Rosja
now browsing by tag
Między Karelią, a Murmanskiem
Między Karelią, a Murmańskim obwodem – województwem 11-14 sierpnia 2016
Pożegnawszy naszą kochaną Warię – biełuszkę, jeszcze postaliśmy jakiś czas między jeziorami, aby potem ruszyć w nowe.
Czas pożegnać niesamowicie gościnną nam Karelię, republikę autonomiczną i udać się do obwodu murmańskiego. Można z naszej perspektywy powiedzieć, że są to województwa, wielkości połowy czy 1/3 Polski z zaludnieniem poniżej 1 mln, większość skupiona w miastach, więc można nasycać się pięknem przyrody.
W Karelii jest to prostsze z uwagi na brak zon wojskowych, które są normą w obwodzie murmańskim. Szczególnie wybrzeże morza Barentsa.
Militarne znaczy zamknięte tzn, że choć jest droga na mapie to nie do końca można tam jechać.
Praktycznie to małe państwa, które tak jak w każdym dużym państwie mają zarówno prawo federalne jak i własne. Wyjazd poza kraj, obwód wiąże się z włączeniem roamingu w telefonie (obecnie firmy prześcigają się, aby ułatwić podróże po Rosji i jest to to stosunkowo tanie) , nawet inne oferty są w poszczególnych obwodach, są inne supermarkety itp
Karelia bardzo różni się od obwodu murmańskiego.
W obwodzie murmańskim domy bardziej zadbane, kosze na śmieci na ulicach (sprzęt nie do końca znany w Karelii), większa czystość, porządek i ludzie bardziej rozgarnięci – co powoduje, że bardziej przemieszczają się (co widać na drodze Murmańsk – Petersburg), więcej ich w lasach, nad jeziorami. Karelia za to jest bardziej dzika, pogubione jeziora, nieprzebyte lasy nawet w środku lata bez ludzi.
Dwa światy zakotwiczone tak blisko siebie.
Energetycznie Karelia miększa, łagodniejsza, troszkę smutna, pogubiona, wystraszona. Obwód murmański silny, pewny siebie, ale za to bardziej napięty i agresywny.
To tylko czuć w miejscach zurbanizowanych, poza nimi jest przyroda ze swoją dziewiczą mocą. A tutaj na styku tych krajów praktycznie żadnej różnicy, tajga z grzybami większymi niż stopa, lasy z moim ukochanym dywanikowatym chrobotkiem. Jagody, jeziora i jeszcze ukochane morze Białe.
W Zielenoborskij lokujemy się na głównym placu obok urzędu miejskiego i szkoły – uzupełniamy internet. Nawet w pewnym momencie rozwieszamy sznurek (kupiłam na targu nowy ręczniczek i chciałam go uprać). Ludzie jadą, przechodzą, nikogo to nie dziwi. Ktoś stoi, suszy rzeczy bo tego potrzebuje.
– Tak, nie ma u nas infrastruktury – często słyszymy w Rosji – czytaj kempingów, dużej ilości hoteli. No tak, ale gdyby były – ich właściciele na pewno wywieraliby naciski na władze, aby nie pozwalać na takie zachowania – jak spanie, pobyt poza nimi. A tak jak tu, gdy nikt nie ma w tym interesu, nikomu to nie przeszkadza, jest to dozwolone.
Spokojny z szacunkiem do okolicznego otoczenia postój, praktycznie wszędzie.
Tak szczerze powiedziawszy to wolę spać na przyrodzie, a w nie we większości rosyjskich miasteczek, bo trzeba mieć naprawdę pozytywne postrzeganie, aby uznać je za ładne.
Dlatego śpimy w nich tylko dla zasięgu internetu.
A w miejscowym sklepie odkrywamy nalewkę w maroszki na miodzie, ojjj ten cudowny smak niebo w gębie.
Potem po alkoholu wypijam w nocy litr czy więcej płynów, ale znajomy pełen wysokiej wibracji Olieszyna smak jest w tym momencie tego wart.
