Węgry
now browsing by tag
W poszukiwaniu wiosny – Balaton
W poszukiwaniu wiosny cz. I – 29 marzec 2018
Zapachniało wiosną. Po zimowym postoju znowu nas nosi. Decyzja jest oczekiwana i ma swój sentymentalny powiew – jedziemy naprzeciw wiośnie.
Pierwsze zapłakana Bratysława, nie daje jeszcze oznak zmiany pory roku……..
Potem Węgry , Balaton – bo tutaj najczęściej czuliśmy zmianę powietrza na takie wiosenne, ciepłe, bez nadmiaru wilgoci. I tak jest i tym razem – słońce, ciepło, zieleń trawy, nieśmiało kwitnące pierwsze dzikie kwiatuszki….i te nie dzikie też – sadzone na klombach w kurorcikach nabalatońskich. Chłoniemy tę energie budzącego się życia………….
Robimy to co lubimy przemieszczając się wzdłuż brzegu, nieskrępowanie zaglądamy w rożne znane i mniej znane nam zakamarki.
Sezon turystyczny już powoli się otwiera……….
Mamy jednak zamysł niesiony jeszcze z domu i dlatego postanawiamy opuścić gościnny brzeg jeziora gdzie czujemy się dobrze.
Kierujemy się zatem na termalne baseny do Zalakaros. Byliśmy tam już i wiemy że jest to woda posiadająca rzadkie minerały i pierwiastki w tym radioaktywny stront. A wszystko to w oparach siarki. Nie dane nam jednak zażyć kąpieli, pani sprzedająca bilety naciąga nas na zakup jedynej weekendowej opcji obejmującej wszystkie baseny i atrakcje – nie wspominając że baseny z wodą medyczną są czynne tylko do 19 godziny. Niestety tak się kończy pójście za pragnieniami z umysłu. Znamy jednak miejsce odwiertu wody termalnej z którego kopci się siarkowy „dym” i nasyca okoliczne powietrze swoim zapachem. Zatrzymujemy się pod nim tylko na godzinkę i odjeżdżamy rankiem……………
Szanuj jedzenie – dlaczego …..
Pobyt na nizinie węgierskiej zmusił nas do refleksji nad produkcją żywności.
– Dlaczego wszystko musi być zaorane?
– Dlaczego między roślinami produkcyjnymi nie ma innych roślin tzw. chwastów?
– Czyżby ktoś plewił te duże połacie?
– Kto produkuje środki do niszczenia chwastów?
– Czy warto w tym wszystkim uczestniczyć?
Pytanie goniło pytanie, a do tego była Wielkanoc i parę dni wcześniej widzieliśmy przepełnione wózki kupujących w marketach.
Jedzenie, które potem gdzieś wyrzuci się na śmietnik.
Każdy ma swoje doświadczenia i nie mam ochoty nikogo zmuszać do szanowania jedzenia, jednak mam nadzieję, że po tym naszym filmiku chociaż jedna osoba zastanowi się zanim wyrzuci jedzenie, a potem gdy kupi następne tylko dla kupienia, promocji itp.
Tereny rolnicze już dawno przestały być terenami przyrodniczymi, to tereny przemysłowe.
Pamiętam jak byłam na szwedzkiej wyspie Oland – bardzo rolniczo-hodowlanej – obornik wraz z gnojowicą z przemysłowych obór i tuczarni, oraz nawozy sztuczne spływały do morza powodując gruby kożuch kwitnących glonów przy brzegu – tworzyło się wielkie „G”, takie że nie można było wejść do wody na kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów od brzegu. W wielu miejscach pobudowano kładki tak by pokonać tą barierę.
O dziwo to turystyka przez taką degradacją obroniła Balaton. Hotele i apartamenty usadowione w kilku liniach wokół stworzyły bufor ochronny przed wielkotowarowym rolnictwem.
Dlatego prosimy miejsce szacunek do matki ziemi.
Nasze śniadanie wielkanocne w podróży
Święta – Wielkanoc 2017
Balaton został w naszych sercach, a my pojechaliśmy na południe. Przespaliśmy się gdzieś koło kościoła, stwierdziwszy o 8 rano w pełnym zaskoczeniu, że przecież dziś Wielkanoc, a tutaj jeszcze nie było jeszcze mszy. Koło 9 ksiądz z koszykiem szedł w kierunku pięknego gotyckiego kościoła.
My zazwyczaj rano co najwyżej pijemy kawę z mlekiem roślinnym, dziś chcąc oddać szacunek naszym przodkom, a może połączyć się z nimi w taki sposób jaki im sprawiał radość zrobiliśmy sobie śniadanko.
