mongolia

now browsing by tag

 
 

Mongolia i jej drogi

Mongolia i jej drogi.

 

 

Specyfiką tego państwa jest wielka przestrzeń przyrody, warto więc sobie uświadomić że kraj ma swoistą sieć komunikacyjną. Ńajkrócej można opowiadać o asfalcie, jest go mało i dotyczy to głównie ok. 300 km odcinka od Ułan-bator do rosyjskiej granicy przy Ułan-ude,  od Ułan- Bator na zachód ok.700 km do miasta Bajachongor, na południe w kierunku pustyni Gobi ok. 600 km, nad jezioro Chabsugul na północy ok.700 km, i na zachód w kierunku miasta Karakorum, i ponoć jeszcze na wschód i południowy-wschód do granicy z Chinami. Resztę kraju przecinają szutrówki o różnej jakości. Od takich zadbanych, do skrajnie zrujnowanych że śladami jesienno-wiosennej przeprawy w głębokim błocie. Niezależnie od jakości występuje powszechnie zjawisko tarki, czyli drobnych muld wysokości 10 – 15 cm. I owa tarka ma zasadnicze znaczenie co do stylu jazdy po bezdrożach Mongolii. Poruszając się powoli, około 20 kilometrów na godzinę, można uzyskać dość dobry komfort jazdy, a ilość drgań podwozia nie wywołuje nadmiernych turbulencji. Jednak łatwo obliczyć że przy dystansie 2 tysięcy kilometrów i chęci licznych postojów, czas przejazdu przez kraj byłby dość pokaźną sumą godzin . Jest więc pewna alternatywa – należy…… przyśpieszyć do 60 – 70 km/h! Wybieramy odcinek z małą tarką i…. gwałtownie dodajemy gazu. Teraz koła jadą dotykając tylko czubków muldek, nie mając możliwości opadnięcia w dołek. Wszystko fajnie ale…, drogą jest kręta z dziurami, dołami , leżą na niej ostre kamienie i głazy, koleiny to standard, grząski piasek również, często kilkanaście alternatywnych dróżek – istne szaleństwo. Dlatego aby tu przyjechać własnym samochodem – to też trzeba lubić – ostry dźwięk przyspieszającego silnika, świst zasysanego powietrza przez snorkel, wielki pióropusz pyłu za kołami – jednym słowem rajd Paryż – Dakar. Tylko czy my mamy rajdówkę, czy terenówkę?

 

 

Czy zatem można jeździć po Mongolii zwykłą osobówką? Oczywiście, miejscowi to robią, my jednak nie polecamy – widzieliśmy takie z wyłamanymi kółkami, lub dzwoniące podwoziem – większość aut to wypasione terenowe Toyoty. Nasza landrynka wygląda tu troszkę zabytkowo – ale nam się nadal podoba.

 

 

 

 

 

 

 

Biorę pełną odpowiedzialność za moją seksualność

Bliskość i seksualność uzdrawianie seksualności.

 

 

Każdy związek ma swoje plusy i minusy, nasz również.

Bliskość i seksualność od początku była czymś nie odrzucanym.

Gdy poznałam Bartka raczej nie miałam problemów z seksualnością, może nie w aspekcie duchowym, ale zwykłą. Ciągnęło mnie do tej duchowej więc bardzo ucieszyłam się, gdy na jednym z pierwszych spotkań dostałam od niego książkę erotyczny masaż Tao. Jednak na tym się skończyło, bo prawie każda próba nawiązania bliskości kończyła się argumentem – jestem zmęczony nie dziś… Zresztą nie tylko ćwiczenie masażu, ale w ogóle zbliżenia. Harował ciężko w szkółce, na każdy przejaw bliskości odpowiadał agresją, snem, czy ucieczką z domu – nawet ze mną – do knajpy niby na romantyczną kolację.

Gdy zaczęłam szukać pomocy w tym zakresie u innych kończyło się to awanturą, każdy zaproponowany kurs mogący to uzdrowić był zły.

Dlaczego to znosiłam???

Pod względem rozmowy, sposobu spędzania czasu, aspekcie duchowym było coraz lepiej. Z czasem wyparłam potrzebę większej bliskości, czy seksualności. No może nie do końca wyparłam, bo 90% a może więcej kłótni było na tym poziomie.

Bartek nie robił nic, aby to zmienić. Za każdym razem tłumaczył mi, że nie doceniam tego że na innych poziomach jest dobrze, a w tym on się zmienia. A mi potrzebny jest chamski dupcyngiel.

 

Wyrzucał program, że ktoś kto lubi seksualność jest wulgarny, chamski

 

Pozwalam sobie okazywać swoją seksualność

 

Nie zmieniał się wcale.

Chyba też uznałam, że nie można mieć wszystkiego w życiu, a może że ktoś kto ma zdrową seksualność musi być chamem.