I kolejne lasy, którymi nie mogę się nasycić, chrobotek, grzyby – znane nam jak prawdziwki, kozaki i te mniej znane, jagódki.
Potem Kandalaksza jedno z bardziej sympatycznych miasteczek, gdzie uzupełniamy soki pomidorowe (nasz ulubiony – poza kompotem z borówek – napój), ziemniaczki, odkrywając jakiś bar zamawiamy wegetariańską pizzę na razowym cieście.
Siedzimy popijając soczek i czekamy na pizzę – z głośników leci agresywna muzyka, w każdym z 3 telewizorów inny film – wszystkie akcji, brutalne. Film, muzyka, wszystko agresywne.
Po 10 minutach stwierdzamy, że po co tu weszliśmy?
Potrzeba jakiś starych energii wejścia do knajpy.
Czy z tą pizzą, mamy zjeść tę agresję z telewizorów – zastanawiamy się.
Decydujemy się wziąć pizzę do najlepszej kawiarni, restauracji świata czyli naszej landrynki.
Dostajemy ją w pudełku przewiązanym czerwoną wstążeczką. Jest piękna.
Bardzo często zauważamy w tej części Rosji, ze pizza traktowana jest tutaj jak tort. Tworzy się je piękne i sprzedaje zimne w hipermarkecie w pudełeczkach z kokardkami.
Świeże jedzenie w rosyjskich knajpach to niestety stary temat o którym zapewne pisaliśmy w czasie drogi na Syberię.
W Rosji lokale to: restauracja, kafe, stołowaja.
Kafe nie ma nic wspólnego z naszą kawiarnią, jest coś w rodzaju niższej jakości restauracji – taki bar. Tutaj jedzenie przygotowywane jest rano przez kucharki, a potem podgrzewane w mikrofali (łącznie z frytkami, pizzą, kotletami itp.). W kafe jest zazwyczaj piwo, czasem ciastka.
Stołowaja jak nasza stołówka tylko jedzenie jest przygotowywane na świeżo wcześniej, a potem odgrzewane. Najniższy poziom gastronomii, ale często można tam znaleźć coś fajnego i czasem nawet świeżego tzn teraz przygotowanego.
Restauracja – tutaj jedzenie przygotowywane jest na świeżo. Najwyższy poziom.
W sumie dobrze, że niewiele jemy i nie musimy korzystać z tych przybytków, bo kuchnia rosyjska z rzadka jest dla nas smaczna, szczególnie w odmianie wegetariańskiej.
Pizza poza tym, że była ładna, mało nam smakowała i mieliśmy dużo radości z tego co robią stare pragnienia z człowieka.
Nawyki, które były kiedyś generują energię, która teraz już nam nie odpowiada.
Uwalniam się od nawyków jedzeniowych , które już mi nie służą, które zaniżają wibrację ciała
Wprowadzam w moje ciało energie, które powodują, że moje ciało podnosi swoje wibracje.
Miasta, miasteczka nawet najpiękniejsze szybko nam się nudzą, a w przyrodzie możemy trwać i być.
I aby dalej sycić się morzem Białym i przyrodą skręciliśmy na wschód na jego północne wybrzeże, gdzie 250 km wzdłuż wybrzeża prowadzi droga do wioski, którą zamieszkuje 300 osób (a po drodze jest miasteczko 5000 mieszkańców i kilka przysiółków po kilkadziesiąt osób). Kochane morze zaprasza nas dalej.
Dziękujemy i na pierwszą noc „lądujemy” koło labiryntu.
Biełucha – delfin północy zwierze bez agresji
Spotkanie z Biełuchą – delfinem północy 10-11 sierpnia 2016
Wszechświat zawsze wie, kiedy powiedzieć nam – jedzcie dalej. Mimo, że dzieje się to od lat, za każdym razem gdy jestem w rezonansie z przyrodą, dalej nie mogę się temu nadziwić, za każdym razem jestem w niesamowitej wdzięczności za to co się wydarza.