Był biszkopt (cwibak) w polewie kupiony w Czechach, rzeżucha z Kauflandu, pomarańcza, kawusia i bez zostawiony przez kogoś na deptaku nad Balatonem.
Ćwibak przypomniał mi moją babcię, która zawsze mi go piekła, gdyż było to moje ulubione ciasto.
A potem jechaliśmy jeszcze troszkę przez Węgry, aby oglądać świąteczne dekoracje we wioseczkach i sposób niektórych osób na świętowanie świąt.
Potem Chorwacja zamknięta i wymarła, tylko zając na rynku Osijeku przypominał, że są święta.
A potem Bośnia z lekkim życiem bo przecież jest w części chrześcijańska, a w części muzułmańska. Co kraj to obyczaj i innym sposób na świętowanie świąt, a może już we większej części Europy dwóch czy trzech dni wolnego.
Tradycję osobiście lubię oglądać, jak mam ochotę lubię uczestniczyć w jej obrzędach, jednak nie wyobrażam sobie, abym była zmuszana do określonego zachowania zgodnego z tradycją. Wolność dla mnie ma priorytet
I tego Wam również życzę na święta
Balaton – jak u siebie
Balaton – jak u siebie 15 kwietnia 2017
Są miejsca, które mimo upływu lat , naszych zmian przyjmują nas gościnnie, a my czujemy, że przyjeżdżamy do siebie.
I tak właśnie jest z Balatonem.
Pamiętam jak 12 lat temu pojechaliśmy tutaj na pierwszą naszą wspólną, wtedy kilku dniową podróż. Od tego momentu byliśmy tutaj wiele razy, aby powiedzieć „witaj” kochanemu jeziorku.
Widzieliśmy go chyba o każdej porze roku i powiem szczerze zawsze ma dla mnie jakąś magię.
I tym razem gdy zobaczyłam znak Balaton, zaraz zerknęłam ile trzeba nadłożyć, aby dotknąć wody kochanego jeziora.
Okazało się, że tylko 30 km.
Więc nie sposób było nie pojechać.
Balaton przyjął nas w pięknym słońcu, krystalicznej wodzie o kolorze zielononiebieskim. Taki raj, takie cuda świata. Taka na maksa zaludniona magiczna perełka.
Przy okazji okazało się, że w miasteczku – Siofok do którego przyjechaliśmy jest jarmark świąteczny z występami zespołów do późnego wieczora. Jarmark dla węgierskich turystów, głównie z Budapesztu. Takie piękne przyjęcie.
Choć od razu widać inne podejście niż polskie, tańczyć we Wielką sobotę …..???
I posłuszni swojej intencji meandrowaliśmy pomiędzy jeziorem a jarmarkiem, spędzając praktycznie cały dzień w objęciach Balatonu.
Ciesząc się z tego, że znaleźliśmy parking w parku, obok promenady z widokiem na Balaton – 100 metrów od niego i że w każdej chwili nie rezygnując kontemplacji widoku mogliśmy wejść do środka naszego domku na kawusię.
– Lubią nas tu – stwierdziłam.
– Ojjj bardzo – dodał Bartek – i to od lat.
– Tutaj zawsze jestem sobą – przemknęło mi przez myśl.
Tutaj mimo lęku przed wodą nauczyłam się sama jako dziecko pływać, tutaj pierwszy raz stanęłam na surfingowej desce, tutaj doświadczałam kontemplacji nie wiedząc jeszcze co to jest , tutaj zawsze czuję się lekko…
Tutaj duchy dbają nie tylko o mnie czy Bartka, ale również o landrynkę.
Opowiem Wam przygodę sprzed wielu lat.
Pojechaliśmy chyba w październiku na festiwal wina do Badascony. Po drodze na Słowacji od sympatycznego dziadka kupiliśmy burczaka – czyli młode wino mocno fermentujące.
W związku z tym, że wino fermentowało i buzowało szybciej niż nadążałam pić, przelaliśmy część wina do termosu (tak do połowy jego pojemności). Poszliśmy na festiwal, który trwał praktycznie cały dzień i jakie było nasze zaskoczenie, gdy wracając zobaczyliśmy dziwnie mieniącą się strużkę wody pod naszym samochodem. Mimo, że w tym czasie nie padało.
Wizja lokalna wykazała, że eksplodował korek od termosu i cała zawartość wylała się na podłogę i wyciekła na zewnątrz przez odpływ, a korek wylądował na łóżku. Nic nie uszkodził, a przecież mógł nawet wybić okno, siła wybuchu była zapewne potężna.
Zniszczył się tylko korek od termosu, jednak firma Tatonca, gdy usłyszała naszą historię podesłała nam nowy. I tak ten „słynny” termos dalej z nami podróżuje po świecie przez ostatnie 10 lat.