Coraz bardziej wypierałam seksualność, tak bardzo, że z czasem miałam na nią nawet mniejsza potrzebę niż Bartek, zaczęłam wstydzić się seksualności, okazywać ją, mówić że mam ochotę się pokochać. Zaczęło mi się to kojarzyć z czymś złym i nie właściwym. Bartek pracował nad wszystkim, tylko nie nad tym………..

Ja coraz bardziej się zamykała, choć temat powracał przy awanturach, wtedy Bartek wmawiał mi, że mam emocje i dlatego nie może się ze mną kochać i nie ma ochoty mnie dotykać.

Bo wypierał każde emocje…

Może podświadomie, aby nie zaogniać sprawy coraz bardziej wypierałam ten temat uznając, ze nie istnieje, jakieś seks bez wyrazu raz na 2-3 miesiące powodował, że nawet nie chciałam go więcej.

Znikała namiętność i energia, taka czysta radość.

Robiłam się poważna i spięta, ciało zaciskało się coraz bardziej, bo jego jedna z podstawowych potrzeb nie była zaspakajana.

Gdzieś wydawało mi się, że człowiek który rozumie mnie duchowo, jest dobrym człowiekiem, może nie być seksualny.

 

Wiele razy prosiłam o uzdrowienie tego, jednak ……………… bez odzewu.

 

Fakt trafiłam na takiego mężczyznę, bo tak widocznie kojarzył mi się partner z brakiem seksualności. Najprawdopodobniej to nic dziwnego, bo nigdy nie widziałam rodziców kochających się, czy okazujących sobie czułość, a mama często wypominała ojcu to, ze ma kochanki, czy to że jest impotentem.

Czasem w złości życzyła mi takiego partnera jak ojciec, nie mogłam zaskoczyć o co chodzi, bo ojciec był dobrym człowiekiem i bardzo dbał o nią, wręcz się jej podporządkował. No może dlatego, że był dupą seksualną.

 

Wypierałam seksualność i bliskość bojąc się, że stracę fajnego partnera. Bo na innych poziomach było coraz lepiej.

Dlaczego nie znalazłam sobie kochanka?

Bo uważam, że w związku ma być szczerość, a Bartek by tego nie zaakceptował .

Może za dużo oczekiwałam od niego. Zresztą cały czas słyszałam, że wiecznie mi mało i mało, że chcę za dużo. On się zmienia i szybciej nie może.

Tak w innych tematach bardzo się zmieniał, w tym wcale.

Marzenia o seksie bez wytrysku, duchowym seksie – jednak zero kroku w tym kierunku.

Dlaczego sama nie poszłam w tym kierunku?

Nie wiem, może podświadomie czułam, że związek się rozpadnie – gdy ja uzdrowię w sobie ten temat, może też bałam się, może seksualność kojarzyła mi się z intymnością, a nie mówieniem o niej na warsztatach. Nie wiem….

Z czasem przestałam kompletnie wykazywać inicjatywę i zainteresowanie tym tematem, poza coraz rzadszymi awanturami w których wygadywałam o co mi chodzi.

W maju trafiliśmy na warsztat do Andrew Barnes (organizuje to Estera www.narodzinydozycia.pl) , chyba dlatego, że byliśmy w podróży 8 miesięcy. Bartek powiedział – skoro czujesz to chodźmy.

Na tym warsztacie odkryłam na nowo siebie, zobaczyłam że seksualność jest siłą napędową wszystkiego i to co czułam o kobietach, mężczyznach, seksualności, dostałam właśnie na tym warsztacie. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że mamy w sobie cały kobieco męski potencjał i tylko od nas zależy jak go użyjemy. Tak samo jesteśmy istotami seksualnymi i niezależnie czy z kimś jesteśmy czy mamy seksualnego partnera czy nie możemy cieszyć się z seksualności.

 

Pozwalam sobie cieszyć ze swojej seksualności

 

Bartek też wydawało się otworzył.

Wyszedł program Bartkowego oporu, gdy mówił, że coś chce, a potem dawał opór.

Przy ćwiczeniu z wiązaniem powiedział – rób ze mną wszystko. Tylko na to nie pozwolił. Sesja to był koszmar dla mnie, byłam zmęczona i pozbawiona energii .

I tak bardzo często było w życiu – mówił, że chce, a potem zachowywał się wręcz odwrotnie traciłam bardzo dużo energii na to aby wspólnie realizować to co chcieliśmy, gdyż on był tego ciężarem. Jak w ćwiczeniu.

Może dlatego odpuściłam wszelką inicjatywę seksualną.

 

 

Po warsztacie wyglądało, że jest szansa, że będzie lepiej, jednak Bartka wciągnęły emocje jego rodziny i temat poszedł w odstawkę.

Potem zaczęliśmy podróż, fakt – dotykał, tulił mnie nawet częściej niż ja jego.

Jechaliśmy jednak praktycznie bez zatrzymania, a jak się zatrzymywaliśmy to były komary upał i komary. Nie umiałam nazwać o co mi chodzi. Bartek wmawiał mi naszą bliskość , a ja dalej czułam, że to nie to. Fakt było w tym więcej uważności i czułości.