Bowiem gdy dojechaliśmy do Nilmoguby i poszliśmy na pomost bazy turystycznej – polarny krąg – centrum nurkowego. Rozpoczął się jeden z piękniejszych zachodów słońca jakie tutaj widzieliśmy. Parę metrów dalej w wolierze pływała biełuszka, czasami wyciągając łepek.
Staliśmy na pomoście patrząc jak urzeczeni na magię tego dzieje się przed nami. Na cuda tworzone przez wszechświat. Może ograniczenie wolności tego pięknego ssaka nie pasowało do tego do końca, ale czy jest możliwa pełna harmonia człowieka i zwierząt?
Szczególnie gdy dla większości są one podstawą pożywienia?
Choć mam nadzieję, że właśnie te cudowne zwierzęta, żyjące w klatkach i zaufaniu do człowieka pokazują, że dzika przyroda może przenikać się z ludzkim światem, wtedy gdy człowiek przestaje być dla niego zagrożeniem, okupantem, a staje przyjacielem.
Po zakończonym zachodowym spektaklu udajemy się do adminstracji bazy, gdzie dowiadujemy się, że pół godzinna audiencja u biełuszki kosztuje 900 rubli (55 zł) w tym czasie można ją pogłaskać. Pływanie z nią to koszt 5000 rubli (300 zŁ) plus wypożyczenie pianek (z uwagi na choroby obowiązkowo należy pływać w piankach). Biełuszka odwiedzana jest 3 razy dziennie. Mamy wielkie szczęście gdyż na jutro na 18 są bileciki na wejście z głaskaniem, a potem dopiero po weekendzie.
Wiedziano doskonale kiedy nas tutaj posłać.
Zapisujemy się i jedziemy na jeziorko na nocleg, gdyż nad morzem w miejscowości nie może nic znaleźć. Wybrzeże zabudowane daczami.
Gdy na drugi dzień leje jak z cebra, mamy wątpliwości iść, czy nie iść. Co my zobaczymy?
Prowadzi mnie potrzeba pogłaskania tego niesamowitego ssaka, nawiązania z nim kontaktu i deszcz nie ma tutaj większego znaczenia.
Biełucha znajduje się w wolierze na morzu, od spodu ograniczona siatkami. Tak, że ma świeżą, naturalną morską wodę, przypływają do niej mniejsze rybki które zjada, jedno co – to nie może przemieszczać się gdzie chce.
Nasza przyjechała z Sachalina, jest jeszcze dzieckiem ma 5 lat, waży 400 kg i mierzy 2,5 metra. Pełną dorosłość Biełuchy osiągają w wieku ok 15 lat i ważą wtedy 2 tony i mierzą do 6 metrów.
Zawsze mam dużo wątpliwości do umieszczania zwierząt w zoo, czy nawet tak jak tu w oceanarium. Jednak kontakt z tą cudowną biełuszką o imieniu Waria i jej niesamowitą opiekunką burzy wszelkie moje wątpliwości, obawy.
Na początku jestem troszkę napięta przy dotykaniu cudownej skóry tego niesamowitego zwierzęcia, pojawia się lęk przed dzikiem wielkim zwierzęciem. Jednak wystarczy parę minutek, aby zatopić się w energii bezgranicznego zaufania, radości, zabawy. Poddać temu po co tu przyszłam tak naprawdę.
Tak bezgranicznemu zaufaniu, radości, zabawie.
Nasza Waria nie jest tresowana jedzeniem, gdyż duże otwory w siatce powodują, że przypływają do niej rybki, które stają się jej pożywieniem. I trudno nią manipulować jedzeniem. Jak mówi jej opiekunka robi co chce. I to jest piękne…
Uwalniam się od potrzeby bycia manipulowanym jedzeniem
Uwalniam się od przymusu, że za jedzenie muszę robić to co inni chcą.
Uwalniam się od przymusu jedzenia
Pierwsze przesłanie naszej cudownej nauczycielki.
