Rosja
now browsing by tag
W objęciach rzeczki na rozlewiskach Wołgi
W objęciach rzeczki na rozlewiskach Wołgi 6-8 września 2017
Jestem, a może coś robię – zastanawiałam się leżąc w Landrynce i patrząc przez tylne drzwi na rzekę.
Bo przecież jestem, wtapiam się w przestrzeń, staję się jednością, zapominam o sobie.
Schematy w których wyrośliśmy każą nam non stop nazywać jaką czynność w danej chwili robimy. Można więc nazwać, że obserwuję rzekę jak płynie, że obserwuję ptaki, że obserwuję …… tylko gdy skupiam się na fragmencie obserwacji odrywam od całości.
I nie tylko odrywam od całości, ale napinam obserwując to co mam obserwować. Czekam na ptaki, które mają przylecieć, a jakoś nie chcą, denerwuję się że gdy przyleciały nie zrobiłam zdjęcia, a jak już zrobiłam to może niezbyt dobre. I tak wkoło Macieju.
A gdy jestem wszystko może się wydarzyć. Jest otwarcie na całą przestrzeń.
Otwieram się na całą przestrzeń w której jestem, jestem w niej.
I tak samo było u nas gdy zaczęliśmy puszczać mydlane bańki, ciesząc się tym jak wiatr roznosi je po okolicy. Rozwiewa szczęście. Bo to bański szczęścia.
Gdy później w rzece (za jej zgodą ) myłam urządzenia do baniek wyłonił się żółw.
Tak rzeczny żółw, by przypominać o swoim rytmie na swojej drodze
Żółw wynurza się z oceanu twojego życia, po to abyś sam stał się dla siebie wyspą, wyspą, oazą i ojczyzną. Bądź dla siebie wewnętrznym miejscem postoju, w którym zawsze znajdziesz odpowiedzi. (Siła zwierząt J. RulanD)
Jestem sobą w radości dziecka
Moja siła i moje bezpieczeństwo jest w mojej radości i kreatywności.
Miejsce takie proste, nad jedną rzeczką z ujścia Wołgi. Zaprosiło nas do siebie w pełnię, szybującymi przy drodze ptakami było ich setki – gawrony, drapieżniki…
Zaprosiło na rytuał dla Matki Ziemie, który zrobiliśmy tutaj razem z Marią Bucardi – www.mariabucardi.com
Rytuał w którym światłość spływała na ziemię, a ja poczułam, że ziemia tak mocno podniosła swoją wibrację, że ludzie już nie stanowią dla niej zagrożenia.
Przestrzeń wdzięczyła się nam. Zachmurzonym wietrznym dniem, który pozwolił nam odpocząć od upałów, ptakami które szybowały w oddali chcąc pokazać :
Latanie jest proste
Zachód słońca napełniał kolorami, przypominając, że to co odchodzi ma być pożegnane z radością, miłością i pięknem.
Pozwalam odejść, temu czemu nie chcę z radością, miłością i pięknem
Cieszę się pięknie przeżytym dniem i jestem za niego wdzięczna.
Szczęśliwy czas ”pod mostem” – delta rzeki Wołgi
Szczęśliwy czas ”pod mostem” – delta rzeki Wołgi 04 – 07 .09. 2017
Są takie miejsca które zapraszają, a potem utulają, dając wypoczynek – pomimo że ich wygląd na to wcale nie wskazuje. I tak właśnie było z jedną dużą polaną nad rzeką, w której otoczeniu budowano wiadukt.
Po nocnej wizycie w Astrachaniu skierowaliśmy się w głąb delty rzeki Wołgi w kierunku brzegu morza Kaspijskiego. Po drodze mieliśmy jeszcze odwiedzić kwitnące lotosy, dość popularne w tym miejscu. Odwiedziny w lotosowym miejscu troszkę nas rozczarowały, ze względu na niski poziom wody było mało liści i kwiatów. Życzliwi jednak mieszkańcy zaraz doradzili, gdzie pojechać by zobaczyć te kwietne piękności. I tak już jadąc na kolejne miejsce – zaprosiła nas polanka nad rzeką.
Kolejne dni polegały na wycieczkach dziennych po okolicy, tam gdzie rosły lotosy i …… arbuzy, melony. Zawsze jednak wracaliśmy pod nasze drzewo na polance z wiaduktem. Bo są takie ulubione, kochane energetycznie miejsca do których się wraca jak do domu.
Przy okazji wycieczek poznaliśmy parę emerytów, którzy po ślubie wyjechali do miasta, a teraz po przemyśleniu tematu – powrócili do swoich „rodzinnych lotosów”.
Wizyta na polach uprawnych z arbuzami i melonami uświadomiła nam o skali tego zagadnienia. W końcu astrachańskie arbuzy są uznawane za najlepsze w rejonie Rosji. Na polach pracują osoby które przyjechały na zarobek z Dagestanu. Próbujemy kupić od nich wielkie dwa melony i arbuza – zostajemy nimi obdarowani!!
– Jedzcie do nas do Dagestanu – tam piękne góry, morze, dobrzy ludzie i bezpiecznie – może to dla nas zaproszenie przekazane przez aniołów?
A my wracamy kolejny raz na polankę z naszymi krasulami, końmi i owieczkami. Wcale nam nie przeszkadza to że jest cała obsrana.
Ustawienie auta tak by od razu nie wdepnąć w bogactwo – wcale nie daje gwarancji – bo spacerują dookoła przez całą dobę szukając towarzystwa ludzi….
Astrachań 03.09.2017
Astrachań 03.09.2017
Tak w sobie specyficznym tempie poprzecinanym przez południowe postoje pod drzewami dla ochrony przed skwarem docieramy do Astrachania. Jego sercem jest otoczony murami kreml, a właściwie coś na kształt warowni z basztami i cerkwią. Kopułki cerkiewek błyszczały w słońcu jednak nie zapraszały do środka.