Dopiero w Mongolii pokazały się bajkowe przestrzenie, magia miejsc z których każde zapraszało na dłuższe spotkanie.

Najpierw przy miasteczku Khvod gdy była magia, nawet na przełęczy Bartek powiedział, że chce jechać do miasta, potem tłumaczył, że mówił coś innego tylko ja źle zrozumiałam. Bardzo typowe zachowanie dla jego mamy i niedojrzałej kobiety.

Tak – zapewne powiedział co innego. Bycie razem z drugą osobą podnosi energię, a powoduje to, że wychodzą emocje, sprawy do uzdrowienia.

Bartek z ciężkością odpuszcza stare rzeczy, i woli ich nie widzieć (ma poważną wadę wzroku).

Drugi raz koło miasteczka Ałtaj siedzieliśmy cały dzień na stepie, było bajkowo, zaproponowałam rozbrajanie ciała z warsztatu Andrew Barnes , było fajnie – wykonaliśmy część ćwiczenia. Gdy nagle Bartek stwierdził, że zrobi kawę, potem zaczął coś szyć, a potem oglądać nawigację, przyłączyłam się do tego, ale zastanawiałam dlaczego on to tak odwleka resztę, tak jak zawsze i dlaczego ja muszę czekać na bliskość, masaż.

 

Pozwalam sobie mieć dobrą komunikację z partnerem na poziomie seksualnym

 

Nie muszę czekać i prosić się o bliskość

 

Zwróciłam uwagę może zbyt obcesowo i zrobiła się awantura, usłyszałam, że Bartek chciał dziś odpoczywać, a nie rozbrajać się …….

To dlaczego manipulował, a tego nie powiedział?

Ponoć ja bym robiła awanturę, któż to wie.

Może już nie , bo szkoda mojej energii na ciągnięcie go….

 

Odpuszczam ciągnięcia Bartka w duchową stronę, pozwalam sobie zajmować sobą i nie przyjmować tym co on mówi, chce, pozwalam mu być aseksualnym.

 

Fakt duchowa seksualność wyzwala duże dawki energii, może nie jesteśmy gotowi sobie pozwolić na taką energię, ale dlaczego? Przecież ja zazwyczaj wchodziłam w dużo wyższe stany energetyczne . Tak czuję, że tak samo ojciec jak i Bartek tłamsi moją energię, mówiąc mi co właściwe. Poza tym lubi rywalizować …..

 

Nie pozwalam nikomu niszczyć mojej energii, nie pozwalam przydeptywać się mężczyznom, mogę być lepsza od mężczyzn w każdej dziedzinie i mieć ich szacunek

 

Bartek w sprawach seksu zachowuje się jak niedojrzała kobieta, która nie powie czego chce, tylko manipuluje – wyzwala to u mnie niedojrzałego mężczyznę i awantura gotowa.

Tym bardziej, ze jest typem niedojrzałej upartej kobiety.

Zresztą jak niedojrzała kobieta jedno mówi, a dąży w innym kierunku.

 

Pozwalam sobie być z mężczyzną o zdrowej seksualności, o podobnych zainteresowaniach, celach z którym mogę trwać i cieszyć się jednością, jak również iść przez życie w tym samym kierunku

 

Oczywiście przez wiele lat pracy ze sobą wychodziło wiele tematów z seksualności zarówno buddyzmu jak i chrześcijaństwa jak również innych struktur. Tematy przodków wina, wstyd za seksualność, ograniczanie tej energii przez kogo się dało.

Blokady musiały być silne skoro przyciągnęłam sobie takiego partnera

 

Bez lęku i wstydu okazuję swoją seksualność, czerpiąc z niej całkowitą ochronę.

 

I tak gdy to pisałam na polanę gdzie spaliśmy przyszło stado kóz, pokazując, że już nie muszę być kozłem ofiarnym. Pokazując mi, że mogę być witalna, pokazując, że można doświadczać swojego ciała i podążać za jego pędem do wyrażania się. Pokazuje jak uruchomić siły witalne przez ruch ciała. Ona sprowadza siły stwórcze na ziemię. Zachęca do poznania różnych ścieżek życia i kroczenia swoją własną.

 

 

 

 

Pokazuje, że możesz wyjść z roli „kozła ofiarnego” i pozbyć się grzechów – stanie się to po pierwsze wtedy, kiedy uzyskasz rozpoznanie przez doświadczenie. Wówczas sam zwrócisz uwagę na swoje nieczyste sumienie i poświęcisz część siły na doprowadzenie spraw do ładu , po drugie gdy weźmiesz za rogi i wypchniesz ze swojego pola energetycznego , to co do niego nie przynależy.

 

Aktywuję moją zdrową, witalną energię życiowa

Kocham życie i życie mnie kocha

 

Informacje o kozie z książki J. Ruland Siła zwierząt.

 

Biorę odpowiedzialność za moją seksualność i nie uzależniam jej od innych osób.