A Waria pływa sobie w swoim baseniku co chwilkę domagając się pieszczot od wybranej przez siebie osoby. Zawsze w takich kontaktach zastanawia mnie co jest takiego magicznego w ludzkim dotyku, że wiele zwierząt jest gotowych oddać wolność za niego?
Biełucha nie ma w sobie grama agresji, nie zna tej emocji. Ponoć normalny delfin ją ma. Jej mózg nie zna tego, dlatego ponoć nie było żadnego przypadku ataku z jej strony na człowieka, ani zrobienia mu krzywdy. W stanie dzikiem nie jest taka przyjacielska i nie pozwala się głaskać.
Jednak agresji nie ma.
Kolejne przesłanie
Uwalniam się przymusu bycia agresywnym, bo taki jest natura człowieka
Widzę agresję innych, znam ją, jednak sama z niej nie korzystam
Stoimy w padającym deszczu na podeście, jest nas 4 głaskających i 3 pływających. Nikomu pogoda nie przeszkadza.
Wszyscy są spokojni i cieszą się z kontaktu z ciałem tego stworzenia, całując, tuląc się do niej.
Ona bawić się nie chce, chce jak kot głaskania. To przewraca się na brzuszek, to daje płetwę pod ludzkie ręce. Przykład na to, że nawet dzikie zwierzęta rozkoszują się ludzką czułością.
W pełnym zaufaniu, radości, miłości.
Pozwalam sobie na czułość wobec siebie i innych.
Delfiny, które miały kontakt z człowiekiem nawet wypuszczone na wolność szukają z nim kontaktu, z jego czułością a człowiek, jest różny niestety. I potem giną z rąk tego człowieka.
Taki przykład, że człowiekowi jako gatunkowi nie wolno zaufać.
Widzę jacy są ludzie i ufam tym właściwym.
Właśnie te zwierzęta żyją w otoczeniu ludzi, którzy na swój sposób o nie dbają i chronią je, gdyż przeciętny człowiek ma tendencje do zawłaszczania, zabijania, rozbijania. Widać to tutaj gdyż praktycznie nie widać kaczek wokół jezior, a jak jakaś jest zaraz słyszymy, że trzeba ją zabić. Wyrąbać drzewo, zabić zwierzęta, zdeptać grzyby – nawet bez potrzeby. Poczuć się Panem przyrody, wyrwać jej co można, bez szacunku wdzięczności, potrzeby….
Uwalniam się od potrzeby bycia Panią Przyrody
Pozwalam sobie na współdziałanie z przyrodą w pełnym szacunku, zaufaniu, pokorze
Takie zwierzęta jak nasza Waria to aniołowie, pionierzy którzy pokazują człowiekowi, że światy ludzi i zwierząt mogą się łączyć. Trzeba tylko podnieść świadomość ……. ludzi i uzmysłowić im, że nie trzeba zabijać innych, aby przeżyć tutaj na ziemi.
Uwalniam się od przekonania, że trzeba innych zabijać, aby przeżyć na ziemi
Uwalniam się od przekonania, ze muszę czerpać energię z zewnątrz, aby przeżyć
Pozwalam sobie generować własną siłę do życia.
Refleksje, refleksjami jednak przede wszystkim spotkanie z biełuszką to czas prostej radości, takiej chyba najprostszej jaką znam, bez zbędnych ozdobników, w pełnym zaufaniu.
Radość, radość przepełnia mnie każdego dnia
W pełnym zaufaniu do siebie, Boga kroczę przez życie w pełnej radości.
Zamiast 30 minut byliśmy u biełuszki 80 minut ciesząc się ze wspólnego spotkania tak po prostu, spotkania, dotyku bycia.
Tutaj filmik z naszego spotkania
W tym czasie na morzu pojawiła się foczka, na niebie przeleciał kruk. Taki znak, że gdy jest się w energii radości tworzy się magia i cała przyroda zaczyna współtworzyć przestrzeń.
