w sytuacjach skrajnych ją użyć). Widzieliśmy kilka aut przejeżdżających obok nas ze szczelnie zamkniętymi oknami , wydaje się nam jednak , że w tych temperaturach schłodzenie wnętrza auta polskim zwyczajem tylko o kilka stopni nic nie daje , bowiem w Polsce upał to nieco ponad 30 st. a tutaj przy 40 , siedzenie w zamkniętym dusznym pomieszczeniu auta przy temp 37 st. to wyzwanie. Pewnie należy schłodzić auto do 30 stopni – wyobrażam sobie katusze niezaaklimatyzowanego ciała po ewentualnej awarii klimy!!! ,Lub nagłe wyjście by odkopać  i wyciągnąć auto z piasku!!! My mamy klimę – niestety nieczynną. Przejechaliśmy Maroko z otwartymi oknami.
Dla budujących swoją wyprawówkę – zauważyliśmy że pustynni podróżnicy , uwielbiają auta gdzie osobno jest kabina kierowcy a osobno część sypialna. Ze względu na pył , dobrze oddzielić te pomieszczenia i zamykać szczelnie na czas jazdy część mieszkalną. Odwrotnie radzimy podczas podróżowania w zimne rejony – polecamy połączenie kabiny z resztą i ogrzanie ich równo i w trybie ciągłym.
Jeszcze raz podkreślimy :nasz samochód nie był specjalnie przygotowany pod pustynię , nie mieliśmy ani specjalnych opon, ani filtru piaskowego. Po zjechaniu z pustyni wymieniliśmy filtr powietrza . Nie mieliśmy również nawigacji, ani żadnych szczegółowych map, jednak przejechaliśmy szlak tylko dlatego , że podłączyliśmy się do pary Francuzów. Nie polecamy jazdy samotnie bez map i GPS-u.

Posiadaliśmy trapy , które umozliwiają wyjechanie z grząskiego piasku i choć ich nie użyliśmy , nie wjeżdżalibyśmy powtórnie w piaski , bez posiadania ich.
P.S. Pamiętajmy , że w skrajnym wypadku – zagrożenia życia , płyn chłodzący z chłodnicy również nadaje się do picia i może Wam uratować życie .

Czy należy poważnie traktować te przestrogi? Chyba tak. Grupa polskich motocyklistów , którą spotkaliśmy jeszcze w Maroku, poczęstowała nas informacją o śmierci dwójki francuskich motocyklistów , po awarii ich motocykla na tym właśnie szlaku. Było to mniej więcej w czasie, gdy byliśmy w Maroku.