 

Dziękuję tej przestrzeni za super lekcje, za pokazanie, że generalnie rzadko szukam winnych na zewnątrz, a w tym temacie szukałam non- stop, uzależniając swoją energię od innych – mając potężną wiedzę i świadomość energetycznych mechanizmów.

Jednak program był tak silny, że byłam jego niewolnicą. Co widać w opisie.

Dziękuję za przerwanie tego schematu, za te emocje, jeszcze raz dziękuję Andrew Barnes za cudowny warsztat (bardzo go polecam).

A gdy już bez emocji leżeliśmy z Bartkiem w Landrynce w mongolskim stepie (widoczność wiele kilometrów), gdzieś daleko rozgrywała się burza, a potem prosto przed nami swymi wszystkimi kolorami rozbłysnął kawałek tęczy. Dziękuję jeszcze raz za ten czas.

 

 

Ostatnio Estera Sarawati napisała piękny tekst o kobiecości:

http://us8.campaign-archive2.com/?u=f4950eda9f40822990e7662a1&id=6b84d5d718


 

Oto on:

List otwarty

To sprawa nas wszystkich, aby kobiety zaczęły żyć pełnią swoich możliwości i przestały się obawiać swojej mocy seksualnej. Tak, jest to także w interesie mężczyzn! Esencja kobieca, która budzi się obecnie na planecie to energia, która budzi ciała, rozpala brzuchy, ale i serca! Czas modliszek się kończy. Ta manipulacyjno-wysysająca i drenująca mężczyzn i kobiety energia, nie ma już dużego wsparcia na poziomie transpersonalnym. Tak samo kończy się dominacja i opresja pierwiastka kobiecego w nas. Czas inkwizycji się skończył. Nawet, jeśli gdzieś hydra podnosi łeb, to miłość Białej Tary i Kali jest na tyle wszechprzenikająca, aby hydrę nakarmić do syta, zamiast z nią walczyć. Bo energia kobieca odżywia. Odżywia nas od wewnątrz, mężczyzn i kobiety. Odżywia planetę i jej dzieci.
Kobiety to teraz tylko od Was zależy czy dacie sobie prawo, aby sięgnąć. Sięgnąć po to, o czym marzycie.
Czy jesteśmy w stanie przyjąć mężczyzn takich jakimi teraz są? Zobaczyć ich moc. Mimo, że wszyscy wokół mówią o kryzysie męskości, ja widzę Waszą siłę i moc. Ona tylko czeka, aby się przebudzić. Do tego jednak potrzebujemy przebudzonych kobiet. Dlatego to w Waszym męskim interesie leży wspieranie kobiet w odwadze – odważnych krokach i decyzjach.
Przychodzi czas pojednania i wyrzucenia do kubła ze śmieciami teorii skąd są kobiety, a skąd przybyli mężczyźni. Era patriarchatu dobiega końca. Zaczyna być możliwe budowanie bliskich, intymnych relacji między kobietami i mężczyznami, gdzie podstawą jest wytworzenie nowego zaufania, bezpieczeństwa i transparentności. Możemy być blisko będąc szczerymi, gdy umiemy być współodczuwającymi bez poczucia winy, robiąc miejsce na wszystko. Po prostu życie. W intymności

 

Estera Saraswati
5. lipca 2015, Lesznowola

 

Bartek przeczytał ten tekst, zrobił jego korektę i powiedział, daj go na bloga może innym pomoże. Często dostajemy maile, że nasze problemy i sposób ich rozwiązania pomaga innych.

Jak świat byłby inny gdybyśmy jasno mówili o tym co nas boli, a nie kreowali siebie innymi niż jesteśmy…..

 

 

 

Przez pustynię i step z Khovd do Ałtaju

Przez pustynię i step Mongolii – z Khovd do Ałtaju 20-21 lipiec 2015

 

 

Gdzie jedziemy ? – kolejny raz rodziło się pytanie .

Na to szybko przychodzi odpowiedź – gdy ma się dobre prowadzenie i jest mu posłusznym. Do tego nie ma większych pragnień, a u nas …..???

Pragnienie o wariancie drogi północnej – bo ta południowa to magistrala (i ominęlibyśmy piękną przełęcz z płaskowyżem!) bez gór i większych trudności terenowych. Pewna część asfaltem.

 

 

 

 

Coś krzyczy – chce na północną drogę, jednak pozostaje tylko krzyk – bo tam nie ma zaproszenia – a pytanie – gdzie jedziemy? – powtarzane jest jak mantra.

Bo umysł krzyczy – ja chcę drogą północną, a dusza południową – ciało nie wie gdzie kroczyć. Przewodnicy duchowy są pozbawieni głosu, a głos duchów miejsc – słabo słyszalny. Nie ma spójności…

 

Mam spójność ciała, umysłu, duszy na mojej drodze życia, słuchając przewodników duchowych, duchów miejsc

 

– Pojedźmy kawałek w stronę północy, a jak będzie ciężko zawrócimy – zaproponował Bartek.

Wszechświat jednak nie chciał nas w ogóle wpuścić na tę drogę.