Zaufanie radość, miłość buduje mój kontakt z rzeczywistością.
Dziękujemy, dziękujemy za to spotkanie, tak niesamowite, tak dalekie od oczekiwań (myślałam, że będzie show i jeden głask), tak piękne i radosne.
I na koniec ostatnia cecha różniąca biełuchę od delfina, biełuszka nie skacze, mimo że ma bardzo gibkie ciało (chyba, że jest wytresowana od małego).
Z uwagi na brak agresji w delfinariach zastępuje się delfiny, biełuchami. Miejmy nadzieję, że nastąpi to również dla rozwoju dla nich, a nie tylko ludzi.
Jeszcze raz dziękuję Warii i temu, że w czasie pobytu na Kuzowa biełuszki nie pokazały się, bo przecież wtedy nie przyjechalibyśmy do Warii w gości i nie doświadczylibyśmy jej czułości.
Święto Louhi z patelniowym prezentem.
Louhi – święto miasta z patelniowym prezentem 4-6 sierpnia 2016
Louhi kolejne małe miasteczko na naszej drodze powitało nas informacją, że w najbliższą sobotę jest tutaj święto miasta.
– Dziś czwartek poczekajmy – powiedziałam do Bartka – może coś napiszemy o Kuzowa.
– Miasteczko położone wśród leśnych jezior, nasycimy się inną energią niż Kuzowa – dodałam.
Znaleźliśmy miejsce nad jeziorem około 2 km za miasteczkiem, niedaleko rybackich dacz i garaży . Typowe miejsce piknikowe.
Poprzednicy zostawili troszkę śmieci, drzewo na ognisko, ale przede wszystkim grubą patelnię metalową do smażenia na ognisku.
Wielki dar wszechświata. Ojjj… potężny
Na Kuzowa rozkochaliśmy się w gotowaniu na ognisku, co jest „narodowym” sportem biwakujących Rosjan, tam pożyczono nam blaszankę do gotowania i patelnię. Jednak teraz byliśmy już bez nich. Chcieliśmy coś kupić, jednak albo były to duże kociołki 5 i więcej litrowe, albo aluminiowe (nie chcemy gotować w aluminium) , a tutaj prezent przestrzeni stalowa porządna patelnia na tyle głęboka, że można w niej i zupę ugotować. Do tego nasza płytka teflonowa patelnia jest tych samych rozmiarów i może służyć jako pokrywka (tak aby jedzenie nie przesiąkło dymem).
Rewelacja…
Wszechświat wiedział, że potrzebujemy naczynie do gotowania i zaprowadził nas w to miejsce. Była to najlepsza opcja jaką mogliśmy dostać.
Wdzięczność za dary wszechświata przepełnia moją duszę
Taka prosta rzecz, która daje tyle radości. Zaraz na patelni zrobiliśmy placuszki drożdżowe i grzyby, wyszły super.
Były solo, z grzybami, jagodami.
I grzyby rzecz jasna, bo las dalej karmi grzybami, borówkami.
Od borówek uginają się krzaczki, dlatego postanowiliśmy kupić plastikowe grabki do zbierania (dzierpce po naszemu) i ostrożnie, aby nie zniszczyć krzaczków zbieraliśmy boróweczki.
Uwaga: w Polsce zbieranie w ten sposób jest zabronione.
Tutaj reklamują się skupy płacące po ok. 100 rubli (6 zł) za kilogram borówek – jest ich pełno wszędzie (maroszka 500 rubli – 30 zł za kilogram w skupie).
I gdy krzaczki są oklejone owocami to zebranie kilograma, ostrożnie i bardzo spokojnie, bez zrywania liści zajmuje około 15 minut.
I tak znów minął nam kolejny dzień na obserwacji lasu, a może cieszeniem się kontaktem z nim. Takie wtapianie się jeden w drugiego. Nasycając się sobą nawzajem.