Do środka zaprosiło nam muzeum samowarów i muzeum wiadomości fizycznych dla dzieci (zapomniałam nazwy).
Samowary jak samowary kojarzą się nam z Rosją, najpiękniejsze malowane pochodzą z Tuwy i są produktem powojennym. Wzrok przykuwały również samowary z miedzi.
Jednak powiem swoim zwyczajem było w nim – No fajnie (czyli ok, ale bez większych fajerwerków).
Miasto ma swój charakter, podkreślają to nie tylko kreml, ale także odnowione parki z fontannami, promenada wzdłuż kanału rzeki Wołgi.
To właśnie tam koncentruje się bogate knajpiano życie Astrachania.
Najbardziej lubimy wjeżdżać do miast wieczorami późnymi i w weekendy. I wszechświat często nas właśnie tak prowadzi. Widzimy zatem zwyczaj wieczorno – nocnych spotkań towarzyskich na kocykach rozłożonych w parkach na trawnikach.
Mimo iż starsza część miasta jest zaniedbana Astrachań robi na nas miłe wrażenie południowego miasteczka z tendencją jej mieszkańców do posiadówek w ogródkach licznych kawiarni.
Widać nawet turystów z europy zachodniej na uterenowionych camperach.
Zaskakuje nas jedna przystawka, należąca do kategorii wegańskich.
Wyjeżdżamy troszkę utyskując na brak toalety w naszej Landrynce. Chętniej zostalibyśmy na samym środku miasta….
Z nurtem rzeki Wołgi 01-03.09.2017
Z nurtem rzeki Wołgi 01-03.19.2017
Zapoznaliśmy się z tą rzeką w Saratowie, gdzie jej szerokość można oceniać na ponad dwa kilometry. Tutaj pomimo że jedziemy wzdłuż jej nurtu to szerokości ubywa. Na początku wciąż jej szukaliśmy, teraz jednak pogodziliśmy się z podziałem jej koryta na wiele równoległych nurtów.
Jedziemy wzdłuż wiele kilometrów, a jej brzegi o tej porze roku obsadzone są nie tylko drzewami , ale przede wszystkim wędkarzami.
Istne szaleństwo – wyposażeni są nie tylko w miasteczka namiotowe wraz z wolno stojącymi toaletami, ale również wędzarnie , zamrażarki i napędzające je agregaty prądotwórcze – warczące całą DOBĘ. Przeważają rejestracje z dużych miast rosyjskich. Ewakuujemy się z tej zony jak himalaiści ze strefy śmierci. Dajemy dużo światła duszyczkom ryb, których jest tu niewiarygodnie dużo.
Słone lusterko – jezioro Baskunciak – 30 sierpień 2017
Słone lusterko – jezioro Baskunciak – 30 sierpień 2017
Zaproszenie od jeziorka było wyraźne, poczuliśmy to wchodząc na jego słoną taflę. Biel, biel po horyzont taka że aż bolało coś w środku głowy. Przenikająca igła światła pomimo wczesnej przedpołudniowej pory.
Na jezioro nie wjeżdża się swoim autem, są tu gaziki na wynajem, można iść n piechotę – i tak właśnie bez pośpiechu za to ceniąc ten unikalny plener fotograficzny powitaliśmy taflę soli pod swoimi nogami.
Upał, suche stepowe powietrze i solny zapach komponowały się ze sobą. Takie miejsca dodają jednak lekkości i pomimo narastającej temperatury cieszyliśmy się ze spotkania z duszkami tego miejsca…
Kąpaliśmy się w energii obfitości, bowiem od zawsze wybija tu spod ziemi źródło solanki o wysokiej koncentracji soli. Złoże jest zatem bogate i całkowicie odnawialne. Już w komunie postała kopalnia zapewniająca prawie w całości potrzeby Związku Radzieckiego. Do dzisiaj czynna – choć teraz eksploatowana wydajnymi maszynami – wcześniej dla jej obsługi zbudowano miasteczko z blokami.
Jezioro jest otoczone parkiem narodowym strzegącym stanowiska licznych słonolubnych roślin endemicznych. Widoczny za jeziorem górski szczyt jest już w strefie pogranicznej z sąsiadującym Kazachstanem.
A my jak to można się domyślić, daliśmy nurka do wody…. Oczywiście nie nurka bo solanka nie daje możliwości nurkowania…pozostaje błogie unoszenie się na powierzchni wody jak bańka mydlana. Są tacy co próbują czytać gazetę…. Zasypiania nie proponuję – solanka jest żrąca dla oczu. Obowiązkowe również klapki , tak by nie stanąć na ostrym kryształku soli i przewrócić się do roztworu soli.
Osobnym tematem jest „graź”. Kopią ją po drugiej stronie miasteczka. Nacieramy się błotno-solnym czarnym roztworem i suszymy na słońcu. Nareszcie nie parzy… błotny filtr oceniam na 500 jednostek. Potem kąpiel i bardzo długie zmywanie. Błoto schodzi… zapach nie… Wąchamy się nawzajem w szalonym konkursie na długą smakową końcówkę…..Wygrywa skojarzenie z zapachem morskich glonów. Ale skórka jak u niemowlaczka, taka śliska i gładka.
Poniżej filmik jak Brygidka kąpie się w solance.
Zasypiamy wieczorem na pobliskim wzniesieniu na granicy parku, z widokiem na jezioro i miasteczko. Dobrze chronieni siatkami w oknach od komarów….ich larwy pewnie się urodziły w jeziorze – dzieciństwo w solance – straszne! To tak sobie piszę – gdyby ktoś narzekał na to swoje….