 

– Poprośmy o podpowiedź wszechświata – może spotkamy jakiś aniołów z informacją dla nas – bądźmy uważni – stwierdziłam.

Przy sklepie spotkaliśmy spotkaną wczoraj przy rzece parkę motocyklistów:

– Jechaliśmy tamtą północną drogą 170 km i zawróciliśmy – brody, grząski piasek i duże kamienie, nawigacja gubiła szlak.

Brody czy piaski nie były większą przeszkodą dla nas, ale kamienie tak….. butki landrynki są szutrowe, bez ekstremów.

I tak pojechaliśmy drogą południową do Ałtaju, 420 km przez step, najpierw 170 km asfaltem, a potem już terenową drogą (dlaczego podpowiedzi wszechświata kierują nas w lipcu na pogranicze Gobi?).

 

 

 

Byliśmy blisko pustyni, żar lał się z nieba, zatrzymaliśmy się w jednej przydrożnej kafejce chłodząc się nieco. Potem drugiej, gdzie znaleźliśmy nie tylko kubek zimnej herbaty, ale również możliwość położenia się (2 kubki herbaty i jakieś drożdżowe kulki 1000 – 2 zł.)

Sama knajpka przypominająca standardem może karczmy sprzed 50 lat i dalej. W budyneczku bez klimatyzacji mimo 40 kilku stopni za zewnątrz panował przyjemny chłód, duży stół , telewizor zasilany z baterii słonecznej, i siedzisko tak szerokie, że można się na nim położyć i zasnąć.

 

 

 

 

 

 

Bardzo miła atmosfera zarówno gospodarzy jak i klientów.

Obok górski potoczek z wodą gdzie można się umyć.

Takie miejsce to dar od bogów, w sytuacji gdy już świat zaczyna się troszkę kolebać od upału.

Dziękujemy mu za wytchnienie, za ten chłód.

No właśnie najpierw mamy domy, które są chłodne latem i ciepłe zimą, potem korzystamy z „marketingowych dobrych technologii” i ……… zimą dajemy więcej na ogrzewanie, a latem kupujemy klimatyzator, a potem Ci bardziej odważni ……….. wracają z powrotem do starego. I tak koło się zamyka.

Jechaliśmy przez pusty o tej porze roku step, napełniając się jego przestrzenią. Gdzieniegdzie opuszczone domostwa nomadów, którzy teraz są w górach, a powrócą tutaj jesienią.

 

 

Nomad to nie osoba bez domu ( bezdomna), w klasycznym zakresie ma dwa domy letni i zimowy. Lato spędza zazwyczaj wysoko w górach w przenośnej jurcie (gdzie chłodniej i więcej trawy dla zwierząt), a zimę na łąkach bliżej pustyni, razem ze swoimi stadami ( jeszcze nie karmią ich paszami z hormonami i antybiotykami).

Stepie szeroki………., długi – gdzieś na horyzoncie czasami migoczą góry, tworząc jakby granice tego co teraz możliwe, takie nieostre. Step jeszcze zielony…..

 

Nieograniczona przestrzeń możliwości ziemi przechodzi przez ze mnie teraz

 

 

 

Noc oczywiście na stepie, wśród rozgwieżdżonego nieba, gdzie nieograniczona ilość gwiazd i mgławic chce się nam pokazać w jednej chwili .

 

Nieograniczona przestrzeń nieba przechodzi przez ze mnie teraz.

 

Niebo, ziemia tańczą w nas przeplatając się nawzajem.

 

Miejsca piękne do życia, ale jakże trudne, gdyż tutaj każda myśl błyskawicznie się realizuje. Może dlatego najpierw przysłowiowa Ewa zjadła jabłko, a potem ludzie zaczęli jeść coraz więcej, gdyż zauważyli, że wtedy złe myśli się tak szybko nie materializują (dobre też, jednak zapewne na początku chodziło o złe). Tak, tak … , tak – szybko się nie materializują, czasami odsuwane są na lata, czasem na przyszłe pokolenia, gdzie już nikt nie zauważa związku choroby ze złą myślą własną lub prapraprzodków.

 

Pozwalam sobie jasno, konkretnie, przejrzyście myśleć

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kolejny dzień był dla nas nie lata niespodzianką. Jadąc przez step, o tej porze suchy, przyglądając się budowie nowej drogi przez Chińczyków (nie zawsze najmądrzej),

 

 

witając się z kolejnymi duchami dolin, znaleźliśmy się w miejscu, gdzie step ustępował miejsca czarnej, kamienistej pustyni, a może półpustyni bo poprzecinanej teraz suchymi rzekami.

Nie chcieliśmy na pustynię – hihihi – mówisz i masz, bo to czego się boisz, nie chcesz – też się materializuje.

Powitaliśmy się z duszkiem stojącym na granicy zielonego stepu i czarnej pustyni.

 

 

 

 

 

 

Znaleźliśmy się na pustyni, żal lał się z nieba, na szczęście również wiał wiaterek – jeszcze nieco chłodnawy.