A samo święto troszkę nas znudziło. Były zespoły regionalne i w stylu rosyjskim i karelskim, do jedzenia szaszłyki (specjał rodem z Kaukazu za 10 zł. za 100 g), troszkę rękodzieła i jakieś zabawy dla dzieci.
Zresztą popatrzcie sami jak nam się święto pokazało.
Wieczorem miała być impreza dla młodzieży, jednak stwierdziliśmy, że to nie do końca nasze klimaty i pojechaliśmy na północ.
Suszenie nad rzeczką i borówkowe refleksje
Suszenie nad rzeczką i zakupy w Kiem 2-3 sierpnia 2016
Cywilizacja, to i sklepy. Jakie było nasze zdziwienie gdy wchodząc do sklepu do prawie miesięcznej niebytności w nim, wyszliśmy z paroma produktami. Bo powiedźcie sami… czy jest coś lepszego niż pyszna borówka prosto z krzaka, która mówi poczęstuj się, grzyby które wyrastają prosto koło namiotu, czy laminaria zebrana w morzu?
Do tego przesiąknięte to jest energią morza, wiatru, niesie informację stworzenia nie zakłóconą inni pośrednikami.
A w sklepie …… wszystko przetworzone, warzywa owoce przejechały kawałek świata aby tutaj dotrzeć nasiąkając różnymi energiami.
Pamiętam jak na wyspie Wania przyniósł nam pomarańcze, czy innym razem kawałek nektaryny… smakowały jak coś bardzo egzotycznego, luksusowego. Obiecywałam sobie, że jak znajdę się w cywilizacji nasycę się owocami i…….
Zjadłam pomarańczę, brzoskwinię, kawałek arbuza, kiwi wszystko było średnie. Było odmianą w diecie, jednak co smakuje najlepiej?
Boróweczki prosto z krzaka!
Przyroda, która rośnie koło nas daje nam to czego tak naprawdę potrzebujemy, wszystko sprowadzane gdzieś z „daleka” daje informację o tamtych terenach. Jednak weźcie pod uwagę jeden fakt, że boróweczka rośnie dziko na krzaku, a owoce, warzywa które przyjeżdżają z daleka są uprawiane przemysłowo, a potem aby dobrze zniosły podróż konserwowane do niej, a na poziomie energetycznym informacji o samym owocu jest niewiele, jest tylko informacja smakowa dla umysłu, a dla ciała ….
A tutaj boróweczki są prawie tak duże jak te amerykańskie u nas, a smakują jak najlepsze dzikuski. W Finlandii większość borówek jest eksportowana do Japonii, bo według japońskich badań właśnie północne borówki mają najwięcej witamin, antyksydantów itp. gdyż mają najwięcej światła (dzień polarny). Osiągają wysoką cenę. Z uwagi na ten fakt do Finlandii sprowadza się do sklepów tanie borówki z Polski (mniej światła przy dojrzewaniu).
Światło, które było praktycznie całą dobę prześwietlało nasze ciała, a dodatkowo wprowadzaliśmy je do ciała jedząc borówki.
Dla mnie ma duże znaczenie czy roślina, którą spożywam jest wygrzana na słoneczku, czy rosła dziko, czy też pochodzi z przemysłowych upraw Hiszpanii, Maroka, Izraela (rosną na matach, w tunelach i są podlewane chemią). Ta sama roślina, a jakże inna. Dzika roślina rośnie jak chce, gdzie chce, najlepsze owoce daje w miejscu gdzie jest jej najlepiej, przemysłowa musi rosnąć w określony sposób w określonym miejscu, pod pręgierzem utraty życia gdy będzie nisko plenna.
Czy to nie ma odniesienia do tego jak żyjemy?
Uwalniam się od przymusu życia w określonym miejscu, w określony przez innych sposób
Żyję wolno w miejscu gdzie najbardziej mogę się rozwijać.
Rozpisałam się o tych boróweczkach …. powiem szczerze nigdy w życiu ich tyle nie zebrałam i nie zjadłam – co na wyspie, a przecież sezon jeszcze trwa.