Takie nasze miejsce mocy, miejsce z którym rezonujemy, wtapiamy się nawzajem w siebie słuchając swoich historii, rad, otwierając się tak na 100% jeden na drugiego…
Ja jestem Tobą, Ty jesteś mną
Tutaj wszystko płynie bez żadnych przeszkód i dzieją się cuda
Pozwalam sobie na cuda każdego dnia
Tutaj również rozpoczęła się nasza przygoda z Landrowerem – „Landrynką”. Podczas pierwszego pobytu jeszcze Skodą Fabią, zwróciliśmy uwagę na dopieszczoną terenówkę na unijnych numerach. Dumny właściciel Landrowera Defendera polecił nam zakup auta tej marki…co zapewne miało wpływ na dalsze decyzje. I tak od 11 lat nasze autko wiezie nas przez życie (obecnie ma 26 lat), a do połowy miliona kilometrów na jej liczniku brakuje już tylko 5 tysięcy….
Esztergon – otwarcie czakry korony
Esztergon – potężna bazylika 16 sierpnia 2014
Dalej na południu przygarnął nas Esztergon ze swoją potężną bazyliką . Byłam tutaj z 20 lat temu i nie zachwyciłam się tym miejscem . Dlatego Byłam troszkę zdziwiona , że wszechświat nas tutaj prowadzi . Prowadzi to prowadzi – widocznie ma jakiś cel – stwierdziliśmy i nie dyskutowaliśmy , że na południe chcielibyśmy inną drogą .
A cel był potężny .
Na środku bazyliki znajduje się okrąg mandala (kamienna mozaika podłogowa ) z czarną kropką na środku , taka sama czarna kropka znajduję się nad nią na szczycie kopuły. Od wejścia do bazyliki czuliśmy się źle – brakowało nam powietrza , było nam duszno. Gdy stanęłam na czarnej kropce zobaczyłam jak kościół zamykał ludziom drogę do Boga , utożsamiając się z Boskim wizerunkiem.
Co mówił Kościół było Boskie , przez kler przemawiał zawsze Bóg. A słowa te często były podyktowane prywatnymi interesami czy własnymi ograniczeniami .
Większość w to wierzyła , jednak z czasem otwierała oczy i rodziła się nienawiść , żal do kościoła . Jednak czakra korony czy kontakt z prawdziwym Bogiem został zamknięty i mało kto umiał to otworzyć.
Powodowało to zamknięcie na czystą boską miłość , przebaczenie …… i wszystkie wyższe energie.
Siedliśmy z boczku połączyliśmy pola i zrobiliśmy medytację uzdrowienia naszej relacji z tym miejscem , tymi sytuacjami z przeszłości . Ściągnęliśmy czarne kropki z czakry korony , pozwalając miłości Boskiej przepłynąć przez nas ,wypłynąć na zewnątrz przebaczając wszystkim, którzy skrzywdzili nas przede wszystkim zamknięciem dostępu do strumienia Boskiej energii .
Bo jak mamy zamknięty dostęp do wibracji Boskich nie rozumiemy pewnych rzeczy , subtelnych uczuć , nie potrafimy wybaczać, dać się prowadzić (nie mamy zaufania, mamy opór ) . Wszystko co czysto Boskie jest dla nas niedostępne .
Gdy powiedziałam ostatnie słowa medytacji kościół rozbrzmiał najpierw cichutko Ave Maria , by potem wypełnić go całym wybrzmieniem. Widzieliśmy (czuliśmy) jak biało srebrne energie tańczą tam wymiatając to co przygniata .
Poczuliśmy się wolni, lżejsi i radośni . Miejsce już nie było dla nas ciężkie i przytłaczające jak na początku.
Nasza relacja z nim stała się harmonijna , Ci co chcieli również mogli z tego skorzystać . Jednak nie można uzdrawiać relacji za kogoś . Każdy z nas musi sam zdecydować o dostępie do Boskiej wibracji .
Jednak po tej lekcji jeszcze raz Wam przypomnę , jeżeli nie umiecie przebaczać całym sercem (macie żale , złości, pretensje, urazy), to relacja z Boską wibracją jest zaburzona. Pozwólmy to uwolnić z siebie.
Dziękujemy za oczyszczenie tej relacji do Kościoła i silniejszy dostęp do energii Boskiej . Lżejsi powędrowaliśmy dalej na południe.
Bazylika wg naszych informacji jest jedną z największych na świecie , zaraz po Bazylice Świętego Piotra w Rzymie .
Polecamy to miejsce ze względu na niepozorny stojący na placu Bazyliki wózek z lodami . Tylko 5 smaków , ale jakie …….
My wybraliśmy jedną gałkę czekoladową . Pełnia smaku i harmonii z cukrem .