mongolia
now browsing by tag
Skrzaci las przy rajskiej plaży
Skrzaci las koło rajskiej plaży 30 sierpnia – 7 września 2015
Skrzaty leśne zaprosiły nas na grzybową ucztę, pokazując las i swoje królestwa, koło rajskiej plaży nad Chubsugul. . Zapraszając do wspólnego stołu. Podróżujący z nami elf Giro latał z kaczkami po jeziorze zagłębiając się bardziej w wodne otchłanie niż leśne, jednak na jego życzenie skrzat Beno odsłonił nam leśne sekrety.
Las to dom dla milionów, a może miliardów istnień, mikrokosmos, gdy skoncentrujemy wzrok, weźmiemy dłuższy obiektyw odsłania przed nami kolejne światy – wcześniej niewidzialne i tak dalej, dalej ……. w kierunku koncentracji i zobaczenia całego wszechświata w pręciku kwiatu, czy listku roślinki.
Mikro i makro kosmos przenika się w jednej chwili w jednym momencie .
I każdy zobaczy to co może, potrafi, jest mu potrzebne.
Uwalniam się od przymusu widzenia świata jak inni, jak wypada
Widzę świat własnymi oczami, własnym sercem z odwagą i radością
Tylko to co widzę, czuję, doświadczam… mogę pokazać innym, właśnie nasz blog jest obrazem naszego świata jaki widzimy, jest nami.
A my widzimy ten las jako kolejny odsłaniający się pejzaż, każde zagłębienie terenu wraz ze zwalonym pniem obrośniętym mchami , porostami, pękami grzybów daje spektakl w mieniącym się słonecznym świetle. To podróż w makro, co krok inna scena, inni aktorzy, inne przesłanie……
A teraz popatrzcie na skrzaci las własnymi oczami, bez potrzeby zobaczenia czegoś specjalnego, w ogóle bez potrzeby zobaczenia czegoś. Pozwólcie sobie poczuć go sercem, a potem już bez tego co powinno się zobaczyć – popatrzcie na zdjęcia – jak dzieci, a może mieszkańcy odległej galaktyki, którzy pierwszy raz widzą taki obraz rzeczywistości.
A wierzycie w skrzaty, elfy …. i inne niewidzialne duszki?
Jaki jest Wasz stosunek do nich, czy do osób które w nie wierzą?
Czy jesteście pewni, że widzicie jedyną właściwą rzeczywistość?
My dziękujemy za cudowny spacer z Benem przez leśne ostoje, ogrody, ziołowe polanki, grzybowe stoły. Za spacer po świecie niewinności, radości, zabawy…… Świecie gdzie mogę widzieć to, co naprawdę widzę.
Dziękujemy za to piękne spotkanie.
Magia światła nad Chubsugul – zachody słońca
Zachody słońca nad Chubsugul 24 sierpnia do 6 września 2015
Chubsugul pokazywał nam się w różnych odsłonach, jednak przez parę dni magia zachodów słońca rozpieszczała nas na całego. W ostatni dzień pokazała nam się pełna tęcza przechodząca we dwie, przypominając nam o świetle w nas i że na jego wszystkich kolorach czas się skupić.
Skupiam się na świetle w sobie i jego kolorycie
Niebo przeglądało się krystalicznie czystej wodzie jeziora, pokazując nam siebie zarówno na wodzie jak i na niebie.
Czystość jeziora gdzie każdy może się przejrzeć i zobaczyć siebie, siebie prawdziwego.
Czasami tak jak chmury na niebie tworzą niesamowity spektakl, czasami jednak w jeziorze odbija się tylko czerń.
Właśnie co widzimy w sobie światło czy cień?
Przed czym uciekamy przed światłem czy cieniem?
Wydaje nam się, że już jesteśmy cudowni i najpiękniejsi na świecie, czy może widzimy tylko swoje ciemne strony?
A może udaje się zachować balans?
A może skupiając się na świetle widzę rzeczy do zmiany?