Poza zakupami udało nam się nad rzeczką dosuszyć ubranie. Wszystko co mieliśmy na wyspie było przesiąknięte wilgocią, część rzeczy nie zdążyła jeszcze doschnąć po ostatniej ulewie.
Opieka Boga znów była większa niż moglibyśmy przypuszczać. Po prostu następny poranek po powrocie z wyspy był bardzo ciepły.
Dziękujemy za ten kolejny cud i jedziemy dalej na północ
Pożegnanie Kuzowa nieść radość w świat
Pożegnanie z Kuzowa 1-2 sierpnia 2016
Przy każdej wycieczce miejsce odsłaniało kolejne ścieżki kolejne miejsca. Idąc któryś już raz tą samą ścieżką mieliśmy wrażenie, że jest inna. Nic nam się nie nudziło. Jednak gdzieś w głębi czuliśmy , że czas rozstać się z wyspą. Okres pobytu trwający ponad 3 tygodnie w potężnym miejscu siły, gdzie każdego dnia wszystkie żywioły tańczyły ze sobą swój radosny, pełny radości, przejrzystości taniec szczęścia.
Łezka kręciła się w oku na sam moment rozstania, jednak ….
Zapadła decyzja czas jechać, Zachar obiecał nas odwieść do Kem, gdyż ja nie chciałam płynąć z Igorem (imprezowiczem z którym płynęliśmy w tamtą stronę), jednak ostatnimi czasami Zachar podpijał (czego nie robił przez pierwsze 2 tygodnie naszego pobytu) i odsuwał z dnia na dzień wspólny wyjazd. A może my sami nie mieliśmy determinacji do wyjazdu…..
Po ulewnym deszczu, połamaniu masztów w naszym namiocie, pożyczenia z tutejszej wypożyczalni innego , przenieśliśmy się na wschodni brzeg – przy izbiczcze strażników przyrody i głównym miejscu dobijania małych łódek do wyspy.
Więc zawsze będziemy wiedzieć kiedy coś przypłynie, łamiąc namiot wszechświat powiedział na ten moment dość, idźcie w świat, w inne energie. Chcieliśmy płynąć w poniedziałek, jednak Zachar stwierdził – że nie dzisiaj. Przyjęliśmy to z pokorą. Jednak jutro płyniemy – czy z Zacharem, czy nie – zapadła decyzja.
A w poniedziałek poszliśmy na spokojnie pożegnać się z całą przestrzenią. My żegnaliśmy się z nią i ona z nami.
Posyłaliśmy najlepsze życzenia jakie mogliśmy, dostaliśmy na pożegnanie jeden z piękniejszych zachodów słońca, super smaczne borówki, tyle grzybów, że mogliśmy je przyrządzić dla wszystkich znajomych.
Takie piękne „do widzenia” z dwóch stron.
Ostatnia noc …….
I nadszedł poranek…. jakaś parka przyszła na brzeg z plecakami.
– Dokąd płyniecie? – zapytaliśmy .
– Do Kem – odpowiedzieli .
– O której wasza motorówka będzie? – dopytaliśmy.
– Jedenastej – dorzucili.
– A możecie poczekać kilka minut, abyśmy i my mogli się pozbierać, bo jest już 10,45 – zapytaliśmy.
– Jak kapitanowi to nie będzie przeszkadzać nie ma problemu – dodali.
Super i zaczęliśmy się szybko pakować.
Zachar schował się ze wstydu (przecież od dwóch tygodni obiecywał nasze odwiezienie, a teraz wtopił z tym alkoholem), a my zdając się na duchy miejsc liczyliśmy, że nie przyjedzie Igor tylko Żenia, choć czekająca parka zamawiała łódź przez centrum turystyczne – a więc Igora. Ojjj…. tutejsze łódkowe machinacje.