– Czy nie przypomina Ci to czarnej pustyni w Maroku – zagadnęłam Bartka.

– Tylko tam była to droga ekstremalna, a tutaj normalna droga przez kraj .

Uśmiechnęliśmy się do duchów miejsc, siebie, sobie nawzajem i zagłębiliśmy w kamienistą czerń pustyni, zdecydowanie gorącą. Pozwalając słońcu przechodzić przez nas, bez zatrzymywania go na zapas. Napełnialiśmy się światłem, a nadmiar stapiał się z przestrzenią.

 

 

 

Praktycznie od paru dni nie jemy, dużo pijemy i czujemy się dużo lepiej niż jak wcześniej jedliśmy w upały. Brak jedzenia powoduje, że mamy więcej przestrzeni do wypełnienia jej światłem, praną , światło obmywa nas, karmi, organizm nic nie musi trawić w żołądku – nic nie fermentuje, ma energię na to by zanurzyć się w świetle boskiej energii.

 

Uwalniam się od przymusu jedzenia, pozwalam się sobie napełnić boską energią

 

Bez jedzenia bez problemu znoszę upał dochodzący do 45 st. C. , wilgotność minimalna, gdyby ktoś mi powiedział, że w lipcu wytrzymam na pustyni – wyśmiałabym go, a teraz znoszę to bez jakiś większych problemów. Jeszcze parę lat temu od upału bolała mnie zaraz głowa, jadłam wtedy paracetamol. Teraz zero okularów, kapelusza, jedzenia, paracetamolu, kremów z filtrami i jest super.

 

Dziękuję wszechświatowi, że pozwolił mi przepuszczać przez siebie gorąc, pozwalając napełniać się światłem.

 

 

 

Droga szutrowa, kamienista, prosta zazwyczaj wielopasmowa -wszystkie drogi prowadzą do celu – jedyny problem to wybrać właściwą drogę, a właściwą to znaczy najlepszą nawierzchniowo, bez tarki. Bo jazda po tarce to ciężka wibracja non stop.

A na pustyni niebo dotyka ziemi, między nimi tworzy się jasna przestrzeń, tak część wspólna świata ludzi i bogów. Miejsce gdzie światy się spotykają – tworzą jasną przestrzeń.

 

Do pustyni pięknie pasują wielbłądy, które majestatycznie ją przemierzają , pokazując nam, że wiele można osiągnąć małym kosztem energii.

Nie mogę się napatrzyć na te piękne zwierzęta. Nasycam się ich wdziękiem i wytrwałością.

 

Jestem kobietą pełną wdzięku, która z wytrwałością kroczy przez życie swoją drogą.

 

I nagle pojawiły się wzgórza wjechaliśmy między nie i temperatura spadła do ok. 30 stopni, wiaterek zrobił się teraz bardziej chłodny, choć trzeba przyznać, że wiał cały dzień i bardzo pomagał. Teraz wjechaliśmy między góry, podjechaliśmy na przełęcz przywitać się z duchami miejsc. Miejsce od razu zaprosiło nas na dłużej, na ugruntowanie przepuszczonych na pustyni energii.

 

 

 

Jeszcze na początek pojechaliśmy do miasteczka Ałtaj.

Dziękujemy za te cudowne przestrzenie, za pokazanie nowych możliwości naszych ciał, za odpuszczanie lęku przed upałem, za bezpieczne przeprowadzenie nas tym szlakiem. 

Przyroda górskiego płaskowyżu, płaskowyż raz jeszcze

Przyroda górskiego płaskowyżu – góry Mongolii

 

 

Raz jeszcze należy powrócić do opisu rajskiego zakątka gór Mongolii. Prowadząca tam pylista szutrówka nie zapowiadała tej bajecznej przyrody której doświadczyliśmy na płaskowyżu. Jest on usytuowany na wysokości ok. 2,5 tys. m.n.p.m., i roztacza się z niego widok na ośnieżone szczyty, a właściwie lodowce Górnego Ałtaju.

 

 

 

Początkowo powitała nas głęboka dolinka z jeziorkiem, gdzie tak szczęśliwie padające słońce wyostrzyło sylwetki pasących się kóz i owiec. Jeziorko białawe na brzegach jak gdyby od soli , okazało się zbiornikiem słodkiej wody. Całą scenę na którą patrzyliśmy z góry , dopełniał pasterz jadący wolno na koniu za stadem.

 

 

 

Była to niewątpliwie zapowiedź górskiego rejonu, który o tej porze roku był siedzibą licznych stad kóz, owiec, jaków i wielbłądów. Wbrew pozorom dodawało to uroku temu zakątkowi , a białe pojedynczo rozrzucone jurty ich opiekunów, podkreślały malowniczość tego ogromu przestrzeni przyrody.

 

 

W głąb łańcucha górskiego prowadził nas przez chwilę ciekawski drapieżny ptak, szybujący nad naszym jadącym autem.