My z Bartkiem zawsze więcej widzieliśmy cienia niż słońca w nas, skupialiśmy się na czyszczeniu siebie doszukując się kolejnych braków. Tak zostaliśmy wychowani, nigdy nie byliśmy dość dobrzy.
Tak można przez wieki, wcielenia.
Czyścić trzeba, zmieniać w kierunku większej miłości, ale należy doceniać siebie również….
Pozwalam sobie doceniać światło, dobre cechy we mnie.
Pamiętajcie, że inni są naszymi lustrami, to co widzimy w innych sami mamy w sobie – i dobre i złe.
Popatrzcie na zdjęcia zachodów słońca najbardziej prawdziwego miejsca jakie znam i zastanówcie się nad światłem i cieniem w sobie.
Pozwalam widzieć siebie prawdziwą teraz
Udowodnianie to nadużywanie swojej mocy – lekcja ważki
Lekcja ważki – udowadnianie to nadużywanie swojej mocy 3-4 września 2015
Rozkoszowaliśmy się kolejnym dniem na rajskiej plaży. Pogoda była zmienna, to świeciło słoneczko, to padało, to pojawiała się burza – wszystko mieszało się razem. Staliśmy na brzegu przejrzystego jeziora i ustawialiśmy rozświetlanie siebie. Rozprawialiśmy o tym ile światła sami widzimy w sobie, a ile jeszcze rzeczy do czyszczenia. Jaki procent czego, tak naprawdę?
Widzenie rzeczy do naprawienia podyktowane było wychowaniem naszych rodziców, którzy nigdy nie widzieli nas dość dobrych. Nawet ostatnio śmialiśmy się z wagi Bartka i oceny jego mamy. Teraz gdy jest chudy cały czas robi mu przytyki, że jest za chudy i ma więcej jeść, bo ona się martwi.
Gdy był gruby nabijała się z jego brzucha.
Nigdy dobrze!
Dobre byłoby pytanie:
Mamo powiedź mi dokładnie kiedy będę Ci się podobał???
A przecież to drobiazg, a tak zawsze było ze wszystkim w naszych rodzinach. Dlatego skupić się teraz na tym, że jesteśmy już dobrze rozświetleni – jest nam trudno. Łatwiej skupić się na tym – co jeszcze poczyścić, bo może wtedy bliscy zaakceptują nas wreszcie ……. (kolejna pułapka akceptacji…)
Pozwalam sobie widzieć światło w sobie i skupiać się na nim
Nagle w spokojnej toni jeziora ktoś maleńki płynął, mocno machając skrzydełkami
Kto to jest ?
Patrzyliśmy wnikliwie i naszym oczom ukazała się ….. tonąca ważka.
Bartek pobiegł po rakietkę do badmintona, zdjął spodnie i wskoczył do wody i wyciągnął ją na brzeg, całą mokrą i przerażoną.
Położyliśmy ją na pod samochodem, tak aby nocny deszcz nie zmoczył jej ponownie. Posłaliśmy również energię ……….
Zaraz też wyciągaliśmy książkę J. Ruland „Siła zwierząt” i poczytaliśmy o ważce:
Rozwój, przeobrażenie, ochrona
Łączy w sobie element wody i powietrza. Larwy zwane nimfami zamieszkują wodę, gdy przeobrażają się wynurzają z wody i jako ważka unoszą w powietrze…
Nasza pokazała, że trzymanie naszego poprzedniego stanu potrzebuje dużo energii i jest bardzo niebezpieczne. Czas przeobrazić się i zacząć latać …..
„Po angielsku nazywana jest dragonfly – smocza mucha. Nazwa ta wywodzi się ze starej legendy, w której pewien smok posiadał czarodziejskie siły, ale nie wolno było mu ich nadużywać. Obdarzał światłem i mądrością, przynosił magię, zmianę postaci, a swoim ognistym oddechem – przywidzenia. Pewnego razu kojot wezwał go do przybrania postaci ważki. Wtedy smok utracił moc, gdyż użył jej tylko po to by popisać się swoją magią.”