O 11,15 byliśmy spakowani, jednak łódki nie było, 12 łódki nie ma, 13 łodki nie…… Parka chodzi wściekła, próbuje interweniować telefnicznie , na szczęście pociąg mają dopiero wieczorem, a wyspa nie chce wypuścić, a może ……..
Żegnamy się z Zacharem, Wanią, Jarkiem kolejny raz z duchami wyspy i zdajemy na prowadzenie, chcemy w bezpieczny, spokojny sposób wydostać się w wyspy. Od rana jest cisza na morzu, więc fajnie byłoby już……
O piętnastaj przypływa Żenia – wysadza pięciu wojskowych w mundurach….z bronią. Jednemu nawet w czasie wyskakiwania z pontonu na plażę wypada w piasek automat ……(ojj.. widać, że nasz czas się tu skończył!).
Bartek intuicyjnie od razu pyta – to na niedźwiedzia? – ale odpowiedzi brak. Karabiny , pistolety , noże, mundury…..napięte, srogie miny…. jak to się czuje po 25 dniach w przyrodzie, w miejscu wysokowibracyjnym. Uczulamy na to strażników.
Żenia obiecuje przypłynąć za godzinę, bo teraz musi dalej jechać na Sołowki po ludzi.
Tak Żenia wiedziałam, że on przyjedzie, wszyscy opowiadali o nim dobrze, poza dowozem motorówką na wyspę – również odwozi na dworzec, czy odbiera z dworca, można się z nim dogadać aby zrobił zakupy żywności (ale o tym dowiedzieliśmy się 2 dni przez wyjazdem ).
O 16-tej podpływa Żenia, a z łódki już witają się z nami nasze znajome z Krymu Natalia i Irina. Jakie piękne pożegnanie,
Zachar podwozi nas pontonem do motorówki i ….. „Dowidzenia”, gdzieś łezka w oku się kręci, jednak Natalia z radością macha do chłopaków na wyspę, a potem zanurza się w radosnych opowieściach.
Z radością żegnam przeszłość
Z radością odpuszczam miłe chwile, piękne miejsca, z radością idę w nowe.
Natalia dziękuję
I tak po około 40 minutach „wylądowaliśmy” w port Kem w cywilizacji, nie widzianej od 25 dni. Gdy przyjechaliśmy sezon się zaczynał, teraz widać że jest w pełni. Pełen parking samochodów (jest strzeżony ) i masa ludzi. Inny świat.
Jednak ten z pozoru „inny świat” miał od razu dla nas przekaz, piękną tęczę która rozprysła gdzieś nad lądem mówiąc :
Doświadczyliście piękna, raju, jesteście nim, nieście je dalej …….
dziękujemy za to powitanie.
A teraz może refleksja odnośnie łódek pływających na Kuzowa.
Są dwie małe motorówki Igora i Żeni.
Z Igorem jechaliśmy na Kuzowa, strasznie niemiło, butnie, alkohol w ręce, wiele razy widzieliśmy jak spóźniał się na umówiony przyjazd czasem i o godzinę czy dwie. Czy tak jak po tą parkę wracającą z nami z Kuzowa – wcale nie przypłynął. Układ z nim ma informacja turystyczna w porcie. Poza tym alkoholik, pił jak nas wiózł.
Żenia młody chłopak, przesympatyczny pływający od roku, odbiera z dworca kolejowego samochodem i również tam odwozi. Punktualny, rzeczowy, otwarty na współpracę.
Podaję telefon tylko do niego – nr telefonu +79210135598 – łódka Nowaja Ładoga.
Cena 1100 rubli (70 zł.) – przy normalnym kursie przy większej ilości osób. Przy 1-3 osoby – ceny ustalane indywidualne. Jednak z tego co słyszeliśmy to, Żenia z 2 osobami jechał za 3000 rubli, a Igor gdy przyjechał po ludzi w czasie ulewy to chciał 7500 rubli.
P.S. Bartek myślał że włosy siwieją jak jakiś egzemplarz włosa jest stary i ze starości się odbarwia. A tu na jego brodzie niektóre centymetrowe też białe…