 

Staliśmy się jej częścią stojąc na środku wielkiej równiny otoczonej wyraźnie rysującymi się szczytami. Napełniliśmy się jej niemalże bezgraniczną przestrzenią. Polana nas zaprosiła aby wdzięczyć się swoimi kwietnymi łąkami , jednocześnie dając odprężenie i rozrywkę przy fotografowaniu roślin. A są to kwiaty piętra alpejskiego – niskie, karłowate – darniują powierzchnię ziemi. Tak, jesteśmy tam gdzie kochamy być!

 

 

 

 

Ogrom przestrzeni dzikich gór w których człowiek przebywa tylko sezonowo i w niewielkim natężeniu – nie powoduje spadku wysokiej wibracji dziewiczego boskiego dzieła. Przyjazna temperatura około 30 st. i słońce jest prezentem dla nas od duchów doliny.

 

Dziękujemy wam duchy tych gór i dolin za wspaniałe przyjęcie w gościnę , zaopiekowanie i bezpieczny przejazd.

 

Tak bezpieczny , bo po drodze brody i widoczne koleiny po grzęznących autach. Moglibyśmy przecież przyjechać tu zaraz po deszczu i zamiast napełniać się przestrzenią miejsca skupialibyśmy się na przeprawie przez błoto. 

 

 

 

 Kolejną nagrodą jest spotkanie z wielblądami, tym bardziej ,że niektóre leżą lub stoją na tle pobliskich lodowców. Taka obserwacja z odległości około 30 metrów daje wrażenie egzotycznego safari. Patrzymy na swoje uśmiechnięte i rozpromienione twarze i już jesteśmy kolejny raz pewni, że warto był „odsiedzieć” te 10 tysięcy kilometrów.

 

 

 

Patrzymy na to wszystko jak na wielki ziemski ogród, tutaj piękny – bo ludzka gospodarka jeszcze współgra z przyrodą. A przyroda nadal silna ma co dać i dzieli się chętnie. My też korzystamy – znajdując górską rzeczkę tankujemy wodę na dach do kompania się w te ciepłe dni.

 

W bajkowej krainie droga z Olgij do Khvod

W bajkowej krainie Olgij – Khvod 19 lipca 2015

 

 

Drogi, czy bezdroża …… Tyle słyszeliśmy o mongolskich drogach, o tym że nie ma asfaltu, a tutaj kolejny odcinek asfaltowy. Najpierw 80 km od granicy, a teraz 60 km w stronę Hwod i to całkiem fajnego.

Landrynka dzielnie sunęła, a może płynęła po asfalcie wśród pięknych majestatycznych gór, które czasem przeglądały się w jeziorze razem z niebem., tworząc niesamowity spektakl. Po drodze kolejne duchy gór witały się z nami.

 

 

 

 

Mongolia pokazywała nam się taką przestrzenią, że nawet sobie jej nie wyobrażaliśmy. W Armenii wydawało nam się, że jest przestrzeń, jednak była to niewielka namiastka tego co nas powitało tutaj , przestrzenie otwarte na kontakt z człowiekiem, powoli będziemy wypełniać się nimi.

 

Pozwalam sobie na przestrzeń w każdej dziedzinie mojego życia

 

 

Po drodze zapraszały kręgi na powitanie z tutejszymi duchami.

 

 

Potem asfalt się skończył i droga powoli, powoli pięła się na przełęcz łagodnie i delikatnie, tak delikatnie, że dopiero na płaskowyżu zorientowaliśmy się, że jesteśmy wysokości prawie 2500 m.n.p.m..

 

 

 

 

 

Dokoła jeziorka , jurty i potężne stada owiec, kóz i krów z pasterzami na koniach. Na lato przywędrowali w góry, gdzie chłodniej i dla nich i zwierząt. Nasza landrynka dzielnie pokonywała kolejne płytkie brody. Droga wiła się, czasami była jedna – a czasami dzieliła na kilka odnóg, czasami były skrzyżowania – dzięki nawigacji dzielnie znajdowaliśmy tę właściwą.

 

 

 

 

Filmik zpłaskowyżu – coś nam się aparat zacina

 

Miejsce bajkowe, magia przyrody, przestrzeni. Coś czego nie da się opisać słowami, no chyba, żeby udało cofnąć do 3-4 roku życia, gdy wszystkie byty były połączone i wszystko było możliwe, a język komunikacji był prosty, łagodny, bajkowy i magiczny.

Wszystko tańczyło, śpiewało, świat ludzi i bogów, ludzie i zwierzęta.

Dzikie ptaki przyglądały się człowiekowi z ciekawością i ufnością, mówiąc dzień dobry witamy u nas w dolinie.

 

Z czym przybywasz, dokąd zmierzasz?

 

Jeziorka, rzeki odbijały niebo, nas samych. Jeziorka zapraszały do odpoczynku. A dookoła lodowce, majestatycznie stojące i strzegące dostępu do doliny.