Inna historia opowiada o Altantydzie, gdzie ważka jest strażniczką starej wiedzy. Mieszkańcy Altantydy nadużywali jej zdolności i eksperymentowali z jej wiedzą, przez co utracili swe siły i doprowadzili do zatopienia kontynentu.
Ważka przypomina o sile Atlantydów, obdarza mądrością i ostrzega przed niewłaściwym wykorzystaniem wiedzy. Przynosi mądrość głębi i przeszłości, siłę rozwoju, wyrastania ponad siebie samego oraz powrót starej wiedzy do nowego cyklu”
Dla mnie nasunął się niesamowity wniosek
Gdy udowadniamy coś sobie, czy innym – pozbawiamy siebie mocy.
Tak, tak jak Ci udowodnię ……..
Pokaż, że potrafisz ………
Jesteś taki marny, zrób coś z tym …………..
Reakcja na to – to pozbawianie siebie mocy .
Uwalniam się od przymusu udowadniania innym siebie , aby mnie zaakceptowali i szanowali
Pozwalam sobie iść swoją drogą i korzystać ze swojej siły
Również gdy namawiamy innych do udowodnienia nam czegoś, to obdzieramy ich z energii!
Uwalniam się od przymusu reagowania na prowokacje typu „udowodnij mi” .
A wracając do symboliki ważki
„z ważką masz szansę na pozbycie się starej karmy i uwolnienie od starych powiązań, które już Ci nie służą. Ponadto ważka obdarza Cię umiejętnością zmiany postaci oraz latania, ochroną i siłą podążania własną drogą i oddania się związanej z tym przemianie.
Ponieważ toczy walki o terytorium, odpowiada za odgradzanie i ochronę określonych obszarów – pokazuje, że są one pod inną niż ludzka ochroną”
Chronię siebie, moich bliskich, moje dobra, mojego bloga – poddaję je ochronie Sił Światła.
A nasza ważka nieruchomo przespała noc pod samochodem. Rano daliśmy ją na maskę auta, a gdy nagrzała skrzydełka …… odleciała.
Pokazując, że gdy idziemy swoją drogą, a na niej czasem upadamy – wszechświat o nas się troszczy. Tak, może byliśmy jedynymi istotami na całym potężnym jeziorze (ok. 120 km na 30 km), którzy byli w stanie wyłowić ważkę, wokoło krążyło bardzo wiele drapieżników w powietrzu i wodzie. Prawdopodobieństwo uratowania żadne, a jednak……..
Wszechświat się o mnie troszczy każdego dnia.
Dziękujemy kochana, że pokazałaś się nam, dając cudowną lekcję, od teraz będziesz przypominała nam, że chęć udowodnienia – to pozbawianie się mocy. Gdy przychodzi czas przeobrażenia – bezpieczniej mu się poddać, iść w nowe – gdyż tkwienie w starym tylko kosztuje dużo siły i jest wręcz niebezpieczne, a wszechświat zawsze się o nas troszczy.
Szczęśliwego udanego ważkowego życia.
Maślakowe kulinarne szaleństwo
Maślakowe szaleństwo na Hubsugul
Las nas karmi. A grzyby zawsze wzbudzały naszą fascynację zbieracza jak i konsumenta.
Tutaj w modrzewiowym lesie jest pełno maślaków żółtych i zwykłych.
Tutaj jest ich pełno gdy Mongołowie ich nie jedzą i nie zbierają,
Przy naszym stylu odżywiania praktycznie bez nabiału, tłuszczy trzeba było poprosić wszechświat o pomoc jak je przyrządzić.