Wszystko ciekawe i otwarte na kontakt z człowiekiem. Od wieków mieszkający tu człowiek pokłaniał się przyrodzie, wodzie, kamieniom, górom, gwiazdom. Ziemi nie uprawiał, gdyż nie chciał sprawiać jej bólu i kaleczyć (taka postawa wywodzi się z wierzeń mongołów , hodowla zwierząt i ich zabijanie to oddzielny temat – o tym kiedy indziej) jest więc duże zaufanie do człowieka, ciekawość, radość wzajemne przenikanie.

 

Dajesz, dostajesz, bez oceniania – kiedy dajesz – kiedy dostajesz, wszystko dzieje się samo.

 

Magia dookoła nas, a my nie wiedzieć czemu jedziemy dalej zamiast pozwolić sobie w niej trwać, pobyć.

 

Uwalniam się od przekonania, że w wysokiej wibracji mogę być tylko na chwilę

 

Pozwalam sobie trwać w wysokiej wibracji, po prostu w niej być

 

Zjeżdżając z przełęczy spotkaliśmy wielbłądy dwugarbne, pasące się przy drodze i znowu magia chwili. Wysokie góry i te piękne majestatyczne zwierzęta pokazujące światu, że można żyć bez wody nawet tydzień czy dłużej. Takie bezpośrednie spotkanie ……….

 

 

 

 

Magia goniła magię

A my urzeczeni tym spektaklem powoli wśród jurt nomadów, mieszkających tutaj latem wraz ze swoimi zwierzętami, jechaliśmy w dół.

 

 

 

 

 

Pod drodze zaprosiły nas kamienne kręgi, u stóp pięknej skały i góry wyglądającej jak piramida. Im zjeżdżaliśmy niżej tym robiło się coraz bardziej gorąco. Nie tylko od pory dnia, ale również temperatura wzrastała wraz z utratą wysokości, było chyba ze 40 stopni w cieniu, jednak przy kręgach odpoczęliśmy. W ten upał mieliśmy siłę spacerować wokół nich i cieszyć się na wspólne spotkanie.

 

 

 

 

 

 

Choć z podniesioną głową, ale nie zadzieraj jej – usłyszałam nagle.

 

Weź kamień pięknego kwarca i noś go na środku czubka głowy, wtedy głowę będziesz miała w dobrej pozycji odpowiedniej do kontaktu z wyższymi wymiarami, a przez kamień będziesz się z nimi łączyć.

 

Pozwalam sobie na kontakt z wysokimi energiami z odwagą

 

 

Wokół kręgów dużo pięknie białego kwarcu w kształtach, które same przez się opowiadały swoją historię.

 

Takie cudowne spotkanie, kolejne tego dnia

 

Pożegnaliśmy naszych cudownych przyjaciół i z radością, nową energią ruszyliśmy dalej.

 

Nagle drogę zagrodziła nam rzeka, wyglądała dość poważnie, jednak pod drugiej stronie stały samochody i motocykliści, którzy mijali nas po drodze, więc chyba nie będzie głęboka.

 

 

Wjechaliśmy pewnie i landrynka zanurzyła się na ok. 50 cm (powyżej kolan), do tego wartki nurt i lużny rumosz kamieni spowodował, że samochód zaczęło z lekka ściągać w nurt rzeki . Na przedniej masce pojawiła się spiętrzona woda, w kabinie od strony pasażera również. Na szczęście przed wjazdem duchy czuwały i Bartek włączył reduktor z blokadą. Pierwszy większy bród w naszym życiu został pokonany. Brawa dla Bartka i landrynki i wszystkich duchów, które czuwały nad nami.

Z radością stanęliśmy na brzegu podając się kąpieli, a bardziej myciu swoich ciał i obserwowaliśmy jak przeprawiają się motocykliści z Niemiec.

To dopiero nazywa się off-road. Zresztą popatrzcie sami…

 

 

 

Ich blog www.goller-touren.de

 

Filmik z przeprawy motocyklisty 

 

 

I tak, jadąc i jadąc

 

 

 

 

 

 

 

 

w fantastycznych humorach dojechaliśmy do wzgórza nad miasteczkiem, powitaliśmy tamtejsze duchy, (butelki wódki przy kopczykach nie świadczą o bałaganie, czy imprezce, tylko aby obłaskawić duchy karmi się je zazwyczaj wódką, cukierkami itp.).

 

 

Ugotowaliśmy kawę i nagle palnęło nam coś do głowy, aby pojechać do miasteczka Hwod (Khvod) i ………

 

nie tylko zgubiliśmy tam radość, ale również zmierzyliśmy się ze swoimi emocjami. Zniszczyliśmy to co było piękne, co zbudowaliśmy w sobie będąc wcześniej w wysokowibracyjnej przestrzeni płaskowyżu.

 

Uwalniam się od przymusu niszczenia dobrego nastroju i stanu wysokoenergetycznego

 

Pozwalam sobie cieszyć i pozostawać w stanie wysokoenergetycznym i dobrym nastroju

 

Z miasteczka uciekliśmy z powrotem na przełęcz na nocleg…..