Pierwszy pomysł to
Wegańska beztłuszczowa zupka maślakowa międzynarodowa:
Nazwa międzynarodowa wzięła się z stąd, że zawiera w naszym przypadku :
maślaki mongolskie znad jeziora Hubsugul ,
słodką paprykę znad ochrydzkiego jeziora w Macedoni
Przyprawę do uzbeckiego płowa z Rosji
ostrą paprykę z Gruzji
Oregano z Peloponezu w Grecji
podgotować pokrojony drobno cały 1,5 litrowy garnek maślaczków, potem odcedzić większość kawałków grzyba ( przydadzą się na kotleciki),
do odcieku wkroić jeszcze 1-2 grzyby w średnich tym razem kawałkach,
dodać kopiastą łyżkę słodkiej mielonej papryki,
przyprawy – w naszym przypadku zastosowaliśmy mieszankę do płowa w ilości płaskiej łyżeczki do herbaty,
dwa ząbki czosnku starte na tarce,
około 100 mililitrów wody z kwaszonych ogórków, sól do smaku
(można dodać do tego pokrojone w drobną kosteczkę ziemniaczki – ale bez była lepsza),
pieprz, ostra papryka, uzupełnić wodą do pełnego 1,5 l garnka i gotować do czasu aż grzyby, ziemniaczki będą miękkie.
Oczywiście należy doprawić wg gustu, dla nas najważniejsze aby 80% to były maślaczki. A gotowanie całego garnka grzybów ma sens, bo do odcieku – wody przejdzie smak i aromat kilograma maślaków ( a nie np. 2 sztuk!).
Gotową zupkę posypaliśmy chipsami z morskich wodorostów – koreańską!
Drugi prosty sposób to wegańskie bezglutenowe kotleciki maślakowe:
Składniki :
maślaki – ugotowane w czasie przygotowywania zupy, odcedzone, chłodne
ziemniaczane purre – w ilości takiej by związało masę grzybową do konsystencji sztywnego puree
przyprawy suche np. papryka słodka, ostra , sól, pieprz
czosnek tarty na tarce
olej do nawilżenia pędzelkiem patelni – tylko w celu jej ochrony – jeżeli ktoś posiada taką co nic do niej nie przywiera – można z niego zrezygnować.
kiszona kapusta – jako opcja – krojona na 1-2 cm kawałki
można dodać musztardę, keczup co mamy
Sos do kotlecików:
przecier pomidorowy
sól
czosnek
oregano
Maślaczki podgotować odcedzić wodę – dość dobrze, dodać purre tyle, żeby było dość gęste ,doprawić można kiszoną kapustą, solą, pieprzem itp.
Można również bardziej orientalnymi przyprawami, sosem sojowym wg uznania. Pasta ma nam smakować i można ją jeść, jak komuś nie chce się piec (można też zawinąć w Nori – jak sushi i nie kroić tylko jeść jak kanapkę).
Zostawić na ok. 30 minut aby składniki się zaprzyjaźniły.
Rozgrzać patelnię na której można piec na małej ilości tłuszczu lub beztłuszczową – nawilżyć najlepiej pędzelkiem patelnię olejem, albo i nie (oczywiście można również na większej ilości tłuszczu, ale wtedy ważne aby było ciasto bardzo gęste).
Formować w rękach placuszki (najlepiej ręce moczyć w wodzie) i kłaść na rozgrzaną patelnię. Smażyć na średnim ogniu z dwóch stron, aż będą rumiane. Gdy przewrócimy dobrze jest pogładzić widelcem czy łyżką i tak spłaszczyć, aby nadać ładny kształt. Gdy trochę za rzadkie ciasto przewracać np. dwoma widelcami.
Sosik najprostszy na świecie:
Przecier pomidorowy w takiej proporcji, aby woda z przecierem miała gęstość troszkę rzadszej śmietanki do tego sól, czosnek i na ogień – podgrzać i gotowe.
Polać kotleciki, a na górę można jeszcze majonez (dla wegan sojowy, bądź postny)
Proste wegańskie, a przy tym bezglutenowe.
Dla nas rewelacja, a każde mogą mieć inny smak, wszystko zależy od inwencji.
Smacznego
Zakręceni w kółko Mongolia – Rosja – Mongolia
Mongolia Rosja, Mongolia zakręceni w kołko 15-24 sierpnia 2015
System kazał nam opuścić Mongolię – minęło 30 dni bezwizowego pobytu i musieliśmy choćby na jeden dzień wyjechać do Rosji.
Granica w Altanbułag pokazała wyraźnie, że Mongolia nie chce nas wypuścić. Weekend, wielu Mongołów w drodze na wakacje – nad Bajkał, do tego ich znany chaos, upał.
Pożegnanie Mongolii, jak i te dodatkowe czynniki spowodowały, że poszły nam emocje.
Na kłótnie było dużo czasu, bo w sumie granica zajęła nam 9 godzin czekania.
Zaraz za granicą, jak typowe dzieci miasta, w dużych hipermarketach zrobiliśmy zakupy owoców i warzyw (głównie z Chin), jakie było nasze zdziwienie, że nie mają smaku….. (niedojedzone jabłko poleciało w krzaki – i to po takim okresie niedoboru owoców!)
Nasze zakupy po ograniczonym asortymencie towarów w Mongolii osiągnęły niebotycznie wysoką dla nas kwotę 100 zł! (choć to miało miejsce przy 2 razy wyższych tutaj cenach owoców i warzyw niż w Polsce).
Zauważyliśmy, że nie tylko mniej jemy (w Mongolii rachunki były symboliczne – pomimo wysokich cen), ale i potrzebujemy mniej żywności wokół siebie. Mamy coraz większe zaufanie do wszechświata, że nawet na pustynia nakarmi nas pysznymi tamtejszymi nowalijkami, nie wspominając oczywiście już o czystym i mocnym świetle.
Ufam, że wszechświat mnie nakarmi
Zatankowaliśmy paliwo prawie 2 razy tańsze niż w Mongolii (po ostatnich spadkach rubla 2 zł za litr) i pojechaliśmy w kierunku Bajkału.
Już od początku Landrynka nie chciała jechać – rosyjskie paliwo – stwierdziliśmy i pojechaliśmy dalej. A przecież to był znak, aby nie jechać dalej – tylko poczekać i następnego dnia z powrotem przekroczyć granicę do Mongolii.
Bajkał był z umysłu.
W tym momencie czułam, że mamy jechać do Iwołnickiego Datzanu obok Ułan Ude.
Tak też zrobiliśmy odwiedzając lamę Chambo Lama Itigełow (o tym oddzielny post), a potem do Ułan Ude, gdzie spotkani na granicy Anglicy poinformowali nas, że unosząca się mgiełka to dym płonącej tajgi wokół Bajkału.
I znowu zlekceważyliśmy znak…., bo przecież jedziemy nad Bajkał! I jednak pojechaliśmy dalej 30 km za Ułan-Ude w kierunku jeziora, gdzie wszechświat pokazał dobitnie – nie jedzcie dalej!
Swąd spalenizny był tak duży, że nie dało się otworzyć okien.
– Jedziemy z powrotem do świętego lamy, może tam odpoczniemy – stwierdziliśmy i tak też zrobiliśmy .
Czy odpoczęliśmy ………….
Można rzec, że się poczyściliśmy… .
Posiedzieliśmy w otoczeniu klasztoru 3 dni (opis przy poście o Lamie), popatrzyliśmy na przestrzeń (dymy znad Bajkału zasłaniały przestrzeń gór również koło datzanu), stwierdziliśmy że jest mniej mgliście, internet też potwierdził, że ugasili część pożarów.
Kolejna próba „zdobycia” Bajkału, tym razem od strony Babuszkina ( czyli drogą na Irkuck).
Udało się! Tylko niestety na parę godzin (zdjęcia opis w specjalnym wpisie). Bajkał pokazał nam się jak mógł, jednak po 4 godzinach przyszła fala dymu, w której nie sposób było oddychać. Uciekliśmy jadąc drogą kilkanaście kilometrów na górkę – wyżej – bo dymek widziany w postaci mgiełki w światłach reflektorów ścielił się nad lustrem wody, a rano pojechaliśmy dalej wzdłuż Bajkału w kierunku Irkucka ……
I ………………..
Nie ujechaliśmy ani 50 km gdy wiatr przyniósł potężne dymy.
-Przecież to nie miejsce na odpoczynek, co my tu robimy – stwierdziliśmy.
I wreszcie zapadła decyzja – Mongolia ponownie….
Jakbyśmy pierwszego dnia nie mogli tego zrobić od razu.
System kazał nam wyjechać na jeden dzień co najmniej, a nie jechać nad Bajkał – to już była nasza nadinterpretacja.
Ostatnia noc w Rosji była niesamowitym przeżyciem.
Stanęliśmy na wzgórku nad rzeczką, ze 150 km od mongolskiej granicy, gdy nagle kawałek nad nami stanął samochód, wysiadł otyły Pan ze sztucerem i zaczął mierzyć gdzieś w przestrzeń.
– Na kogo on poluje – zagadnęłam Bartka.
– Suslika – odpowiedział .
Zaczęliśmy posyłać światło susliczkowi ….
Pierwszy strzał nie trafiony…
Jednak suslik tak, jak troszkę my z Bajkałem nie wziął lekcji do siebie i nie schował się do norki, tylko dalej stał – nie wiem czy z przerażenia czy z ciekawości.
I drugi strzał zakończył jego życie.
Widzieliśmy jak wił się w mękach i padł. Myśliwy poszedł po niego.
Kiedyś mój kuzyn myśliwy powiedział mi, że jestem za wrażliwa aby patrzeć na zabijanie.
I tak i nie.
Nie zgadzam się z nim, dlatego między innymi nie jem mięsa i idę w kierunku odżywiania światłem.
Okolice Bajkału, Buriacja mają w sobie teraz bardzo dużo napięcia, dotyczy to też ludzi.
I tak w nocy z 21/22 sierpnia tylko po 3 godzinach stania na przejściu, wjechaliśmy do Mongolii i podążyliśmy wzdłuż północnej granicy w kierunku najbardziej turystycznego miejsca Mongolii – jeziora Habsugul.
Jeszcze bardziej zaludnioną Mongolią, śmierdzącą gównami , gdzie wszystko tonęło w gównach, potężnym wypasem zwierząt , z większym zaludnieniem i głównie drewnianą, szarą, szopkowatą w swojej formie zabudową. Bogatszą, a biedniejszą. Bo przecież wybudowanie coraz większego domu pochłania coraz więcej energii, potem umeblowanie go i ….. brak, brak ….. bo chcę to, to, to
Uwalniam się od poczucia braku
Żyję w obfitości już teraz
Z miasteczkami o specyficznej energii. Mongolia Mongołów, a nie Mongolia przestrzeni. Taka kolejna odsłona, niezbyt korzystna dla tego kraju.
Jadąc dziękowaliśmy wszechświatowi, że posłał nas na początku drogą południową i pokazał magię nieskończonej ilości przyrody stepu, pokazał Gobi….
Po jednych z hipermarketów w jednym z z większych miast na naszej trasie w upalny dzień, przy koszu na śmieci, chowając się od upału był malutki piesek (może go ktoś podrzucił, a może to mieszka). Mongołowie przechodzili obojętnie, wiele razy zauważyliśmy, że zwierzęta hodowlane również traktują bardzo przedmiotowo – może i siebie….???
Na ile przedmiotowo traktujemy siebie, zwierzęta, przyrodę …..???
Najpierw zaniosłam mu miseczkę wody wypił jak szalony, potem drugą, z butelki po wodzie zrobiliśmy kolejną miseczkę na chrupki. Mongołowie patrzyli na nas co robimy, przyglądali się trochę z ciekawością, a trochę z uśmieszkiem.
My robiliśmy swoje.
Robię swoje nawet jeżeli inni to wyśmiewają
Zadowolonego małego zostawiliśmy z wiarą w ludzi, w to, że znajdzie dobry domek. Zostawiliśmy również miseczki, aby do czasu znalezienia domku ludzie mieli mu do czego nalać wody czy dać jeść.
I tak troszkę zmęczeni asfaltową drogą o specyficznej energii dotarliśmy nad jezioro Habsugul .